Z życia Wspólnoty Właścicieli: Agencja Ochrony

N chodzi ostatnio często na grilla. Nie tyle nawet, że lubi, ale jakoś tak się utarło, że co i raz na ichnim podwórku (sąsiadka z trzeciego, co zamiast numeru ma na samochodzie swoje imię Zuza uwiecznione, mówi, że: na patio ) są robione składkowe grille.

Jest to wcielenie w życie pomysłu nowego (od niedawna nastałego) Prezesa Wspólnoty, żeby w przyjemnej rozmowie stanowiska ucierać. Bo bez tego ani rusz. To nie spółdzielnia (za przeproszeniem) tylko Wspólnota Właścicieli. On czterdzieści lat we spółdzielni mieszkał, to wie.

Wedle opowiadań tego, tam N, tak siedzą sobie, jeśli pogoda sprzyjająca, gadają i spożywają. A pan Wacław roznosi, bo każdy coś tam dorzuci. Prezes Wiaderek przynosi kiełbasę, administrator coś piecze mięsnego, gość z trzeciego, co trzyma handel jabłkami, kompotu narobi, N zawsze kilka flaszek taniego zorganizuje. I tak każdy: jeden golonkę, co jemu została po wizycie szwagra, a drugi dwie zgrzewki króla. Albo jajka na twardo.

No, może prawie każdy, bo w kącie siedzi zazwyczaj jeden taki, to się jakoby z dolnego Mokotowa przeprowadził i wyrzeka, że Grochów to złe miejsce, dla człowieka jego stanu i opozycji. Ludzie zbyt prości, niedobrzy, złodziejstwo i hałas po nocy. I, że jak tylko coś się zwolni na Saskiej Kępie, to on się zaraz tego podłego miejsca wyprowadza. Ten faktycznie nic nie przynosi, tylko konsumuje na krzywy ryj. Ale śmieszne przy tym robi miny, więc mają go za rozrywkę. Tak przynajmniej mówi N, ale on zazwyczaj wraca w stanie wskazującym, więc do końca wierzyć mu nie można.

Sam N, mimo że nieduży, łysy i małomówny, zażywa na tych imprezach niejakiej powagi. Bez niego nie zaczynają. Co prawda, wychodzi na to, że to nie tyle jego samego tak niemożebnie szanują na tym grillu, ale raczej jego powierzchnię lokalową. Z garażem. Bo we wspólnocie się głosuje wedle powierzchni, a N powierzchnię posiada poważną. W zasadzie, jeśli by się uprzeć, to jakby, zamiast robić grilla, poszedł na wódkę z Prezesem Wiaderkiem i jeszcze jednym takim małomównym z pierwszego piętra, co trzyma wywiadownie gospodarczą i biuro pisania podań, to by wystarczyło. Ale że są szczerymi demokratami i lubią zapach dymu, więc robią grilla i wszyscy właściciele posesji są zapraszani.

Ostatniej soboty N zabrał karton taniego argentyńskiego wina i długo balował, bo sprawa była jakoby poważna. Z drugiej strony, zawsze jest poważna, skoro można się napić i karkowy z ognia, na świeżym powietrzu, opchnąć. Jak wrócił, to był napity, ale od nażarcia spać nie mógł, więc miał ochotę pogadać. A że kobiety spały i lepiej, dla niego, żeby ich nie budzili, więc do Pana Y się przysiadł i zaczął opowiadać. Opowiadał mętnie i zawile, jak każdy napity i za dużo stawiał przecinków, bo mu czkawka psuła wywód.

Okazało się, że jedna znana w mieście Agencja Ochrony, co z lepszej dzielnicy przyszła, nie dość, że interes na Grochowie zamiaruje rozkręcić, to jeszcze z tą, tutaj, naszą Wspólnotą Właścicieli chce zrobić interes.

Rozchodzi się im o to mianowicie, że mają poważny kontrakt na ochronę tego molocha, którego budowa powoduje, że N od roku niedosypia. Ale, żeby przypilnować tej budowy, co się obok wspólnotowej kamienicy odbywa, to muszą ją z zewnątrz obserwować i w związku z tym, chcieliby na budynku wspólnotowym doinstalować rozmaite nowoczesne kamery i inną infrastrukturę. A także samo, jednego, co najmniej obserwatora na krzesełku na półpiętrze posadzić. Dla szybkiego reagowania.

W obrębie Wspólnoty wykrystalizowały się rozmaite stanowiska, które w atmosferze grilla ujawniały się łatwo i prawie bezkonfliktowo.

Jedni tacy z pierwszego, co mają kłopot z upilnowaniem córki i wnet, po raz drugi zostaną za niewinnych dziadków, powiedzieli, żeby się nie zgadzać. Że z tych urządzeń to tylko będzie promieniowanie i że zagrożenie wzrośnie. Wzrośnie z dwóch, jak twierdzili, powodów.

Po pierwsze miejscowa ludność nie należy do najspokojniejszych i jak zobaczy, że u nas na kamienicy jest ta instalacja, to zaraz się na nas obrazi i na złość nam kamieniami szyby powybija.

A ponadto, po drugie, w związku z instalacją będą nam się po domu kręcić ci z agencji, i jak zaznaczył sąsiad, patrząc N głęboko w oczy, nikt już swojej córki nie upilnuje.

Na to zabrał głos były prezes, który, jako właściciel, obok N zamieszkuje i powiedział, że instalacja leży w żywotnym interesie naszej Wspólnoty. On po to ten interes nakręcał, żebyśmy byli bezpieczniejsi. Po przecież, jak już u nas drogowata instalacja będzie, to samo się przez się rozumie, że Agencja ją chronić będzie, a instalacji pilnując i nas przypilnuje. No i przecież, chociaż ten na krzesełku będzie sam jeden, to nie w jego jest, ani w agencyjnym, interesie, kamieniem od miejscowej ludności w czerep dostać. Więc w razie jakby, co, do czego, czy coś, to jego koledzy zaraz nadlecą i nam infrastrukturę ocalą.

Potem piwa sobie dolał (przez opozycję do Wiaderka, co argentyńskie od N ciągnął żwawo) i przypomniał, że jak dwa lata temu sąsiadka z drugiego, kwiatek na półpiętrze, dla ozdoby podobno (bo Pan Wacław twierdził, że po to, żeby on, a nie ona, jego, znaczy się tego kwiatka, podlewał) postawiła, to go ukradli już na drugi dzień, mimo, że Pan Wacław wszystko przez podglądową kamerę widział. Tyle tylko, że zanim buty wzuł i do drzwi doleciał, to kwiatek już na bazarze przy Wiatracznym rondzie był sprzedany nieznajomemu człowiekowi. I kamfory dostał.

Na to sąsiadka z parteru, co jadła grillowanego bakłażana, zaznaczyła, że ona ma ten interes w siedzeniu (na co wszyscy z szacunkiem i współczuciem głowami pokiwali), bo z jej perspektywy, to drzwi cały czas będą trzaskać. A także samo, że nie może to tak być, żeby taka Agencja bez osobnego opowiedzenia się w te i nazad po posesji latała. I jak mieszkała w spółdzielni to agenci krugom po blokach latali i kradli, co popadło. Aż przez to całą spółdzielnię rozwiązano i lokatorzy na dziadów woreczkowych wyszli. No chyba, że z tamtą Agencją trzymali, bo ci jakoś sobie dali radę. Niesprawiedliwie.

Na to już nie wytrzymał nowy Prezes Wspólnoty, Wiaderek i odstawiwszy szklankę z argentyńskim, zaznaczył, że po pierwsze, to może ona by zaległe uiściła opłaty, bo to nie spółdzielnia i nikt za nią płacić nie zamierza, po drugie zaś, że trzeba negocjować lepsze warunki z Agencją. Tu poczerwieniał trochę i obtarłszy czoło papierową chusteczką, zaznaczył, że były prezes faktycznie obiecał tej Agencji wszystko za darmo całkiem, a w zeszłym tygodniu wysłał do nich nawet żonę swoją Natalię, żeby im dała. Tu odkaszlnął i sprecyzował, że klucze wejściowe do dorobienia miała im dać. Na szczęście kobieta nie najsilniejsza w umie była i zaniosła im klucze od działki rekreacyjnej. I on, znaczy Prezes Wiaderek, wszystko to widział, bo jak raz tam był z panem Wacławem, dla twardej negocjacji w obronie naszych interesów.

Warunek taki został, jak twierdził dalej Prezes, postawiony, żeby oprócz tej zewnętrznej instalacji były jeszcze za darmo państwu Właścicielom prywatne czujki pozakładane po domach i wręczone osobiste urządzenia do wzywania pomocy, w razie miejscowa ludność przyjdzie szyby wybijać. Albo inne wykaże zainteresowanie majątkowe czy osobiste.

To się wszystkim spodobało, więc sobie naleli piwa, albo argentyńskiego, co je N przyniósł i przez chwile była cisza taka, że dał się słyszeć ten z Mokotowa, co przy ścianie siedział i w głos twierdził, że wino jest kwaśne i, że takim kwaśnym nie powinno się ludziom głowy zawracać. I ze na Saskiej Kępie nie jest kwaśnie. I że to jest chamstwo, że wszyscy są grzeczni.

I wtedy, trochę poniekąd dla zagłuszenia, ojciec trojga niepodobnych do niego dzieci, z parteru, ale dalej od drzwi wejściowych, zapytał Prezesa Wiaderka, co na te twarde i sprawiedliwe warunki Agencja powiedziała?

- Nie zgodzili się – powiedział prezes Wiaderek – i zaproponowali kompromisowo, że każdemu dadzą krowi dzwonek na szyję, żebyśmy dzwonieniem intruzów odstraszali a sami się do kupy zbierali i dawali odpór.

Wszystkich aż zatkało na tę bezczelność, a Administratorowi z sykiem powietrze płuc zeszło.

Prezes wykorzystał ciszę i zaznaczył, że się nie poddajemy i dla podniesienia jakości życia i bezpieczeństwa życia Wspólnoty negocjacje, pod jego stanowczym kierownictwem, trwają, choć przez wybryki dawnego prezesa są utrudnione.

Ale żeby się nie przejmować ani tym, ani nawet sąsiednią kamienicą, która już się zgodziła kable do tej instalacji u siebie przeprowadzić.

- A po co im kable, jak my im zgody nie damy? – zapytał młody z poddasza, co nic nie pił, mięsa nie jadł, ale dziwnym słodkim dymem podjeżdżał.

- W zasadzie po nic, być może – odpowiedział Wiaderek – ale ci w kamienicy mają obiecane, że tymi kablami tani Internet im Agencja dostarczy i odkodowane programy do nocnej telewizji.

*

N zaczął przysypiać, ale Pan Y mu monitorem w oczy zaświecił i pyta, co on, znaczy N, właściciel z metrażem i głosem ważnym, o tym myśli, bo dziwnie cicho siedzi, a bez jego metrażu i tak się decyzji nie podejmie.

N zastanowił się trochę i powiedział, że to jest tak, że on ma mieszane uczucia.

Po pierwsze lepiej taką Agencję mieć po swojej stronie to raz. Więc on jest za instalacją. Co do zasady. Bardziej dla Agencji niż dla walki z miejscową ludnością. To jest raz.

Tym bardziej, że to nie jest ta Agencja, co sąsiadka wspominała. Oni po spółdzielniach nie robią, ale zasadniczo w lepszych są zatrudniani dzielnicach. I za krzywą robotę na bruk się u nich wyrzuca. Tak wiec stanowczo z innych sie dzielnic wywodzi i co prawda istniej niebezpieczeństwo, co do panien (tu N zaniepokojony zerknął ku sypialni dziecka) i łatwiejszych mężatek, ale stanowczo mniej są złodziejowaci i czyści są w sobie. Zwłaszcza zaś żeby mają białe, a nie takie, ponaprawiane dentystyczną trójką. To jest dwa.

Z drugiej strony, dawać nawet sympatycznemu gościowi klucze od domu za bezdurno, to jest głupota samoistna. Jasne, że byłoby fajnie, gdyby założyli te czujki i dali alarmowe sygnalizatory. I najlepiej jakby jeszcze obiady gotowali. Ale zdaniem N same czujki z sygnalizatorami przy drzwiach też by wystarczyły. I ku temu trzeba iść. To jest trzy.

- A tak poza wszystkim – powiedział ziewając – to wcale nie wiadomo, czy ta budowa podpisała z nimi umowę na obserwowanie. I to mocno jest niepewne, na dodatek, jak twierdził, bo dyrektor na budowie się zmienia po wakacjach.

Na niewiadomo kogo, na razie. Wiec tak naprawdę, to nic nie wiadomo. To cztery.

I w końcu powiedział, żeby mu Pan Y głowy nie zawracał, bo zaczyna go ta głowa po argentyńskim boleć, a miejscowa ludność staje się coraz bardziej męcząca, zwłaszcza jak śpiewa po nocy…

I wcale nie ma pewności, czy ta Agencja na nią poradzi. Więc on idzie spać, a przed snem pomyśli o przeprowadzce na Żoliborz, gdzie, przez bliskość morza zapewne, powietrze jest przyjemniejsze.

I poszedł spać. A Pan Y jeszcze długo rozmyślał, czy daliby sobie radę na Żoliborzu, gdzie przecież też jest miejscowa ludność.

I to całkiem obca…

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Y ayco

coby nie mówić,

proszę pozdrowić przez N panią Natalię z inwentarzem i dziadków, tych niewinnych

Pan Andrzej się nachwalić nie może, a ja sobie z przekory poszukam słabego punktu

w końcu urlop mam już i czasu starczy do połowy lipca, prawda?

pozdrawiam kanikułowo

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


Panie Maxie,

ależ proszę się nie krępować i szukać tego punktu.

Co prawda znam punkty, których szukanie jest zabawniejsze (przynajmniej było, w dawnych czasach), ale mnie nie przeszkadza cudze odmienne zdanie.

Proszę szukać, znajdować i wytykać!

Ja urlopu jeszcze nie mam, ale mam cichą nadzieję, że do września nie założę krawata.

Pozdrawiam z tą nadzieją


ROTFL!

“I że to jest chamstwo, że wszyscy są grzeczni.”
Zresztą całość smaczna i dymem pachnąca

:)


Nie wiem co to znaczy,

że ktoś się txt podpisuje, ale za dobre słowo dziękuję

I pozdrawiam, bo nie można inaczej…

PS Od razu tak podejrzewałem, Panie Sergiuszu, że to Pan. Saluto!


Panie Yayco

już zacząłem wietrzyć spisek i nawet screenshota zrobiłem, ale wygląda na to, że się wyjaśniło…

Pozdrawiam, co do grilla jako takiego, pozostając z dystansem


Panie Merlocie,

ponieważ odnoszę wrażenie, że jest taka potrzeba, to wyjaśniam, że to przenośnia była.

I proszę nie wietrzyć nadmiernie, bo dostanie Pan reumatyzmu

Pozdrawiam zdrowotnie


Spisek dostanie,

Panie Yayco.

I dobrze mu tak.

Kłaniam się dosłownie


Pan jest ryzykant, Panie Merlocie

jak nie na reumatyzm, to na zastrzał się Pan naraża…

Pozdrawiam


Panie Yayco,

ponieważ w dniu dzisiejszym ma Pan na mnie wpływ terapeutyczny w najlepszym znaczeniu tego słowa, cichutko powiem tylko, że lepszy zastrzał niż postrzał.


Panie Yayco

z tym szukaniem to może byc kłopot, zupełnie jak z punktem odniesienia , niby wszystkim się wydaje, niby wszyscy wszystko wiedzą, skądś znają a tu się w końcu okaże że to nie grill był tylko osiemnastka:)

także ostrożnie wycofuję się z zapowiedzi

komisja się jeszcze zbierze na grillu i wszystkim podwyższy fundusz remontowy, tak, tak to ten co jest a nikt nie wie gdzie się podziwa od lat

sam się gubię

to pewnie przez stres, że jutro nie do pracy

ciekawe czy mój budzik już o tym wie

pozdrawiam w zakłopotaniu

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie

budziki to straszne są urządzenia.

Mnie budził kiedyś budzik w telefonie i drugi w PDA.

I ja, głupi, narzekałem.

Teraz mnie budzi klasa robotnicza, za pomocą młotów pneumatycznych, pił tarczowych i innych takich, co to ja nawet nie wiem co to jest.

Tęsknię za budzikiem, proszę Pana

Pozdrawiam, cisząc się Pańskim urlopem jak własnym


Panie Merlocie,

proszę nie być zachłannym.

Nie wszystko na raz.

Pozdrawiam


.

.


Dziękuję Pani Magio serdecznie,

za pochwałę.

Pragnę zaznaczyć, że wywołanie u Pani uśmiechu jest dla mnie satysfakcją samoistną, z którą sie będę obnosił.

Pozdrawiam z deszczem


Panie Yayco

aż mi kawa wystygła była, bo przeczytałem sobie dwa razy…
w każdym razie obraz sfotygowanej…. ups, sfatygowanej Pani Natali klucze od działki rekreacyjnej wręczejącej wiadomej Agencji nie daje mi spokoju…

pozostając w uśmiechniętym poważaniu…


Panie Griszkqu,

daj Pan spokój znerwicowanej kobiecie, która robi co jej małżonek powie i na dodatek, nie rozumie nawet , biedactwo, po co.

Pozdrawiam, popijając herbatę


Panie Yayco

ja wprawdzie Pani Natali osobiście nie znam, ale jakoś postrzegalem ja zawsze jako kobite cienia wlasnego sie bojaca i jednoczesnie niezwykle rozlazla i powolna… a Pan pisze, ze ona dodatkowo znerwicowana jest… biedaczka… doszukac sie staram w sobie jakiegos cienia wspolczucia dla niej… staram sie… no nadal sie staram.

troche natomiast zdziwila mnie reakcja prezesa (bylego) na odpowiedz Agencji w kwesti zaproponowania lokatorom dzwonkow na szyje miast powiadamiaczy/ostrzegaczy elektronicznych. Pan N powiadomil był Pana Y o oburzeniu zgodnym lokatorow, a tymczasem ja sie spodziewalem, ze prezes (byly) wrecz przeciwnie – zacznie chwalic pomysl z dzwonkami jako prosty, skuteczny, dopasowany do warunkow miejscowych i – jako naturalny – nie zwiazany ze szkodliwym oddzialywaniem pol elektromagnetycznych, na ktore to mieszkancow chce narazic prezes Wieczorek, zalatwiać chcacy osobiste powiadamiacze elektroniczne, z oczywista oczywistoscia szkodliwe dla ludzkiego organizmu…
no ale to w koncu Pan N byl na rzeczonym grillu i pewnie pomimo przyjecia ilosci wina argentynskiego w wiekszych ilosciach, pamieta dobrze.
a w kwestiach technicznych: czy na grille patiowe Pan N zabiera dekanter/y?

pozdrawiam, nad herbata zielona sie zastanawiajac…


Panie Griszqu,

pani Natalia jest typową, nieco zahukaną kurą domową, która wychodzi z pieskiem. Takim malutkim, na pajęczych nóżkach. Jak przechodzi przez Prochową ulicę , to się trzy razy rozgląda i dwa razy zawraca. Miła kobieta, chyba, ale N twierdzi, że nie slyszał, żeby sama z siebie powiedziała coś więcej niż – Dzień dobry.

Co do reakcji byłego prezesa, to szczerze mówiąc, N twierdzi, że nie pamięta. Odwrócony był, nakładał sobie mięso, albo nalewał prezesowi Wiaderkowi (bo on się Wiaderek nazywa, ten prezes). Jak to na imprezie. Ale mogło być tak, jak Pan pisze, bo ten poprzedni to z tych co zawsze mają rację i potrafią nawet uzasadnić wykręcenie wszystkich żarówek na klatce schodowej potrzebami ekologicznymi ludzkości.

A dekantera oczywiście N nie zabiera, bo by jemu potłukli zapewne, a jest przywiązany emocjonalnie. Te wina, co tam zanosi, to raczej dekanterów nie wymagają. Większość win nie wymaga, co i dobrze.

Pozdrawiam, rozważając dobór wina do obiadu


Panie Yayco

no fakt – nie wiem skad mi ten Wieczorek sie wziął był.
mam nadzieje, ze prezes Wiaderek nie obiecuje, ze teraz to zarowki na klatce schodowej to same z siebie beda swiecic, w ramach sprawiania przyjemnosci mieszkancom, wiec niech mieszkancy przechodzac pod zarowka usmiechaja sie do nich promiennie, bo jak wiadomo uśmiech, milość i milusińskość ogólna wystarczą.

a moze Pane Yayco jakaś ogólna sciągawa, jake to wina wymagaja dekantera?

pozdrawiam, pozostajac w rozmyślaniach nad smarowidlem do chleba na drugie śniadanie…


Panie Griszqu,

na razie Wiaderek zorganizował te grille, co już jest rozrywkowe, samo w sobie.

Zwłaszcza,że poprzedni to robił nudne zebrania, na których pokrzykiwał, że jak ktoś w Spółdzielni był wychowany, to we Wspólnocie na ścianach brzydkie pisze wyrazy (a to jego syn pisał, nota bene ).

I straszył szwagrem, co jest na komisariacie okolicznym zatrudniony.

Więc od samego tego grilla ludzie są bardzie pouśmiechani. A żarówki wróciły. Droższe, ale za to podobnież ekologiczne.

Co do dekantera, to przyznam, że nie umiał bym tak uogolnić.

Ja to robię tak, że jak odkorkuję wino, którego nie piłem i obwącham korek, czy aby pleśń się nie wdała, to sobie wypijam małego łyczka. Po chamsku: z gwinta. Czasem wypluwam, bo to wino z samej góry lubi być niedobre.

Ale na podstawie tego małego łyka wyrabiam sobie opinie i albo biorę dekanter albo nie

Jak w winie jest osad, to zawsze biorę dekanter i na dodatek przelewam przez specjalny lejek, co go mam do tego. Kształt dekantera powoduje, że osad ma mniejsze szanse na dotarcie do kieliszka.

I jeszcze używam dekantera jak mam gości, którzy mają o sobie duże mniemanie. Nie muszą, w końcu, wiedzieć jakie piją wino, a gościom nie daje tych lepszych, bo jestem sobek i egoista.

I tyle mogę w tej kwestii powiedzieć.

Pozdrawiam, unikając myśli o drugim śniadaniu


Panie Yayco

Czy aby nie powtarza pan obiegowych opinii z podwórka?
Co do pani Natalii?

A gdyby nawet?
To, tym gorzej dla podwórka.


Panie Igło,

opinie na podwórku są podzielone. Ci, co lubią na schodach zapach kapuśniaku, mają lepszą o pani Natalii opinię.

Ja powtarzam tylko, co N opowiadał. A on woli Wiaderka, bo Wiaderek mniej pije i zasadniczo łądniej po polsku mówi. Ponadto N nie lubi, jak na niego pokrzykiwać, lubi natomiast, żeby mu głowy duperelami nie zawracać, tym bardziej, że z większym metrażem wiążą się wyższe opłaty.

Za poprzedniego prezesa, N stale i wciąż nalegał, żeby mu rynnę, bo z dziurawej się woda jemu na balkon lała. A jak nastał Wiaderek, to przyszedł Pan Wacław i poprawił.

Resztki obiektywizmu, jakie tkwią w N, każą mu stwierdzić, że woda z rynny lała się także na balkon Wiaderka, za to nadal nikt nie naprawia okna jednej emerytce, charakteryzującej się mniejszym metrażem. Ale cóż zrobić...

A kto ma rację w sprawie pani Natalii? Się obaczy…

Pozdrawiam, trzymając kciuki


.

.


Magio

gdyby to Pani Natalia zauważyłą, ze od czasu utraty stanowiska Prezesa przez meża ważna juz nie jest i się do Agencji nie wpraszała… niestety nie zauważyła.
Agencja w ramach negocjacji oczywiscie przedstawiać bedzie konkurencyjne projekty a chłopaki z podwórka obok zapowiadać bedą przekierowanie cześci cegłówek na okno prezesa Wiaderka.
ja tam myśle, że prezes Wiaderek racje ma – sygnalizatory napadowe dla mieszkańców to dla Agencji grosze, a czas radosnego przytupywania z radosci, że oto Agencja zgodziła sie swoja kamere i ciecia u nas w bloku posadzic chyba minęły. jasne – wspólnota mała, a Agencja duża. ale tym bardziej tanim dla siebie, a znaczącym dla wspolnoty wsparciem Agencji interes ten załatwić się da.


Pan Griszeq

chyba trafnie ujął problem podstawowy.

Oczywiście jest też ciągłe zagrożenie, że się Spółdzielnia o nieruchomość upomni, a ci z cegłówkami to tylko podnajeci przez nią będą.

Więc Agencję nęcić trzeba, mimo wszystko, ale na dzwonkach krowich nie poprzestawać.

Kłopot w tym, że Agencje, jak słychać, zaczyna trochę bokami robić i szuka oszczędności nie tam, gdzie trzeba.

Pozdrawiam Państwa serdecznie


To nie na

panią Natalię zwracam uwagę, ino podwórko plotkuje.

Mnie system monitoryngu obchodzi.
Bo co będzie np, jak światło elektrownia wyłączy?

Albo na klatce schodowej kamienicy, menele z sąsiedniego podwórka śmierdzące petardy podrzucać zaczną?
A nawet kaleczące.

To jakieś Cinguecento z napisem OCHRONA za 2 dni podjedzie, albo emeryt-strażnik jaki się ze strachu zleje, genau, w gacie.
Czy czarny, zamaskowany, wyszkolony lud, menelików po majdanie włóczyć zacznie?


Panie Igło,

wedle realiów z Grochowa: czas reakcji policji: 2-3 godziny. Czas reakcji Agencji: 4-6 minut.

Ale to prawdziwa Agencja być musi, co faktycznie przeszkolony posiada personel i na dodatek techniczną możliwość przemieszczania jego tam, gdzie się jej zachce akurat.

A co do instalacji, to wedle mojej wiedzy zasilanie ma niezależne od elektrowni.

No i to są Argumenty za Agencją, której nawet Pan Wacław, z kamerami na drzwi nastawionymi, nie zastąpi, bo nie zdąży podlecieć, albo go zleją.

Już tak bywało.

Ale nie może być tak, żeby Agencja sobie wchodziła gdzie chce i za darmo. Bo z tego będzie tylko nieporządek i pety na schodach.

Pozdrawiam


Jestem za...

Na klatkie a nawet na kwatere żaden troglodyta wejścia mieć nie powinien.
Niech se petuje na chińskim bazarku.

Jak mu dadzą?

A za jakie cene?
Pewnie, że niech zapłacą a nawet do grila dopuszczą.
Sami nie wiedzą jakiego mistrza przyprawiania & opiekania mieć mogą.


.

.


Na Grochowie,

na bazarku większe wpływy mają ruskie i ci ze Spółdzielni. Nawet garkuchnie trzymają Wietnamczykowie, u których się miejscowa glina korupcyjnie, bo za darmo, stołuje.

Tak, że Agencji, tak czy siak łatwo nie będzie. No ale w końcu zdaje się, że mają za to płacone.

Pozdrawiam


Pani Magio,

no faktycznie: strach się bać.

Pozdrawiam


.

.


Magio z łopata

ano sytuacja się komplikuje, tyle ze Ci wschodni sąsiedzi raczej zdają sobie sprawe, ze te kamienie to w rożna stronę poleciec moga. raczej nie spodziewalbym sie wiec takiego beztroskiego dostarczania kamieni.
a te wytestowane ostatnio proce od lobuzow raczej do grochowa nie dostrzeliwuja. choc warto zaznaczyc, ze jeszcze dalej mieszkajace lobuzy takowe juz posiadaja, tyle ze waląc w Agencje maja blizej strzelajac “na wschod”.
jesli dostarcza pewna ilosc tych proc blizszym Grochowa lobuzom, to moze byc nieciekawie. choc cos mi swita, ze te lobuzy to szczegolna niechecia palaja do takich blokersow co to hoduja dlugie wlosy przed uszami i wszytko co maja w tamata strone wysla w razie czego.


.

.


Magio

moze i maja inny stosunek do zycia mieszkancow i mam tu na mysli w ogole jakichkolwiek mieszkancow, ale jak na razie stosuja sie do zimnokrwistej doktryny, pomimo obiecanych hurys.

cos sobie przypominam, ze jak taki jeden lobuz z kamieniami, co sie “Jenerał” zwykl nazywac skasowal (na amen) taka jedna Panią co to mu na osiedlu bruzdzila i przywodztwo bandy odebrac chciala, co wywolalo male ruchawki na osiedlu, to pojawily sie plotki, ze chlopaki z Agencji sa gotowi o te kamienie zadbac i je przejac. spodziewam sie, ze wszystkie kamienie w rekach malych lobuzow sa monitorowane przez duzych zimnokrwistych lobuzow.

ale jesli juz chodzi o same kamienie, to juz bardziej spodziewam sie nie tyle uzycia procy, bo to strasznie widac i ukierunkowana reakcje spowodowac moze, co cichcem przewiezienie kamyka na teren nielubianego osiedla. wprawdzie bez problemu mozna juz po wszytkim stwierdzic, z jakiego to materialu kamyk byl ulepion i gdzie ten material szczepiono czy rozczepiano, ale jednak wiekszosc tego pogubionego materialu pochodzi ze spoldzielni, co byla sie rozleciala…


Pani Magio,

z tym dekanterem to jest ryzyko jednak, bo kiedyś zostałem pouczony, że wina nie podaje się w karafce.

Ale to też była satysfakcja. Cicha.

Pozdrawiam


.

.


.

.


Szanowni Państwo,

mam wrażenie, że Państwo opisują jakieś inne kamienice niż ta, w której, za sparawą N, zamieszkuję.

Niewątpliwe różnice aksjologii, zdecydowanie idące od uszanowania jednostki (na linii Wisły) ku preponderancji zbiorowości (gdzieś za Włodawą) mają tu znaczenie.

Ale wydaje mi się, że zjawiska te są daleko bardziej złożone. Warto pamiętać, a ja o tym nie wspomniałem, za co przepraszam, że Agencja jest z tych samych pieniędzy, co główna sieć kablowa na Pradze Południe.

A programy niby są rożne, ale znowuż z tych samych płacone pieniędzy. I silna jest jednak presja społeczna, żeby sobie czasem coś w telewizorze zobaczyć. Dlatego jak mecze są, to tylko jeden N na spacery chodzi, pustką się rozkoszując.

A reszta, niezależnie czy ze Wspólnoty, czy ze Spółdzielni, czy też przez inne dzielnice podnajęta, siedzi na tyłku i ogląda.

Może od tego prędzej trochę na dzielnicy spokoju będzie, niż od tego kosztownego monitoringu?

Pozdrawiam, nieco zmęczony


Pani Magio,

jeśli już o to idzie, to akurat wśród cichych rzeczy to najbardziej lubię satysfakcję i niektóre dzieci.

Trudniej mi wskazać coś głośnego co bym lubił. No może jest jeden wyjątek, ale generalnie to za spokojną i łagodną muzyką jestem.

Pozdrawiam, choć karafki nie mam, bo też i potrzeby nie widzę


.

.


Pani Magio,

chyba nie zrozumiałem. Przepraszam.

Przecież nawet nie śmiałbym Pani (ani nikomu innemu) narzucać, co ma lubić. Albo i mieć.

Jak się zatrzymuję w Českim Krumlove, w moim ulubionym hotelu Zlatý anděl (bo ja bardzo za aniołami jestem), to tam stoją w kredensach powystawiane fantastyczne zestawy karafek i kieliszków. Do kupienia za nieduży pieniądz. I zawsze mnie kusi, żeby sobie kupić.

Ale czy to przez rozum (bo zaraz by mi się zachciało kupić coś do takiej karafki zdatnego), czy też przez skąpstwo – nie kupuję. Ale przecież nikomu nie bronię.

Pozdrawiam bez żadnych zastrzeżeń


Subskrybuj zawartość