Niedaleko od Kulikowego Pola

Kunnigas moczył nogi w Donie i kombinował, co robić.

Za górką kolega kunnigasowy, Mamaj bił się na ostre z niejakim Dymitrem, którego kunnigas nie lubił, bo mu kiedyś przestraszył tatusia. Szło im bodaj o jakieś zaległości podatkowe, czy coś takiego. Kunnigas nie pamiętał dokładnie, kto komu był winien. I ile. Miał wrażenie, że tamci też nie pamiętają, ale mógł się mylić.

Właściwie, po obyczaju, to wypadało pomóc Mamajowi, bo tak mu kunnigas przyobiecał. Z drugiej strony, szpiedzy donieśli, że Dymitr po lasach trzymał wojskowych poukrywanych i różnie mogło być. Jak wyjdą ci wojskowi z lasu, znaczy. Przyrodni kunnigasa, którzy – z racji prawosławnego obrządku, który po matce wzięli – mieli bliżej do moskiewskiego Zalesia, też sugerowali mu w sekretnej korespondencji zmianę polityki i mamili szczodrą rekompensatą, zwłaszcza zaś wysoko przetworzonymi produktami, jak to węgiel drzewny, smoła i futerka. No i mniej przetworzonymi, jako to branki. Na przykład.

Ale i sam kunnigas, choć młody jeszcze, to głupi nie był wcale. W jego rodzinie głupi to chodzili za innymi, jak przyrodni, a nie prowadzali własne wojsko. W każdym zaś razie nie był tak głupi, żeby się w niepewny interes z zamkniętymi oczami angażować. Chociaż, cholera, Mamajowi przyobiecał... Nieprzyjemna sprawa…

Ale wietrzyk, z drugiej strony, bardzo przyjemny…

Wojsko czekało, czyszcząc broń. Jak to wojsko. Wojsko, w czternastu na mendel, polega na czekaniu.

W zasadzie było całkiem przyjemnie. Wrześniowe słońce grzało, ale już nie spalało, woda była przyjemna ( kunnigas miał zamiłowanie do higieny). Odgłosy bitewne umilały czas. Kunnigasowi miło się siedziało, dopóki nie przylazło tych trzech ochrzczonych i nie zaczęło przeszkadzać.

Po sprawiedliwości, to trzeba przyznać, że przeszkadzało dwóch, trzeci tylko uparcie zapisywał coś na kawałkach skory. Podobno prawdę historyczną. Tak mówił. Cichy był, choć modlił się często. I rumienił przy brzydkich słowach. Tytułował go prawidłowo, bo posiadał obce języki. Obyty i grzeczny.

Za to dwóch pozostałych…
To oni go nazywali kunnigasem, bo nie chciało im się ludzkiego nauczyć języka. Mówili, że słowo za trudne. Zapewne. Zwłaszcza dla kogoś, kto się pieczętował herbem wczele. Albo pochodził z Kurozwęk.

Kunnigas (a niech im już będzie) zastanawiał się, po co, tak w ogólności, zabrał ze sobą Polaków. Sojusz z Zakonem układał się nieźle, mógł wziąć księży, co lepiej mieczem robią. A wsparcie ze strony tych swarliwych jegomości było raczej symboliczne. W zasadzie trudno nawet zgadnąć, dlaczego ten ich kraik, z trudem i całkiem niedawno do kupy pozbierany, przez wąsatego kurdupla z zamiłowaniem do ciasnych pomieszczeń, jeszcze się nie rozpadł. Poprzedni król (już większy trochę) to jeszcze, chociaż dziwkarz, jakiś miał w okolicy szacunek. I znajomości. I kredyt, kiedy trzeba. Wiedział, z kim zjeść i z kim się położyć. Ale teraz rządzi nimi dogorywający Węgier, a zapowiadało się, że już wkrótce dzieci w sukienkach nimi porządzą. Wojna domowa wisi w powietrzu. Dziwactwo jakieś, a nie monarchia późnofeudalna.

Choć trzeba zaznaczyć, że kunnigas nie był wielkim fanem feudalizmu. Nawet późnego.

Kunnigas zabrał ze sobą dwudziestu takich, co mu zwyczajowo marudzili, aby przeciwko Zakonowi ruszył. Zabrał ich, żeby zobaczyli kawałek świata. Pojęli, że geopolityka nie zaczyna się i nie kończy w Kurozwękach. I pojęli jeszcze, że nikt się ichnim zdaniem nie przejmuje. Ani Dymitr, ani Mamaj, ani on. Przyznawał zresztą, że większość była normalna: z wieczora pili, a w dzień ich głowa bolała. Jak ludzi.

Tylko tych trzech. A ściślej dwóch… Pili mniej, albo lepsze mieli głowy, bo potrafili zanudzać od rana. I zanudzali. A ten trzeci chodził za nimi i zapisywał. Ku pamięci pokoleń, jak mówił...

Jeden, troszkę w sobie i sepleniący, był chyba królewskim zausznikiem, bo gadał jak węgierski namiestnik. Że prawosławie gorsze jest od pogaństwa (pogaństwa zresztą przy kunnigasie nadmiernie nikt nie potępiał) i że zasad trzymać się trza. Chrześcijańskich i fundamentalnych też. I tych tam… wartości. A wartości takie są, że ruskich należy bić i patrzeć, czy równo puchną. Bo paskudni w sobie są. A ponadto zabiorą kunnigasowi Ruś.

Trochę się kunnigasowi to dziwne wydało, bo wedle jego najlepszej wiedzy, to – jak na razie – władca węgierski pogonił Polaków z (za przeproszeniem) Rusi Czerwonej.

Drugi marudny, był z jakiejś dalej położonej wsi. Coś na południe od Poznania, gdzie to nie wiadomo, który Lach, a który Miemiec. Ale na Mazowszu mieszkał, dla jak powiadał lepszego powietrza i przyjaźni z jednym tamtejszym Ziemowitem. Ten Ziemowit nie był przyjacielem Adegawena i to w wymowie jego zausznika dawało się odczuć. Co pierwszy wyseplenił, to drugi musiał na odwyrtkę powiedzieć i obśmiać. I zawsze dodać jeszcze, że król (jak mówił to słychać było, że używa małych liter) to na nieprzystojną jest chory chorobę.

Względem sprawy zasadniczej, to ten uważał, że należy zawracać i swojego interesu pilnować poprzez handel z Dymitrem. Głownie skórkami był zainteresowany. Może dlatego, że – wedle tego, co gadali – jakiś jego pociotek miał interesy w Avignonie, gdzie był niezły rynek na gronostaje. Ogólnie rzecz biorąc, mowny ten, choć nie nazbyt lotnego umysłu, szlachcic, uważał, że Mamaj sam sobie był winien, bo Dymitra zdenerwował. No i w ogóle Orda to przeżytek jest. Oraz bariera w handlu skórkami. A królem powinien być Piast.

Kunnigas wszystko to słyszał nie raz. A nawet zaczął już, od tego ich uporczywego marudzenia, po polsku rozumieć. Dla ciekawości spytał tego trzeciego, piszącego, co on sądzi. Ten się zmieszał, trzykrotnie Memento Mori powtórzył (oraz dwie zdrowaśki) i cicho powiedział, że wojna jest zła. Sama w sobie i najlepiej jakby wszyscy się kochali. - W sensie duchowym, dodał spłoniwszy się odrobinę.

Dwaj pozostali tak na niego wsiedli, jak na łysą kobyłę. Że nie rozumie problemów słuszności ogólnej, chrześcijańskiej, geopolityki szczegółowej i zawilej problematyki cykli ekonomicznych w handlu skórkami.

Aż się kunnigas roześmiał. Zwłaszcza z tego ich zapału do geopolityki. Jakby myszy chciały kotami rządzić. Pomyślał, że jak już po polsku umie, to może by warto tej rozrywki dłużej zażywać i się trochę jednak tą Polską zainteresować. Zwłaszcza, że nawet młoda panna, ma skłonność naturalną do dorastania. I będzie okazja, żeby, przy okazji chrztu, tę swarliwą, rudą, pogonić. Uśmiechnął się kunnigas do swoich myśli. Poczuł potrzebę działania.

Z wody wylazł, nogi wytarł, buty założył. Zawołał pułkowników i zapytał, jak sytuacja za górką. Wedle najnowszych danych wywiadowczych, pochodzących z najwyższych drzew w okolicy, wychodziło na to, że ruskie faktycznie wygrywają z Mamajem.

- I bardzo dobrze – oświadczył kunnigas.
- Pora nam wywiązać się z zobowiązań sojuszniczych. Jak ruskie wygrają, to koniecznie się popiją – objaśniał podwładnym specyfikę kulturowo militarną lokalnych władców.
- Wtedy uderzymy na tabory, zabierzemy, co się nam sprawiedliwie należy i wracamy do domu, w ramach procesu pokojowego i demobilizacji.

Wojsko się ożywiło i zaczęło powoli wstawać...

***

Nad Kulikowym Polem zapadał krwawy wieczór. Wojsko kunnigasa grabiło zwycięskie tabory, a nieopodal trzech Polaków załatwiało swoje sprawy.

Cała stawkę zebrał ten od aksjologii i wartości, a najbardziej niezadowolony był ten od zapisywania. Narzekał, że wszystko to andegaweńska choroba i generalnie do dupy z taką wojną między pogany (choć zaznaczyć trzeba, że wyraził to w eleganckiej łacinie). Zeznał też kolegom, że kunigas się do niego zapisał na kursy języka i ogólnej wiedzy o religii rzymskiej (zastanowił się, przez chwilę, dlaczego niby nie awignońskiej?). I jeszcze, że jego zdaniem pojawił się pretendent. I, że w związku z tym, cała ta historia, co ją spisywał, to może się okazać historycznie nieadekwatna. Albo politycznie niepoprawna.

- Nie przejmuj się – pocieszali go koledzy – zmienisz parę zdań, podszlifujesz formę i nikt nie pozna. Biskupem zostaniesz jak nic. Tylko pamiętaj, żeby zaznaczyć, że On czysty w sobie jest i higieniczny. I skłonny do rozwiązan pokojowych. A jak kiedyś ruskie do faktycznej dojdą potęgi, to wszystko się na niego zwali, że nas od jedynie słusznej okcydentalnej linii rozwojowej odwrócił. Zawsze wypadnie na obcego, a nie na swojaka.

Dobra, powiedział piśmienny, to jeszcze dodam, że straszny był wiatr i anomalie pogodowe. Ludzie lubią takie historie i o pakty z Mamajem nie będą pytać.

I dwóch poszło się napić. Za cudze pieniądze. Te które były najpierw Mamaja, potem Dymitra. A teraz ich. Znaczy: za swoje.

A trzeci poszedł edytować kronikę.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Heh

Wojsko, w czternastu na mendel, polega na czekaniu. – myślisz pan, że ilu potrafi to policzyć?
Zakładam, (a zakładam), że to prawda, jest.

Mnie to ostatnio zajęło jakie godzinę.
W takiej jednej kaplicy na Zamku.
W Lublinie.

Dłużej nie mogłem, bom jechać, dalej musiał.

No ale ja jestem nikim.
Pewnie dlatego, że nogi, w miednicy moczę?

Z braku dostępu do Donu, a nawet strumienia.


.

.


Wie pani..

pani Magio.
Tu nie o hygene chodzi.

Bo kto raz poczuł wiatr we włosach i konie w Donie napoił, ten się miednicą nie zadowoli.

Ino trza se cierpliwość zadać, może jako pokutę?

Snowa czas do onej kaplicy wrócić.
Może?

Rozglądnąć się jeszcze raz.
Pokłonić.
z pokorą

I robić swoje.


.

.


Wy mnie tu Magia...

nie imp….
Znaczy o implikacje mi chodzi.
Historyczne.
Noo.


Panie Igło,

higiena podstawą jest zdrowia.

Nawet jeśli w miednicy.

A co do czekania, to niedoczekanie…

Pozdrawiam


Pani Magio,

Pani się zaziębiła, czy też jagódka Pani sezonowo w gardle uwięzła?

Pozdrawiam z troską


Czekanie, pszepana Yayco

To, wiara jest.

Czyżbyś był człowiekiem małej wiary?
Na drugie pragmatyk?


Acha..

Bo ja pamiętam coś pan wcześniej o kunnigasie pisał.
Bez nabożeństwa to było.
Pisane.

Pamięć mam.
Pewnie po przodkach?
To drugie co mam.
Oprócz TXT.

P.S. No i wredny charakter.
To trzecie.
Co mam.


Panie Igło,

ja na drugie mam Wieńczysław.

A co do wiary, to być może mówimy o różnych rzeczach.

Dla przykładu ja nie wierzę w związki przyczynowo skutkowe, tylko zakładam ich istnienie.

Dla mnie to jest różnica.

Pragmatyk? Nie wiem. Muszę popytać.

Na pewno nie doktor Wilczur od geopolityki…


Dr Wilczur

No jasne.

Wśród Poleszuków, jak znalazł.
My jako tutejsi nadal mamy sało jedyty.

A jak się który wyrwie, to kelnerem może zostać.

W stolycy.


Kelner proszę Pana,

to jest ktoś.

Nie koniecznie w stolicy.

Wystarczy nie mieć kompleksów.

Wtedy można zostać nawet oberkelnerem


Wie pan

Panie Yayco…
Mam uczulenie, jak byle francuzik ( z Budapesztu na ten przykład) by na mnie herr Ober wołał.
Nawet machając napiwkiem.

Tak mam.
Pewnie po Mamusi?


Panie Yayco

witam serdecznie małą szpilkę Igle wciubnać (sic! to tak żeby W.Orliński miał o czy pisać)

Igła otóż, myli oczekiwanie z czekaniem

czekanie jest bierne jak to w starym dowcipie o szczycie lenistwa no, o tym panu co leżał na pani czekając na ziemi zatrzęsienie:))

pozdrawiam radośnie

prezes,traktor,redaktor


Panie Igło,

nie mam pojęcia, jak ja bym to zniósł.

Poza służba na kuchni, nie robiłem w usługach gastronomicznych.

A na Węgrzech to tylko kiedyś budowałem autostradę. Ale to dawno było.


Witam Panie Maxie,

uwaga pana wydaje się trafna, ale we wojsku to się trochę miesza. Znaczy czekanie i oczekiwanie.

Tak to wspominam.

Pozdrawiam serdecznie


.

.


Pani Magio,

coś w tym jest.

A może Pani spróbuje napisać co się Pani wydaje.

Też się chętnie pośmieję.

Pozdrawiam


.

.


No i sama Pani widzi

naśmiewa się pani z innych, że nie robią tego, czego i Pani unika.

Czy to nie jest aby to słowo, co to się zaczyna jak kuń, ale całkiem inaczej kończy?

Ale ja się na kuniach nie znam, więc mogę się mylić.


.

.


Pani Magio,

proszę wybaczyć, ale Pani opinia, choć przykra dla mnie, jest jedynie Pani opinią.

A o wartościach to ja się nie wypowiadam, bo ciągle się waham między klasycznym socjologicznym relatywizmem dynamicznym i absolutyzmem petrażycjanskim. Innymi słowy: za mało wiem.

Tak czy inaczej, pozwoli Pani, że poczekam na inne opinie


.

.


Pani Magio,

cieszę się, że tym razem mogę się z Panią całkowicie zgodzić.

Pozdrawiam Panią serdecznie


A mnie?

Bo spać idę.


Panie Yayco

Ładne oraz urokliwe, ale czy nie nazbyt dużo rozważań i wątpliwości?

I czego on tak nad tą wodą siedzi? To on od razu nie wiedział co zrobić?

Ilu osób o zdanie można pytać?

No wie Pan!

Moja skromna osoba to się na takich sprawach nie wyznaje. Bo i skąd?

Jestem też za tym w ogólności, żeby każdy zajął się tym na czym się zna. Zdrowiej to jest i zdecydowanie bardziej komfortowo.

Nie uważa Pan?

Okropnie dużo pytań postawiłam…


Panie Yayco,

pańska obecność z doskoku za pośrednictwem ustrojstwa zwanego PDA wywoływała we mnie pewien dyskomfort. Cieszę się, że Pan wrócił.

Gratuluję tekstu – jestem całkowicie przeciwny temu za czym jest Gretchen.
Bardzo nudno by się porobiło w takim przypadku…

A komfortowo to już było. I zdrowiej też.

Pozdrowienia,


Panie Merlot

Już nad ranem nie miałam siły się wywredniać do Pana, ale znaczy jak to Pan jest przeciwny?

:))

Konkretnie chodzi mi o to wobec czego z mojej wypowiedzi stawia Pan zdecydowany opór?

Pozdrawiam o świcie


Żeby każdy się zajął tym na czym się zna...

To jest świetna recepta na real.

Ale czy gadałabyś tu ze mną jak bym w kółko nawijał o ogryzkach z jednej strony, a o interlinii, leadach, fontach, layoutach z drugiej?

Hę?


Panie Merlot

Z przykładem Pan nie trafił, bo odpowiedź brzmi tak :))

Ale przechodząc mimo mojego tak, to widzi Pan…

Najlepiej niech Pan odwróci sytuację. Gdybym ja (będąc sobą) gadała cały czas o layoutach?

A Pan dajmy na to o wpływie uzależnienia na funkcjonowanie człowieka?

Albo oboje byśmy prowadzili zacięte dyskusje o możliwości wyznaczenia najkrótszej drogi z punktu A do B?


Gretchen

to odwrócenie ról- znakomite

łapię się na tym, choćby krytukując zdjęcia innych:)))

prezes,traktor,redaktor


Nie wiem jakie Pan ma kwalifikacje

żeby (przy odwróconych rolach) krytykować zdjęcia innych, ale ja to proszę Pana mam bliską koleżankę, która w pewnym tam… no tym… mediuuum jest dyrektorem artystycznym.

I ona chodzi na szkolenia, i mi opowiada.

O fontach na ten przykład.

No.


Ach! To Ty Max!

Przepraszam, nie zauważyłam że to Ty.

Myślałam, że Merlot.

:))


Miło połechtało to moją próżność:)

prezes,traktor,redaktor


Jadę właśnie do blacharza.

Porozmawiać o wgnieceniach, rysach i wspornikach chłodnicy.
On się na tym zna, a ja nie bardzo. Ale pewnie się dogadamy…


Trochę mnie zaskoczyło,

że Pan Merlot uznał, że coś co napisałam jest znakomite, ale nie posłuchałam intuicji :)))


A! Tu Pana mam Merlot!

Bo ja nie napisałam, że nie ma sensu rozmawiać i każdy ma mówić do siebie, albo tylko w ścisłym gronie branżki.

Kiedy użyłam zwrotu “zajął się” miałam na myśli dzielenie się tym co się wie, słuchanie innych którzy wiedzą coś innego.

Radość rozmawiania i wymiany.


Pan merlot

z definicji uważa, że to co pisze Panna Gretchen jest znakomite.
Ale to niekoniecznie obejmuje zdjęcia;-)

Znakomitość zdjęć Gretchen zależy głównie od aktualnego humoru merlota.
Tzw. ocena egoistyczno-kostyczna.

A poza tym to było tak dawno, że już zapomniałem.


Ze smutkiem stwierdzam Panie Merlot

że już nawet skrytykować Pan nie przyjdzie :)

A ja się tak staram.


Panie Igło,

igla

Bo spać idę.

Jeśli to było do mnie, to nie zrozumiałem istoty przekazu. Jak to ja.

Ale korzystając z okazji, się wypowiem w kwestii, którą Pan poruszył wcześniej, a mnie umknęło.

Otóż ja istotnie za Jogaiłą nie przepadam. Uważam, że to wredny cwaniak był.

Ale, jednocześnie uważam, że był to cwaniak nad cwaniaki, swoim zmysłem politycznym i inteligencją stosowaną przerastający uwczesne polskie (i nie tylko) elity o dwie głowy.

Innymi słowy: nie lubię drania i uważam że szkody narobił, ale go szanuję na poziomie intelektualnym. A takiego Poniatowskiego (króla) to tylko nie lubię.

Pozdrawiam porządkująco


Pani Gretchen,

co jest ładnego w tym, że facet nogi moczy? Albo urokliwego? Higiena proszę Pani oraz relaksacja. I tyle.

Zwracam też Pani uwagę, że tak naprawdę, to on nikogo nie pytał. Choć może inni myśleli inaczej. Ale ten tekst jest o niepytaniu raczej, ni o pytaniu.

Co do zajęcia się tym, na czym kto się zna, to odczuwam pewien opór.

Zapytałem niedawno znajomego, co on względem tej Rosji sądzi. To on odpowiedział, że się nie zna, bo dopiero ćwierć wieku się Rosją zajmuje. Prywatnie, poza naukowym protokołem, dodał, że bez zmian. Ostatnie znaczące były w XVIII wieku. Zmiany, jak mówil, widzą ci, co przedtem w inną stronę patrzyli. Trochę jak facet, co pierwszy raz w życiu golą babę kobietę na plaży zobaczył.

I jeszcze o tej kompetencji: ja, dla przykładu, znam się na trzech rzeczach. Jednej z nich od lat nie praktykuję, choć lubię. Druga mi szkodzi, trzeciej zaś nie lubię. O żadnej z nich nie piszę na TXT, choć z rożnych przyczyn.

Wydaje mi się, że w grzecznej rozmowie nadmiar kompetencji szkodzi.

Już wolę uwagę, skupienie i kindersztubę

Pozdrawiam

PS Ja wiem, że ostatnio u Pani robiłem bałagan, ale żeby tak się odpłacać? Ja już nawet nie wiem, o czym Pani tutaj z ludźmi rozmawia. Layouty? Fonty? Czy to jakieś nieznane mi brzydkie słowa są?


Panie Merlocie,

jak napisałem wyżej, mam zdanie do Pańskiego podobne. Z pewnymi jednak zastrzeżeniami.

Uważam że ciekawość świata i oczywista niekompetencja (wszak nie można znać się na wszystkim) są dobre dla rozmowy. Ale nie znoszę chałupnictwa intelektualnego, znachorstwa i pseudoznawstwa.

Mądrzenia się nie lubię, które w chwilach kryzysowych ucieka najpierw w pouczanie, a potem w argumenty ad personam, oraz pokrywania konfuzji brzydkimi słowami.

Żeby była jasność: u siebie też tego wszystkiego nie lubię, zwłaszcza zaś dziecięcej skłonności, żeby w śnieżkę czasem włożyć kamień.

Mam ogólne wrażenie, że czasem podstawową rzeczą jest kompetencja do rozmowy, która zaczyna się od kompetencji do czytania i skłonności do rozumienia odmiennych punktów widzenia.

Żałuję, że sam jej nie mam.

Cieszę się z Pańskiego cieszenia i pozdrawiam jak najserdeczniej


A ja się cieszę

że pan wrócił.
I przyznaję od razu, że tekstu nie przeczytałem.
Przeczytałem za to komentarze.
Wszystkie.

Pozdrawiam obiecując że przeczytam, a cz pewnie już nie skomentuje, bo nie będę miał nic mądrego do powiedzenia.


.

.


Panie Grzesiu,

Pan jesteś człowiek świadomie wolny i dokonujesz Pan swoich czytelniczych wyborów świadomie.

A niemądre komentarze są mile widziane. Zauważam po powrocie, że mądrych jest tu o wiele za dużo.

To zapewne od klimatu

Pozdrawiam serdecznie


Pani Magio,

o Golicynie nic nie wiem. Znaczy o tym.

Jedyny Golicyn, jaki mi się błąka po resztach pamięci, to sypiał z siostrą Piotra I, który zdaje się miał mu za złe. Ale to pewnie nie ten.

A o podobieństwie opinii znajomemu chętnie przekażę. Zapewne się ucieszy z tego.

Pozdrawiam Panią serdecznie


Panie Yayco

Mnie chodziło o to, żeś pan wszystkich pozdrawiał a mnie nie.
Przed snem.

No i skończyło się tym, że miałem go krótki i rwany.
No i nic ponętnego mi się nie przyśniło.

Ale to pewnie wina wieku mojego oraz zbyt małej miednicy.
Od czego odciski się robią.

Co do Jogaiły, to on ten sam numer 2 razy wykonał, bo i Krzyżakom też oddech dał, zamiast wyrżnąć do końca i wypalić.
Więc opinię mam podobną.

Choć też, txt któryś raz czytając, to zauważam, że wątki mi się rozjeżdżać zaczynają i niektórych nie chwytam.
Ale to pewnie przez upał i ten sen przykrótki, no i pewnie przez to, że Serga muszę powstrzymywać aby jakiej bomby w dorożkę Sikorskiego i Tuska nie rzucił, rewoltę wszczynając.
Jak, jaki wczesny Piłsudski pod Bezledami.
Tamten to przynajmniej niezły piniądz skasował a teraz to by tylko jakie karty kredytowe do spłacenia się Sergowi dostały.


Panie Igło, przepraszam!

Będę pamiętał i się pilnował.

Ja też źle sypiam, bo droga powrotna z wakacji była męcząca i wciąż mi się śni Szwajcar, który w okolicy San Bernardino, w chmurze i ulewie jechał sobie bez żadnych świateł. W jednej chwili mnie przekonał do obowiązkowego oświetlenia samochodu.

Drugiego takiego mądrego w sobie spotkałem w bywszym NRDowie, gdzie podczas oberwania chmury pomykał sobie, po ciemaku,140. Jakąś mizerną i szarą peżociną. Zwyrodnialec.

Teraz śnią mi się naprzemiennie, powodując niewyspanie, ogólne rozdrażnienie i lękowe stany.

A co do meritum, to proszę zważyć, że sprawa jest trudna i ahistorycznie byłoby ją rozstrzygać. Wspominany przez Pana Piłsudski też mógł gadzinę dobić, ale kombinował inaczej i przekombinował. Zdarza się.

Ale Jogaiły nie lubię, bo traktował Polskę przedmiotowo. Ale w ramach historycznej sprawiedliwości warto zauważyć, że też i on przekombinował, bo zamiast silnej Litwy z Rusią, stworzył silną (na czas pewien) Rzeczpospolitą.

Tak sobie myślę, że nazbyt szybkie oceny działań politycznych, często bywają chybione, nawet jeśli celnie odczytują intencje podmiotów działających.

Pozdrawiam jak najstaranniej


Panie Yayco

Odys pisał kilkakrotnie, że na Litwie następuje teraz przewartościowanie historii.
Tej wspólnej i już Jogajła za zdrajcę uchodzić przestaje.
Podobno?

Wiesz pan coś na ten temat?
Może?

Co prawda teraz nie średniowiecze za którym tęskni niejaki Wielomski, typowy sowiecki agent wpływu :), tyle że naiwny a ja tego pogańskiego języka nie znam a i w Kurierze Wileńskim raczej jakieś /parafialne teksty są.

No ale pan człowiek bywały.
Zapewne nie tylko w Andegawenii i i innych barbarzyńskich okolicach?


Panie Igło,

ani ja, ani N nie jesteśmy kompetentni.

Ale jak Pan poczeka kilka tygodni, to N się dowie. Ma on znajomego co jest za specjalistę od Statutów Litewskich, więc wiadomości ma pierwszorzędne i z pierwszej ręki.

Jak tylko onże podejdzie pod rękę (bo znajomość nie ma charakteru osobistego) to się jego wypyta na okoliczność.

Pozdrawiam


A to..

Proszę podziękować panu N.


.

.


Pani Magio, Panie Igło,

uczynię wedle Państwa woli

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość