De Leuwen Jagt Pinotage 2005 i smażona wątróbka

Smażona wątróbka. To każdy sobie jakoś radę da, jeśli lubi żywą krew.

U mnie w domu to wygląda tak, że się bierze wątróbkę indyczą (ja bym wziął cielęcą, ale mam opozycję i idę na kompromis), dwa jabłka i cebulę.

Najpierw zaczynamy robić jabłka (synchroniczność jest istotna; najlepiej to danie robić w dwie osoby, każda ze swoją patelnią). Kroimy je w nieduże kawałki, posypujemy majerankiem i imbirem.

Na patelni rozgrzewamy tłuszcz (ja używam płynnego masmixu do smażenia). Jak jest naprawdę gorący, ale się nie pali jeszcze wywalamy doń jabłka i smażymy. Tłuszcz musi być gorący, bo zrobi nam się paciaja, albo kompot. A jabłka powinny się obsmażyć na rumiano. To zdaje się zależy trochę od jabłek, ale departament warzyw, owoców i kwiatków do mnie nie należy, więc z mojej perspektywy to się smaży i już.

W tym czasie należy też rozpocząć smażenie wątróbki. Normalnie: cebulka (nie dużo, dla aromatu raczej), wątróbka obtoczona w mące. Nie solimy – to oczywiste. Jak ktoś nie wie, dlaczego, niech sobie usmaży języki od starych kamaszy.

Smażymy. Tak, jak kto lubi. Jedni wolą z posoką, inni bez. Ci, którzy w ogóle nie lubią, żwawo przechodzą do części winnej, poniżej.

Jak jabłka są już podsmażone, dajemy im trochę cukru. Chętnie brązowego. Podkreślam: na sam koniec, bo wyjdzie nam marmelada albo kompot. Żadnych pokrywek, żadnego duszenia: kuchnie się wytrze po obiedzie, albo dziecku nakaże, jeśli jest umiejące i niebojące.

Na koniec wwalamy te jabłka między wątróbkę i cebulkę. Zamieszać trzeba razy ze dwa, żeby się sosy: krwisty i cukrowy, pomieszały.

I już. Podajemy. Z białym pieczywem. Można, jak ktoś lubi, ponadodawać sobie żurawiny, borówek, jarzębiny albo czegoś podobnego. Byle kwaśne, żeby to było, bo jabłka już są słodkie. Solimy sobie na talerzu, wedle upodobania i wskazówek kardiologa.

Znaleźć, do czegoś takiego, wino nie jest łatwo. Powinno być z charakterem, ale proste. Żadne tam panieńskie smutki, malinowe bukiety, waniliowe nuty. Tylko coś prawdziwego. Podroby są trudne pod tym względem. Jednym z moich marzeń enologicznych, jest znalezienie wina nadającego się do kaszanki na gorąco. Ale nie mam wielkich nadziei.

Do wątróbki polecam pinotage. Afrykanerska krzyżówka zachowała urok swoich przodków: pinot noir i cinsault, ale jest przyjemnie toporna, zwłaszcza w swych tańszych wersjach. Ryzykowna jest, bo czasem śmierdzi i smakuje gumą. Jeśli coś takiego trafimy, to marynujemy w tym pieczeń.

W sklepach dodatkowo odstrasza niektórych snobów, przez nachalne nawiązywanie do etniczności. To niestety marketingowa przypadłość RPA. Jakiś czas temu widziałem trzy wina ze słoniami na etykietach. Jedno nazywało się Długi nos, drugie Duże uszy, a trzecie, z przeproszeniem, Krótki ogon. No, nie. Mimo mojej otwartości na słonie, nie mógłbym…

Ale szukałem czegoś do wątróbki. Najpierw do koszyka poszła Zirafa, ale zaraz z niego wyszła, bo miałem dzień dobroci dla byłych aktorów. Ponadto lubię czarny kolor, bo wyszczupla.

Były aktor postawił na półce De Leuwen Jagt Pinotage 2005.

darmowy hosting obrazków

Jako człowiek poważny wiekiem i Kabaret Starszych Panów w pamięci hołubiący, zanuciłem w rozumie to na lwyby, a dlaczego nie na lwyby. Na lwy by – na gorący czarny ląd. Następnie uiściłem trzy dychy z ogonkiem (dziesięć groszy mniej niż na stronie winnej byłego aktora) i miałem wino do wątróbki.

Ach, jej!

Pijało się rozmaity pinotage. Jeden dwa lata leżał, jak Ilja Muromiec. Czekając, aż najlepszy czas na niego będzie. I słusznie leżał. Dobry był.

Ale ten De Leuwen Jagt do wątróbki jest jak znalazł. Trzeba go wcześniej otworzyć, żeby zapachniał. To proste jest wino. Taninowe. Może nawet trochę tarninowe, cholera wie, czy ja dobrze kojarzę tarninę? Troszkę korzenne. Jakiś owoc się błąka po języku… Ale solidny jakiś, żadne tam poziomki i kwiat cukinii. Śliwka raczej, czy coś takie w podobie. I tylko cień, żadna dominanta. Solidne czerwone wytrawne wino.

Dobre. No dobre to wino było i już! Ładnie dopełniało i krwistość wątróbki i słodycz jabłek. Każdy łyk był lepszy. Powinni sprzedawać większe butelki. A ja powinienem wreszcie odwiedzić rodzinę w RPA…

Będzie doskonale do pieczonej kaczki i gęsi, a jeśli ktoś nie jest ortodoksą (ale przecież ortodoksi nie czytają tych moich bajek o winie), to i pieczonemu na ostro kurczakowi poradzi.

Pasuje też do serów pleśniowych (ja sprawdzałem do bawarskiego brie, ale takiego z odrobiną niebieskiej pleśni we środku.

Myślę, że dobre do wszelkich grillów ogródkowych, choć tylko zgaduję, bo – jako nietowarzyski – nie praktykuję takowych.

Kolejne wino, które na trwałe wejdzie do mojego domu.

Radzę korzystać, bo firma zmieniła nazwę, a wedle moich podejrzeń została kupiona przez większą. Oczywiście sprawdzę i nową markę, ale najpierw pochodzę i po wykupuję to wino.

Dzięki temu winu łagodność na mnie w sobotę spłynęła i przestałem się wykłócać. Ale i tak nikt nie zauważył.

Dziękuję Ci o Tekstowisko, że skierowałeś me kroki ku tanim winom i zmusiłeś do refleksji przedwstępnej, które, do czego dobrać i czy nie można taniej, ale za to z użyciem mózgu!

Smacznego!

Średnia ocena
(głosy: 0)

Pycha

zapachniała ta wątróbka aż u mnie tutaj. I jabłka… mniam.

Dlaczego na bogów wszelakich Pan smaży na masmixie? Choćby płynnym?


Pani Gretchen,

bo masło ma zbyt niską temperaturę spalania się, a inne tłuszcze się do jabłek nie nadają.

Głównie dlatego, że zabijają zapach.


Aha

No takie wyjaśnienie jest satysfakcjonujące :)


Ortodoksi

Szanowny Autorze to nie czytali o wątróbce, z lubośćią zaś przeskakoczyli

wzrokiem od zdjęcia w dół:)

no ale nie wiem co przyjdzie do głowy Kozakowi, ale obstawiam że za mało

cebuli i kapusty:)

Prezes , Traktor, Redaktor


Staram się, Pani Gretchen

jak mogę – się staram.


Panie Maxie,

no sorry, ale ja Chłopskiego jadła nie prowdzę.

Ja nawet ukraińskiego barszczu nie lubię...


Panie Yayco

Żeby się tak ten trend utrzymał...

Choć wielkiej wiary we mnie nie ma w tej sprawie :)
Zaraz się okaże zapewne, że to tylko chwilowe.


za wątróbkę podziekuję, ale winka

bym się napił :)

“Moja religia kończy się na Judaszu. Patron od beznadziejnych spraw.”


Bo Pani ma cząstkowe dane, Pani Gretchen,

z bloga wzięte.

Wszyscy potwierdzją mój nieustanny rozwój ku kulinarnej doskonałości.

Taka jest metodologiczna prawda.


Pan Panie Stopczyku,

jest bezmięsny?

Pytam, trochę przez zawiść, a trochę bo mi to mentalną trudność dla czerwonego czyni.

A sery śmierdzące Pan dpopuszcza?


Panie Yayco,

Cielęca IMO najlepsza.
Zamiast masmixu – olej arachidowy, sam bez zapachu i nic nie kradnie jabłkom. Reszta, identycznie jak w pańskim bistro.

Chociaż ostatnio wypróbowałem wariant beztłuszczowy (prawie) i bezglutenowy: obsuszone papierowym ręcznikiem kawałki wątróbki maluje się z obu stron oliwą z oliwek i smaży gwałtownie na patelni grillowej (takiej pofalowanej) po max. 2 minuty na stronę. Pod koniec, polewa się to-to kilkoma łyżkami wody i przykrywa na kolejną minutę pokrywką w celu wygenerowania lekkiego sosu.
W tej wersji jabłka i cebula nie występują, wątróbka jest jedynym bohaterem dania. Jak się jej nie przesmaży – niebo w gębie.

Zapomniałem. Dzień wcześniej można ją zabejcować aceto balsamico (ze średniej półki) albo japońszczyzną – marynatą Teryaki. Ale bez musu.

Z kucharskim pozdrowieniem,

merlot


Panie Yayco

No i już się najadłem i napiłem, dosłownie za darmochę ( no chyba że liczyć prąd, ale bez przesady)
Na to właśnie liczyłem
Dziękuję


Teryaki, Panie Merlocie

to jest dobry trop.

Niestety olej arszydowy mam zakazany dla jego alergiczności.

Jak akurat mam, to używam takiego z pestek winogron, też jest niezły…


Proszę Panie Jarecki,

zawsze miło Pana w skromnych progach powitać.


Panie Yayco

bezmięsny, a juści :) sery? tak, o ile nie są podpuszczkowe, a o takie trudno.

ale za to yayka jak najbardziej. z tym że tylko od mojego sąsiada. :)

“Moja religia kończy się na Judaszu. Patron od beznadziejnych spraw.”


To ja się poddaję, Panie docencie

a szczerze mówiąc chciałbym, żeby Pan napisał kiedyś, jak Pan wino dobiera sobie do jedzenia, jeśli oczywiście Pan wino lubi.


Panie Yayco

ja wino lubię, nawet bardzo, ale się na nim kompletnie nie znam :) a do jedzenia wolę zwykłe piwo albo jeszcze zwyklejszą wodę

wino raczej pijam samodzielnie bez dodatków. ostatnio dostałem przepysznego Dingaca i wypiłem go li tylko w towarzystwie razowego chleba i fety – czy to profanacja?

“Moja religia kończy się na Judaszu. Patron od beznadziejnych spraw.”


A skądże

ja bym jeszcze dolożyl do tego oliwki, najlepiej takie wymacerowane w ziołach.

Znakomity zestaw!


Oliwki!

jestem bez pamięci zakochany w oliwkach. w Chorwacji pijaliśmy Dingaca w właśnie z czarnymi oliwkami z ziołowej zalewy. pyszota.

“Moja religia kończy się na Judaszu. Patron od beznadziejnych spraw.”


No widzi Pan,

mnie też te oliwki wyleciały ze świadomości, dopiero Pan przez asocjację z fetą je przypomniał.

Ja nie bardzo mogę jeść orzechy, ale jeszcze one do niektórych czerwonych pasują.

No i oczywiście bakłażan!


o właśnie orzechy!

orzechów u mnie dostatek bo co roku rodzą je dwa wielkie drzewa okalające naszą chałupę. włoskie rzecz jasna.

taki zestawik – feta+trochę orzechów+oliwki+kilka kropel dziewiczej oliwy i grubo zmielony pieprz to jest coś fenomenalnego.

“Moja religia kończy się na Judaszu. Patron od beznadziejnych spraw.”


ja w sprawie

oliwek i bakłażanów. No pycha bezgraniczna.

Ja jestem obu tych pyszności uzależniona.
Zielone oliwki w ziołach…
Bakłażan z fetą zapiekany…

Idę stąd, bo w poniedziałki o tej porze ratuję świat ale nie mogłam się powstrzymać.


No widzi Pan,

znaczy ma Pan pelne przygotowanie do czerwonego wina.

Na gorąco bakłażanik z grillaposmarowany przed pieczeniem oliwą z ziołami.

Albo takie zawijaski, gdzie w środku bakłażana jest feta…


Pani Gretchen ma

zadziwiająco synchroniczne myśli, jak widzę...


Przepis niepowiem

smakowity, takze samo jak i uwagi.
Ja co prawda dałbym duzo cebuli a jabłkom dałbym nieco pitosu popuścić.
lubię bardziej wątróbkę zciętą niż krwistą ale w właśnie w sosie kwaśno słodkim.

A co do wina, to też wolę samo w sobie, pewnie dlatego, że się nie znam?
I do tego wina, takie różne kawałki chleba, sera, oliwki, wedlinę no i jeszcze byłem częstowany pare razy u jednego fajnego kolegi co się zna, pomidorami suszonymi, w oliwie macerowanymi.
I to właśnie było to.
Igła


bakłażanik

mniam, mniam :) a jaki pyszny jest słodko-pikantny smażony z czosnkiem

“Moja religia kończy się na Judaszu. Patron od beznadziejnych spraw.”


Bo to Panie Igło

są dwie rzeczy.

Osobna rzecz to dobre wino samo w sobie. Do niego to takie przegryzki nawet lepsze, bo każda inny smak za sobą ciągnie.

A druga sprawa, to dobrać wino do jedzenia. Wino może być troszkę sląbsze, ale musi być dopasowane.

PS Jak się zdaje, Pańska śmiała akcja na cudzym blogu, i moja nazbyt szybka riposta, przynajmniej jedną Panu rzecz z głowy zdjęła.

Nie jestem wdzięczny. Choć może to i lepiej, żebym się na winach koncentrował.


A jak Pan, Docencie

robisz, żeby był słodko pikantny?


Panie Yayco

Smak, wina jak i komenta, długo można ( jeszcze potem ) smakować.
Wiec nie bądź pan taki chybki we wnioskach.

A co do alkoholu do posiłków!!!

To powiem szczerze, że z moich doświadczeń, licząc od rodzinnych, to wręcz powiem, że obrzydliwe mam.
Ciepła wódka do gorącego rosołu, a jakże. Wino, a jakie to kiedyś wino było?
No to może koniaczek do kotleta? Niepowiem, nie odmówię. A piwo?
A co to tu budka jaka?
No to może drinka z soczkiem pomarańczowym z Peweksu, i herbatkę, i sernik?
Czemu nie?

I jak się z tego podnieść?
Nadal tak serwują “na imieninach u cioci”.

Igła


już piszę

na 3 średnie bakłażany

składniki:
olej (6-7 łyżek),
czosnek (3 ząbki) sos sojowy ciemny (3 łyżki),
cukier (3 łyżki) – super jest ciemny trzcinowy
ocet winny (3 łyżki) – lub ryżowy
chilli (tu każdy wedle odporności, ja daję czasami sos z papai i scotch bonneta) w proszku lub suszone lub świeże

bakłażana kroi się w kostkę i smaży na połowie oleju. potem na pozostałym oleju smaży się czosnek na złoto, dodaje cukier, sos sojowy, ocet i jak się ma 1 łyżkę wytrawnego sherry (ja nigdy nie mam więc dają zwykłe wytrawne czerwone wino w ilości 2 łyżki). całość krótko zagotować dodać bakłażana, chilli (jak jest surowe lub suszone to dać wcześniej) i na wolnym ogniu 3 minuty.

i tyle … dobre na ciepło, ale imo lepsze takie przestudzone (nie zimne z lodówy)

“Moja religia kończy się na Judaszu. Patron od beznadziejnych spraw.”


Och, nie tylko u cioci

ja jako wódki niepijący, żadnego życia towarzyskiego nie mam, Panie Igło.

W mojej grupie wiekowej wino się nie przyjęło.


Panie Docencie,

za przepis Pański, serdeczne: Bóg zapłać.

PS Przypomniał mi Pan, że mi ocet ryżowy wyszedł. Muszę kupić...


Panie Yayco

na zdrowie… ja też muszę flaszkę tego specyfiku zakupić :)

“Moja religia kończy się na Judaszu. Patron od beznadziejnych spraw.”


Z tym octem to jakiś jest przejściowy kryzys

bo ostatnio to same jakieś śmierdzące i mętne są, a ja szukam takiego czystego, bezzapachowego (jak na ocet).


taki dobry to tylko japoński

ale drogi skubaniec jest… ja ostatnio kupiłem z Tao Tao i był dobry jak na taką cenę (chyba 11 PLN za 0,7 l)

“Moja religia kończy się na Judaszu. Patron od beznadziejnych spraw.”


Ja używalem jakiegoś

pseudo tajskiego z giermanii. bardzo dobry był, ale znikł.

Chyba faktycznie tego Tao Tao kupię, bo cena podchodząca, a jak raz paczkę mam ze śledziami…


Te Yaycowe śledzie w jabłkach

to właśnie na ryżowym, japońsko-chińskim zrobiłem. 16 złotych, 0,4 l w Bomi, niestety. Ale warto było.

merlot


Panie Merlocie,

tak własnie trzeba robić.

Jest Pan idealnym odbiorcą przepisw kucharskich ;-)


Szanowny Panie Yayco

po raz kolejny sprawiłeś mnie Pan ucztę duchową,dzięki śliczne!
Mogę ja czytać i marzyć przy tych Pańskich gawędach kulinarno-enologicznych.

Przywilejem mego wieku,a bardziej eksperymentów na sobie,swojej wątrobie i żołądku,jest teraz,że nie mogę pozwolić sobie na różne takie tam specjały,czy ekskstrawagancje.
Dobrze jest,że od czasu do czasu wino mogę wypić.


Dziękuę Panie Zenku

zdrowia i dobrego wina życzę!


Panie Yayco,

yayco

Jest Pan idealnym odbiorcą przepisw kucharskich ;-)

Nadawcą tyż.

Polityczne dywagacje wychodzą mi ostatnio słabo, jako że nie jestem w stanie wykrzesać w sobie stosownej zajadłości na aktualne tematy, a i zajadłość koleżeństwa odbieram nie zawsze najlepiej.
Naturalną zatem koleją rzeczy wybieram emigrację wewnętrzną na smakoszku i chwilowo tamże publikował będę.

Jeżeli miałby Pan jakieś życzenia co do pierwszego posiłku regeneracyjnego to chętnie usłyszę.

merlot (w kwestiach enologicznych to się do Pana jednak oodwoływał będę...)


Panie Merlocie,

przez chwilę odniosłem wrażenie, że czytam sam siebie.
Takie déjà dit.

Mam identyczne odczucia i też, przez czas jakiś na pytanie, kiedy napiszę coś poważniejszego, zamierzam odpowiadać: - Może jak wrócę z Krakowa.

Choć z drugiej strony: czy ja, kiedykolwiek, coś tak całkiem poważnego napisałem?

Życzeń nie mam żadnych wcale, bo znacznie ciekawiej będzie, jak Pan opisze co Panu na sercu (bo mam nadzieję, że nie na wątrobie) zaległo.

Nie musi być zanadto dietetyczne, bo porzuciłem nadzieje.


Panie Yayco

ja nie na temat watrobowy, choc uwielbiam – nawet i bez wina.

ja tylko zaznaczę, ze Pan rzeczy bardzo paważne pisze. a ze jednoczesnie lekkie w formie? to tylko ich plus. i sromota tych, co tak nie potrafia.

pozdrawiam i spodziewam sie powaznych rzeczy przed Panskim do Lorenzogrodu wyjazdem.


Szanowny Panie Yayco

Rozumiem, że Pan mnie zaczepiasz? I to we wtorek? Boga Pan w sercu nie masz, albo czymś Panu me miasto ukochane podpadło. Chyba będę musiał się na chwile przeprowadzić do mej hacjendy u górali niskopiennych w Pieninach. Upiekę w ten sposób dwie pieczenie: relacje z Krakowem podtrzymam (tak jak od prawie dwustu laty funkcjonują), a nie będę się czuł zaczepiany, bo przecież nie w Krakowie przebywać będę.

Pozdrawiam niezmiennie


Panie Griszequ

odechciało mi się


Panie Lorenzo,

nie zaczepiam Pana.

Wobec szalejącego na TXT negatywizmu, chciałem wnieść element pozytywny. Bo jak wiadomo, do Krakowa się wybieram. Nieprędko, ale sę wybieram.

Mogłem napisać, że jak wrócę ze Paryża.

Pozdrawiam


Panie Yayco

nie wierze. to znaczy wierze, ale… zrzucam to na karb zawirowan na txt. nie moze tu Pana nie byc…


Panie Griszequ

może


Panie Yayco

Ja uwazam, ze nie moze. Sila txt w moim rozumieniu sa miejsca takie jak chocby u Pana czy Pana Lorenzo. Jest tych miejsc jeszcze pare. Ale nie dużo. To miejsca, w ktorych – jak to pisze Merlot, dylizans ma zaprzegniete konie i na kozle mieszcza sie wszyscy.
I to nie jest tak, ze sobie nagle ktos postanowi ze on tez sie zapisze do tej grupy. Tak sie nie da. Nie potrafie tego wytlumaczyc, ale Pan wie o co mi chodzi.

Kiedy ludzie zaczynaja rozmawiac, to potem trudno im na siebie wrzeszczec. Poziom zacietrzewienia maleje. Tych miejsc do rozmow musi być na tyle, by wrzaskowiska nie zdominowaly sceny. Jedno z kluczowych miejsc jest u Pana. Strata kazdego takiego miejsca spycha TXT w strone S24bis.

Wypowiadam sie wiec we wlasnym imieniu. Dla mnie to miejsce nie moze istniec w obecnym ksztalcie takze bez Pana.

to powinno isc na prv, ale nie bardzo wiem jak to zrobic. moze Pan ta wypowiedz po przeczytaniu usunac, by nie bruzdzila na watku.

pozdrawiam.


Panie Griszequ

miło to czytać.

Jednakże w ostatnim czasie mam wrażenie, że pole dla rozmowy się zmniejszyło. Wzrosło zaś zainteresowanie “rzucaniem kotami”, wedle tego rozumienia, jakie proponuję w moim ostatnim tekście.

Ja na razie nie wychodzę. Raczej daję sobie czas na refleksję. Wielki Post to zawsze jest czas na refleksję. Powinien być.

Wiele mnie z tym miejscem łączy. Głównie ludzie.

Ale znakomicie wyobrażam sobie TXT bez mojej pisaniny.

Pozdrawiam


Panie Yayco szanowny

ja po prostu się jakoś tak spodziewam, po Panu i Panu podobnych kilku osobach, ze cierpliwosc i zrozumienie dla goracych i nieprzemyslanych czasem zachowan co poniektorych wygra. ot, cala filozofia ;-)

pozdrawiam.


Wiem Panie Griszequ,

ale jak już napisałem pani Magii, czasem się dochodzi do ściany i nie idzie się już przesunąć.

Mowiąc otwartym tekstem, nad TXT ciągle wisi cień Salonu.

Mimo ciągłych zapewnień Administracji, na samej górze ladują polemiki wzięte z Salonu, albo z Salonem.

A jak w lustrze odbić jednostronność, to i tak będziemy mieli jednostronność, tylko odwrotną.

Zmęczyłem się tym, muszę przyznać.


Otóż właśnie Panie Yayco

Ja to z innego świata jestem. Jak ja bym Panu powiedziała skąd ja wiem o istnieniu salonu, a inni by to przeczytali to śmiech gromki by nie milknął tygodniami.
Pod wpływem kilku wpisów w txt poszłam tam zobaczyć. I tamtejszej rzeczywistości to ja już nie tylko nie rozumiem, ale też mam bardziej ogólne wątpliwości.

Z tej perspektywy jestem głęboko przekonana o różnicach. Txt jeszcze nawet nie zbliżyło się do salonu.

Resztę napisałam tam, gdzie jest do tego lepsze miejsce. Tutaj aromat i wątróbka.


Pani Gretchen

Pani to jest inna historia
Pani może nie wiedzieć.

Nie chodzi o to, że się zbliża, ale, że nie może się oderwać.


A!

Z tym akurat się zgodzę. Wyobraża sobie Pan?

Tak to jest pewnie. Ja niedawno zrobiłam coś podobnego. Przeciwstawiłam się pewnemu monopolowi, to jest historia długa i może o niej napiszę dla naprzykładu.

W każdym razie, ten monopol był twardy i wszyscy uznali już, że to prawda jest objawiona. Ja to naruszyłam lecz przez długi czas nie mogłam się uwolnić od odniesień. Nadal z tym toczę boje w głowach ludzi. Z dobrym niekiedy skutkiem.

Nadzieja Panie Yayco umiera ostatnia.


Panie Yayco szanowny

jesli TXT bedzie sie mialo oderwac, to potrzebowac bedzie musialo Adenauera i Schumana. Nie wystarczy deklarowac zerwania wiezow – trzeba nowego myslenia w dalekiej perspektywie. Nie bede sie rozpisywal, bo jak zauwazyla Gretchen – tutaj jest aromat i watrobka.

Pan wie, o co mi chodzi. Pozdrawiam.


Tam w tym drugim jeszcze coś dopisałem, jak

się znow mi udało na TXT zalogować.

Odniesienia się ciągną za człowiekiem.

Ale czasami nie należy o nich głośno mówić. Nawet jak są w kazdej komorce skóry.

Innych to zrazi, zasmuci, odepchnie.

Ide stąd, bo inne wino teraz piję...


@ YAYCO

Boże drogi, jakże pięknie mozna przepis napisać...

Normalnie, żeby taka smakowitość ze zwykłej wontrupki z cebulką wyszła… mniam!

Może się kędy odważę. Najbardziej to się tego masmixu na ścianach i kuchence boję. Któż to umyje? Któż ów inox wypoleruje?

Pzdr. I więcej pisać o jedzeniu i winach!


Panie Misqocie,

Dziękuję za dobre słowa.
Na razie w beczce siedzę, więc do Wielkiej Nocy będę pisał o winach do szuflady , ale na pewno to potem opublikuję.

A z tym masmixem to trochę żartowałem. Jak patelnia wysoka, to straty są niewielki. Zresztą masmix mało pryska.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość