Po- i okołokoncertowo czyli o Lacrimosie i nie tylko

Zaczęło się wszystko od pewnego pytania.
Zapytał bestfriend, co bym chciał dostać na urodziny.
Odpowiedź była trochę żartobliwie, w sumie to bilet na Lacrimosę, ale zaraz stwierdziłem, że to przecież za drogo i w ogóle bez sensu.

No ale wyszło, że dostałem od niego i od znajomej dobrej jeszcze na spólkę.
No, czasem przyjaciele się przydają, he, he:)

Więc już pod koniec lipca wiedziałem, że na koncercie będę, należało więc tylko czekać. Oczekiwanie jak wiadomo jest jednocześnie i piękne (bo nadzieja) i drażniące (bo niecierpliwość)

No ale dwa dni temu w piątek zjawiłem się w Krakowie, odebrany na dworcu przez szanownego Mindrunnera, (dzięki którego uprzejmości zresztą i jego żony miałem gdzie spać i miałem okazję poznać niesłychanie uroczego kotka o imieniu Szach:))
Więc Mindrunner powiedział mi, w którą stronę iść i wyruszyłem koło późnego popołudnia w kierunku klubu Studio (a raczej skorzystałem z krakowskiej komunikacji miejskiej)

Koło 18 byłem pod klubem (pod który zresztą dotarłem , dołączając się po drodze do pewnej na gotycko ubranej fanki Lacrimosy, którą jak obaczyłem, pomyślałem, ha, ona musi iść na ten koncert, no i szła, a dzięki mapie wiedziała gdzie ma iść nawet, nie to co grześ, w każdym razie pozdrowienia dla niej serdeczne, a nuż, widelec, przeczyta)

Pod klubem udało mi się znaleźć siedzące na trawie trzy moje wspóltowarzyszki:), z których znałem właściwie tylko jedną, ale dwie inne poznałem, pozdrawiam też więc szanowne panie.

No i już razem chyba przed 19 udało nam się wejść do klubu.Staliśmy prawie pod samą sceną, więc zaczęło się oczekiwanie, tym razem już bardziej niecierpliwe, bo koncert tuż tuż.

Chwilę po 19.30 muzyka przestała grać, scena się odsłoniła, pojawiło się na niej kilka osób,w tym wokalistka, na górze wisiała bandera czy cuś podobnego z podobizną lacrimosowego clowna, grześ zaczął się cieszyc i jak głupi przeżywać w głębi duszy, jak fajnie i klimatycznie się robi.
Brakowało jeszcze tylko Tilo, ale za chwilę się pojawił i zaczęli grać.
Grali około 2 godzin, oczywiście niedosyt pozostał, zabrakło mi kilka cudownych utworów, nie było też dobre to, że nie znałem nowej płyty zupełnie, a oni właśnie promowali ją (Płyta nazywa się “Sehnsucht”)

Ale te utwory, które znałem, oczywiście mi brzmiały lepiej, klimatyczniej, ciekawiej, bo do nowych się nie przyzwyczaiłem.
Ale ogólem koncert był cudowny, kompletny, ciekawy.
Kilka rzeczy mnie uderzyło, oczywiście na pierwszym planie był charyzmatyczny Tilo Wolf, którego ochrzciłem swobie dla swoich potrzeb mianem gotyckiego Michaela Jacksona, he, he, fani się oburzą.

Ale Tilo jest niesamowity, wygląda dziwnie,włosy trochę blond, trochę czarne, ubrany w obcisłe, skórzane spodnie i koszulę, jakąś wiązaną kamizelkę i kurtkę (zastanwiałem się jak on w tym wytrzymywał, ja w tiszercie myślałem, że sie ugotuję, choć kurtkę po kilku piosenkach zrzucił), oczywiście miał na sobie jeszcze różnych kilka ozdób na rękach czy w uszach kolczyki, wygląda on trochę androgynicznie, że zabłysnę trudnym słowem:)
Przy okazji strasznie sympatyczne wrażenie wywiera, w ogóle miał chyba niezły ubaw nawiedzeniem niektórych fanek czy fanów.
A, podpadł mi tylko tym, że gadał po angielsku nie po niemiecku.
No jaki klimat ma to “thank you”?
No byz sęsu zupełnie.

A w ogóle nie wspomniałem o waznym, Lacrimosa zagrała tak jak się gra na koncertach, znaczy bardzo ostro, bardzo energetycznie, bardzo żywiołowo, bardzo mocno.
Momentami nawet moim zdaniem za bardzo, bo zagłuszali np. wokalistkę Anne Nurmi, a i Tilo, który jednak się raczej wydziera w piosenkach, więc tego tak nie było słychać.
No i grali mało smętnych utworków, ja bym z chęcią posłuchał ich na jakim kameralnym koncercie w małej knajpie:), kurde, może by kiedy na moich urodzinach zagrali, he, he.
Dobrze, przejdźmy do muzyki, jeden z ciekawszych utworów zabrzmiał już jako drugi:

w którym własnie za bardzo głosu Anne Nurmi nie było słychać.

Ona sama zaśpiewała dwa utwory (niestety nie “Make it end”), aczkolwiek drugi, którym było “The turning point” mnie jakoś nie zachwycił w tym wykonaniu, choć wersje płytową lubię strasznie. Ogólnie tak sobie chyba ona wypadła, na szczęście w Lacrimosie jest jeszcze Tilo, który śpiewa resztę, wspomagany li tylko przez nią, w jednym utworze też przez chwilę przez basistę chyba.

Ale zagrajmy to, co zaśpiewałe Anne Nurmi:

A nie wspomniałem za dużo o fanach, oczywiście mnie drażnili, szczególnie jedna jakaś istota płci żenskiej, która stała niedaleko mnie i cały czas się darła “Halt mich”, miałem jej odpowiedzieć, by się sama (za)trzymała a najlepiej się zamkła, ale nie posłuchałaby pewnie.
Zresztą ja mam małą siłę przekonywania, za to Lacrimosa jej posłuchała i zagrała:

W międzyczasie oczywiście były różne utwory, które znam i takie, których nie znałem, ze znanych było chociażby jeszcze to, jeden z ciekawszych momentów koncertu, lepiej wykonany niż na płycie, przynajmniej na płycie tegoż utworu zbyt nie lubiłem:

(Wow, w koncu youtubka z koncertu się mnie znalazła i wkleiła, i dobrze, no, acz na koncercie brzmiało jeszcze lepiej niż tu,)

Był też kolejny utwór, który na płycie mnie nie zachwycał, a na koncercie brzmiał dobrze, jednak to chyba prawda, że lubimy te piosenki, które znamy:)
Albo odwrotnie:

Lacrimosa zeszła ze sceny, miałem wrażenie, że to bardzo szybko się stało, wszyscy więc zaczeli bic brawo i skandować “Lacri- mosa, lacri-mosa, lacri-mosa”
Wrócili.
Zagrali między innymi to, przepiekny utwór, myślałem, że to już koniec:

Ale później był jeszcze bardzo rockowo zagrany i w sumie zabawnie śpiewane fragmenty mający “Feuer”, przy którym wszyscy dziwnie machali rękami:)

A w ogóle nie wspomniałem, Tilo i Anne byli jacyś niesłychanie ekspresywni i mobilni, łazili po tej scenie, ruszali się, wykonywali obłędne ruchy:), dziwne ruchy rękami choćby itd, Tilo wymachiwał flagą z clownem, działo się, oj działo.

A po koncercie było chłodzenie emocji zimną coca-colą, czekanie na autografy (mam na bilecie), niektórym udało się nawet zrobić zdjęcie czy z Tilo czy z Anne.
No i w koncu usłyszałem na żywo jak Tilo mówi po niemiecku:)

To tyle, Grześ raczej sobie znika na dłuższy czas i od blogowania musi odpocząć, od komentowania pewnie nie.

Średnia ocena
(głosy: 3)

komentarze

git

potem przejrzę przeczytam bo kolega wpadł :P



P.S.

Trochę spostponowałem we wpisie Anne Nurmi, więc tu wrzucę drugi utworek,który zaśpiewała lepiej niż “The turning point”:


Docencie, spoko,

na czytanie zawsze jest dobry czas:)

pzdr


Zazdroszczę...

No. Wracam sobie z wycieczki do domu, odpalam kompa i jest…

Miło mi ten i tak udany weekend Grześ zakończył. A czekałem na tę relację i powiem szczerze, że zazdroszczę. Mnie się jeszcze nie przytrafiło Lacrimosy na żywo oglądać i nie wiem czy to szybko nastąpi. No, może kiedyś...

Dziękuję za to video “Alleine zu zweit”. Przyznaję, że ten utwór to mi kiedyś prawie “hymnem” był i jakoś dziwnie mnie dziś pasuje na zakończenie wieczoru…

Tak właściwie to chyba od czasu “Elodii” (jak dla mnie), Lacrimosa nie stworzyła równie porywającego kawałka, ale możliwe, że ja po prostu sentyment do niego mam. Tak jak do samej “Elodii” (taśmę “zasłuchałem na maxa” i dziś nie ma po niej śladu:(.

Najnowszy album – “Sehnsucht”, nie uważam za rewelacyjny.

No… To teraz idę sprawdzić, czy mam jeszcze czerwone wino i chyba posłucham sobie Lacrimosy… Na dobre zakończenie dnia…

Chociaż to nie real…

Dziękuję.


Grzesiu

No dobrze, że się udało, że dotarłeś, że się podobało.

Widzisz?
Marzenia czasem się spełniają.

:)


O to mnie zaskoczyłeś:)

a ja myślałem, że wszystkich fanów Lacrimosy lub choc osoby, co nazwe kojarza, już od dawien dawna znam:), a tu proszę bardzo.

Ja ci powiem (zresztą jak widać po wklejonych utworach), że “Elodię” też uwielbiam chyba najbardziej choć i wczesniejsz apłyta ich “Stille” mnie zachwyca, i dużo wcześniejsza “Einsamkeit”, nowsze rzeczy niż “Elodia” też lubie (acz tej najnowszej nie znam prawie wcale)

A ja Elodię mam tyż na kasecie, ale jeszcez działa, acz cus się tam psuje momentami, jak i “Stille”

A z Elodii to ja najbardziej lubiłem zakończenie strony A (czyli “ich verlasse heut dein herz” i zakończenie strony B “ Am Ende stehen wir zwei”.
A może wrzucę?
dawno nie słuchałem a na koncercie nie było:

Pozdrówka i miłego słuchania.
I mam nadzieję, że wino dobre:)


Gre,ano spełniają się czasem, no, spełniają,

ale ten pomysł, co mi wpadł, że kiedyś mogli by na moich urodzinach zagrać, to sie pewnie nie zrealizuje:)

pzdr


Grzesiu

Tego nie wiesz…

Marzenia się spełniają.

:)


no i super

cieszy mnie, że skonfrontowałeś sie ze swoją muzyczną legendą ;)

ja sie na jesieni chcę wybrać na Sonic Youth. Youth to oni już dawno nie są ale kopa mają takiego jak 150…

jeszcze jakby się Fugazi reunionowało to byłbym hepi bo ich koncert był chyba najlepszym jaki widziałem w życiu. :)

the Clash i Ramones‘ów to już niestety nie da rady :(



Docencie,

e, legenda to może za duzo powiedziane, acz, fakt, ja ich znam i l lubie od 10 lat już gdzieś, grają od początku lat 90-tych, więc już niedługo “żywą legendą” się może i staną:)

Z tych wymienionych przez ciebie, to ja bym reflektował na te zespoły, co ich juz , no nie ma.,

Znaczy Clash i Ramonesów to bym obaczył z chęcią.
Bo w sumiie Sonic Youth i Fugazi to prawie nie znam, pewnie coś tam kiedys słyszałem, ale nie pamiętam jak to nawet brzmi za bardzo.


Gre,

no w sumie, jak to mówią wszystko się może zdarzyć.


Grzesiu

Więc właśnie.

Tego się trzymajmy.


Paprotniku,

jako że ma radość z dowiedzenia się, że jedna osoba więcej na TXT lubi Lacrimosę trwa nadal, więc jak nie znasz, to ci jeszcze mój tekst zalinkuję:

http://tekstowisko.com/tecumseh/52591.html

A jak znasz, to najwyżej nie przeczytasz, ale zawsze posłuchać można piosenek, a tekst oczywiście o Lacrimosie.

Gre, hm,no wie c chyba trza będzie tilo Wolfowi zaproszenie na TXT wysłać:), to wtedy może go przekonam do zagrania na urodzinach swoich.

pzdr


grzesiu

Znam, ale i tak sobie przeczytałem jeszcze raz. Bo niby co mnie szkodzi… Nic. A nawet wzmacnia:)

To mnie trochę zainspirowało i może sam coś sklecę o Lacrimosie, ale chyba nie dzisiaj, bo jak skończę swój dzisiejszy post, to będzie dobrze… Wymiana drzwi u sąsiadów pode mną, odbiera mnie kompletnie zdolność koncentracji. Wrrrrrr…

Pozdrawiam.


re: Po- i okołokoncertowo czyli o Lacrimosie i nie tylko

A z tym zaproszeniem dla Tilo, to ciekawy pomysł:)


Paprotniku,

to czekam na tekst, lubie czytać na jeden temat z różnych stron i autorstwa różnych osób:)

Zresztą nie chwaląc się, kiedyś tu propagowałem takie pisanie np. z AnnPol napisalismy w jeden dzień (albo weekend) po 2 teksty o Osieckiej (ona nawet trzy), a z RafałemB promowało się kino skandynawskie:)

A remontów w pobliżu wspólczuję, bo sam takich rzeczy nienawidzę, szczególnie, że praca taka u mnie, że człek w domu musi pomyślec się przygotować itd, a tu jacyś ludzie sobie uskuteczniają czasem jakieś remonty od rana:(

pzdr


Z okazji 1 września

Prezent z okazji 1 września – dla mnie świetne
http://www.youtube.com/watch?v=epeQwq-aYV0


Torlinie,

słyszałem już kiedyś, utwór cąłkiem niezły, choc takiego melodyjnego metalu to ja jakos nigdy nie lubiłem w zasadzie.

W sobotę chyba Sabbathon gra koncert w rzeszowie, jakby ktoś był, to niech napisze co i jak.


Torlinie

z tym sabbathonem to mi się skojarzył pewien zespól, którego dawnom temu słuchał.
Ten power metal nie jest tak całkiem zły, choć Docent pewnie mnie wyśmieje:)


Subskrybuj zawartość