Koniec Europy?

Niewątpliwą zaletą Świąt jest także to, że można wreszcie wygospodarować całkiem sporo czasu na czytanie odkładanych od tygodni książek, czasopism czy wydrukowanych z Internetu artykułów niedostępnych w formie papierowej. I tak jakiś czas temu natknąłem się na artykuł jednego z najciekawszych brytyjskich socjologów – Franka Furediego – z pochodzenia Węgra, który udało mi się przeczytać właśnie w trakcie Świąt.

Autor w swoim eseju pod tytułem “The end of Europe?” stawia kilka interesujących tez. Z niektórymi trudno jest się zgodzić, ale części twierdzeń bez wątpienia należy przyznać rację.

Otóż Frank Furedi zwalcza przede wszystkim mit jakoby największym zagrożeniem dla Europy mieli być muzułmańscy imigranci i ich potomkowie. Stwierdza oczywiście fakt, że przyrost naturalny w wymienionej wyżej grupie jest dużo większy niż wśród rdzennych społeczności europejskich – część krajów UE odnotowuje ujemny przyrost naturalny (Polska jest jednym z nielicznych krajów w UE mających dodatni przyrost naturalny). Mimo to nawet liczebny wzrost ludności muzułmańskiego pochodzenia – według Furediego – nie musi oznaczać jakiejkolwiek groźby dla Europy, ponieważ w obecnych czasach większość niekoniecznie może posiadać władzę. To twierdzenie jest jednak nie do końca zrozumiałe. Wziąwszy pod uwagę fakt, że w krajach zachodnich w ostatnim czasie trudno jest zalegalizować pobyt cudzoziemców, nie można zapominać, że wielu już mieszka tam legalnie, że tym przebywającym legalnie łatwiej jest uzyskać obywatelstwo niż w Polsce. Co jakiś czas dochodzą do nas wiadomości, że muzułmanie próbują organizować się politycznie. Tak na dobrą sprawę wystarczy przecież utworzenie partii politycznej, posiadanie większości w danym społeczeństwie, by dowolnie zmieniać prawo, a wówczas prawo unijne niekoniecznie musi stanowić skuteczną zaporę przed islamizacją prawa krajowego, zawsze też – zgodnie z nowym traktatem – można będzie wystąpić z UE. Niewykluczone są także zmiany Konstytucji, które w większości krajów zachodnich podobnie jak i w Polsce stanowią najwyższe źródło prawa, wyższe niż normy unijne czy to pierwotne czy wtórne.

Zatem niemożność zdobycia wpływu na władzę, o której pisze autor nie jest taka oczywista, a jego optymizm w tej dziedzinie wydaje się być wątpliwy.

Warto w tym miejscu dodać, że na chwilę obecną muzułmanie stanowią 5 % mieszkańców krajów UE, ale w 2020 ich liczba ma wzrosnąć do 10% (dane z artykułu “Fechtowanie cywilizacji” V. Naumkina).

Natomiast realnego niebezpieczeństwa autor doszukuje się w nieumiejętności zapewnienia przez państwa europejskie skutecznej integracji cudzoziemców z krajów muzułmańskich ze społeczeństwami Europy. Z tą tezą także nie do końca można się zgodzić. W końcu wszyscy przebywający na terytorium UE cudzoziemcy mają możliwość kształcenia się, korzystania z pomocy socjalnej, opieki medycznej, prowadzenia własnej działalności gospodarczej, podejmowania pracy – przy czym tutaj trudności mogą wynikać z wysokiego bezrobocia, które w równym stopniu dotyka rdzennych mieszkańców UE, jak i imigrantów. Na polskim przykładzie można wykazać, że integracja tak naprawdę zależy od woli i chęci cudzoziemców – co sprawia, że w tych samych warunkach Wietnamczycy świetnie się odnajdują w polskiej rzeczywistości, a Czeczeni już nie? Warunki wszak mają zapewnione identyczne, na dodatek Czecznom znającym język rosyjski nauka języka polskiego sprawia mniejsze trudności.

Poza tym przykłady muzułmanów, którzy brali udział w zamachach w Madrycie czy w Londynie wskazują na to, że integracja czasem jest fikcją. Przypomnijmy, że część z nich mieszkała już w drugim pokoleniu w Europie – korzystali z dobrodziejstw europejskiej demokracji, tu się wykształcili, i tu mieli dobrze płatne i prestiżowe prace. Wedle opinii ekspertów to właśnie muzułmanie żyjący w drugim pokoleniu w UE są najbardziej podatni na wpływy fundamentalistów. We wrześniu tego roku w Austrii zatrzymano trójkę młodych ludzi – w wieku od 20 do 26 lat, w tym jedną dziewczynę, którzy grozili władzom Austrii i Niemiec przeprowadzeniem zamachów, w sytuacji, gdy te nie zechcą wyprowadzić wojsk z Afganistanu. Jeden z owych młodych ludzi jak się okazało był tzw. uśpionym agentem Al Kaidy. Ci młodzi muzułmanie mieszkają w Austrii już w drugim pokoleniu.

Dlatego tak sceptycznie odnosiłbym się do twierdzenia autora artykułu, że państwa UE nie mają należycie opracowanych programów integracyjnych. Winy upatrywałbym bardziej w przesocjalizowaniu owych państw, które sprawia, że jakaś część imigrantów woli zwyczajnie pobierać zasiłki i korzystać z wszelkich dostępnych form pomocy socjalnej niż podejmować pracę czy zakładać własne firmy. Znowu można wrócić na chwilę na nasze podwórko, na którym spora część Czeczenów doskonale wie jakie ma uprawnienia w odniesieniu do pomocy społecznej, jakie zasiłki, świadczenia socjalne, renty może pobierać, a jakich już nie. To właśnie nasze prawo zachęca Czeczenów do nieustannego korzystania z pomocy socjalnej i niepodejmowania legalnej pracy, bo jeśli już prace podejmują to nielegalną, przy jednoczesnym zachowaniu wszystkich przysługujących im świadczeń socjalnych. I znowuż tym samym są całkowitym zaprzeczeniem Wietnamczyków licznie mieszkających zwłaszcza w Warszawie, którzy tuż po legalizacji ich pobytu w Polsce podejmują z reguły własną działalność gospodarczą. To samo można powiedzieć o Ormianach, którzy błyskawicznie uczą się języka polskiego, są zatrudniani w polskich firmach, albo zakładają własne. Zatem rzecz nie w szwankujących programach integracyjnych, ale w chęciach samych cudzoziemców.

Wreszcie na koniec Furedi stawia tezę, pod którą sam się podpisuję, a mianowicie, że Europa nie ma nic do zaproponowania przybywającym do niej cudzoziemcom. I trudno się temu dziwić, że nie ma nic do zaproponowania cudzoziemcom, skoro nie jest w stanie zaoferować nic sensownego swoim obywatelom, żadnej wizji, żadnego celu, żadnych sensownych wartości. Autor pisze, że Europa wyczerpała się nie fizycznie, lecz politycznie, zapanowała w niej apatia, umknęła gdzieś energia społeczna, a politycy nie są w stanie tchnąć ducha w zrezygnowanych Europejczyków. I szczerze wątpię, by ducha owego mogła tchnąć Karta praw podstawowych z powtórzonym po raz enty zestawem praw. Politycy europejscy zdają się nie rozumieć, że dublowanie dokumentów prawnych, których nikt nie czyta poza ich twórcami niczego nowego do życia Europejczyków wnieść po prostu nie może. Wydaje się, że w ostatnim czasie jedynym sensem istnienia Europy jest walka o prawa mniejszości seksualnych, wypieranie ze świadomości dziedzictwa chrześcijańskiego, a reszta to już są interesy poszczególnych państw realizowane pod płaszczykiem interesów UE.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Europa

przestała być ekspansywna, nawet kulturowo.
Zatrzymała się, więc się cofa.

Igła – Kozak wolny


Kulturowo Europa

nie prezentuje nic ciekawego. Wstydzi się swego chrześcijaństwa, a bez niego jest jałowa. W ogóle wstydzi się wartości, jakichkolwiek, jakie by one nie były, a obrona praw mniejszości seksualnych staje się nudna i nieinspirująca.

Nawet jeśli już boi się chrześcijaństwa jak diabeł święconej wody, to niech sięgnie chociaż do Arystotelesa, a tu nic, pustka.

Igło, napisze za czas jakis kilka komentarzy pod Twoim wczorajszym wpisem!


a może by tak...

...ta europa odradza się ale undergroundowo :) spokojnie Chrześcijanie na początku też się po jamach chowali ;)

...No pane bracie musisz mi szybko powiedzieć co z Westerplatczykami!!!!!!


Lachu obyć miał rację, obyś.

Też nie wierzę w to, że Europa będzie w stanie odciąć się od swoich chrześcijańskich korzeni.

Z Westerplatczykami? W kontekście odradzającej się Europy? :-)


Panie Wenhrinie

Ja mu ( Lachowi ) napisałem, że na Białorusi jeszcze Westerplatczycy swoich lat dochodzą.
Bo jeszcze w latach osiemdziesiątych kilkunastu ich tam żyło.

PRL wtedy sobie o nich przypomniał.

Myślę, że możesz dowiedzieć się więcej szczegółów.

Igła – Kozak wolny


Chrzescijanska Europa

Kulturowo Europa nie prezentuje nic ciekawego. Wstydzi się swego chrześcijaństwa, a bez niego jest jałowa. W ogóle wstydzi się wartości, jakichkolwiek, jakie by one nie były, a obrona praw mniejszości seksualnych staje się nudna i nieinspirująca.

Straszna herezja warta stosu :-)

Nie wiem na jakiej podstawie autor postawil taka teze, dosyc popularna w Polsce sądząc po setkach artykulow o tej “grzesznej i bezecnej Europie”.

To znaczy wiem: – powierzchowna wiedza, a raczej gleboka niewiedza o tym co na Zachodzie w przestrzeni religijnej i kulturalnej sie dzieje.

Mam malo czasu, podam wiec tylko kilka przykladow bez szczegolowego omawiania.

1. Na kilka dni przed swietami w szkolach rozdawane sa dzieciom i mlodziezy, “kieszonkowe” wydania, a to Pisma Swietego, a to Nowego Testamentu a to ….

2. W kosciolach oprocz mszy odbywa sie wiele imprez przyblizajacych “tajemnice wiary” np. czytanie i analiza fragmentow Pisma Swietego – zarowno z doroslymi jak i mlodzieza szkolna. Koscioly w ogole sa takim miejscem spotkan dla okolicznych mieszkancow – prowadzone tutaj sa imprezy kulturane, koncerty, zajecia dla dzieci i mlodziezy.

Jak wyglada dzialalnosc kosciolow propagujaca religie i kulture wsrod mieszkancow osiedli zobaczyc mozna np. tutaj: Ev. Ostergemeinde Wedding

To tylko dwa przyklady, a jest to zaledwie czubek gory lodowej.
W nocy dodam pare ciekawych linkow jeszcze.

**********************

musze zaraz wyjsc. nie zdaze napisac wiecej.

Dodam tylko: praprzyczyna nieporozumien w oceniacniu stosunku Zachodnie Europy do chrzescijanstwa jest roznica epok. Zachod w swej wiekszosci jest juz w postindustrializmie, Polska zaledwie przeszla kulawa i wypaczona industrializacje.

Religijnosc Zachodu nie polega na bezustannym jej manifestowaniu. Rozgrywa sie bardziej osobiscie, “wewnatrz duszy”

Europa jest chrzescijanska – i by to chrzescijanstwo moglo sie swobodnie dzialac, toczyc, rozwijac, Europa jako struktura panstwowa, musi byc laicka – to tak w glebokim skrocie. rozwine te mysl troche bardziej pozna noca.

A teraz sie musze przebrac i do roboty… :-)

Jerry


Panie Szeryfie

Skrobnij od siebie coś więcej niż pare zdań komenta.

Tak od siebie skrobnij.
Siedzisz tam w środku i od środka napisz..

My tu ino, w zaścianku, własne sprawy & porachunki załatwiamy.
Wejdź w rolę naszego berlińskiego korespondenta.

Igła – Kozak wolny


--> Igła

OK. Dzieki za awans :-)

Napisze cos w nocy, albo jutro rano. teraz juz niestety, ale gasze maszyne. Gramy od 20.00 do 00.00 w takiej malej knajpie na Savignyplatz.

Jerry


Szeryfie

To, że w parafiach są podejmowane jakieś inicjatywy to nie wątpię.

A propos Berlina – w amerykańskim czasopiśmie “Dappled things” czytałem niedawno reportaż z wyprawy do Berlina dwóch młodych Amerykanów, którzy pisali o pustkach w kościołach. nikt nie wątpi nawet w bogactwo podejmowanych przedsięwzięć, ale jaki one mają wpływ na społeczeństwo?

Jeśli jest tak dobrze, to dlaczego do traktatu UE nie można było wpisać wzmianki o chrześcijańskich korzeniach Europy. I nic tu nie pomoże zaklinanie rzeczywistości frazami o epoce postindustrialnej. Co to miałoby oznaczać? Że ludzie przeżywają religie wewnętrznie, zgoda, u nas też tak przeżywają. Tu nie chodzi o manifestowanie religii w czasie procesji, ale wpływ jaki ona wywiera w sferze publicznej.

Nie w tym też rzecz, by komukolwiek narzucać chrześcijaństwo, by zrezygnować z neutralności światopoglądowej państwa, by budować jakieś państwo quasi-wyznaniowe. Poza tym Niemcy nie wyczerpują tematu Europy, w Niemczech istnieje przyjazny rozdział kościoła od państwa, czego nie można powiedzieć np. o Francji.

Pozdrawiam


Igło

O tych Westerplatczykach na Bialorusi, to nawet nie wiedziałem.

Dzięki za info, poszperam i poszukam jakichś materiałów na ten temat.


--> wenhrin

Poruszyles bardzo duzy i bardzo istotny temat. Napisalem wyzej, ze odpowiem szerzej (w formie notki) w nocy, albo jutro rano. Temat jest powazny i odniose sie do niego dopiero po Nowym Roku.

Dzisiaj juz jest trzecia rano, najblizsze dni mam dosc mocno wypelnione. Nie poradze sobie teraz. Moge wrzucic tylko pare linkow, a to bez sensu.

Grzecznosc nakazuje bym odniosl sie do Twojego komentarza.

Zaczne moze tak: To ze kraje Zachodu sa laickie, nie oznacza, ze wiekszosc spotykanych przechodniow to ateisci. Laicyzm nie odbiera nikomu wiary i nie zabrania praktyk religijnych.

Laicyzm to nie antyklerykalizm, czy jakakolwiek inna forma wymierzona przeciw religii. Laicyzm to gwarancja rownosci wszelkich wyznan. Europa Zachodnia nie jest krainą bezbożników.

Napisales: “To, że w parafiach są podejmowane jakieś inicjatywy to nie wątpię.” – to nie sa zadne jakies tam inicjatywy. To normale i bogate zycie parafii, o wiele bardziej roznorodne niz “zycie parafialne” w przecietnej parafii w Polsce.

Przejzyj dokladnie strone ktora podalem wyzej, to sie przekonasz. (Ev. Ostergemeinde Wedding)

Napisales: “A propos Berlina – w amerykańskim czasopiśmie “Dappled things” czytałem niedawno reportaż z wyprawy do Berlina dwóch młodych Amerykanów, którzy pisali o pustkach w kościołach. nikt nie wątpi nawet w bogactwo podejmowanych przedsięwzięć, ale jaki one mają wpływ na społeczeństwo?”

Po piewrwsze, z tymi pustkami, to troche przesada jest. Owszem, nie ma tutaj takich tlumow podczas mszy jak np. w Polsce czy innych wybitnie katolickich rejonach. Koscielna frekwencja nie jest odbiciem ilosci chrzescijan. Zresztą im mniejsza miejscowosc, tym wiernych w kosciolach wiecej.

Nie bardzo rozumiem o co chodzi Tobie w zdaniu “nikt nie wątpi nawet w bogactwo podejmowanych przedsięwzięć, ale jaki one mają wpływ na społeczeństwo?” – co to znaczy “wpływ na społeczeństwo?” Bardzo niefortunnie zdanie skonstruowales. Podejrzewac można, iż jesteś zwolennikiem podporządkowania życia społecznego religii, a to trąci ideą państwa wyznaniowego.

Napisales: “Jeśli jest tak dobrze, to dlaczego do traktatu UE nie można było wpisać wzmianki o chrześcijańskich korzeniach Europy. I nic tu nie pomoże zaklinanie rzeczywistości frazami o epoce postindustrialnej. Co to miałoby oznaczać? Że ludzie przeżywają religie wewnętrznie, zgoda, u nas też tak przeżywają. Tu nie chodzi o manifestowanie religii w czasie procesji, ale wpływ jaki ona wywiera w sferze publicznej.”

Ano, wygrala koncepcja by nie wpisywac takowej wzmianki. Dlaczego? Temat rzeka. Na pewno nie jest to uderzenie przeciw chrzescijanastwu. Troche w tym asekuracji, by nie wywyzszac zadnej z religii. Troche tez “polityki” – podobno przyjma kiedys do Unii Turcje, kraje Afryki Polnocnej – te “chrzescijanskie korzenie” nie bylyby tak do konca prawda. Takich “troche” jest jeszcze duzo wiecej.

Nie pomagam sobie zadnym “zaklinaniem rzeczywistości frazami o epoce postindustrialnej”. Postindustrializm jest faktem niosacym ze soba konkretne zmiany w zyciu spoleczenstw. Zmiany stosunku ludzi do spraw religii rowniez.

A zdanie “Tu nie chodzi o manifestowanie religii w czasie procesji, ale wpływ jaki ona wywiera w sferze publicznej.” znowu narzuca skojarzenia z panstwem wyznaniowym.

Na zakonczenie napisales “Nie w tym też rzecz, by komukolwiek narzucać chrześcijaństwo, by zrezygnować z neutralności światopoglądowej państwa, by budować jakieś państwo quasi-wyznaniowe.” – wiec w czym rzecz?

i jeszcze:
“Poza tym Niemcy nie wyczerpują tematu Europy, w Niemczech istnieje przyjazny rozdział kościoła od państwa, czego nie można powiedzieć np. o Francji.” – na czym polega owa “przyjaznosc” niemiecka i “nieprzyjaznosc” francuska?

Jerry


Szeryfie

Dzięki za obszerny komentarz. Czekam też na więcej info. Ustosunkuję się się do niego za czas jakiś, teraz niestety muszę odejść od kompa.

Pozdrawiam!


Szeryfie

Wczoraj już nie byłem w stanie odpowiedzieć na Twój obszerny komentarz. Dwa dni wcześniej telewizja publiczne zadbała o to bym nie mógł normalnie funkcjonować puszczając film o Imre Nagy między 1 a 3 w nocy.

A nie chciałem pisać komentarza byle jak.

Otóż na sam początek ważne wyjaśnienie – wpływ chrześcijaństwa na sferę publiczną nie jest tożsamy z państwem wyznaniowym. Z państwem wyznaniowym mamy do czynienia wówczas, gdy normy danego Kościoła stają się normami powszechnie obowiązującymi, to jest państwo inkorporuje je do porządku powszechnie obowiązującego. I to by mi się nie podobało.

Ale już jednak istnienie organizacji stowarzyszeń czy fundacji, z których zdaniem w debacie publicznej należy się liczyć jest jak najbardziej wskazane.

Przykład – uregulowania prawne dotyczące aborcji w Polsce są pewnym kompromisem wynegocjowanym między kościołem a państwem. Gdyby nie udział strony kościelnej w debacie mielibyśmy też aborcję ze względów społecznych. Gdyby zaś nie ograniczenia ze strony państwa aborcja byłaby zakazana całkowicie.

Wpisanie natomiast do traktatu reformującego odwołania do chrześcijaństwa, a właściwie frazy, że Europa została ukształtowana między innymi przez chrześcijaństwo byłoby tylko stwierdzeniem faktu. Turcja czy państwa Afryki Północnej, których przyjęcie w odległej przyszłości do UE jest możliwe nic do naszego dziedzictwa nie wniosły. Ten zapis w żaden sposób nie wywyższałby chrześcijaństwa, nie czynił by jego norm prawem obowiązującym nie tylko nowo przyjętych Turków, ale także obywateli innych wyznań czy też w ogóle nie wierzących.

Co zaś do różnic między Francją a Niemcami rzecz sprowadza się do klimatu, atmosfery w stosunkach państwo – kościół. W Niemczech istnieje partia chrześcijańsko – demokratyczna, we Francji natomiast nawet prawica krępuję się jakichkolwiek odwołań do chrześcijaństwa. We Francji Kościół kojarzy się z instytucją opresyjną, wrogą człowiekowi i jego wolności, tłamszącą wręcz jego wolność. To wszystko jest dziedzictwem Wielkiej Rewolucji Francuskiej podczas której w Wandei i w Bretanii mordowano nie tylko księży, ale zwykłych ludzi, katolików, którzy ośmielili się przeciwstawić rewolucji. Ten nastrój wrogości wobec kościoła utrzymuje się właściwie do dziś w odpowiednich proporcjach oczywiście.

Nie twierdzę też, że czymś pozytywnym jest chrześcijaństwo masowe. Sądzę, że im wyznawców jest mniej, tym ich wiara głębsza, prawdziwsza. Wiara w Polsce choć masowa wydaje się być emocjonalna, w gruncie rzeczy jawi się bardziej zwyczajem niż wiarą.

Najbardziej zależy mi natomiast na tym, by owe chrześcijaństwo było widoczne w zwykłych relacjach międzyludzkich, Europa się strasznie zmaterializowała, zobojętniła. Przy czym nie uważam, że chrześcijaństwo może być jedyną siłą, która może Europę ożywić, odnowić, mogą to być jakiekolwiek wartości, które wymiar międzyludzki przenoszą ponad pragmatyzm i psychologiczną technikę.


--> wenhrin

W zasadzie to sie teraz prawie ze wszystkim co napisales w ostatnim komentarzu zgadzam.

Dodam tylko, ze sprawa tego nieszczesnego “wpisu o dziedzictwie” ma zwolennikow i przeciwnikow (owego braku wpisu). Mnie akurat jest ta sprawa zupelnie obojetna.

Napisales: -“Ale już jednak istnienie organizacji stowarzyszeń czy fundacji, z których zdaniem w debacie publicznej należy się liczyć jest jak najbardziej wskazane.”

Przeciez nikt nie zabrania w Europie powstawania takich organizacji. Jest wrecz przeciwnie. Stowarzyszen i fundacji wszelakich, w tym i, nazwijmy je, chrzescijanskich jest na Zachodzie olbrzymia ilosc. To Polska jest pod tym wzgledem bardzo uboga.

Jerry


Subskrybuj zawartość