Imre Nagy według Marty Meszaros

Jestem niezmiernie “wdzięczny” polskiej telewizji publicznej, że film o Imre Nagy’m Marty Meszaros (“Niepochowany”) wyemitowała wczoraj między godziną 1.00 a 3.00 (w nocy rzecz jasna). Nic dziwnego, że przy takim rozumieniu misji publicznej wielu przedstawicieli naszego społeczeństwa nie wie, co wydarzyło się 13 grudnia, a gdyby zapytać ich jeszcze o powstanie węgierskie 1956 roku odpowiedzią byłyby rozdziawione usta i rozszerzone do granic możliwości oczy. Ale nie mam zamiaru pastwić się nad TVP, i tak jak zwykle przy zmianie władzy ma jakieś problemy.

Sam Imre Nagy nie jest przez Węgrów uważany za postać niemal tak pomnikową, jak został przedstawiony w filmie. Choć może niewłaściwie postawiłem sprawę – część uważa go za bohatera, część za człowieka niezdecydowanego, a część wypomina mu przeszłość w ZSRR, gdzie ponoć zdarzało mu się być kapusiem. Nie jestem historykiem, nie znam tak dobrze jego biografii, by móc go jednoznacznie ocenić.

Wracając do samego filmu – odniosłem wrażenie, że Marta Meszaros chciaa się w nim skoncentrować przede wszystkim na mechanizmach łamania człowieka w systemie totalitarnym. Najbardziej sugestywne i zajmujące większą część filmu są sceny z więzienia i przesłuchań. Samo powstanie, wahania podczas sprawowania rządów Imre Nagy nie są kluczowymi wydarzeniami w filmie. I może lepiej się stało. Oglądając film sam miałem poczucie, jakbym dzielił z Imre Nagy’m tę ciasną, brudną, cuchnącą celę. Jej klaustrofobiczny wygląd niemal mnie dusił. Reżyserka pokazała, jak bohater filmu zostaje doprowadzony do granicy obłędu – zaczyna rozmawiać sam ze sobą, tańczy, gdy z korytarza dobiega muzyka z radia strażnika, zaprzyjaźnia się z prusakiem, by móc mówić do kogoś, usiłuje schwytać szczura, by mieć “towarzysza” rozmów. Do celi nie dochodzi światło, bo niewielkie okno jest zamknięte, cały dzień pali się lampa – bohater traci poczucie czasu. Po dłuższej przerwie w przesłuchaniach sam domaga się wezwania go na kolejne, podczas którego i tak nie przyzna się do zarzucanych mu czynów.

Niewątpliwą zaletą tego filmu jest to, że dzięki niemu zrozumiałem dlaczego niektórzy złamać się dali, i to, że nabrałem jeszcze większego szacunku dla tych, którzy tej nieziemskiej presji nie ulegli.

Swego czasu będąc w Budapeszcie odwiedziłem niezwykle ważne dla Węgrów Muzeum – odpowiednik naszego Muzeum Powstania Warszawskiego – Terror Haza. Ta skądinąd niebrzydka kamienica przy Andrassy Utca o ile się nie mylę była siedzibą najpierw służb specjalnych za czasów rządów regenta Miklosa Horthy’ego, następnie urzędowali w niej proniemieccy Strzałokrzyżowcy, by wreszcie po drugiej wojnie wprowadziło się do niej AVH – odpowiednik polskiego UB.

Największe wrażenie zrobiła wówczas na mnie sala, w której w półmroku ustawiony był stół, przy nim krzesła, a z ukrytego głośnika dobiegał podniesiony głos momentami przechodzący w krzyk w języku węgierskim. Na ścianie wisiała flaga Strzałokrzyżowców, a nieco w głębi na podeście obracał się manekin bez głowy z jednej strony ubrany w mundur Strzałokrzyżowca, a z drugiej w mundur funkcjonariusza AVH. Obok na ekranie wyświetlany był z kolei satyryczny filmik, na którym były strzałokrzyżowiec zrzuca swój mundur, by ochoczo z uśmiechem na twarzy przywdziać mundur awosza (funkcjonariusza AVH).

Właśnie w tej sali najmocniej odczułem grozę systemu komunistycznego, którego podporę stanowili ludzie gotowi mordować bez względu na barwy polityczne swoich mocodawców, gotowi do największego okrucieństwa, do każdej podłości, do jakiejkolwiek zdrady.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Kurczę

...a gdybys wczoraj napisał że będzie to bym sobie nagrał!
:)
Prezes , Traktor, Redaktor


A gdybym jeszcze wczoraj o tym wiedział ;-)

Trafiłem przez przypadek, włączyłem późno TV i miałem szczęście, że umknęło mi tylko kilka początkowych minut filmu.


Wehrin

Ano wlasnie- do momentu obejrzenia filmu, Nagy był dla mnie “nazwiskiem”. No dobrze, cos tam slyszalem, gdzies…Ale wiecej, nic.
Dokladnie, jak to okresliles na poczatku tekstu.

I niech ktos powie, ze film, uzyty w odpowiednim celu, nie ma sily razenia. Ma.

It`s good to be a (un)hater!


Pamiętam ten film,

a właściwie jego zakończenie – zobaczone także przypadkiem. Przeraźliwie smutne.


Kochali

go tak jak Polacy Gomułkę.
Tyle, że ten spacyfikował nastroje.

Igła – Kozak wolny


Mad Dogu

Dobry film ma siłę rażenia, ten do takich się zalicza.

Chciałbym jeszcze obejrzeć dobry film o powstaniu węgierskim!

Pozdro!


Agnieszko

Mnie się zakończenie podobało. W końcowej scenie grób Imre Nagy’ego odwiedzają dwie młode, urocze Madziarki. To obrazuje stosunek młodych Węgrów, oni nie wstydzą się swojej historii, nie wstydzą się też patriotyzmu. Moi węgierscy przyjaciele co roku w rocznicę wybuchu Wiosny Ludów na Węgrzech stawiają znicze na grobach powstańców!

Pozdrawiam


Igło

Kochali jak Gomułkę, ale Gomułka najwidoczniej sam siebie się wystraszył i zmienił kurs.

Pozdro!


Wrażenia pozostają -

czasem w dziwny sposób się splatają ze sobą, obraz trzeba przypomnieć.
Tak jakoś mam.


Agnieszko

Film pewnie będzie powtarzany za pół roku ;-) To już była jego druga emisja, pierwsza miała miejsce niecały rok temu, zawsze jest jednak puszczany o kosmicznej porze.


Przepraszam ja wiedziałem

i dobrze, ze mam poczciwy magnetowid, bo ratuje mnie przed wysiadywaniem do późna w nocy, żeby cośkolwiek zobaczyć. (ach ta misja TVP)
Pewnie bym film przegapił gdyby nie przypadek, że tytuł w programie TV obił mi się tuz po przeczytaniu (na tekstowisku), że taki film w ogóle jest.
Filmu nie miałem jeszcze okazji obejrzeć, ale potem wcisnę jeszcze się ze słówkiem.


sajonara

Uprzejmie proszę zatem o opinię po obejrzeniu filmu :-)

Pozdrawiam!


Subskrybuj zawartość