O pysze narodowej i samobiczowaniu

Popadanie w skrajności wydaje się być naszą narodową specjalizacją. Każde dotknięcie bolesnej części naszej przeszłości sprawia, że zamiast rzeczowej i spokojnej dyskusji, prób dochodzenia do porozumienia dzielimy się na wrogie obozy, które skaczą sobie do gardeł. I zazwyczaj nie ma miejsca na środek, bo przecież rzecz idzie o imponderabilia. To zresztą sprawa nie tylko odległej przeszłości, ale także tej całkiem niedawnej. Tak więc, by nie sięgać daleko – w październiku 2007 r. zamiast wyborów parlamentarnych mieliśmy Armagedon, w którym starły się siły dobra i zła (dobro i zło zależne od punktu widzenia).

Natomiast kilka tygodni temu pewne renomowane wydawnictwo wydało książkę mającą w zamierzeniu jej autora i owego wydawnictwa wywołać ogólnonarodową debatę, a jak się okazało wywołała jedynie chaotyczną i krwawą kłótnię, która wątpliwe by się jakimkolwiek porozumieniem zakończyła. Póki co obie strony się okopały na swoich pozycjach, umacniają się na nich i pokrzykują do siebie z oddali.

To wszystko zaczyna mi przypominać pewne dwie skrajne postawy, z których jedna jest charakterystyczna dla pogranicza, na którym mieszkam, a druga usiłuje się tu przebić z kaganek oświaty niosącego dla ciemnego ludu centrum i południa Polski.

Ta pierwsza jeszcze nie tak całkiem dawno próbowała mi wmawiać, że mój bliźni władający białoruską mową lub chadzający zamiast do kościoła do cerkwi, to “kacap”, “ruski”, “naród chłopski”, słowem bliźni, owszem, ale gorszego sortu.

Ta druga zaś sugeruje mi, że z racji tego kim jestem żywię chroniczną niechęć do pewnego narodu.

Co do tej pierwszej, to zawsze mam w pamięci ważne słowa, które uczyniły mnie odpornym na jej argumenty:

“Archidiecezję w Białymstoku zamieszkują także nasi bracia prawosławni. Szukajmy zawsze tego, co łączy, spotykajmy się w duchu ekumenicznym, módlmy się wspólnie.”

albo

“Bolesne doświadczenia żyją nadal w pamięci zbiorowej. W niej tkwią również głębokie korzenie nieufności, wciąż jeszcze nie przezwyciężonej. Wszyscy dźwigamy brzemię historycznych win, wszyscy popełniamy błędy. (...) Gdziekolwiek zaistniała krzywda, niezależnie po której stronie należy ją przezwyciężyć przez uznanie własnej winy przed Bogiem i przebaczenie. (...) Pomni na słowa Modlitwy Pańskiej: odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom, w duchu wzajemnego pojednania, wybaczmy sobie nawzajem doznane w przeszłości krzywdy po to, aby w nowy, prawdziwie ewangeliczny sposób kształtować nasze wzajemne stosunki, i tworzyć lepsze jutro Kościołów pojednanych.”

Odpowiedź na pytanie kto jest autorem owych słów pozostawiam domyślności Czytelnika, dodam tylko, że zostały one skierowane do mieszkańców tego właśnie pogranicza w czerwcu 1991 r. I na nic się tu zdadzą pokrzykiwania i pohukiwania tych, którzy by chcieli by było inaczej.

Co do tej drugiej postawy, to muszę przyznać, że owa wmawiana mi niechęć jest mi i moim bliższym i dalszym znajomym całkowicie obca. Antysemityzm postrzegam przez niedawny wybryk kilku troglodytów, którzy zbezcześcili cmentarz żydowski w Białymstoku, ale którzy dzięki współpracy mieszkańców miasta z policją po kilku dniach zostali schwytani, a ich zdjęcia opublikowano w Internecie. Nie chcę przez to bagatelizować problemu, czy powiedzieć, że go nie ma. Pewnie jest, ale nie w takich proporcjach, w jakich usiłuje się go przedstawić. Relacje polsko – żydowskie postrzegam natomiast przez pryzmat działalności wielu ludzi – np. pewnego stowarzyszenia, które prężnie organizuje wykłady poświęcone historii i kulturze Żydów na Podlasiu, pokazy filmów, wycieczki (piesze, rowerowe, samochodowe) do miejsc związanych z kulturą żydowską, tatarską, białoruską, w których uczestniczą setki ludzi w różnym wieku. To wreszcie setki młodych ludzi porządkujących co roku cmentarz żydowski, to mieszkańcy Tykocina, którzy jeszcze niedawno prowadzili pod okiem pani dyrektor muzeum w synagodze teatr odgrywający sceny z życia tykocińskich Żydów.

Słowem, we wszystkim warto znać umiar. A jeśli ktoś lubi kwasić się w którymś w dwóch wyżej wymienionych sosów to jego sprawa, nic mi do tego.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Szanowny Autorze,

chętnie się z Panem zgadzam.


miło wiedzieć,

że nie jestem sam.

Pozdrawiam


A kto ci nagadał, że

jesteś sam?
Tyle widać tylko, ze skurwysyństwo jest bardziej hałaśliwe. Nic więcej.
A w medialnej rzeczywistości liczy się właśnie hałas i okrzyki troglodytów.
Tym troglodytom panienka z Warszawy/TVN-u podtyka pod mordę mikrofon.
A oni sie starają.

Igła


wenhrin

piekne i madre slowa. nadzieje pozostaje miec, ze nie pozostana jedynie slowami i ze chec szukania tego, co laczy kazdorazowo dotyczyc bedzie obydwu stron, bo tylko to daje moznosc porozumienia. czego sobie i Panu zycze.


Szanowny Wehrinie

Jestem w chwilach wolnych zapalonym brydżystą. W naszym kółku funkcjonuje takie powiedzenie: “umiar zdobi młodzieńca”. I dlatego nie jestes sam.

Pozdrawiam serdecznie


Igła, Griszeg, Lorenzo

To razem z panem Yayco jest nas już 5 :-)


@Heh Wenhrinie

Toć, ja już od dawna szaszkę wecuję, coby kapuściane łby ścinać.
A po com cię ściągał na TXT jeżeli nie po to, aby drużynę sformowaty?

Jeszcze paru pistoletów trza i nikt nie oprze się idei Rzeczpospolitej IV Narodów.
;)
Igła


Panie Wenhrinie

Pan tu kooperacjonizm szerzysz, za co na miano (co najmniej) łże-patrioty zasłużyć możesz. Jakby co, chętnie do Pana dołączam. :)
Tak sobie myślę, że wśród wielu naszych wad narodowych ta, którą poruszyłeś jest jedną z ważniejszych. Jeśli nie najważniejszą.

My, po prostu, nie umiemy rozmawiać. Przypadłość ta dotyczy w takim samym stopniu naszych “rozmów” wewnętrznych, jak i tych z sąsiadami prowadzonych. My nie prowadzimy debat, my się awanturujemy. A awanturnictwo (jak wiemy, tylko z jakiś nieznanych mi powodów postanowiliśmy się do tej zasady stosować) charakteryzuje się tym, że człek najpierw wali słowem, jak cepem, a później zaczyna się zastanawiać, co też najlepszego powiedział. Jeśli w ogóle.
I tak sobie machamy szabelkami dalej kiedy wszyscy dookoła, potrafiąc rozmawiać, dogadują się ze sobą. Na nas patrzą, jak na dziwolągi jakieś głuche a wrzaskliwe. No to co mają robić? Strzelają prewencyjnie po wyczerpaniu zasobów cierpliwości. My na to odpowiadamy wrzaskiem jeszcze większym. Błędne koło.

Kiedy zaś u nas pojawiają się głosy krytykujące awanturnictwo i do szczerej rozmowy wzywające, jako Twój na ten przykład, to Prawdziwi Patrioci hałłakują pod niebiosa i na pal chcą wbijać. Bo przecież Ty i innych garstka, Matkę Ojczyznę chcą sprzedać i burdel lewacki z Domu robią. Jako napisał był kiedyś Roman Gorzelski:
_Skrytykował raz zając niedźwiedzie rzemiosło.
Nie wiedział, że tym samym naraził się osłom._


Magio, Igło

Dziękuję za Wasze komentarze, ustosunkuję się do nich za kilka godzin. W tej chwili muszę niestety odejść od komputera


Szanowna Magio

Świetnie przekazane,tym milej,że nie tylko Pani tak widzi i dostrzega.


Szanowny Wenhrinie

jak widać nie jesteś osamotniony.
Towarzystwo jest znamienite.I ja biedny żuczek Cię popieram.
Myślę,że nie ostatni komentarz,utożsamiający się z Twymi opiniami.


Subskrybuj zawartość