Rzeczy ważne i mniej ważne

Człowiek powinien być wierny swojemu słowu. Tak, tak i nie nie. To banał, truizm, oczywistość.

Jeśli się coś powiedziało, to powinno być spełnione. Dlatego warto zwracać uwagę ile osób słyszy to, co mówimy. Im mniej, tym lepiej.

Czy to wiele zmienia? Niewiele. Jeśli ktoś jest przywiązany do tego, co mówi, wtedy to będzie dla niego ważne. Nie ludzie, którzy słyszą, ale on sam wyznacza kryteria ważności swoich słów.

I tak powinno być. Słowa raz danego trzeba dotrzymywać.

Ale świat nie jest prosty, a słowa mają różną cenę. A cena nie zawsze odpowiada wartości.

Dawno, dawno temu pokłóciłem się z przyjacielem. Poszło nam o jakieś drobiazgi zupełne. O słowa i o idee. Rok osiemdziesiąty pierwszy, zwłaszcza wiosną, to był dobry czas na kłótnie z przyjaciółmi, choć niektórzy pamiętają to inaczej.

Tak czy inaczej przestaliśmy się do siebie odzywać. Zawiesiliśmy kontakty.

Potem coś się stało. Powiedzmy, że potrzebowałem wsparcia. Pojechałem na Ursynów. On akurat był z jakąś kobietą. Nigdy nie widziałem, żeby kobiecie tak błyskawicznie popędzono kota. Słowa, które zostały powiedziane w gniewie czasem są całkiem bezwartościowe.

Ale historia ma też drugie zakończenie. Kiedy po kilkunastu latach znów zastukałem do jego drzwi, bo potrzebowałem pogadać, bo wydawało mi się, że on zawsze znajdzie dla mnie czas, drzwi otworzyła jego żona. Jego nie było. Poprosiłem, żeby mu przekazała, że jest mi potrzebny. I żeby wpadł. Nigdy się nie pojawił. Widać w międzyczasie przestałem być ważny.

Wydaje mi się, że decyduje więź z człowiekiem. Tak, tak właśnie mi się wydaje.

Tak się składa, że jestem notorycznie urażany i obrażany. Głownie, dlatego, że jestem nadwrażliwy i mam rozrośnięte ego. W większości przypadków mam to w nosie. Przestaję rozmawiać. Świat jest duży i rozmówców nigdy nie zabraknie. Nie lubię bezinteresownych obraża czy i szkoda mi na nich słow.

Ale czasem jest inaczej.
Całkiem niedawno, poczułem się obrażony. Uniosłem się ponad siebie i trzasnąłem drzwiami. Zwykle tak robię. Takie modus operandii. Wygłosilem szereg formułek o tym, że moja noga więcej tu nie postanie, że nie pozwolę się bezkarnie obrażać, że czekam na przeprosiny, ale zmieniam numer telefonu. Takie tam. Po całości. Och jak ja pięknie potrafię zrobić z siebie ofiarę, jeśli dać mi szansę. Nadal zresztą uważam, że to ja miałem rację. I uważam, że zostałem zmieszany z błotem kompletnie niewinnie. Uważam, że obrażono mnie na dodatek wtedy, gdy chciałem pomóc.

Obraziłem się śmiertelnie. Nadal chyba jestem obrażony. Tyle tylko, że dowiedziałem się od wspólnych znajomych, że mój przyjaciel popadł w kłopoty. I nie bardzo umie sobie z nimi poradzić.

A tak się składa, że wtedy poczułem, że akurat na tym człowieku mi zależy. I mam swoje słowa i swoją rację w nosie. Mam nadzieję, że dobrze się mu będzie wiodło i nie będzie szukał pomocy. Ale jeśli tak, to u mnie ją znajdzie. Jeśli przyjdzie to najpierw posłucham, co go boli. Może kiedyś spróbuję wyjaśnić, co mnie zabolało. Bo to dla mnie ważne. Ale nie najważniejsze. Ważniejszy jest zawsze człowiek i ta elementarna, uczuciowa więź, która mnie z nim łączy. Z jednym łączy, a z drugim nie.

I będą tacy, którzy zawsze już zastaną zamknięte drzwi.

I tacy, dla których zawsze będą otwarte, bo oni są dla mnie ważniejsi od słów, które wypowiedziałem. I od tych, które oni wypowiedzieli.

Kłopot polega na tym, że ludzie nie wiedzą, w której się znaleźli kategorii. I to nigdy nie jest ich wina.

Palę lampkę w oknie, żeby wszyscy wiedzieli, że jestem w domu.

Nie każdemu otworzę drzwi. Świat nie jest sprawiedliwy. Ja też nie.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Wychodzi mi na to, że..

najpierw traci się umiejętność rozmowy.
Rozum niekoniecznie.

Wkurzam się kiedy widzę, jak ludzie rozsądni przeczą faktom i odwracają kota ogonem. Wcale nie dla żartu.

I nagle okazuje się, że donosiciel jest cacy a ci co wyłożyli jego donosy na stole, są be.
Tracę wtedy umiejętność rozmowy, grube słowa lecą nad kompem.

Potem zaczynam się zastanawiać, czy z moją głową jest wszystko w porządku?
Potem zaczynam jeszcze raz się zastanawiać, jak można w tak prostej sprawie stawiać sprawy na głowie?
Tu nie chodzi przecież o jakieś wielkie idee, programy, analizy, interpretacje.

To jest przecież oczywista oczywistość.
I o taką elementarną sprawę ludzie potrafią się pożreć.
Ja też.
Nie umiem tego wytłumaczyć.


Hm,

jakoś nie wiem, co napisać w sumie.
Więc pomilczę.

Pozdrawiam.


modus operandii

Szanowny Yayco
Ech ta nasza nadwrażliwość w zestawieniu z jej całkowitym brakiem daje potężną mieszankę wybuchową..
Co by w takim wypadku nie mówić, to zawsze nadwrażliwcom piach w oczy i kij na dodatek.. I.. jeszcze to nadwrażliwcy są wszystkiemu winni nawet temu, że ktoś zwykłym jest chamem, sukinsynem, zdrajcą itp..

W sumie ta lampka w oknie mówi o Tobie, mówi dobrze
Tak dla niektórych drzwi powinny być zawsze zamknięte na dobre, na stałe. Bo dlaczego to niby komuś przysługuje prawo do wiecznego obrażania innych, rzucania obelg i udawania, że nic się przecież takiego nie stało. Wszak nie każdy musi mieć cierpliwość świni
Pozdrawiam serdecznie


Panie Igło,

wiele jest racji w tym, co Pan pisze.

Ale ja bym napisał,że są takie chwile, kiedy się traci, nie umięjętność nawet, ale chęć rozmowy. Człowiek w swym bezdusznym, choć naturalnym egoizmie uważa, że wyczerpał już wszystkie argumenty i że już nic więcej powiedzieć nie może. Więc przestaje mówić.

Mnie chodziło też o każdy poziom rozmowy, nie tylko publiczny.

Choć akurat z tymi donosicielami to się z Panem zgadzam. Pochwała świństwa nie mieści mi się w głowie. Zwłaszcza u kogoś, kto nie ma zahamowań, żeby obrażać ludzi o których nic nie wie.

Może nie rzucam wtedy słowami, ale skreślam. Raz, na zawsze. Albo raz, na długo.

Ale tu chodziło mi o coś trochę innego. Prywatność się ze mnie wylała.

Wywołana poczuciem bezradności, które rodzi się wtedy, gdy ja zaczynam rozumieć, że potrafię przez coś przejść, że jest to mniej ważne. Tyle tylko, że nie mam tego komu powiedzieć.

Pozostaje mieć nadzieję (to podłą dziwka jest) i czekać.

Pozdrawiam


Panie Grzesiu,

milczenie jest OK. Zazwyczaj.

Tylko czasami jest jak krzyk.

Pozdrawiam


Panie Marku,

nie wiem.

Mam wrażenie, że dla niektórych drzwi zawsze powinny być otwarte. Niezależnie od tego jak odbieramy to, co zrobili.

Ale to subiektywne jest. Bardzo

Pozdrawiam


yayco

ma pan wybuchowy temerament i skzoda, że Pan trzeaska drzwimi i wychodzi gdyż to jak “zamknięcie się w wieży”.

Jam flegmatyk i po Pana wybuchu powiedziełbym “ a teraz już dałes upust i powiedz o co chodzi”?

Oczywiście, że do Pana wszyscy do mieszknia nie wlezą, bo i po co. Sęk w tym aby nie siedzieć z tą lampką zapaloną w oknie “wieży” ale aby z tą lapmką może zapukać do drzwi tych co nam zależy… .

Wiem, że bardzo subiektywnie napisałem i może nad wyraz ale Pan pisze otwarcie a ja komentuję równie otwarcie.

Bo wg mnie nie sztuka jest wpaść w furię i trzasnąć drzwiami. Sztuką jest powiedzieć co mnie zabolało i zapytać dlaczego mi robisz przykrość.
Dla mnie to równie trudne zwłaszcza w spięciach małżeńskich. Ale takie zapytanie drugiej osoby jest najlepszym wyjściem (wg mnie) gdyż najczęściej źle się zreozumieliśmy albo ktoś robi nam przykrośc nie wiedząc, że nam ją robi. Gdyż co innego miał na myśli. Stąd “trzaśnięcie drxwiami” jest najgorszym wyjściem gdyż najwięcej się traci a czasem bezpowrotnie… .

Pozdrawiam świątecznie!!

************************
Tyle cudów i prezentów, jak wysławić Ciebie Boże… .


Panie Poldku,

ładnie Pan pisze i niegłupio. Łatwo mi się z Panem zgodzić.

Ale napisał Pan o czymś innym niż ja.

Pewnie niewyraźnie napisałem.

Dziękuję i pozdrawiam


Heh

Ja też nie do końca skumałem, poza tym, że osobiście.
Z tego coś p.Yayco napisał?
No ale net pozwala czasem a nawet dość często powiedzieć coś, czego byśmy na żywca nie rzekli.

Ja np tak mam, że często czuję większą więź z ludźmi znanymi z nicka, niż jakimiś kuzynami, krewniakami czy kolegami.
I w necie, w zasadzie, wychodzą te same podobieństwa w stosunkach.

Przypływy i odpływy, kłótnie, sympatie i antypatie.
Czasem zdarza się spotkać netową osobę w realu, i znowu najpierw jest zaskoczenie a potem zaczyna działać chemia albo nie.

I powiem, że przeniesienie części kontaktów do netu wcale mnie nie irytuje, zubaża, albo oświeca.
Nawet nie wiem czy jest to wygodne?
Zawsze.
Czasem jest.


Yayco

odniosłem się do jednej części Pana wpisu – pierwsza część o słowie które nalezy dotrzymywać jak najbardziej się zgadzam.

Ale nie każde słowo nalezy dotrzymywać zwłaszcza “złego” słowa: nieodpowiedzialnego, nieprzemyślanego i wypowiedzianego w afekcie.. “w afekcie” to znaczy takiego jakie bez “afektu” na spokojnie nie powiedziałbym.

ma tez kilku znajomych którym jestem życzliwy ale do domu specjalnie zapraszać nie zamierzam. Nie to abym był niesprawiedliwy ale poprostu supełnie “inny świat”.

p.s.Pana tekst jest wielopłaszczyznowy a ja go do końca nie poskładałem. MOże kto inny poskłada… . :-)))
Jeszcze wpadnę.

Pozdrawiam!

************************
Tyle cudów i prezentów, jak wysławić Ciebie Boże… .


Ja mam troszkę inaczej,

Bo zwykle to nie ludzie obrażają mnie, tylko ja ich. I najczęściej ja nie wiem czym. A w innych sytuacjach nie wiem, że ktoś mnie obraża. Najczęściej słyszę, że jestem naiwna, a czasem, że głupia.
Ale zawsze przychodzi taki moment, gdy ludzie przychodzą do mnie, bo nie mają do kogo pójść się wygadać. I ja słucham każdego w miarę możliwości.
Nie znaczy to, że uważam się za taką fajną, bo ja ich słucham, a oni mnie nie. Tyż się często wkurzam. Ale mam niejasne wrażenie, że nie umiem zamknąć drzwi. To chyba skutki życia w dużej rodzinie, zawsze ktoś drzwi otworzy.
Pewnie też się wypowiedziałam nie na temat…
Pozdrawiam :)


Panie Szanowny Yayco

z przyjaźnią jest kłopot,

narażać na próby źle, nie narażać też źle bo w chwili próby może być ciężko wrócić do stanu przed

troche okołotematycznie, bo jak Pan sam napisał to osobisty post i każdy odczytuje podług swoich doświadczeń :)

ja np. mam dzwi otwarte, nawet niektórzy są bliscy zapukania, ba nawet pukają i przychodzą, tylko nie wiedzieć czemu gadają z innymi…

prosze wybaczyc zawiłosć jeżeli się pojawiła, ale chyba tez chciałem to napisac a okazja sie pojawiła,

egoizm pozytywny

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Panie Yayco

W dawnych czasach to ze mnie była straszna cholera. Okropna.

Albo jesteś ze mną, albo przeciwko mnie. Święte oburzenie, poczucie zdrady i te takie powodowały, że umiałam z chwili na chwilę zatrzasnąć wszelkie drzwi i jeszcze klucz precz wyrzucić, żeby mnie nie podkusiło.

Ale to właśnie dawne czasy. Teraz to już jestem tylko zwykłą cholerą.

Bywa, że mną zatrzęsie, jak nie przymierzając Szanownym Panem, zabulgoczę i jak nie walnę drzwiami!

Ale dwie rzeczy się zmieniły.

Czasem sama je z powrotem otwieram, a czasem po prostu nie zamykam na klucz, żeby łatwo było komuś otworzyć.

I nie obrażam się jak dawniej.

Staram się.

Staram się mieć w sobie miejsce do rozmowy. Do cudzych argumentów.

Najczęściej wystarczy jakiś gest wykonać i już.

Bywa też tak, że rozumiem, złość mija, ale być w takiej relacji już nie chcę.

To sytuacje nadzwyczaj rzadkie, ale się zdarzają.

Zazwyczaj to ja jestem do rany przyłóż (???).

Tak samo jak łatwo mnie urazić, tak samo łatwo uspokoić (???)

Wystarczy chcieć.

I tym optymistycznym akcentem pozdrawiam Pana


Panie Igło,

no jakoś mnie tak z rana naszło.
Czasem tak jest.

Co i dobrze, bo smętek ze mnie wylazł i poszedł precz. Co mam nadzieję widać.

A z tym netem to jest trochę oszukaństwo. Moim zdaniem.

Dawniej to Pan szedłeś pod dom, kwiatów nakupołałeś, albo jeśli do kolegi, to pól litra zakręcane i zmiłowania prosiłeś, nie?
A teraz sobie siedzisz wygodnie i zmartwienia przez net leczysz. A to maila Pan posdeślesz, a to na komunikator zerkniesz, a to skypa zapuścisz, a to wewnętrną pocztą coś ogłosisz.

Ale to tylko pozorna latwość. Bo dawniej jak Pan zastawał drzwi zamknięte, to mówiłeś Pan, to poczekam, albo wieczorem przyjdę. A teraz? Czasem jest tak, że Pan widzi, że dla Pana jest zamknięte, choć kolega do którego Pan chciałeś przepraszam powiedzieć, obecny i generalnie zadowolony.

Niefajnie jest od tego, proszę Pana.

A co do sympatii internetowych ma Pan rację. Tyle że mi nie o takie szło. O normalnych ludzi, których czasem szukamy, a czasem oni nas. Czasem nawet w tym samym momencie. I nie znajdujemy się. Ni cholery

Czego Panu bynajmniej nie życzę, pozdrawiając


No to panie Poldku,

tym razem to się całkiem z Panem zgadzam.

Dokładnie tak to rozumiem.

Tylko z jednym się nie zgodzę. Ten tekst nie jest wielopłaszczyznowy, tylko nieuporządkowany.

Co jak widzę mu na pożytek wyszło, niespodziewanie, bo komentarze o ciekawszych rzeczach są niż to o czym myślałem, albo i nie myślałem rano

Pozdrawiam

PS. Dzisiejsza Ewangelia należy do moich najulubieńszych. Fajnie, że Pan o tym napisał.


Pani Mido,

to ja mam tak notorycznie. Zwłaszcza,że jestem nieco nadęty i gburowaty.

I ludzie się obrażają nawet wtedy, gdy się staram być miły, albo niewinnie zażartować. Przekleństwo takie. Pochodne od wyrazu twarzy. Mojego. To jest brzydki wyraz zazwyczaj.

W Internecie ludzi nabieram, bo mnie nie widzą.

Jak przeczytałem to co Pani napisała, to wyszło mi, że ja częściej trzaskam drzwiami niż je zamykam. Natomiast zazwyczaj tkwię w uporze i jeśli ktoś mi drzwi przed nosem zamknie, to nie wybieram się stukać dwa razy. A trzeba.

Czasem trzeba stukać co i raz, a nóż coś się wystuka?

Pozdrawiam serdecznie


Panie Maxie,

o przyjaźni wiem niewiele i mam złe doświadczenia. Niestety. Myślę, że ktoś, kogo przyjaźni nie rozpoznałem, może mieć złe doświadczenia ze mną. Pewnie nie jeden jest taki, bo ja z tych ślepych na oczy jestem.

Ale pamiętam o jednej maksymie, którą dawno temu gdzieś przeczytałem. Nie wiem czyja. Szło to mniej więcej tak, że przyjaciel, to jest ktoś z kim możesz przez dwie godziny nie zamienić ani jednego słowa, ale nie nudzisz się przez to.

Cieszy mnie obecność niektórych ludzi. Wcale nie muszę zaraz z nimi gadac.

Zwłaszcza jak nie mam nic do powiedzenia.

Pozdrawiam szczerze


Pani Gretchen,

poczucie zdrady jest okropne, to prawda. Ale tego się nie da czasem uniknąć. Ważniejszy jest dzień następny i to co z tego dla nas wynika.

Oczywiście są różne zdrady, ja sobie teoretyzuję.

Jeden z moich byłych przyjaciół po prostu ukradł mi kobietę (to było jakieś sto lat temu, dawno zapomniane, nigdy nie wybaczone). Inny po prostu zrobił to, o co prosiłem, żeby nie robił. Drobiazg w sumie (to było na tyle niedawno, że choć wybaczone, to niezapomniane).

Ale chyba uczę się coś z tym robić. Zaczynam powoli dochodzić do pytania, co jest dla mnie ważniejsze, to co ktoś robił, czy to, że jest. Różnie wychodzi, proszę Pani.

Te znaki zapytania w autocharakterystyce Pani samej, nieco są niepokojące.

Ale poważnie, to to trochę huśtawkę nastrojów przypomina. Nie wiem, mało się na tym znam. Miewam coś takiego najwyżej kilka razy dziennie…

Pozdrawiam, rozważając, czy jednak liście babki nie byłyby poręczniejsze…


Panie Yayco

wyrychtuję sobie w pamięci

bardzo to celne

prezes,traktor,redaktor


Gre

To jesteś idealnym materiałem na żonę. Przynajmniej dla Mad Doga. Poważnie mówię.
I pomyśleć, że do niedawna mieszkałem na Filtrowej.


Panie Mad Dogu,

czy mógłby Pan powstrzymać się od umieszczania na moim blogu muzyki tego rodzaju? Zwłaszcza jeśli kompletnie nie ma ona związku z otoczeniem?

Pozdrawiam ponadto


Panie Maxie,

z tego co pamiętam, to to jest niezła recepta.

Pozdrawiam


Ależ ależ

Gogol Bordello jest tak piękne, że oj:-)


Panie Yayco

Oczywiście, że huśtawka.

Jedna rzecz, że jako kobieta księżycowi podlegam, co ogólnie jest męczące ponad miarę. Nie tylko dla otoczenia, proszę Pana, dzisiaj użalam się głównie nad sobą.

Ale jest jeszcze druga rzecz.

Jako, że pracuję gdzie pracuję, to tam mamy taki test badający osobowość. Nie wiem skąd się w ludziach taka wiara w osobowość zrodziła.

Widział ktoś kiedyś osobowość?

No, ale można ją testem badać dodatkowo, co samo w sobie jest dla mnie nadzwyczaj zabawne.

No to sobie ten test przetestowałam na sobie.

I to jest ostateczny argument na kłamliwość jego – wyszło, że ja mam wszystko w normie. Doprawdy…

Okazało się jednakże, że choć w normie, to mam podwyższony poziom manii.

To sobie dośpiewałam, że jak jest mania to musi być i druga strona i tego się trzymam.

Więc jest huśtawka.

Ale oparta na rzetelnych regułach.

Może nie będę się o tym rozwlekać...

Pozdrawiam Pana ciesząc się, że mam papiery w normie


Mad

Możesz mi wierzyć, że materiału na dobrą żonę we mnie nie ma.

Na żonę to jeszcze może, ale na dobrą to już z pewnością nie :)

Tego może też nie będę rozwijać.

Ale jeśli mieszkałeś na tej Filtrowej nie dalej niż 4 lata temu, to i tak byliśmy sąsiadami.

Sąsiadka ze mnie jest całkiem fajna za to.


Dwa lata temu, Gre

A materiał na żonę jesteś idealny.


Pani Gretchen,

ja już o tym księżycu, to proszę wybaczyć, słuchać nawet nie chcę. Ja jestem starszy człowiek, otoczony przez kobiety. Proszę okazać zrozumienie.

Z tą osobowością to zabawne jest. Czy wie Pani (pewnie Pani wie) że jeden z najbardziej znanych testów na osobowość wykazuje o 3 cechy osobowościowe mniej niż jego polska wersja? Znaczy już na starcie jesteśmy ubogaceni.

I z osobowości proszę mi się nie śmiać, bo ja bardzo za osobowością jestem. Nie żebym przesocjalizowywał, bo to już wyśmiane i niemodne, i zatem uchowaj Panie, ale silny nacisk kładę na substrat społeczny. Na kulturę znaczy. No.
Pani ma wszystko w normie według testu. A czy rzeczywistość w której Pani żyje jest rzeczywistością standardowa? Do testowania zdatną?

No ja to nie wiem, ale faceta Pani na film o Kalarepie prowadza, tutaj się Pani zaczynają wyoświadczać, na bałałajkach grając (aż się trochę żenuję, że to u mnie, a ja bez krawata), pracuje Pani zdaje się na kilku etatach. Zdjęcia Pani robi. Pisze Pani raz smutne, a innym razem do śmiechu? Czy to jest standard Pani zdaniem?

Bo wie Pani (wie Pani, wiem) takie testy to mają sens, jeśli nie tylko człowiek, ale i jego otoczenie da się jedną linijką wymierzać.

Czy może Pani, z ręką na sercu to o swoim otoczeniu powiedzieć?

No i wie Pani za dużo. Niestandardowo. Ale to, to akurat Pani maskuje zazwyczaj.

Więc może stąd i ta norma (nieco mnie zaskakująca) jak i ta mania (już mniej)

Pozdrawiam zasadniczo uspokojony


Panie Yayco

Pan o księżycu słuchać nie może, to niech Pan sobie takie życie wyobrazi.

To naprawdę jest coś raz w miesiącu, regularnie zaczynać płakać bez powodu.
Na ten przykład w tramwaju.

No, ale zostawmy faktycznie.

Ja już słuchać nie mogę o tej kalarepie, jak Pan o księżycu. Czy to moja wina, że to niedobry film jest?

I nikt mi się nie oświadcza proszę Pana, czasem się ludzie lubią. Może mi Pan wierzyć (czy ja już tego nie pisałam?), że mnie się oświadczać nie ma sensu?

To mi przypomina pewną historię... Ale nie będę o tym pisać, żeby sobie i innym nastroju nie psuć.

Pyta Pan, i to jest dla mnie osobiście ważne pytanie, czy ja jestem wersją standardową. Jak na kobietę.

Wiem, że elegancko bardziej Pan pyta, ale jakieś resztki dystansu do siebie mam, więc sobie pozwalam.

Nie jestem Panie Yayco. I ubolewam nad tym. Chciałabym być całkowicie standardowa. Naprawdę.

Nie zawsze, ale dość często.

Żadnych huśtawek, żadnych zdjęć, żadnego pisania. Nic.

Prosta, stabilna droga. Bez pytań. Bez szarpnięć. Bez pogoni i ucieczki.

Jedyna pociecha w tych testach na osobowość.

Norma.

Pozdrawiam Pana nieoczekiwanie zadumana


Pani Gretchen,

ja prosiłem, żeby mi tu Pani nie pisała o takich. A teraz nalegam. Pani to sobie myśli, że po to było tyle kart szowinistycznego męskiego prania mózgów, żebym ja teraz o tym musiał słuchać?

No!

O kalarepie kontekstowo tylko wspomniałem, żeby Pani wadę pomiaru uprzystępnić. W kwestii zaś drugiej, to może faktycznie ma Pani rację. Ale muszę Pani powiedzieć, że za moich młodych lat, to jak ktoś kogoś lubił, to niekoniecznie sugerował mu święty związek małżeński. Jakoś to prościej szło, o ile pamiętam.

Ja się oświadczać nie idę, więc mnie to jest zarówno proszę Pani.

A do standardów Pani nie zachęcam. Pomijając już nawet kwestie estetyczne, to przeciętna kobieta polska wiele pozostawia do życzenia. Intelektualnie. Podobnie jak jej męski odpowiednik.

Zresztą wie Pani przecież, ze modele idealne to u nieboszczyka Webera, bo w przyrodzie to tylko odchylenia. No tak: wie Pani. Na pewno ktoś Pani narysował kiedyś ten model idealny na tablicy. Przypomnę: to taka kropka jest.

Ale wie Pani co? Jest jedna rada na to co Pani pisze.

Do standardów się Pani przybliży. Nawet z tym księżycem, na czas jakiś Pani ulży.

Pozdrawiam nagle zamyślony nad ewentualnym wpływem Pani na moją rychłą emeryturę


Panie Yayco

Pozostanę głucha na Pana sugestie pozostając w żalu, że tak łatwo za Pana czasów było.

I proszę mi tu traumatycznych doświadczeń z czasów edukacyjnych nie wywlekać.

Oraz wbrew własnym deklaracjom faz księżyca nie wymieniać.

No.

Tak sobie pomyślałam, że napisał Pan tekst o tym jak to trudno jest czasem, kiedy ktoś czegoś nie zrozumie, a od tego do awantury blisko.

Zostało ustalone, że u Pana bardzo blisko, a ja nad sobą pracuję w tej sprawie.

No to Panu piosenkę ofiaruję, bo ona jest na temat.

Innej nie ośmieliłabym się...

Pozdrawiam śpiewając razem z Kasią. Ona już tyle o mnie zaśpiewała, że nawet nie wspomnę.


Pani Gretchen,

za moich czasów niektórych chorób przykrych nie było, proszę sobie wyobrazić.

Stąd niejaka łatwość.

A piosenka ładna.

Czy nie uważa Pani,że w polskiej muzyce zbyt rzadko korzysta się z możliwości jakie daje akordeon (zwany też wstydem)?

Pozdrawiam, pogrążony w refleksji o tych fazach, co to Pani pisze, a ja nic nie wiem

PS. Mam wrażenie,że ten tekst jest też o tym, jak to jest jak dwie osoby mówią, wcale nie słuchając


Panie ?

ależ wylazło z Pana i dobrze się stało. chyba ani krztyny Pana Y i Pana N nie ma w tym tekscie, no chyba ze mi sie wydaje.

w sumie – trudno o komentarz, moze jedynie zaznacze, ze pomyslalem o ludziach mi bliskich, z ktorymi spotkania za bardzo odwlekłem w czasie.

i tak sobie pomyslalem, czy przypadkiem nie zauwazylem, ze szukali mnie, a ja nie patrzylem w ich stone. bo patrzac gdziekolwiek, nalezy na tych nielicznych, nam bliskich, co do ktorych pewnosc drzwi otwartych na zawsze jest, patrzec chocby przymrozonym okiem… bo jakze czesto szukaja nas absolutnie nie sprawiajac wrażenia, ze to robia.

a tak w ogole, to pisze te bzdury bo jestem po powrocie z miejsc, gdzie ludzie obecnosc (rodziny i przyjaciół), wiez i bliskosc ludzi traktują jako jedyne rzeczy, ktore są wartościowe. bardzo daleko odeszlismy u siebie od takiego postrzegania wartości.

pozdrawiam Pana w zamyśleniu…


Wetnę się odrobinkę, Pani Gretchen i Panie Yayco,

między zakąskę a napój energetyczny w kwestii akordeonu zwanego w kregach także cyją.

Oto doskonale wykorzystują ten instrument takie zespoły jak Motion Trio czy mój ulubiony Que Pasa (szczególnie polecam – taka mieszanka flamenco, bossanowy, samby i Bóg wie jeden czego; grywają w składzie dwie gitary akustyczne, wspomniany akordeon i przeszkadzajki typu np. krzesło albo cajon). Oba zespoły dość trudno posłuchać w Polsce.

Pozdrawiam zasłuchany


Cieszy bardzo, Panie Griszqu,

że Pan w całości powrócił:-)

Pozdrawiam serdecznie


Panie Lorenzo

ano wróciłkem i czytam, czytam, nadrabiając zaległości.
w przerwach staram sie nadrobić zaległości w robocie… hmmm… czy to tak powinno wyglądać? ;-)


nie Griszqu

nie tak, cztery godziny pracy 4 odpoczynku i twórczych zajęć:)

prezes,traktor,redaktor


Griszqu,

ja tam bym zrezygnował z odrabiania zaległości w pracy i w czytaniu:), a napisał coś.
Np. gdzieś to się po świecie szlajał.

pzdr


Max, Grzes

ja to nie pamiętam który z Was o tym pisał, ale byłem w trakcie powrotu po raz pierwszy w zyciu w Rzeszowie (przebijanie się stopem z granicy w Przemyślu na Sląsk – od godz 19 do 01 w nocy, to chyba rekord szczęścia) i pamiętając o tamtym tekście trafiłem pod dworzec na zapiekanki (klasy SUPER).

potwierdzam – w Rzeszowie pod dworcem robią najlepsze zapiekannki na świecie. ;-)


Griszequ,

o zapiekankach to chyba i ja i Max pisaliśmy:)
Ale jesli dobrze pamiętam, to ja zacząłem pod Maxa tekstem o wrocławskich kebabach zwanych knyszami czy cuś takieho.

Takie mam wrażenie.


Panie Griszqu,

może wylazło, a może i nie.

Muszę przyznać, że nigdy nie wiem do końca, gdzie i kiedy zaczyna się ćwiczenie formalne.

Ale chyba ma Pan rację, że to jest dość prywatny teks.

Tyle tylko, że dwie godziny później, nic nie znalazłszy i przez nikogo nie znaleziony, widzialem świat calkiem inny.

Już bym wtedy czegoś takiego nie napisał.

Doszedłem do wniosku, że to kwestie meteopatyczne są i wkręciłem silniejszą żarówkę...

A do tego co Pan pisze o szukaniu, to dodam tylko, że chyba czasem jest tak, że jak szukamy (albo jak nas szukają) to czasem nie wiemy o tym sami.

To nawet lepiej, na wypadek gdybyśmy nie znaleźli

Pozdrawiam, ciesząc się z Pana powrotu


Panie Lorenzo,

zawsze to przyjemnie czegoś nowego posłuchać.

Que Pasa nic niestety nie znalazłem.

Ale Motion Trio znalazłem i słucha sobie z ukontentowaniem.

To mi się podoba, bo vocal jest niezłym kontrapunktem, jak sadzę:

Pozdrawiam, słuchając cyi (a nawet trzech) i myśląc o heligonce


Panie Y

Ja akurat stoje na stanowisku, że odrobina prywaty nie szkodzi. Z naciskiem na słowo “odrobina”. I jakby Pan pamięcią sięgnął, to pewnikiem odkryje Pan wiele takich wspomnień, tekstów i zdarzeń, które nie zaistniałyby gdyby nie owa oderwaność danej chwili. Cieszyć się nalezy, że nas trafiają takie nastroje, bo ile rzeczy by niezaistniało. Np – Pański tekst.

A widać po komentarzach, ze wywołuje on kręgi na wodzie co chwila w innym miejscu. Ja akurat podzielam Pańskie zdanie, że jest miejsce na konstytucje, załamanie rynków i kryzysy oraz nieograniczony obszar dekanterow, zapiekanek rzeszowskich i nigdy niezamknietych drzwi – i obydwa te światy są równie ważne.

Co do miejsca rozpoczęcia się ćwiczenia formalnego – czasem pozostaje czytelnikowi wiara w pozór, że ta granica nie została osiągnięta i (bez genaralizowania) taki pozór bywa lepszy niż rzeczywistość.

Pozdrawiam, z silnym postanowieniem przyjrzenia się czy ktoś mnie niezauważenie nie szuka.


Grzesiu

nieważne kto pisał pierwszy, ważne że warto było spróbować...

i to jest właśnie dobre – ludzi piszą o swoich miejscach, a potem można do nich przypadkowo trafić.


Witaj Griszq powakacyjny

Przypadków nie ma.

Nie istnieją.

W żadnym przypadku.


Panie Griszqu,

autorowi pozostaje czasem tylko wiara w pozór, że zasłonił się formą dostatecznie…

Pozdrawiam niewymijająco


Nie wiem, Panie Yayco,

czy to ma znaczenie (ma z pewnością w sensie poprawności ortograficznej) w szukaniu na YouTube, bowiem popelnilem błąd, mianowicie zespół się Que Passa nazywa (gdzies mi to jedno “s” umknęło – jak widać korekta jest zawsze potrzebna:-).

Acz mogą siena You Tube nie znajdować, jako że to zespół z gatunku street music głównie (nawet festiwale takowej mają miejsce na zachodzie Europy, głównie w kurortach śródziemnomorskich, choć nie wiedzieć czemu w Niemczech tudzież).

Chłopcy oprócz nieprawdopodobnej techniki wyróżniaja się znakomitym wyczuciem smaku (muzycznego oczywiście), co przy tej mieszance stylów jest dość ważne.

Aby było śmieszniej nagrali już kilka CD, ale koncertów tej grupy raczej w Polsce nie uświadczysz. Raz na rok w Muzycznej Owczarni w Jaworkach (też polecam, bo atmosfera niesamowita: głęboko w górach jazz i muzyka pokrewna, choć i klasyka się trafia, wszystko trwające całymi nieraz nocami).

Pozdrawiam już popołudniowo


Gretchen

kontrowersyjna teza. powiedziałbym nawet – na granicy prowokacji.

zapytuję więc: czy pisanie o braku przypadków nie było aby nieprzypadkowe? ;-)


No co ja poradzę, Panie Lorenzo,

jak nie ma.

Ale będę uczulony. Będę nasłuchiwał.

Pozdrawiam przedwieczornie (bo taki mam nastrój przedwieczorny)


Panie Y

nie to żebym się czepiał, ale moim zdaniem uchodzi Pan w tym miejscu za osobę panującą w pełni nad formą.

powiedziałbym nawet, że lepi Pan ją jak plastelinę...


Panie Griszqu,

przymarudnie dobrotliwy Pan dzisiaj dla mnie.

Jeszcze uwierzę.

Aby tego uniknąć zwrócę Panu uwagę na kilka słabości formalnych:

- kompletną niezdolność do zapanowania nad przecinkami;

- brzydką skłonność do rozrośniętych bizantyjskich fraz i porównań;

- nadmierną emocjonalność przekazu.

A to tylko takie, które są na tyle oczywiste, że mogę o nich napisać. Najpierw napisałem więcej, ale kilka wyciąłem, bo się wstydzę.

Pozdrawiam, kadrując zdjęcia


Panie Y

dobra ta zasłona dymna z przecinkami. ale to już za szczwane lisy na nią siedzą. zresztą – proszę spytać Pana Lorenzo.

pewnie dałoby się wystawić dla postronnych parę Pańskich tekstów i zostałyby ocenieone jako pisane przez różne osoby. jeśli to nie świadczy o panowaniu nad formą, to ja się poddaję.

pozdrawiam, nie kadrując zdjęc, jako ze nie wziąłem aparatu.


Panie Griszqu,

można też rozważyć tezę, że te teksty były pisane przez różne osoby,

Moim zdaniem, dla przykładu, komentarze pisze ktoś inny niż teksty.

Nie odniósł Pan takiego wrażenia?

Pozdrawiam, powoli dojrzewając do otwarcia wina


Subskrybuj zawartość