Bródno II. Dlaczego N nie jest antysemitą

Tagi:

 

Poniższy fragment powstał 19 grudnia 2008 2007 roku. A może nawet wcześniej.

Można sensownie zapytać, dlaczego to nie on otwiera Bródno. Ano dlatego, że przez jakiś czas miałem nadzieję, że ten tekst rozbuduję i nie wrzucałem go do tego katalogu.

Więcej nawet. Naprawdę tak zrobiłem. 28 grudnia, zamiast pożegnania z TXT opublikowałem tekst zatytułowany Jak można nie być antyklerykałem i uśmiechać się do ludzi. Jest on rozbudowaną wersją tekstu, nad którym pracowałem od pewnego czasu. Bez sukcesów.

Tekst miał ambitne zamierzenie ulokowania Pana Y i niejakiego N w centrum sporów, które wtedy wydawały mi się na TXT najbardziej niewygodne i niewiarygodne. O Żydów i o Kościół.

W końcu fragment o antysemityzmie wyleciał. I znowu, trudno zgadnąć dlaczego. Podoba mi się ten kawałek. Czy przeważył konformistyczny lęk przed angażowaniem się w dwa spory na raz? Czy przeważyła atmosfera Świąt Bożego Narodzenia?

A może po prostu uznałem, że dostarczam tym fragmentem zbyt wielu informacji o sobie? Nie wiem. Niewątpliwie tekst ten powstawał w momencie, w którym zarówno Pan Y jak i N nie byli do końca ukształtowani. A tekst usunięty zawiera pewne sugestie.

Dlaczego N nie jest antysemitą ani antyklerykałem

Pana Y często zastanawia się dlaczego tak niesympatyczna postać jak N nie została dotknięta antysemityzmem, ani antyklerykalizmem.

Pana Y dziwi to tym bardziej, że N jest oczywistym mizantropem, a opieranie się na stereotypach i uogólnieniach nie jest mu wcale obce.

N, który wszędzie widzi związki przyczynowo skutkowe, kiedy o to go spytać zwala wszystko na socjalizację, niedogmatyczną osobowość (w rozumieniu Rokeacha), oraz używa wielu słów, które chyba nic nie znaczą. Innymi słowy: ma się za lepszego.

Zdaniem Pana Y, zadecydowały przypadki.

Antysemityzm powinien u Pan N zagościć już we wczesnym dzieciństwie. Wychowywany w S., przez dziadków, którzy przed wojną przynależeli do nikłej polskiej mniejszości w tym mieście, powinien chłonąć ich lęki i uprzedzenia. Bo takie niewątpliwie były. Kiedy N po latach przypominał sobie niektóre dowcipy dziadka, niektóre wspomnienia babci, to widział w nich solidne stereotypy antysemickie. Dziwiło go co prawda dlaczego Babcia wyraziła obawę, że idzie do „żydowskiej szkoły”, ale tak mało wiedział wtedy o 68, że dopiero po latach skojarzył, o co jej chodziło. Wtedy zwalał to na postępującą chorobę i lęk przed rozstaniem. Ale jakoś na niego to nie wpłynęło.

Może miał ważniejsze rzeczy na głowie, może był za bardzo skupiony na swoich kompleksach? Pan Y tego wiedzieć nie może. Wydaje mu się jednak, że wynikało to z tego, że stereotypy te były tak nieodrodną częścią Historii, że nigdy nie przenikały do współczesności. Dziadkowie N nie byli specjalnie skłonni do tego, żeby kogokolwiek obarczać winą za swój los. Może za bardzo byli naznaczeni kompromisami, żeby nie wiedzieć, że w ostatecznym rozrachunku odpowiedzialność ponosi konkretny człowiek.

Wątek żydowski nie pojawiał się w szkole, pewnie dlatego, że przedostatni Żydzi wyjechali z S. zanim on poszedł do szkoły. Sam problem antysemityzmu młody N uważał za mocno przebrzmiały. Kiedy dowiedział się o żydowskim antypolonizmie, nie zrozumiał go, ale i nie zwalił odpowiedzialności za głupie widzenia świata na wszystkich Żydów. Kiedy spytać N, czy on w ogóle zna jakichś Żydów, długo się zastanawia, zanim odpowie. Zna oczywiście, ale pytanie to jest dla niego dziwne, podobnie ja k pytania o znajomych Ewangelików i Prawosławnych. Jakoś tak się składa, N dowiadywał się o tym dopiero na pogrzebach.

To kieruje zawsze uwagę Pana Y na stosunek N do kleru. N powinien być antyklerykalem. Przez wiele lat jego

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Tekst z 2007 roku, prawda?

chyba ciągle świeży

prezes,traktor,redaktor


Ech.

No zanim sie na poważnie rozwinęło, to się skończyło.
Pojawia się pytanie – Panie Y, czy Pan planuje rozwijać te teksty? Czy mozna pod nimi dyskutować? Na zasadzie – pytac Pana o pewne kwestie rozwijające tekst, czy też zamierza je Pan pozostawić w takiej urwanej formie?
Hmmmm…


Tak, Panie Maxie,

z grudnia, tak jak napisałem. Tyle tylko, że chyba nie chciałem się wdawać w dyskusje. W efekcie rozwinąlem drugą część. Bylem nawet z tego zadowolony, bo fragmenty tej rozwiniętej drugiej częśc jakoś zaistniały w internecie. Wtedy to było dla mnie bardzo ważne.

Pozdrawiam

[edit] PS Proszę zauważyć, że teksty są numerowane według kolejności powstawania. Niestety przy wklejaniu coś mi się nie udało…


Panie Griszqu,

odpowiedź pierwsza brzmi – nie, nie zamierzam.

Dlatego włąśnie opublikowałem je w formie, w jakiej je miałem.

Odpowiedź druga brzmi – owszem. Dlatego je opublikowałem. Jeśli nawet takie fragmenty zachęcą kogoś do dyskusji, to jestem gotów.

Pozdrowienia


Pytalem bo jest 2008 na początku :)

świeżość pozostała :)

prezes,traktor,redaktor


Widzi Pan jak to trzeba uważać!

Już poprawiam

Dzięki!


Panie Y

No zaciekawiło mnie chociażby to, co Babcia Pana N miała na myśli wyrażając zaniepokojenie, że N idzie do “żydowskiej szkoły”. Wiem, to kawałek osobistej historii N. Ale to nie studzi ciekawości.

Czy mógłby Pan też rozwinac myśl: “Wydaje mu się jednak, że wynikało to z tego, że stereotypy te były tak nieodrodną częścią Historii, że nigdy nie przenikały do współczesności”. Przyznam, że przegryzam się przez to zdanie i mam wrażenie że jest ono bardzo skompresowaną wersją znacznie szerszej myśli, ale jakoś sam nie chcę się brać za jej rozwijanie – skończy sie bowiem nie na tym, co myślał Pan N, tylko na tym co wydaje się mi w kwestii tego, o czym mógl myśleć On.

Pozdrawiam w zaciekawieniu.


Panie Griszqu,

gdzieś to było już napisane, ale powtórzę. Tak się złożyło, że skończyłem klasę matematyczną (eksperymentalną etc. etc.) XIV liceum. Wtedy Gottwalda, teraz Staszica.

W 1968 roku szkołę dotknęły niejakie represję, a to ze względu na zaangażowanie jej uczniów. Tudzież strukturę. Ja tam trafiłem chwilę poźniej (mit mojego wieku leci w gruzy, wiem).

W szkole się o tym w ogóle nie mówiło, a słowa mojej babci zrozumiałem później, kiedy sobie więcej o 1968 poczytałem. Zrozumiałem różne półsłówka i aluzje.

Co zaś do tego zdania o Historii, to jest to jedna z moich roboczych hipotez. Pokrótce, to wydaje mi się, że moi dziadkowie nie odczuwali tego co dotyczyło ich przedwojennej przeszłości jako antysemityzmu. A w każdym razie nie wiązalo się to u nich z nienawiścią. Oni mnie wychowywali. Gdyby byli antysemitami praktycznymi, to by mnie socjalizowali w tym kierunku. Bo to jest automat społeczny.

A jakoś tak się nie zdarzyło. Nie wpoili mi żadnej formy nienawiści do innych ludzi, wyodrębnialnych strukturalnie. Za co jestem i będę im wdzięczny po kres swoich dni.

Ale otaczały mnie żarciki, piosenki, historyjki, które dziś oceniam jako dowód, że na poziomie tkanki społecznej S. antysemityzm był normalny. Codzienny. Dodam, że przed wojną to miasto było zdominowane (demograficznie, tylko w tym sensie tu o tym piszę) przez Żydów. A moja rodzina stanowiła element lokalnej mniejszości narodowej. Polskiej i katolickiej. Na dodatek spauperyzowanej i nie najlepiej wykształconej.

To trochę chaotyczne, ale chodzi mi o to, że wydaje mi się, że są dwa poziomy niechęci. Jeden kulturowy, codzienny, który traktowany jest jako oczywista oczywistość, bo objaśnia codzienność.

Na przykłąd tłumaczy to, że jedni mają lepiej, a inni gorzej.

Drugi poziom manifestuje się w interakcji i jest, jakby tu powiedzieć, nienawiścią praktyczną. Robią to konkretni ludzie innym konkretnym ludziom.

Jakoś tak się stało, że w dzieciństwie doświadczylem kontaktu z tym pierwszym. Kiedy to sobie, po latach, uświadomiłem, zacząlem szukać w sobie drugiego. Z lękiem, że znajdę. Ale nie znalazłem. Skutek jest jednak taki, że jestem przeczulony i nadpodejrzliwy.

Pewnie dlatego ten fragment wywaliłem, jako podejrzany i skłaniający do niechcianej refleksji.

Pozdrawiam


Panie Y

W sumie – to nawet mniej więcej w tym kierunku podejrzewałem. Bo pasowało mi to do tezy, która gdzies tam wykorzystałem, podajac ja jednak jako niepewna. W sumie – można stwierdzić, zadziałał tu mechanizm który niegdyś wskazał Pan w odniesieniu do Fukuyamy – dobrze sie go czyta i czesto pod nim podpisuje, bowiem w sposób elokwenty mówi nam to, w co sami wierzymy. Tyle w kwestii tego, dlaczego tego zdania się uczepiłem.
A chodziło mi o tezę, że ludzie żyjący w środowisku – opisywanym właśnie choćby przez Pana – pełnym “historycznych” stereotypów, tych właśnie na poziomie codziennym, kulturowym – nie przenosili ich na działania własne. Zawężając – chodziło mi o Polaków, którzy w czasie okupacji, bedąc pod groźbą śmierci własnej i kaźni rodziny, przechowywali Żydów. Zapewne znaczna grupa tych “sprawiedliwych”, jeszcze przed wojną byla otoczona – i możliwe ze sama powtarzała – przez wierszyki, historie, piosenki, w swej treści jednoznacznie antysemickie. W godzinie próby własnego człowieczeństwa, ich osobisty humanitaryzm przekroczył społeczne uwarunkowania.

Oczywiście mozna by w oparciu o Pańska roboczą tezę wejść w polemikę z tymi wszystkimi, którzy rozprawiaja jak to otoczenie w sposób jednoznaczny i nieodwracalny wpływa na dusze (czy może system wyznawanych wartości) poszczególnych ludzi… Nie mówić tylko o antysemityzmie, tylko rozprawiać się z każdym “historycznym” stereotypem, mocnym jak się okazuje w warstwie wierszyków i piosenek, ale nie w warstwie tkanki moralnej poszczególnych ludzi. Bo jak sam Pan zauważył w kolejnym zdaniu: “w ostatecznym rozrachunku odpowiedzialność ponosi konkretny człowiek”.
No ale na to to ja juz jestem za słaby. Merytorycznie znaczy się.

Pozdrawiam.


Panie Griszqu,

ja jestem daleki od usprawiedliwiania tych akurat stereotypów.

Często jest tak, że nasza wina i niewinność jest efektem zbiegu okoliczności.

Czasem decydowała odwaga, a czasem brak okazji, żeby ją zweryfikować.

I żeby była jasność: uważam że to wielkie szczęście nie musieć weryfikować głoszonego przez siebie systemu ocen i wartości.

Z drugiej strony, stereotyp zawsze odgrywa rolę podtrzymującą prawowitość naszej decyzji. Nawet jeśli jest to decyzja przeciw stereotypowi.

Nigdy nie miałem okazji porozmawiać o tym z dziadkami. Było za późno. Ale znajdowałem silne cechy antysemickie u niektórych innych członków rodziny. Więc nie wiem i nie będę wiedział jak to działało. W mojej rodzinie.

Mnie raczej zastanawia tez dziwaczny zbieg okoliczności, dla którego problem antysemicki pojawił się w moim życiu dopiero wtedy, gdy bylem już jako tako przygotowany intelektualnie.

Mam wrażenie, że zawdzięczam to dziadkom, choć nie wiem jaki był tego mechanizm.

Ale kontekst kulturowy jest ważny. Jeśli określenia wyznanie handlowe używano w Polsce, przed wojną, to miało to inny sens, niż dzisiaj. Po prostu dlatego, że wtedy odwoływało się to także do struktury włąsności w handlu. Dziś jest to wyłącznie odwołanie do stereotypu. I drażni mnie bardziej, przez swój prymitywnie manipulacyjny charakter.

Strasznie mnie drażni prymitywna manipulacja. Nie znoszę fuszerów.

Pozdrowienia


Hm, tak się zastanawiam

czy stereotypy, właściwie te negatywne mogą nie mieć żadnych negatywnych skutków/konsekwencji właśnie w praktyce.
Wynika z tekstu i z kilku moich obserwacji/przemyśleń że tak.
Znaczy sa ludzie, co mają jakoś wbudowane te negatywne stereotypy/osądy na temat Zydów/Niemców/Rosjan.
Ale nie nienawidzą.
ba, zaryzykować można twierdzenie, że często to moga byc dobrzy prości lub nieprości ludzie.

Tylko mnie zastanawia po co te stereotypy?
Znaczy co im daje np. powiedzenie, że to albo tamto to przez Żydów, że to spisek, że coś tam.
Czy to im ułatwia coś/pomaga w czymś/zdejmuje odpowiedzialność?

Nie rozumiem, może dlatego, że nawet jakbym chciał, to nie umiem takich negatywnych stereotypów mieć czy w nie uwierzyć.
Oczywiście żartobliwie mi się tam zdarzało pewnie powiedzieć, że Żydzi coś tam, ale to raczej w ramach ośmieszania stereotypu, nie Żydów.

No nie wiem, idem, bo chyba zamotałem.


Panie Grzesiu,

Pytanie, po co są stereotypy kulturowe (zwane też uproszczeniami społecznymi ) jest proste, bo mam wrażenie, że znam na nie odpowiedź. I trudne, bo ona jest nudna i długa.

Więc pozwoli Pan, że skoncentruję się tylko na dwóch kwestiach. Po pierwsze stereotypy upraszczają świat i pozwalają szybciej reagować w sytuacjach, w których nadmiar myślenia szkodzi.

To dosyć dobrze oddaje angielskie słowo prejudice. Trochę tak, jakby Pan nasz przesąd (bo to w końcu ludowe określenie stereotypu), nazwał przesądem.

Czasem to jest obrzydliwe, ale zazwyczaj upraszcza życie. Ale nie namawiam, żeby była jasność. Pańska wątpiąca postawa jest rozsądniejsza, choć czasem komplikuje życie, bo nadmiernie wydłuża czas reakcji. Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę. Na wojnie stereotypy lepiej ratują życie niż rozważna refleksja. Która trwa zbyt długo.

Po drugie, stereotypy, jako trwałe elementy socjalizowanej kultury, tworzące osobowość społeczną (proszę wybaczyć żargon, zaraz przestanę) podtrzymują tę właśnie osobowość. Są jednym z elementów samodefinicji. Innymi słowy pomagają nam szybko odnaleźć się w świecie. Weźmy, że rano staje Pan przed lustrem i co Pan widzi: chłopczyk, biały, Polak, wątpiący, niewyspany…

Łatwo dowieść, że wcale Pan tego nie widzi (no może to, że chłopczyk, ale przecież Pan wie, że biologia to nie wszystko). PO prostu rekonstruuje Pan samego siebie ze stereotypów kulturowych. Bo przecież nie każdy stereotyp musi kogoś obraża, fałszywie oceniać etc.

Zabawne rzeczy wychodzą dopiero wtedy, gdy stereotypy się ze sobą zderzają. Albo zderzają się z inną formą nieracjonalnie uporządkowanej świadomości. Na przykład ze świadomością polityczną, napędzaną stereotypami. Wtedy może dojść do przedziwnych paradoksów. Na przykład ktoś, kto nie szanował kobiet, nagle poczuje mus by stawać w obronie czci kobiecej, a kobieta, która zawsze zwracała uwagę na kulturowo zagregowaną przez stulecia przemoc seksualną, zacznie bronić prawa mężczyzn do obrażania innych kobiet. Co więcej, nawet nie zauważą, jak im się ładnie ułożyło.
Niestety, stereotypy polityczne należą do najbardziej nieracjonalnych, ale w niektórych społecznościach odgrywają pierwszorzędną rolę. Choć tak naprawdę to opierają się na innych, dobrze zasiedziałych stereotypach.

Mimo to wszystko łatwiej mi zrozumieć tych, którzy kierują się stereotypami od tych, którzy samodzielnie i z premedytacją wybierają i wspierają zło.

Ale to całkiem inna historia

Pozdrawiam stereotypowo


Zetknęłam się

z antysemityzmem dwa razy.

Pierwszy przypadek to mój dziadek. No, on był maniakalny i obrzydliwy z tym, kiedyś w mojej obecności zaczął krzyczeć, że oni znów się panoszą, bo nie ma Hitlera… przedwojenny wojskowy, żołnierz AK i powstaniec Warszawski, żeby było śmieszniej. Urodził się w Janowie Sokólskim przed pierwszą wojną, gdzie też była chyba wtedy polska mniejszość. Czyli socjalizacja, zapewne. Moja mama podjęła właśnie tę decyzję przeciw stereotypowi, o której Pan pisze. Antysemityzmu nie znosi organicznie.
Och, i oczywiście dziadek był przekonany, że mój tata jest Żydem.

Drugi przypadek jest mniej drastyczny, ale bardziej bolesny, bo dotyczy dosyć bliskiego mi człowieka. Inteligentnego i sympatycznego, ale jak zasunie czasem wypowiedź w temacie, to ręce opadają. Kłóciłam się z nim parę razy, np. o wyjazdy z Dworca Gdańskiego, ale najczęściej po prostu nie podejmuję wątku. Chyba mam umiarkowany temperament polemiczny, zwłaszcza, kiedy wiem, że beton nie drgnie ani o milimetr. A jak mówię, że np. Anne Applebaum napisała o gułagach, to słyszę: w każdym stadzie może się znaleźć biała owca.

No i co pan możesz. Nic pan nie możesz.

Mazel Tov


Pani Pino,

no właśnie.

Dla mnie to zawsze jest szok, kiedy stykam się z pewnym stężeniem niechęci, nienawiści, do obcych.

Ja na nic takiego, jak Pani opisała w pierwszym przykładzie nie natrafiłem. Mój dziadek opowiadał mi anegdotki o Żydach, ale nie było w nich agresji. Raczej odruchowa, przeniesiona, stygmatyzacja brakiem odwagi, pazernością... Takie tam. Ale nie szukał wokoło Żydów i jakoś ich w swoim trudnym życiu nie potrzebował, żeby usprawiedliwiać swoje biedy i nieszczęścia. Myślę, że by się zdziwił, gdyby mu ktoś powiedział, że te żarciki to jakieś niedobre dla ludzi były.

Zresztą on je zawsze opowiadał jako historyczne i przedwojenne. Nie odnosił ich do współczesności.

Ale jeden z jego synów kiedyś (było to pewnie ze dwadzieścia lat od śmierci dziadka)zaskoczył mnie niesamowicie. Opowiadał z wielką radością, że ktoś go spytał, czy jedna znana Pani, o takim jak nasze nazwisku to rodzina. A on się oburzył, bo to przecież Żydówka. Zresztą użył bardziej drastycznej formy. I cieszył się wciąż wspominaną konfuzją pytającego.

Kurde, on był najmłodszy z dzieci. Nie mógł nic pamiętać. Nie wyniósł tego z domu. Ale przyszło i zostało.

Przyznam, że mnie to zawsze zaskakuje, kiedy ujawnia się u ludzi, których uważamy za inteligentnych i sympatycznych. Miałem tak kilka razy. Przy czym nie zawsze chodziło o Żydów. Raz szło o Muzułmanów, a dwa razy o Polaków. I jeszcze raz o Koreańczyków. Bo przecież to się niczym nie rożni w swej prostej jak cep konstrukcji.

Opowiem Pani jeszcze jedną anegdotkę.

W latach osiemdziesiątych chodziłem w arafatce. Pierwszorzędnej i jedwabnej. W prezencie dostałem.

Dobre to było na zimę, że strach, bo szaliki to mi z szyi uciekają.

Żadnej z tym nie miałem myśli związanej, aż kiedyś po kilku latach tego noszenia (bo wyrób był trwały dla swojej znakomitej jakości) pewien znajomy mnie zapytał, dlaczego noszę arafatkę i czy to coś oznacza. Bezmyślnie wypaliłem, że tałes gorzej chroni szyję.

Znajomy jakby się odznajomił ode mnie. Może to i dobrze, bo lubił kiepską wódkę pić.

Salamu Pani Pino, fajnie, że znalazła Pani drogę


Panie yayco,

tak sobie klikam czujnie czasem na Pański nick :-) to i znajduję. Zresztą i kuzynka Gwendolina drogowskaz dość wyraźny postawiła.

Co do bied i nieszczęść, to nadmieniam, że dziadek pod górkę miał tylko w dzieciństwie. Jak już się wyniósł do Warszawy, to prosperował, przed wojną i po wojnie też, jako oficer LWP i później przedsiębiorca. Tylko do partii go nie chcieli przyjąć, nad czym ubolewał, ze względu na akowską przeszłość. Więc nawet kłopotami osobistymi i frustracją nie można tego tłumaczyć. Ja wiem czym można, ale Pan nie lubi wyrazów, więc nie będę.

Co do Koreańczyków, to z lekkim zażenowaniem przyznaję, że gdyby napisał Pan o Cyganach czy Murzynach, mogłabym podać ten sam przykład. I o Muzułmanach też, ale przyznam, że nie ze wszystkim, co on mówi, się nie zgadzam. Sama też bynajmniej nie kocham bezkrytycznie wszystkich. Przeszkadza mi u niego głównie leksyka i mieszanie fobii z argumentami. No i, w przypadku Żydów, ewidentna korba.

Co do Pańskiego wuja/stryja, to muszę przyznać, że nie rozumiem jego. Co z tego, że Żydówka, skoro sławna? Próżność nie przeważyła? Dziwne trochę. Mnie często pytają o związki z pewnym znanym profesorem od jabłek. Może następnym razem rzucę z oburzeniem Skądże, przecież to Żyd :-) A, no i jeszcze muszę pomyśleć nad bardziej drastyczną formą tego strasznego słowa…

I ostatnie “co do”, z tą arafatką, to kapitalne było. Wydaje mi się, że to może być jedyna metoda na rozbrajanie zjawiska. Nie rozsądne wywody z przypisami czy linkami, ale właśnie absurd. Takie żarciki. Jedni wykażą absolutny brak czegokolwiek i pójdą na kiepską wódkę, ale inni się może uśmiechną. I złapią jakiś dystans.

Taka sytuacja. Przywoływany już kolega, moja przyjaciółka i ja w kawiarni. On wyjeżdża w swoim stylu, a ona na to: Ale wiesz, że Pino też ma takie korzenie? (to nie jest prawda tylko legenda towarzyska, zaledwie jeden mój pradziadek był mischlingiem). Ale powstała luka. Albo kamyczek rzucony w tryby. O to chodzi.
Zresztą, on wie, że ja (o przeszłości brzydka) trzy lata studiowałam Alef bej gimel na syderze. Potępia, ale się przyjaźni ze mną nadal. I ma kumpla judaistę. A Tuwima cytuje obficie z pamięci, podczas gdy ja musiałam wyguglać to co wyżej.
Więc to wszystko nie jest, dzięki Bogu, takie proste.

Pozdrawiam


No nie jest, bo czemuż miałoby być?

Ja się tylko, Pani Pino czasem zastanawiam nad tym, czy każdy tak zgrabnie jak Pani oddziela normalne nielubienie od korby?

Ale to już kwestia jest chyba charakterologiczna.

Ja zawsze mam kłopot z pisaniem na ten temat, bo on dla mnie w istocie rzeczy nie istnieje. Jak głupek jest głupkiem, to mu ani polskość, ani żydostwo, ani prawdziwe, ani mniemane, nie pomoże.

Czasem myślę,że to dlatego, że sam jestm dobrze wymieszanym katolicko – ewangelicko – prawosławnym kundlem.

Co wcale mi nie szkodzi na katolicyzm, rzecz ciekawa.

Dystans, powiada Pani? Ludzie nie chcą dystansu. Ludzie chcą zwarcia i krwi. Dystans kosztuje trochę czasu, obawiam się. A kto dziś ma czas?

Pozdrawiam wieczornie, ale serdecznie

PS Wie Pani, jak już czasem Pani musi, to proszę sobie nie szkodować. Nic tak nie zdobi kobiety jak rzadko goszczący jej na ustach bluzg.

PS 2 O ile ten profesor to ze Skierniewic, to oczywiście, że tak. W Skierniewicach, proszę Pani, to większość takich jest. Albo może i wszyscy nawet?


Panie yayco,

dla mnie symptomem korby jest to, co wcześniej zacytowałam o tej białej owcy. Mogę się mylić, oczywiście.

A któż nie jest w Polszcze kundlem, proszę Pana? Mi się bardzo podobały niektóre dawne kawałki Igły na ten temat. W ogóle jego rozumienie patriotyzmu mi podchodzi.
W rodzie mam Rosjan, Niemców, Tatarów, Francuzów, Żydów oraz Chinkę z pralni. Choć wyglądam jak mazowieckie jabłuszko. I wiary też jestem standardowej.

No, ja mam czas, na przykład, tak sobie przynajmniej wmawiam. A Richard Pipes płacze za mną...

Pozdrawiam równie serdecznie i spróbuję jednak się wgłębić przed zaśnięciem w epokę zwarcia i krwi, które ten profesor amerykański z Cieszyna tak przenikliwie opisał. I wymowną dedykację dał: Ofiarom.

PS Dziękuję, zapamiętam i skorzystam, gdy najdzie mnie potrzeba. Na razie takiej nie widzę, a rozrabiać wolę na własnym poletku :-)

PS 2 Aż musiałam znowu skorzystać z wikipedii. Laboga, no ze Skierniewic, faktycznie. I jeszcze zmarł był jak raz w moje dwudzieste urodziny. Datę dzienną urodzin ma jak jeden z moich dziadków, a roczną jak drugi. To spisek musi być. Co zgrabnie się nam wpisuje w temat…


Pani Pino,

jak to fajnie, że ktoś Pipesa czyta.

Bardzo go lubię. Myślę, że w odpowiednim czasie przeczytana Rosja carów poukładała mi trochę myśli w głowie. I chociaż minęły już lata od tamtej pory i moje drogi rozumienia Rosji, trochę się rozeszły z jego (zwłaszcza w kwestiach dotyczących tego, co opisane jest w tym, co tam Pani sobie czyta), to nadal uważam, że to świetna literatura. Mam tłumaczenie Rosji bolszewików na rosyjski i to się czyta jeszcze lepiej. Dziwne, nie?

U mnie Chinki z pralni nie ma, ale parę osobliwości bym znalazł. W największym podejrzeniu mam mera Petersburga.

Mam jednak wrażenie, że to nie sam fakt mieszanki ma znaczenie, ale jego świadomość. Zdaje mi się, ze na tym budowałem mój dystans.

Pozdrawiam i pójdę spać, bo cholera jutro chyba komuś o tym Pipesie mam coś mówić. Ale Pani na złość powiem coś o Billingtonie. No.

PS Pani se przyniesie poletko tutaj. Atmosfera skisła, w sam raz żeby sobie troszkę pobrykać. Najlepszy moment na inwestycje, to dół dołów.

PS2 Pani to jakaś silnie młoda jest. I nieuważna. A jak ktoś zgadnie na podstawie danych kto Pani jest? I wykorzysta? W interesie Skierniewic, na przykład…


Panie yayco,

ja na razie zauważyłam, że choć oczywiście czerwony carat był stokroć bardziej parszywy od białego, to o tym drugim też niewiele dobrego można powiedzieć. I raczej zyskuje on na kontraście.

A ten Billington, to James ma na imię, tak? Dziękuję, pierwsze o nim słyszę, a z tego, co teraz patrzę, może mi się przydać do pracy w drugim semestrze.

PS Wygląda na to, że TXT popadło w kryzys równocześnie ze światem. Niewykluczone, że jakiegoś wybiórczego mirrora niedługo postawię, jak napiszę parę tekstów, co mi się zaczynają układać podczas śmigania na rowerze.

PS2 Biorąc pod uwagę, że rozmawiamy na Bródnie, to nawet skierniewiccy agenci wpływu nie muszą się daleko fatygować. Uciekam boczną alejką, chwilowo…


Jasne, Pani Pino, że James.

W Krakowie ukazała się w tym roku Ikona i topór... Może to i stare, ale jednak ważne, co by nie mówić.

W ogóle, jeśli Pani potrzebuje jakiegoś wsparcia bibliograficznego w tym zakresie, to proszę się nie krępować i korzystać z dostępnych na TXT narzędzi komunikacji. Albo pytać w prost na blogu, jeśli się to wyda Pani poręczniejsze.

Mam rzadkie u mnie wrażenie, że jestem w tej dziedzinie dosyć kompetentny. Ale to już poza protokołem.

Z mojej, przyznam że dość swoistej, perspektywy, czerwony wiele się od białego nie różni. Ale to nie jest uniwersalna perspektywa. Wie Pani: albo step, albo, Iwan Wasiliewicz, albo narodnicy. W zasadzie to wystarczy.

No chyba, że ktoś koniecznie musi przez Skierniewice, to wtedy oczywiście są jeszcze Chazarowie...

Pozdrawiam

PS Właśnie ze względu na kryzys zachęcam. To znakomity moment, moim stronniczym zdaniem. Co stwierdzam w dobrze pojętym własnym interesie. Czasami lubię z kimś pogadać, nawet jeśli ma skłonność do wulgaryzmów ten ktoś. Ważne, żeby rozmowa była o czymś. Więc proszę tego mirrora stawiać. Zajrzałem tam i ówdzie i wydało mi się to zabawne (w dobrym znaczeniu tego słowa).

PS2 Rowerem po Bródnie? Zgroza. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać.


Hm, ja w jednej sprawie tylko

(choc to co ad meritum przeczytałem, ale że mi się fajnie czyta, to nie będę się za bardzo wtrącał do tej rozmowy)
A ta sprawa jest taka, że jestem kolejnym, który z chęcią by tu poletko i mirrora made by Pino zobaczył.
Tylko jeśli to mirror, to tylko taki w którym poza mirrorowaniem tekstów się gada pod nimi, nie olewając ewentualnych komentatorów.

Pozdrawiam.


O antysemityźmie na boku poględzę. Tanio.

Bo i tanie te moje przemyślenia są, gdyż jak mi się zdaje z ksenofobią wszelaką spotykam się nieczęsto. Dużo rzadziej niż ze zwykłą głupotą. I dużo rzadziej niż z nienawiścią do np. lewicowców, czy pawicowców w Internecie. W ogóle problem wydaje mi się marginalny. Antysemity jako-takiego nie rzpoznałbym chyba nawet jakby wyskoczył z fosy i ugryzł mnie w kostkę. Ale właśnie odkopując fosę z epoki brązu (KPD, a na pewno coś po ceramice wstęgowej rytej) zetknąłem się z młodą i ładną parą archeologów, którzy reprezentowali niezwykle bojowy anty-antysemityzm. Nawet przez chwilę próbowali mi go wmówić, ale im się nie udało, bo na temacie się nie znałem i chyba nie spełniałem norm. W każdym razie nie przejęli się tym i walczyi z antysemityzmem i tak. Takim dosyć mgławicowym.

Drugie zetknięcie z antysemityzmem było jak się naczytałem rozmaitych tekścików w sieci (w tym felietonów Michalskiego) i ukoronowałem to lekturą “Strachu” Grossa, czyli książki co to mi ją rodzina sprezentowała. Ale wnioski moje były takie, że antysemityzm chyba istnieje tylko w sieci gdzieś tam i że Gross pisze koszmarnie chaotycznie i po siedemdziesięcu stronach się nudzi.

No i co ja mam zrobić? Bo temat antysemityzmu mi się pojawia raz na jakiś czas w życiu. Ale nawet wtedy gdy szczerze wierzyłem w swą Prawdziwą Prawicową Polskość, jakoś temat Żydów umykał mi bokiem. Pojawia się w dyskusjach rozmaitych i stąd wnioskuję, że albo jak ważny, ale dla mnie za mądry, bo nie kumam skąd się bierze ta ważność, albo sporo ludzi dookoła ma wspomnianą wyżej przed Panią Pino “korbę” i uparli się o nim rozmawiać...


Panie Grzesiu,

trzeba uważać.

Z Panią Arundati nam się nie udało.

Ale starać się trzeba

Pozdrowienia


Panie Mindrunnerze,

bo każdy stereotyp ma antystereotyp, siebie godny.

Mój problem jest podobny do Pańskiego, choć zapewne stykałem się z antysemityzmem częściej niż Pan. Bo dłuższy mam staż ogólny.

A wniosek miałem też do Pana podobny. Okazało się, że ja mogę dużo pisać o stereotypach, ale o antysemityzmie mam mało do powiedzenia.

W zasadzie to mógłbym ojca Bocheńskiego zacytować z jego książki o zabobonach. Ale to każdy może sobie przeczytać, bez mojej pomocy.

Pozdrowienia


odpowiadam, a co

Panie yayco – odnotowałam skrzętnie. Swoją drogą świetny tytuł J.B. wymyślił.

Grzesiu – ja rozumiem, że masz traumę po Leskim czy Azraelu ;) ale żeby od razu, na zaś, posądzać mnie o olewanie komentatorów? Jak już coś robić, to porządnie, oświadczam jako leniwa perfekcjonistka. Ale to wszystko jeszcze nie tak zaraz, najpierw muszę pojechać do Lwowa i wrócić stamtąd.

Panie Mindrunnerze – znam ten sport, o którym Pan pisze. Chodziłam do liceum, w którym popadanie w Prawdziwą Prawicową Polskość było przejawem dużej myślowej niezależności, a w każdym razie przekory. Ja tego akurat nie robiłam, ale stosunek do rozmaitych archeologów miałam podobny. Dla mnie to wyraz kompleksów, bardzo szkodliwy, bo podkurwia ludzi, którzy normalnie o żadnym semityzmie czy antysemityzmie by nie pomyśleli.

pozdrawiam


Faktycznie,

tytuł niezły, choć (adekwatnie) bizantyjski.

Swoją drogą, zastanawiałem się dzisiaj, czy Pani, jako dziecko w tym swoim chederze (żoliborskim, jak mniemam) spotykałą się z jakimiś takimi problemami.

Ale odgoniłem to pytanie jako głupie. To przez przepracowanie. Przepraszam.

Pozdrowienia


Cheder był wilanowski,

trzy lata mnie do niego wozili durch die ganze Stadt, aż w końcu mój tata uznał to za bezsensowne. I zaczęłam jeździć sama na Wolę tramwajem, obecnie już wycofanym częściowo z użytku.

Ale tam nie było żadnych problemów. Faktycznie byłam dzieckiem, w piątki jadłam chałkę i piłam sok winogronowy zamiast wina przy szabasowych świecach, na Purim budowaliśmy szałas z gałęzi na podwórku, na Chanukę opychaliśmy się pączkami i graliśmy w drejdla. Porządkowy w synagodze wręczał mi kipę, bo miałam krótkie włosy i wyglądałam jak chłopczyk. Śmiesznie było. To był zresztą sam początek chederu, osiemnaście dziecków w pierwszej klasie i nic więcej. A teraz mają podobno ponad dwieście.


Ja mialem pośredni kontakt z tym na Żoliborzu,

a moje Dziecko brało pod uwagę liceum imienia Jacka Kuronia, ze względu na lewantyńskie poniekąd klimaty. Nawet zdało egzaminy, ale ponieważ mogło pojść gdzie chciało, to poszło sobie gdzie indziej.

Ale poważnie, to ja myślę, że to jakoś w Pani zostanie. I ta chałka i ta kipa.

Uważam, że to są dobre doświadczenia. Choćby i epizodyczne. Może nawet lepiej jak epizodyczne? Sam nie wiem.

Pozdrowienia


Kłopotowski???

Mądre ma Pan Dziecko, tyle powiem.

pozdrawiam Familię


Mindrunnerze&Pino,

w sprawie mojego pojmowania antysemityzmu polecam tekst mój:

http://tekstowisko.com/tecumseh/52215.html

P. Yayco nie polecam, bo zna.

I Mindrynnerze, uzupełnię, ja się z antysemityzmem stykałem, fakt, że werbalnym, ale nieraz i na blokach/murach/ścianach i w rozmowach bezposrednich i w opowieściach o innych ludziach i iich poglądach.

ba, 3 lata mieszkałem z gostkiem na studiach, który był antysemitą (fakt, że poza tym był homofobem, miał przedmiotowy stosunek do kobiet, spędzał dnie i noce przed komputrem&telewizorem i nadużywał, delikatnie mówiąc, alkoholu, a był socjopatą w sumie i w w dodatku moim kumplem:), całkiemdobrym)

Raz było tak, że po jednej imprezie trzasnąłem dzrwiam, użyłem mnóstwa tych słów, których Pino tu nie używa choć lubi i w ogóle nabluzgałem na niego i dałem mu do zrozumienia, że jego chore poglądy mnie nie interesują.

Jakos pomogło, bo się kontrolował, no i ja się przyzwyczaiłem w pewien sposób.

Ale było to trudne.

Pino, leniwy perfekcjonizm, piękne:), a wogóle widzę, że tu się rozumiemy bez słów, nie napisałem nic o kogo mi chodzi, ale wyczaiłaś:)

Pozdrawiam wszystkich, co działalność podziemno-archiwalną na TXT uprawiają.
jest to zawsze jakaś nowa płaszczyzna, by nie powiedzieć nowa rzeczywistość:)

p.S. Panie Yayco, no fakt, Arundati po tych namowach zniknęła jakos szybko:)
Ciekawe, co się stanie z Pino?
:)


Ostatecznie

wylądowała na Mokotowskiej. Teraz robi za chorą, chociaż nie widać tego, moim zdaniem.

Prosiła pozdrowić wzajemnie, co czynię chętnie


Panie Grzesiu,

Pan się jakiś ale, że za cwany zrobił.

Ja tu nakładem sił znacznym organizuję nową przestrzeń, a Pan od razu spisek ujawniasz.

Nieporządek.

Pozdrawiam, jednakże


Jestem!

A co się ze mną stanie?
Mój szczątkowy talent do prekognicji twierdzi, że po papierosy wyskoczę.
Grzesiowi mogę przynieść Radomskie, a dla pana podchorążego to pewnie Camele?
To idę się wychylić czujnie z bunkra.

Salut

PS. Grzesiu, nieuważnie czytasz. Skorzystałam z dyspensy i użyłam wyrazu. Następny odpust pewnie na św. Maura.


Pino, do 31 grudnia nie mogę zapalić:)

a po mam nadzieję, że już nie będzie mi się chciało, własciwie mój epizod z paleniem to z 9 miesięcy trwał (wow, to tyle co ciążą:) i był mam nadziejętylko epizodem a i to niezbyt intensywnym właściwie.

Panie Yayco,a wie pan, że coś w tym jest, wszystkie fajne miejsca po pewnym czasie albo się nudzą albo barbarzyńcy nadchodzą:) albo tracą one urok, bo za dużo osób wie o nich, więc niech ta przestrzeń pozostanie w ukryciu.
Dla wtajemniczonych.


Grzesiu

To odważnie łamiesz schematy und stereotypy, o których dyskutowaliśmy wcześniej :) Widzę Cię bowiem właśnie tak, jak siedzisz nocą ( o szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny, to oczywista oczywistość), z kieliszkiem wina i dymiącą kumetą w pysku, i posępnie tworzysz syllabusy na lekcje niemieckiego. W tle smęci Leonard Cohen.


Droga Pani Pino,

jak pan podchorąży był w wojsku, to palił Caro, co wtedy były jeszcze niebieskie. Ale potem rzucił. Bo ma zakazane przez lekarzy od dróg oddechowych. No.

I niech Pani nie myśli, że nie zauważyłem.
Ale niech i tak będzie. Dzięki Pani lepiej rozumiem skłonność Dziecka do słów podobnego rodzaju.

Zresztą, opowiem Pani anegdotkę, a inni niech też posłuchają.

Było to tak dawno temu, że aż strach. Dziecko moje, w małoletnim będąc wieku, także jak i Pani szanowna, było do szkoły wożone, choć bliżej.

I tak sobie raz jadę, a tu w okolicach Szembeka placu jak mnie jakieś coś zajedzie. Ledwom wyhamował. Szybkę jednak odkręciwszy, pouczylem współużytkownika jezdni w kilku sprawach. A mianowicie: co sądzę o prowadzeniu się rodziny jego po kądzieli, co sądzę o zasadniczym stanie jego zdrowotności umysłowej i jakie mam w tej mierze podstawowe zalecenia, tudzież z jaką częścią ciała męskiego jak raz mi się skojarzył.

Uspokoiwszy stargane nerwy, zamknąłem okno i wtedy zorientowałem się, że za mną siedzi ośmioletnia dziewczynka.

Pot zimny mnie oblał i mówię:

- Przepraszam, Dziecko…

A Dziecko na to:

- Wiesz tatusiu, ja sobie jakoś tak samo o tym panu pomyślałam…

Tak i co robić, w ta pora?

Pozdrawiam antynikotynowo, zanim tu dym ściągnie panią Gretchen i innych nałogowych


@Pan Yayco

Właściwie to to może być w dużej mierze kwestia zaangażowania. Wie Pan, na tej zasadzie, że jak jakiś dureń będzie twierdził, że najważniejszy jest stosunek ludzi do ogórków, to z czasem narodzą się i nienawistnicy ogórków i nienawistnicy nienawistników ogórków, a ten wierszyk o śpiewającym ogórku Gałczyńskiego będzie na sztandarach rozmaitych marszów cytowany. Znaczy, zdaje mi się, że kwestia jest pokompikowana dla tych, którzy chcą by była, oraz dla wąskiej grupy pecjalistów zajmujących się ludami semickimi i ich kulturą. Tych drugich – że sobie podkreślę – doskonale rozumiem. Ci pierwsi to tylko ofiary jakiegoś prania mózgu. I antysemici i anty-antysemici.

Problem jest taki, że nie wiem kto byłby tu piorącym mózg i nie potrafię ustalić daty pierwszego prania. Bo, że to pranie trwa w obie strony dalej, to widać.

@Pani Pimo

Równie zabawne, bo w moim liceum jakoś ludzie mniej podideologizowani byli. Wydaje mi się, że było trochę Prawdziwych Nastoletnich Polaków i Prawdziwych Nastoletnich Wojowników O Socjalizm. Ja się na szczęście szybko zorientowałem, że na dziewczyny lepiej działa bycie Prawdziwym Nastoletnim Polakiem. Chociaż koledzy Prawdziwi Socjaliści twierdzili, że to kwestia nie ideologii a mojego “plugawego uroku osobistego”.

A co do tych prowokujących do dyskusji na tematy Żydów i ich przeciwników, to w sumie prócz tego miłymi ludźmi bywają :) Nie ma co robić histerii. Taki dziewny niemiecki zespół co się nazywa “Fury in the Slaughterhouse”, śpiewał swego czasu coś takiego:

I w sumie to diabli wiedzą, czy nadchodzące dekady nie przynisą jakiejś innej tematyki do rozprawiania i nawracania się nawzajem dla wszystkich zainteresowanych, bądź nie.


Panie Mindrunnerze,

jak mawiają prokuratorzy: sprawa jest rozwojowa.

Moim zdaniem mamy już etap anty-antysemitów i na naszych oczach rodzi się ruch anty-anty-antysemicki.

Jak ktoś lubi zabawę cepem, to powód zawsze sobie znajdzie.

Pozdrawiam

PS Ogórek to woda! Precz z ogórkiem!


Panie yayco,

człowiek na poziomie musi trzymać pion, albo jakoś tak…

Mój tata też używa mięska, w obu znaczeniach tego słowa. Przy drogowych okolicznościach zwłaszcza. Natomiast ja jestem paskudną neofitką w omawianej kwestii: w wieku lat ośmiu i później, do dwunastej wiosny, nawet bym się nie ośmieliła pomyśleć żadnego takiego słowa. Przysięgam na Fraszkę. Poszłam do gimnazjum i poooszło… Z dnia na dzień.

Co, być może, jest kolejnym argumentem przeciwko tej fatalnej instytucji.

Caro, choć już czerwone, kojarzę jako wybitnie śmierdzące. Mój kapitan z rejsu na Spitsbergen takie palił i przyprawiało mnie to o mdłości. Choć wtedy mało co mnie nie przyprawiało, dopóki wiatr się nie skończył.

Wyznam, że właśnie Gretchen mi tu brakuje. Mogłybyśmy stworzyć kącik dla palaczy koło stanowiska celowniczego. I zanucić, że na stos, na stos…

Pionę (albo i żółwika ) przybijam z Panem podchorążym


No i złośliwie

skasował Pan swoją uroczą literówkę, co czyni mój komentarz częściowo niezrozumiałym. Ech… :-)


O żesz!

Przestreń alternatywna do ganania tutaj mi się podoba. Ale w czasie, gdy walczyłem z internetem, odpisywałem p. Yayco i p. Pino i w ogóle, pojawiło się dużo wpisów.

Otóż mój stosunek do papierosów jest znany i powszechny a z Grzesiem już o tym rozmawiałem. Teraz też palę.

Radomskie, jeśli to te, to była zgroza. Wracaliśmy w liceum z obozu naukowego i wszyscy poskładali się na jedną paczkę, bo się pieniądze wszystkim pokończyły. Właśnie Radomsich. Kwadrans trzeba to było w rękach międlić nim się dało zapalić. Brrrr.

Odpiszę Państwu jutro po pracy. Dziś wracam do czytania Crightona po anglijsku i do spania ogólnego.

Wiem. Crighton niemądry jest, ale ja też.


Przepraszam, że skasowalem,

maja dysortografia nie jest już czymś z czym chciałbym się obnosić.

Ale mogę przybić, czemu nie. Nawet Żółwika. Jako ojciec Dziecku, jestem przyuczony.

Pani Caro śmierdzą? No trudno. Wszak jest Pani, wraz z całym pokoleniem, za francuskie pieski, nieprawdaż? Na Spitsbergenie Panią mdliło. Nas proszę pani to mogło najwyżej zemdlić jak po pijaku kajakiem przez Narew pływaliśmy.

Młodzież teraz marudna jest, jednakże.

W wojennym stanie się paliło popularne z metra i też było dobrze. Albo i nie, sadząc po wyrokach lekarzy.

Ale proszę mi tu nie śpiewać. To w końcu jest Bródno, a tu fajki, śpiewy, zaraz się flaszki o żałobne nagrobki mojej tfurczości zaczną tłuc.

Niefajnie

Ale pozdrawiam

PS A co do pani Gretchen, to pewnie walczy o dalszy pomyślny rozwój Służby, albo wprost przeciwnie – oddaje się wyuzdanej konsumpcji, za cudze pieniądze. Ale myślę, że przyjdzie, wcześniej czy później, żeby mnie obciąć za to co napisałem.


Panie Mindrunnerze,

kto nie zna smaku albańskich Arberii albo DSów, ten życia nie zna. Albo taki na ten przykład schabowy (Extra Mocny bez filtra) na czczo z rana…

Pozdrowienia nasenne dla Pana


Przepraszam,

jakoś tak odniosłam wrażenie, że do katakumb zeszliśmy w międzyczasie.

Ale fakt, że flaszki i śpiewy na grobach to cygańska raczej jest tradycja.

Kajakiem Narwi nie forsowałam nigdy, choć byłoby to praktyczne wobec znanej płytkości tej rzeki. Ale my mieliśmy tylko stadko Omeg i ciężką flagową jednostkę, która co i rusz utykała w piachu. Trzeba było wskakiwać do wody i popychać, ryzykując przeziębienie miejsc wrażliwych. Jednostka nazywała się Elefant III. Jedynka spłonęła na Mazurach, a dwójka utknęła w tej Narwi na amen. W latach osiemdziesiątych to było.

pozdrawiam szuwarowo


Panie Yayco

Ja jeszcze rzucę uroczą opowieścią, jak to trafiłem do Szpitala Kolejowego w swo Krakowie z połamanymi koścmi wstrząsem tego czegoś co mam zamiast mózgu i ogólną tragedią.

I było nas czterech na sali z czego trzech chodzących. Jeden człowiek ze złamanym mostkiem, jeden facet z rozbitą głową i ja. Niechodzący był Pan Pocięty Szybami Od Malucha. I my trzej męczyiśmy się, bo nie wolno było palić. Na szczęście żona Pana Z Rozbitą Głową przemycała kontrabandę w postaci Popularnych bez fitra i wtedy też miałem okazję to właśnie popalić. Aż tak złe jak Radomskie nie były.
Chowaliśmy się w WC i wystawialiśmy straże z innych pacjentów by nas nie przyłapały pielęgniarki in flarganti. Kto wie, może nieszczęśni wybrani do Straży Honorowej Palaczy śpiewali coś o stosach. W drugim tygodniu zaczęliśmy otwierac po nocy okna, sadzać kolegę niechodzącego i też dawaliśmy mu zakosztować uroków Popularnych. Bo przez pierwszy tydzień strasznie narzekał, że my możemy a on nie.

Składa mnie do spania w pół. Wrócę jutro.


A za co Pani przeprasza?

Proszę Pani, ja sobie tylko tak trochę żartuję.

Choć fakt, dowcip u mnie przyciężki dosyć. I mam skłonność ku melancholii.

Kiedyś z poszliśmy rodzinnie do kina na utwór dramatyczny zatytułowany King Kong. Kobiety moje domowe się śmiały, proszę pani, do rozpuku, a ja ciężko przeżyłem ten wzruszający dramat, opowiadający o kryzysie wieku średniego i niewczesnym zadurzeniu się poważnego faceta, z dorobkiem i posiadającego szacunek na wyspie, do płochej blondynki, w kinofiakacji zatrudnionej.

Ale tak już jest. Kobieta człowieka nie zrozumie…

Pozdrawiam, zastanawiając się, czy to aby Narew była, czy może jednak Bug…


Panie Mindrunnerze,

może kiedyś mnie najdzie, żeby opowiedzieć jak kiedyś na chirurgicznym oddziale mało się ze światem w przykrych okolicznościach nie rozstałem, a to za sprawą Cameli, które dostałem w prezencie (to rzadkość wtedy była, za walutę kupowana).

Ale to smutna jest historia, choć inni się ze mnie do dnia dzisiejszego z jej powodu śmieją.

Może dlatego mi się smutna wydaje…

Dobrej nocy Panu życzę


Dobraaanoc

żegnam na dzisiaj utworem dla ludzi i kobiet :)

PS. A, tak, Bug istnieje. I wpada do Wisły…


Mnie uczyli, że do Narwii,

ale się opierał nie będę, bo większość tego co mnie uczyli została potem odwołana.

Czasem nawet przez tych samych, co mnie uczyli.

Dlatego ja od razu odwołuję, żeby mieć mniej roboty potem.

Dobranoc Pani


Panie Yayco

będę zachęcał do opowiedzenia historii o Cameach. Tak właściwie to od nich zacząłem palenie wieki temu. Potem mi niestety je zabrano a teraz ponoc znowu wróciły, ae to już nie to samo, smak, panie, inny, ach gdzież jest niegdysiejszy Snowden…

Czas do pracy. Pewnie nie tylko dla mnie. Pozdrawiam.

I moja Niewidzialna na Tekstowisku żona, też Panan pozdrawia. I mówi, że na nie wono gadać tak do późna, bo potem cały dzień jak zombie jakiś chodzę.

Eeeeeaaaat, braaaaiiins.


Panie yayco,

dobrze Pana uczyli, to ja widocznie, zamiast uważać na geografii, pod ławką Bakakaj czytałam.

Panie Mindrunnerze – dzień dobry, pozdrawiam nad ranem jako to drugie zombie na cmentarzu…


Panie Yayco

ładne kwiatki tutaj się rozwijają, tak trzyamać,

szczęśliwie po wtorku przychodzi środa:)

a jak środa to juz weekend prawie

prezes,traktor,redaktor


Panie Mindrunnerze,

pozwoli Pan, że pokrótce, ale za to według hierarchii.

Po pierwsze i najważniejsze, proszę moje wyrazy uszanowania żonie swojej służyć i zapewnić, że przepraszam za to Pana siedzenie po nocy.

Po drugie, ale to po cichu, to nie jest tak, że Pan się późno kładzie. Pan za rano wstaje. Choć z drugiej strony, Pan już dawno będzie po fajrancie, aja będę zasuwał. Bo ja dziś o trzeciej po południu zaczynam. Szlag…

Po trzecie, to ta historia chyba jeszcze trochę poczeka. W lecie przyszłego roku będę obchodził ćwierćwiecze, to może. A może wcześniej. Bo chodzi mi po głowie tekst o tym jak to kilka razy z głupoty bym życie postradał, ale mnie Opatrzność zachowała. Może w okolicach listopada bym to napisał? Nie wiem, bo cierpię na uporczywy brak motywacji.

Pozdrawiam Pana serdecznie


Pani Pino,

no widzi Pani, wreszcie po latach okazało się, że z cenzury płynie jakiś pożytek. Z moich czasów Bakakaj był zakazany i proszę: mogę się wiedzą geograficzną popisywać między młodzieżą...

Pozdrawiam, cokolwiek przedpołudniowo, ale jeszcze poziewując


Środa, Panie Maxie,

faktycznie nieco lepsza niż wtorek, bo nie muszę rano wstawać.

Ale i tak czeka mnie robota kamieniarska do nocy, więc tak się znowu nie cieszę, żeby zanadto.

Ale przyjemnie, ze i Pan zaglądnął, bo przyzna Pan,, ze nie ma to ja cmentarz jesienią...

Oczywiście pod względem towarzyskim.

Pozdrowienia


Cmentarz jesienią

o tak,

prezes,traktor,redaktor


Właśnie,

jakby była w weekend pogoda, to może bym się wybral i odrobinę poeksperymentował z nowym sprzętem?

Pewnie będzie jednak lało, cholera.

Pozdrowienia


Dzień dobry

Jakże mi miło Pino, że mnie zawołałaś.

Tematów tu tylu, że nie wiadomo co ugyźć.

Ponieważ siedzę w Publicznej Służbie to jak raz adekwatny wydaje mi się wątek nikotynowy.

Radomski to był mój pierwszy papieros i w moich wspomnieniach zachował on smak słonego paluszka. Dziwne? Dziwne.

Ale ja dość dziwna jestem w ogólności, o czym pisałam już tyle, że do znudzenia prawie.

Potem były Yugo i Opale.

Ukrywałam się głównie na boisku szkolnym, tam mieliśmy taki kącik zakrzaczony zdatny do palenia poza widokiem oczu niepowołanych. Podkreślam, że ów kącik zakrzaczony służył do palenia. Tak na wszelki wypadek podkreślam.

Koleżanki chciały w piwnicy palić, bo bliżej i jakoś bardziej uniwersalnie na przestrzeni zmieniających się pór roku, ale ja stanowczo odmiawiałam.

Niczego się tak nie boję, jak piwnic. Dziwne? Dziwne, ale…

Jeszcze się boję pająków, i duchów. Przy czym z pająkami doszłam do jakiegoś ładu, o ile nie przekroczą zdroworozsądkowych rozmiarów. Jeśli natomiast przekroczą, drę się obłąkańczo.

Ale nawet jak się rozedrę, to zabijać nie pozwalam, czym do furii doprowadzam tego, na którego rola mojego ratowacza przypadła. Bo ja umiem powiedzieć co trzeba zrobić, ale odmawiam bardzo zdecydowanie udziału własnego.

Z duchami do ładu też jakoś doszłam, na zasadzie jednostronnego oświadczenia woli, które póki co przez obie strony jest respektowane.

O czym ja tu opowiadam…? Miało być o czym innym.

Aaaa, już wiem.

Specjalna odezwa do Pino

Pino, weź Ty i załóż tu bloga, ja Cię proszę. Byłam tam u Ciebie i bardzo mi się podobało więc naciskam, naciskam, naciskam.

Ileż można siedzieć w archiwum?

Pozdrawiam Państwa troszkę rozproszona własnym rozproszeniem tematycznym


Cześć Gretchen,

faktycznie, imponujący jest ten wachlarz i rozrzut tematów, jaki wynikł z raportu o antysemityzmie, i to jeszcze ukrytego w archiwum.

Rozmowa z wódek zeszła wnet na politykę.
Przy czystej – czystąśmy krytykę prowadzili,
Zahaczyliśmy takoż o metafizykę,
A potem to już żeśmy tylko pili…

Tak sobie nucę, bo pan yayco zeznał, że w pracy zasuwa.

Gretchen, bo Ty jesteś dziwna. Buddystka, a mięsożerna i kurzy, a do tego jeszcze w kąciku zakrzaczonym zaczynała… Drugim dziwadłem jest Grześ-dekadent ze zdrowym i higienicznym stylem życia.

No dobra, miałam lat trzynaście i było to w Giżycku, nad kanałkiem. Namówiło mnie do tego dwóch chłopców. Dwunastoletnich.
Korzystając z przywileju późnego urodzenia, zainaugurowałam Marlboro Light. Później najczęściej podkradałam tacie Vogi i wypalałam je w lesie koło przystanku, wracając ze szkoły. W szkole nigdy nie paliłam, nawet w liceum, chociaż mogliśmy to robić legalnie na skwerku, pospołu z nauczycielami. Po prostu trzymałam z niepalącymi. Zresztą jakie to było palenie, popalanie raczej… Ale czasem udawało się kupić paczkę. Była ta ekscytacja w polowaniu na kioski. W końcu rozwiązaniem okazali się przemytnicy z Placu Zawiszy. Choć jeden też kiedyś zapytał mnie o dowód :))) Skamieniałam wtedy, a on się zmieszał i mi wręczył.
Obecnie Marlboro nie palę, bo zrobiły się nieprzyzwoicie drogie. Jaram Pall Malle, a jak nie ma, to LM. Niebieskie. A, no i czasami lubię przyburżuić i kupić wiśniowe djarumy. To się do palenia w kawiarni nadaje, albo do siedzenia nad Wisłą wieczorem. Aczkolwiek tego już czas jakiś nie praktykuję, chyba tracę na melancholii… :)

Właśnie mi uświadomiłaś, że chyba nie mam żadnej sprecyzowanej fobii. Bo ani pająków, ani wind, ani ciemności, ani samolotów… O, mam, pleśni się wyjątkowo brzydzę, ale nie wiem, czy to podpada.

Odpowiedź

Ale ja już się zobowiązałam właściwie :) Słowo droższe pieniążków, więc ten byt zaistnieje w ciągu dwóch tygodni. I wtedy zaczniecie marudzić :)
Chociaż oczywiście miło mi to słyszeć, no i że ktoś zagląda tam.

Pozdrawiam


Pino

Zatem czekam cierpliwie te dwa tygodnie, bez nacisków.

Cierpliwie czekając cierpliwość ćwiczę.

Widzisz, z tym buddyzmem i wegetarianizmem to jest jednak mitologia. Mam na myśli to, że buddyzm nie wymaga nie jedzenia mięsa, co łatwo można zauważyć przyjrzawszy się menu Tybetańczyków.

Prawda jest też taka, że ja się w tej sprawie jednak trochę wewnętrznie ze sobą kłócę. I to wszystko dla kilku mięsnych dań, których nie potrafię sobie odmówić. Na razie!

Dla palenia to już żadnego usprawiedliwienia nie ma. Zadymiam sobie karmę i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie… Cholera.

Ale kiedyś się wezmę za siebie. Cholera.
Więc taka ze mnie buddystka w trakcie budowy i przebudowy raczej.

A żeby jakoś nawiązać do tematu archiwalnego wpisu, to ja od dziecięcia mam jakieś takie w sobie, że mnie żadne rasizmy się nie trzymały. I zawsze czułam, że to jest właściwe.

Do Żydów to mam w ogóle jakiś taki szczególny rodzaj ciepłych uczuć. Ogromnie dużo szacunku. Skąd to mam? Nie wiem.

Mało to zresztą jest istotne skąd. Mnie antysemityzm boli, to chyba jest najlepsze słowo… Jest dla mnie absolutnie niezrozumiały… Podobnie jak wszelkie inne rasizmy, ale tu jakoś znowu szczególnie.

W mojej rodzinie kilka lat temu była taka historia, że siostra mojej matki (ta od Elvisa) zaczęła robić drzewo genealogiczne i przyszło jej do głowy poszukać Żydowskich śladów.

Moja mama do dzisiaj jest oburzona. Czym to już nie wiem, bo jedyne co umiała powiedzieć to, to że jej siostra zwariowała, upadła na głowę oraz całkiem jej odbiło.

No luuudzie…

Mam też przyjaciela, który jest Żydem, a do tego profesorem od nauki, której ja całkiem nie rozumiem choć bardzo bym chciała. I tak sobie siedzieliśmy kiedyś u innych znajomych, katolików na dodatek gawędząc o tym i owym, aż nam na religię zeszło.

Trwał jakiś naskórkowy spór o to co i jak, już nie pamiętam o co chodziło.

Professore się przysłuchiwał cicho dość, bo on od tej mądrości to wycichł całkiem, żeby na koniec powiedzieć, żebyśmy już sobie dali spokój, bo Apostołowie jako Żydzi to i tak są jego .

Lubiliśmy też w przeszłości symulować antysemickie pogawędki.

Śmiać się jednak nie ma z czego, bo jak poznał swoją narzeczoną to jej rodzina nie chciała go widzieć na oczy. Powodów było kilka, że znacznie starszy oraz rozwodnik, ale najgorsze było to, że jest Żydem.

No luuudzie…

To napisałam trochę na temat, bo mi się poprzypominało.

Nadal rozproszona i zataczająca kręgi pozdrawiam Cię Pino.

I Pana, Panie Yayco też, niech już będzie.


Witam po powrocie z pracy.

Panie Yayco,

żona wysyła pozdrowienia w ramach odpowiedzi i gorąco życzy Panu pracy w rozsądnych godzinach, np. od 8.00 do 16.00. To by mi też pasowało, ale póki co nie ma na to perspektyw.

Po primo polećmy do secundo.

Ja nie wstaję za wcześnie. Nawet jeśli mam wybór, wolę wstawać wcześnie. Najszczęśliwyszy czuję się tak około piątej, szóstej rano. Potem, jak mawiał wódz Gallów z Asterixa, niebo spada mi na głowę. Tak budzić się o piatej, wypijać ze dwie, trzy kawy, wypaić z pięć papierosów, umyć się i posiedzieć, niech starcę do siódmej rano, a potem przepsać cały Boży dzień i niebożą noc, to moje marzenie. Kiedyś spróbuję.

Tertio – za motywację będę robił ja. Nie moge kusić wdziękami, bo nie jestem przedstawicielem płci przeciwnej w kucki sikającej, przeto będę groził i męczył do czasu, aż Pan napisze. Taki mały, ale zgrabny cel w życiu.

Groźba: jak Pan nie napisze będę smutny, a to wpłynie na jakość pożycia wewnatrzmałżeńskiego między mną a nieustannie pozdrawiającą i Niewidzialną na Tekstowisku Kasią.

Męczenie: No napisz, pan, Panie Yayco, napisz, napisz, napisz, napisz.

Ufff :)

Pani Pino,

pozdraiwam porannego living deada. Nie rozumiem koncepcji palenia smakowych papierosów, tak jak nie rozumiem koncepcji an przykład picia słodkiej kawy, ale mam nadzieję, że smakuje :)

Droga Gretchen,

cieszę się, że się tu pojawiłaś, ale martwię się, bo okazuje się, że jestem jedynym w okolicy co to nie miał do czynienia z antysemitami. Moze zresztą brakuje mi jakiegoś rodzaju wrażliwości. W ogóle na te sprawy rasowe jestem niewyczulony. Dla mnie ludzie to ludzie. Większości nie rozumiem, część mnie drażni i za bardzo się różnią między sobą, bym ich akurat na rasy dzielił w codziennym życiu.
Kiedyś chyab padłe ofiarą rasizmu, bo mi jeszcze w UK czarnoskóry facet nie chciał wynająć pokoju, jako że byłem nieczarny. Ale już pewna pani z Jamajki, też czarnoskóra jakoś bez walki wynajęła mi pokój i nawet obiżyła czynsz za to, ze jej kiedyś komputer naprawiłem. Pomieszkałem tam ze dwa miesiące i było fajnie. A byłem jedynym białoskórym w domu :)

Dla mnie cała ta ksenofobia to dowód na to, że ludzie mają za dużo czasu i za mało zainteresowań :)

Panie Maxie,

jako, że i Pan tu jest, zdaje się, że moja obecnośc robi się zbędna. Więc pozdrawiam, obiecuję wrócić i pojawienie się Pana potraktuję jako nonsensowną i kiepską wymówkę, by włączyć PS2 i pograć w Hitmana.

Pozdraiwma wszystkich po wielokroć, gdyz mnie stać na rozdawanie pozdrowień.


Gretchen,

przypomniał mi się ładny cytat. Ale jest długi, więc z pamięci nie mogę, a moja biblioteka została w Warszawie. Złożyłam zamówienie osłu i czekam, aż mi ściągnie zamówioną książkę. Na razie się leni :)

Panie Mindrunnerze,
dziś rano, jak się minęliśmy, to byłam naprawdę dead. Wstałam i nie zapalając światła nalałam sobie wody. Obok szklanki.
Ja nie rozumiem koncepcji kawy jako takiej. Piję ją czasem w pracy, jak już naprawdę zasypiam. Z mlekiem i cukrem oczywiście, ot taka ze mnie baba :)

pozdrawiam z błogą myślą, że jutro zadzwoni dopiero o 10…


mindrunner

uprzejmie informuje że Panie maxie jest zarezerwowane chyba tylko dla jednej bądź dwóch osób na TXT :)

także nie waż się więcej!

no, a teraz to napisze że kompletnie nie wiem co ma moja obecność do bycia bądź nie:))

a apele popieram

prezes,traktor,redaktor


Pani Gretchen,

nie musi mnie Pani pozdrawiać, to nie jest obowiązkowe.

Palenie, zwłaszcza cudze, bardzo mi szkodzi. Dokładnie tak. Dym wydychany przez innych mnie dusi i tyle mam w tej kwestii do powiedzenia.

Proszę o zmianę tematu

Pozdrawiam


Pani Pino,

ja wiem, że Pani obiecała.

Pani Gretchen po prostu musiała zaznaczyć swoją obecność. I to że nieuważnie czyta.

Pozdrawiam


Panie Mindrunerze,

ja kawy prawie nie pijam, poza środą. Mam w sobie chyba cztery.

Teraz mam efekt Basedowa i ledwo żyję. Okropny to był dzień. A tak przyjemnie byłem wyspany…

Na jęczenie, jako po trosze dydaktyczny, jestem odporny, ale może i tak, zobaczę.

W sumie nawet mam pewien osobliwy pomysł. Idiotyczny dosyć. Jak się ogarnę z obowiązkami na jutro, to go przetrawię.

W razie czego – powiadomię.

Pozdrawiam

PS Pani Kasiu, czemuż, ach czemuż jest Pani niewidoczna?

Proszę się uwidocznić. I proszę mężowi nie mieć za złe, że za słabo prosi. No.

Serdeczności


Panie Maxie,

powiedziałbym tak: jest Pan jedną z dwóch osób z którymi nie jestem na Pan. Na obecnym Tekstowisku, bo w ogóle to jest takich więcej. Może z pięć.

I jedną z dwóch, które się do Pana w tej formie zwracają.

Dziwactwo to jest jakieś

Pozdrowienia


Mnie tam to Panowanie

nie przeszkadza, ale Maxie, zgodnie z wolą, zrezygnuję z niego. Staram się do wszystkic zwracać PT, ale w gruncie rzeczy tych tytułów wszystkich nie znam. Skoro na życzenie Gretchen przestałem jej “Paniować”, to i w Twoim przypadku przestanę.

Zniknięcie było wymówką, jak napisałem. i to nonsensowną, więc gdybyś zrozumiał co miało Twoje pojawienie się do znikania, byłby to powód do zmartwień :) Mimo to wróciłem, bo się Hitman: Blood Money okazał zbyt trudny na dzisiejszy wieczór dla mnie. Zastrzelił mnie niestety jakiś niedobry gangster, czy coś takiego.

Pani Pino,

znam okrutniejszą historię, ale nie tyle poranną co nocną. Kiedy bylem szkrabem, pewien leśniczy, teraz już śp. u którego gościliśmy z wizytą, po suto zakrapiane imprezie usnął, a potem gwałtownie się nad ranem wybudził i pobiegł do kuchni, by napić się wody spod ogórków. Pech chciał, że wraz z jego latoroślami zajmowałem się głównie wędrowaniem wzdłóż jednego potoku z wędką i łapaniem głowaczy. Głowacze uznawane były wówczas za rybi chwast. Wyglądały tak jak się nazywały i były w całej swej potworkowatości niezwykle ładne. Do tego ładnie można je bylo przechowywać w słoiku przez noc. I właśnie ów nieszczęśnik wypił wodę spod głowaczy. A nieszczęsne ryby się podusiły i umarły, bo drań jak już się zorientował, poszedł wymiotować i nie nalazł im świeżej wody :(

Nauczony tym i innymi sprawami, nie uczesticzę w zakrapianych imprezach i w ogóle nie piję alkoholu. Od kawy się takie rzeczy nie robią.

W ogóle nie bardzo rozumiem jak można żyć bez kawy. Ae nawet taka okaleczona cukrem i mlekiem jest krokiem we właściwą stronę. Więc kto wie, może jest Pani na dobrej drodze, ale jeszcze o tym nie wie.

Panie Yayco,

przykro mi z powodu zmęczenia, ale nie omieszkam zapewnić, ze to zapewne z powodu zbyt małej ilości wypijanej kawy. O papierosach nie będę pisał, skoro nie należy. Powoli za to przygotowuję się do rzucania. Obecnie pracuję nad odpwiednim dorzucenia warunkami zewnętrznymi.

Groźby: Jeśli Pan nie napisze, zwonię się z pracy, wyląduję pod mostem i odżywiać się będę tylko znalezionymi na ulicy skorpiakami, co szybko doprowadzi do głodowego zejścia, bo mało tu na Deszczowej Wspie takowych się po ulicach wala.

Męczeni: Ale wziąłby Pan i coś napisał, proooooszę, no.

PS. Kasia uiera się przy koncepcji, ze jest niewidzialna, bo cierpi na tekstowiskofobię. Ale w jednej mojje notce jest na moment widoczna na fotografii, więc można powiedzieć, iż jej niewidzialność doznała wówczas punktowej redukcji.

Swoja drogą, podoba mi się tu, w archiwum. Zdaje się, że będzie to moje główne miejsce przebywania przez jakiś czas, bo coś mne własny blog nie ciągnie, a bieżączka ze strony głównej w swej przewadze mnie śmieszy, tumani i przestrasza.


Panie Yayco

była taka reklama chyba,

siła przyzywczajenia

ale to dobre jest, a że dziwaczne?

a kto to widzi w archiwum :))

szanowanie

prezes,traktor,redaktor


mindrunner

i fajnie,

masz brudzia z napoju o smaku zielonej herbaty ode mnie ;)

prezes,traktor,redaktor


Panie Minrunnerze,

proszę się rozejrzeć po okolicach Bródna.

Zmęczenie powoli mija. Może dzięki temu, że poświęcilem trochę czasu na drobne osobiste wypominki.

Kawa mi szkodzi.

Mnie już, psiakrew, wszystko szkodzi.

Pani Kasi proszę powiedzieć, żeby mi tu nie potwierdzała stereotypów o żeńskim uporze, bo nie po to sufrażystki górną paliły bieliznę. No!

Pozdrowienia

PS. A jak Pan coś na przykład w swoim napisze archiwum, to proszę dyskretnie zastukać w parapet.


Panie Maxie,

niby fakt.

Pozdrowienia

PS Archiwum me widzę ogromne!

Czy cóś.


Streotypy, Żydzi i takie tam

Chowałem się w dzieciństwie z Żydziakami, tak się mówiło i nie widzę w tym nic złego.
Słuchałem takich samych, zapewne, ierszyków, dowcipów i opowiastek jak pan Yayco, i je powtarzałem i nie widzę w tym nic złego.

Bo dla mnie Żyd, to współrodak i kolega z podwórka, z którym mogę się we wtorek lubić a w piątek wyzywać.

I nagle wchodzi w to władza.

Pare lat temu szedłem se przez Szeroką w Krakowie i policja obstawiła ją kordonem i parkanami bo musieli pilnować bandy izraelskiej gównażeri, która zachowywała się jak kibole obcej drużyny.

I miałem ochotę dać paru z nich w morde.

To proste jest, bo emocjonalne i plemienne.
I dla mnie normalne.


Nie Panie Igło,

nie jest.

Pana zachowanie i emocje byłyby normalne. Ale w innym, normalnym otoczeniu.

Tu wszystko jest przesunięte . Ad absurdum.

I jeden za to co Pan właśnie napisał nazwie Pana filosemitą, a drugi antysemitą. I co z tego, że obaj głupi?

Pozdrawiam, witając na Bródnie


Panie Yayco,

swe wstrząśnienie wspominakmi wyraziłem w stosownym miejscu, nie naruszając tematów, których naruszać nie miałem. I jeszcze się wstrząsam. Ale to pozytywnie.

Żona mówi, że sufrażystki może i popaiły górną przyodziewkę spodnią, ale potem same nad tym płakały, bo cycki miały po kolana. I to cytat, żeby nie było. W tej chwili zaśmiewa się i wiem dobrze, że póki sama się nie zdecyduje, będę tu jej rzecznikiem. Tak to jest. Moja żona musi być uparta, bo przecież wytrzymała już ponad rok małżeństwa ze mną. A ze mą, to nie byle co. W Internecie nie widać tego braku ogłady i faktu, ze w gruncie rzeczy jestem tylko dwoma samobieżnymi worami pod oczami.

A to Archiwum Pańskie, to mnie właśnie utrzymało przy Tekstowisku w chwili gdy miałem sobie pójść w miejsce bezinternetne i zdziczeć do reszty :)


Panie Mindrunnerze,

ja tam nie wiem.

Już kiedyś pisałem, jak to trafiło mi się 1 maja na Picadilly natknąć na manifestację feministek bez górnej odzieży, Deszcz siąpił, zimno było.

Faktycznie, żal było patrzeć.

Nawet im współczułem, że odzież spaliły i marznąć muszą od tego.

Miło mi, że Pan został, zawsze to przyjemnie pogadać o pierdołach, z których składa się życie, nieprawdaż?

Pozdrowienia dla Pana i jego upartej żony


Ad absurdum?

Do absurdu to ja właśnie nie dam się zagonić takim gadaniem.
Z prostego powodu.
Jednych żydów lubię a drugich nie.
I nawet z małej litery piszę o co Borsuk strasznie się obrusza.

I kiedyś tę opowiastkę o Szerokiej Szewachowi Weissowi opowiedziałem a on się oficjalnie obruszył i spytał się że niby jak tę młodzież przed polską łobuzerią chronić, bo by skandal był i takie tam…

A ja odparłem, że niechby w morde dostali i oddali a potem by było normalnie.

Tylko, że ja ja wiem gdzie jestem i dlatego se szydzę.


Panie Yayco,

owszem. Miło pogadać.

By wrócić w okolice tematu szwonizmów chciałem nawet opowiedzieć historię o moim jedynym kontakcie ze światem muzułmańskim, ale otarło do mnie, ze po pierwsze historyjka taka, że nie mogę w min użyć słów “nienawiść”, czy “akcepstacja”, czy “toleranca”, a po wtóre w sumie niewiele by powiedziała sama w sobie. Kto nie był emigrantem w kulturowym tyglu jakim jest angielskie Leeds w ogóle może nie poczuć natroju.

Powiem więc “dobranoc” i to bardzo szczerze, licząc, że noc faktycznie będzie dla wszystkich w okolicy dora. Kasia grzebie w swoich cyfrowych sprawach, ale też pozdrawia. Jutro praca i około piątej rano znów wstać muszę. Więc lepiej dla mnie bym choć odrobinę snu złapał.

Pozdrawiam. Jeśli mi się przytrafi coś archiwalnego do napisania z przyjemnością narażę Pana na ryzyko lektury :)


Gdybologia Panie Igło

i tyle.

Ja nie sądze, żeby było normalnie. Kibole się leją, nie tylko po mordach i wcale się od tego normalniej nie robi.

Normalnie to by było gdyby po pierwsze ludzie dostrzegali antysemityzm, a po drugie, żeby dostrzegali, że poza płaszczyzną historyczną (której wagi nie neguję) niczym nie rożni się od jakiejkolwiek nienawiści na tle kulturowym, rasowym, językowym itd.

Zło jest złem, niezależnie przeciw komu jest kierowane.

Pozdrowienia


Dobranoc Panie Mindrunnerze,

ale ta historia z muzułmanami może być ciekawa. Zwłaszcza bez tych rożnych słów.

Ale najpierw proszę odpocząć sobie.

Ja jutro też trochę rano wstaję, ale dopiero jednak o 7.

Pozdrawiam, zalączając wyrazy sympatii uporczywej dla Pana niewidzialnej żony


Panie Yayco

A co Pan taki dla mnie nieżyczliwy się zrobił?

Przecież zostało dowiedzione niemal, że ja różne takie tam to automatycznie to się chciałam automatyzmu wyzbyć i pozdrowić niekonwencjonalnie.

No i proszę co mnie za to spotyka.

Każdemu się zdarza coś przeoczyć, pamięta Pan historię o krowie?

No to niech Pan się nie czepia proszę Pana.

POZDRAWIAM, bez dodatkowych słów


O żadnej krowie nic nie wiem,

Pani Gretchen.

Nic nie pamiętam, a następnie się wyprę.

I niech Pani nie myli słowa dowiedzione z wydaje się komuś. Ja w tym tygodniu metodologa udawałem, więc jestem drażliwy pojęciowo.

No bo czepliwy to jestem stabilnie, bez dodatkowych dydaktycznych podniet.

Też pozdrawiam, co mi w końcu zależy, nie?


Panie Yayco

Idzie mi o tę wołowinę. O matko…

Pan myśli, że ja muszę zaznaczać swoją obecność? Phi!

Ja to wcale nic nie muszę.

Oprócz… No dobrze, daruję Panu tę listę spraw.

Dzisiaj w Publicznej Służbie udowadniałam, że wypisanie zaświadczenia dla pacjenta nie jest usługą medyczną.

I moje argumenty przyjmowane były podejrzliwie, aż trzeba było do jednego pana zadzwonić, który ku zdumieniu wszystkich powiedział, że… wypisanie zaświadczenia nie jest usługą medyczną.

Czym, achże czym jest wobec tego udawanie metodologa?

No luuudzie…

Nieustannie, jak najbardziej nieustannie żeby nie powiedzieć automatycznie Pana pozdrawiam…


Pani Gretchen,

wołowiny nie jadam. Z zasady. No chyba, że jestem bardzo głodny.

U kobiety (co pozwolę sobie stwierdzić na podstawie wieloletnich badań i obserwacji terenowych) różnica między chcę a muszę trudna jest do wychwycenia. Ale mogę się zgodzić, że Pani bardzo chciała.

Może być?

Przez chwilę zastanawiałem się na co Pani nie musi wypisywać zaświadczeń, ale tę myśl odgoniłem. Jako cokolwiek przerażającą w sobie.

I proszę mnie tak nieustannie nie pozdrawiać, bo czasu Pani na co inne nie starczy. No.

Pozdrawiam okazyjnie


Subskrybuj zawartość