Co do dochodzenia sprawiedliwości w wolnej Polsce – fakt, środowisko sędziowskie (podobnie jak akademickie) całkowicie oparło się samooczyszczeniu… Bo lustracji przecież nie było… I już raczej nie bedzie.
A nawet, gdyby była…
Pamiętam sprzed kilku lat artykuły o tym, jak w eReFeNie za sprawą Dietera Schenka (jak sobie teraz wyszukałem) sąd wszczął sprawę o rehabilitację polskich pocztowców z Gdańska 1939. Ich rozstrzelanie było wykonaniem wyroku sądowego III Rzeszy, wyroku przez 50 lat nie podważanego.
Prawnik ów tłumaczył wówczas, że jego środowisko oparło się solidnej denazyfikacji – ze względu na zwartą strukturę społeczną, dziedziczność itp cechy zamkniętej korporacji zawodowej. W dodatku prawnicy potrafili się wykpić, że Hitler to nie oni, że zbrodnie to tylko mundurowi i uzbrojeni, a oni, sól ziemi, są niewątpliwie koniecznie potrzebni do budowania państwa prawa, więc bić ich nie należy. (Ostrzegam lojalnie, czytałem to niemal pół życia wstecz, nie pamiętam już co z powyższej argumentacji sobie sam dopisałem, ale sens był taki).
Dość, że wówczas prawnik – rewizjonista wykładał w polskiej prasie, że stare pokolenia prawników – nazioli (i ich bezpośrednich nepotów) się wykruszyły i jest szansa na sprawiedliwość dla ofiar nazistowskich zbrodni sądowych. Pocztowcy dla przykładu najpierw.
Jak donosi wikipedia, udało się.
Ale sędziowie, którzy w 39 wydali zbrodnicze wyroki dożyli swych lat w dostatku i szacunku.
Ktoś wspomniał o wyłapywaniu nazistów przez Simona Wiesenthala. Tak. Ale on i chłopcy-mosadowcy byli z zewnątrz. Niemcom denazyfikacę załatwili okupanci, a instytut Gaucka ossim zrobili wessi. Nie liczmy, że u nas się to zrobi od środka, samo z siebie. Raczej przyjdzie poczekać pół wieku.
PS. Nie znam się na prawie zupełnie, ale jakoś tak wydaje mi się, że niemiecka rewizja była znacznie lepiej przygotowana niż zarzuty o kierowanie zbrojną bandą wytoczone Jaruzelowi.
Nawiązując do Griszqa - o potrzebie osądzenia sędziów
Co do dochodzenia sprawiedliwości w wolnej Polsce – fakt, środowisko sędziowskie (podobnie jak akademickie) całkowicie oparło się samooczyszczeniu… Bo lustracji przecież nie było… I już raczej nie bedzie.
A nawet, gdyby była…
Pamiętam sprzed kilku lat artykuły o tym, jak w eReFeNie za sprawą Dietera Schenka (jak sobie teraz wyszukałem) sąd wszczął sprawę o rehabilitację polskich pocztowców z Gdańska 1939. Ich rozstrzelanie było wykonaniem wyroku sądowego III Rzeszy, wyroku przez 50 lat nie podważanego.
Prawnik ów tłumaczył wówczas, że jego środowisko oparło się solidnej denazyfikacji – ze względu na zwartą strukturę społeczną, dziedziczność itp cechy zamkniętej korporacji zawodowej. W dodatku prawnicy potrafili się wykpić, że Hitler to nie oni, że zbrodnie to tylko mundurowi i uzbrojeni, a oni, sól ziemi, są niewątpliwie koniecznie potrzebni do budowania państwa prawa, więc bić ich nie należy. (Ostrzegam lojalnie, czytałem to niemal pół życia wstecz, nie pamiętam już co z powyższej argumentacji sobie sam dopisałem, ale sens był taki).
Dość, że wówczas prawnik – rewizjonista wykładał w polskiej prasie, że stare pokolenia prawników – nazioli (i ich bezpośrednich nepotów) się wykruszyły i jest szansa na sprawiedliwość dla ofiar nazistowskich zbrodni sądowych. Pocztowcy dla przykładu najpierw.
Jak donosi wikipedia, udało się.
Ale sędziowie, którzy w 39 wydali zbrodnicze wyroki dożyli swych lat w dostatku i szacunku.
Ktoś wspomniał o wyłapywaniu nazistów przez Simona Wiesenthala. Tak. Ale on i chłopcy-mosadowcy byli z zewnątrz. Niemcom denazyfikacę załatwili okupanci, a instytut Gaucka ossim zrobili wessi. Nie liczmy, że u nas się to zrobi od środka, samo z siebie. Raczej przyjdzie poczekać pół wieku.
PS. Nie znam się na prawie zupełnie, ale jakoś tak wydaje mi się, że niemiecka rewizja była znacznie lepiej przygotowana niż zarzuty o kierowanie zbrojną bandą wytoczone Jaruzelowi.
odys -- 12.11.2008 - 17:41