Służba nie drużba – jak to mówią i swoje wymagania ma, ale dobra ona jest dla człowieka (w tym kobiety) i zezwala na urlop wypoczynkowy, bez podania uzasadnienia. Zdarza się, że służba ustami kadr dba o swoich (p)oddanych pracowników wyganiając ich na urlop wypoczynkowy z uzasadnieniem, że jak przydział urlopowy jest to ma być wykorzystany. I już. Tak jest.
Służba ma jednak swoje sposoby, żeby przymusić człowieka (w tym kobietę) urlopowanego do zaglądania czy miejsce stałego zatrudnienia ma się dobrze. To wszystko przez to ludzkie parcie na kasę, a niejednokrotnie poczucie obowiązku wobec służby.
Służby mamy różne w naszym pięknym kraju, ale jedno je wszystkie łączy, no może dwie rzeczy: niezwykle wysoko wykwalifikowany personel, oraz drobiazgowo rozpisane procedury tak, że mysz się nie przeciśnie. O tym jednak w dalszej części tego wesołego tekstu. Nie uprzedzajmy wydarzeń, a raczej starajmy się zbudować w czytelniku pewne napięcie, które pozwoli nam przytrzymać go przy monitorze.
Wiedziona poczuciem obowiązku i dysząc od wyobrażenia spływających na moje konto wysokich kwot pieniężnych, udałam się do miejsca w pracy w czwartek 18 grudnia 2008 roku, około godziny 5 popołudniowej.
Przyznać muszę, że jest to dobry zbieg okoliczności swoją pracę lubić, bowiem w trakcie urlopu można się do niej udać z przyjemnością, żeby nie powiedzieć lecąc jak na skrzydłach.
Doleciałam, po schodach idąc w sposób tradycyjny. Wchodzę.
Jak tu pięęęęknie! Na naszych lamperiowych ściankach olejną farbą wymalowanych wieki temu, dzielny zespół zawiesił świąteczne ozdoby, niektóre migające rytmicznie światełkami. Ykstra.
Po lewej na krzesełku siedzi mężczyzna. Nic w tym dziwnego, bo u nas na krzesełakch i po lewej, i po prawej, a niekiedy i na wprost siedzą mężczyźni, kobiety, dzieci więc obecność mężczyzny nie wzbudziła żadnej mojej głębszej refleksji. Podobnie jak dający się wyczuć w powietrzu silny, acz nieprzyjemny zapach.
Padam w objęcia szefowej mojej. Uśmiechy, uściski, jaka jesteś opalona, jak było, mam ciasteczko dla ciebie. Jednym słowem kwitnąca przyjaźń między pracownikami służby.
- Ten Pan tu siedz,i wiesz, od dwunastej – mówi szefowa – był na badaniu przez biegłych doprowadzony przez policję, nie może chodzić samodzielnie i ma przyjechać po niego straż miejska.
W pierwszej chwili przyjęłam to naturalnie. Jest procedura sądowa, są biegli, jest policja doprowadzająca opornych, jest straż miejska – ha ha hi hi. Aż nagle do mnie coś zaczęło docierać.
Jak to, że ten pan tu siedzi od dwunastej jak jest piąta popołudniowa?
- A kiedy wezwałyście tę straż?
- O który raz pytasz? Bo pierwszy to tak gdzieś około drugiej. Potem dzwoniłam jeszcze dwa razy.
- Daj mi do nich telefon. Ja zadzwonię. – mówię, bo zaczął się we mnie duch buntować.
Dzwonię.
- Tak, tak – ćwierka do mnie pani – jest zgłoszenie to prawda, pięć minut temu wyjechał do państwa patrol. Zaraz powienien być.
Sama osobiście jeszcze raz wyjaśniłam ćwierkającej pani w jakiej sprawie potrzebujemy wsparcia innej służby. Zaćwierkała, że wie. No to dobrze.
Tak na marginesie chciałabym wspomnieć, że my tam w tej służbie to nawet pracujemy, a nie tylko przebywamy więc i tego dnia nie chodziło o wspólne zjedzenie ciasteczka, lecz o wytężoną pracę.
Mężczyzna siedzi, nie wstaje bo nie może. Obok niego kula. Mówię do niego, że ta straż już jedzie więc żeby się nie martwił o zapuszczenie korzeni. Pan się roześmiał z całego serca swego i mówi, że już zapuścił. W sumie rozumiem. Siedzi już cztery i pół godziny.
- Może wody się pan napije – pytam
- A można prosić kawę? – pan nieśmiało
- Proszę uprzejmie
- Rozpuszczalna by mogła być? – pan delikatnie
- Tak
Wspaniale – pan rozradowany
Dostał kawę i ciasteczko, którego nie zdążyłam zjeść. Normalnie jak w Na dobre i na złe, albo też prywatnej klinice chirurgii plastycznej.
Zostawiamy pana na korytarzu i oddalamy się do pracy, nie bardzo się oddalamy, bo to nie są przestrzenie jak za przeproszeniem, w korporacjach.
Po szóstej wychodzimy na przerwę razem z naszą grupą.
Pan siedzi nadal. Uśmiecha się.
Po dwóch mintach wchodzą. Dwóch dzielnych misiów z miejskiej straży. Mundury, krótkofalówki, poważne miny.
- Nie zabierzemy go . Nie możemy, bo nie chodzi.
- Jak to nie możecie, bo pan nie chodzi? Właśnie dlatego, że ten pan nie chodzi was wezwałyśmy.
- Jest trzeźwy?
- Tak.
- No to nie możemy. Jakby był pijany to by pomogło.
- Temu panu by nie pomogło, możecie mi panowie wierzyć. A mogę zapytać po jakiego grzyba żeście tu przyjechali skoro wiedzieliście, że jedziecie a wam nie wolno?
- Mamy zakaz od przełożonego i nie weźmiemy go.
Widzę, że szefowa za chwilę wyleci w powietrze. Bierze od dzielnych misiów numery służbowe i się miota. Za chwilę skończy się nasza przerwa. Pan siedzi dalej.
Miejscy mówią dzwońcie na policję – oni go przywieźli, oni go mają zabrać.
Dobra, szefowa zostaje przeze mnie oddelegowana do zajęć, a ja dzwonię do żoliborskiego komisariatu.
- Komisariat policji Warszawa pinć – słyszę męski głos
- Dzień dobry, ja dzwonię z [...] w sprawie
- Wiem w jakiej sprawie pani dzwoni, ciągle ktoś od was dzwoni. Muszę się zorientować, oddzwonię do pani.
- Za ile pan zadzwoni?
- Nie wiem, muszę się zorientować – pokrzykuje na mnie funkcjonariusz – jak się zorientuje zadzwonię.
Tyle godzin a funkcjonariusz nie zorientowany? No… no…
- Wie Pan, bo ja tu nie jestem na wczasach (ojjjj nie), a raczej w pracy więc proszę mi powiedzieć, za ile pan zadzwoni.
- Za piętnaście minut.
Dobra. Mija piętnaście minut – telefon.
- Nie zabierzemy go. Ten człowiek może chodzić.
- Mówi, że nie może. Trzeba było zaprowadzić go do toalety. Siedzi już sześć godzin na tym krześle, a może mi pan wierzyć, że ono nie jest zbyt wygodne.
- Proszę pani my swój obowiązek wynikający z polecenia sądu wykonaliśmy. Mój policjant mówi, że ten człowiek jest chodzący więc niech idzie do domu.
- Dobrze, załóżmy że racja jest po pańskiej stronie i ten tu oto mężczyzna udaje, i mnie oszukuje. Proponuje mi pan żebym użyła szpilki w celu weryfikacji, które z nas ma rację?
- ...
- Poza tym niech pan sobie wyobrazi, że to pan tu siedzi od wielu godzin mogąc chodzić. Nie wkurzyłby się pan i nie wyszedł?
- To jest bezrobotny, co on ma lepszego do roboty?
- Pan sobie tak tutaj żartuje, ale ja pytam o propozycję rozwiązania.
- Nie mogę pani pomóc, nie mam mocy przerobowych. Jak się stanie coś poważnego?
- Macie jeden radiowóz na cały posterunek?
- Nie jeden, ale ja nie mogę pani pomóc. Wykonaliśmy swój obowiązek.
- W takim razie mam rozumieć, że to ja powinnam wziąć tego człowieka na plecy i zanieść na Żoliborz, tak? A może się rozłączymy i ja zadzwonię za kilka minut, że zostałam napadnięta to wtedy przyjedziecie?
- ... Nie mogę pani pomóc. Proszę zadzwonić może do jakiejś fundacji przewożącej niepełnosprawnych.
- To poproszę numer do takiej fundacji.
- Niestety nie mam numeru, ale może pani zadzwonić na 118 913…
– ... – ciśnienie mam na granicy zagrożenia życia – do widzenia panu.
- Do widzenia – mówi funkcjonariusz i szybko odkłada słuchawkę.
Przeczesuję sieć w poszukiwaniu jakiegoś transportu dla niepełnosprawnych. Nieodpłatnie nie widzę, natomiast widzę, że takie sytuacje trzeba zgłaszać na cztery, pięć dni przed. No to może do Wigilii dałoby radę.
Pogotowie. Pogotowie nie przyjedzie gdyż nie ma zagrożenia życia. Pewnie, że nie ma: kawka i ciasteczko, ciepło i krzesełko jest. Jakaś dziewczyna z naszej grupy (szefowa cały czas pracuje) dała mężczyźnie kanapkę.
Telefon. Dzwoni biegła, która człowieka badała w południe i twierdzi, że zadzwoniła do Stołecznej i tam jakiś kolejny funkcjonariusz obiecał jej wysłać patrol.
Istotnie po kilku minutach wchodzi dwóch wyrośniętych, nieustraszonych policjantów i zapytują w czym jest sprawa. Streszczam uśmiechając się głupkowato. Oni patrzą na mnie jakby nie rozumieli.
- Ci milicjanci z Żoliborze go kurwa nie wzięli?
- Nie wzięli. Doprowadzili i poszli.
- A Straż kurwa Miejska?
- Straż miejska nie może pana wziąć, bo pan nie chodzi. Gdyby chodził to by mogli, ale i tak optymalnie byłoby gdyby był pijany.
- Ty, dlaczego ty kurwa nie chodzisz?
- Uległem wypadkowi i mam spastyczne…
- Swastykę masz?
- Spastykę – rechocze pan
- Kurwa, usłyszałem swastykę. Daj dowód.
Jeden z czarnoodzianych krąży po korytarzu, a drugi mniej ruchliwy stoi i mi się przygląda.
- To co kurwa robimy? Zabieramy go?
- Ty no przestań, jak go zabieramy? Zaniesiesz go?
- Ja trochę mogę chodzić. Muszę się ustawić do pionu i trochę idę, ale rzuca mną na boki.
- Dobra kurwa, szkoda czasu – bierzemy go do samochodu. Tylko jak ty kurwa dojedziesz, ja tam nie mam nawet na czym cię posadzić.
Jest postęp, akcja nabrała dynamizmu. Cały czas gawędzimy, ale już wszyscy jesteśmy za drzwiami poradni.
I tu nastąpiło coś, czego cały czas się podskórnie obawiałam. Jeden z policjantów ze mną został i połączył się z przełożonym.
Przełożony wydał zakaz.
Nie ma podstaw, nie ma procedury, może pogotowie.
Pogotowie po długim namyśle odmawia, bo nie ma procedury.
Pat.
Policjant próbuje, cały czas próbuje.
Mnie ogarnia głupawka zupełna. Szefowa, która zdążyła już skończyć zajęcia, siedzi z twarzą w dłoniach i dziwnie dyszy. Ja sobie uświadamiam, że jestem na urlopie.
- Chyba go panowie nie zostawicie tam na dole? A jak zamarznie?
- Jak zamarznie to ktoś już po niego przyjedzie – mówię
- Może ja mu kupię bilet i go kurwa w tramwaj wsadzę?
- Nie ma bezpośredniego połączenia na Żoliborz – racjonalnie zauważa szefowa.
Krótkofalówka (czy jak to urządzenie się nazywa) trzeszczy i trzeszczy, jakieś głosy słychać.
Inny patrol interwencyjny zgłasza się do pogotowia, że tu i tu potrzebna załoga z powodu, że kobieta została psiuknięta gazem w twarz.
- Psiuknięta, kurwa – odrywa się od naszej sprawy policjant.
- Nie można go tak zostawić – mówi, a ja patrzę na niego jak na Supermana.
Nadal próbuje coś ustalić.
W końcu:
- Dobrze weźcie go .
???
- Powtórz
- Możecie go odtransportować .
?!?!?
Jest godzina i dziesieć minut po dobranocce. Jest nadzieja na wyjście z pracy po godzinach pracy, w czasie urlopu.
- No to jeszcze kurwa ta biurokracja – mówi Superman, Spiderman i X-man w jednej osobie, wyciagając bloczek służbowy.
Pisze i pisze i pisze i pisze. Troszkę sobie żartujemy, przystawiamy pieczątki, składamy podpisy. Czuję nadchodzące Święta.
- Mówię Pani jeszcze góra dwa lata i jak to wszystko kurwa pierdolnie wreszcie…
Tym zdaniem rozstajemy się z dzielną załogą policji.
Cisza. Krzesło jest puste.
Ja patrzę na szefową, szefowa patrzy na mnie: możemy iść do domu?
Gasimy światła, zamykamy drzwi. W tramwaju wyobrażamy sobie co by było gdyby ten niewidzialny policjant z urządzenia nadawczo-odbiorczego nie okazał się człowiekiem.
Telewizja. Całodobowa relacja na żywo. Mężczyzna staje się gwiazdą medialną. Przestaje być bezrobotny. Może nawet zaczyna chodzić bez rzucania na boki.
Śmiejemy się opętańczo jakoś.
Jakby co najmniej było z czego.
komentarze
Jak Pani widzi, Pani Gretchen,
po pierwsze to usmiech (a bardziej smiech) jest wszechobecny także i u nas.
Po drugie zaś, to proponuję na Pani blogu oglosić wszechświatowy konkurs na nazwę tego, co to u nas (choć nie tylko) się rozplenilo i w najlepsze rozkwita, czego dowodem Pani tekst.
Mnie na razie do glowy przychodzi tylko: “Uuuch!”. Tak z glębin moich przepastnych dochodzące.
I w tej epoce “Uuuch!”, to niebawem będziemy w fazie “Jeb!” (tu przyznalbym rację panu policjantowi). Na razie zaś jesteśmy w fazie dochodzącej: “Łomatko!”
Pozdrawiam z calego serca
Lorenzo -- 20.12.2008 - 12:14"Jeszcze góra dwa lata i jak to wszystko kurwa pierdolnie... "
Jeszcze dwa lata?
Całe dwa lata?
Wytrzymamy?
Pozdr
RafalB -- 20.12.2008 - 12:22Panie Lorenzo
Pomysł z konkursem na nazwę jest znakomity, bo przyznam, że mnie to przerasta.
W czasie akcji to we mnie było raczej aaaaaaa!!!! potem przyszło to Uuuuch! i trzyma.
Nadal nie może dojść do mojej świadomości, że to się zdarzyło naprawdę, choć właściwie ja się dziwię światu zupełnie bez sensu. On zapewne, ten świat, dziwi się mnie. Wszystko jakieś nieuporządkowane czy jak.
Mur Panie Lorenzo, gruby na ileś metrów.
Pozdrawiam Pana zdziwiona jak zwykle.
Gretchen -- 20.12.2008 - 12:26Rafał
O to samo chciałam zapytać policjanta: dlaczego aż dwa lata? A jeśli, to czy napewno nie trzy, albo pięć?
Tak myślę, że wytrzymuję jedynie dzięki powtarzaniu jak mantry dlaczego sobie to wybrałam. Pomaga.
Choć cholera czasem bierze.
Gretchen -- 20.12.2008 - 12:28Gretchen
W sumie dobrze, że w końcu pojechał – ciekawe, czy bez większych problemów dotarł do swojego mieszkania .
A jakoś w to pierdolnięcie w ciągu dwóch lat ciężko mi uwierzyć. Chyba tak po prostu będzie jeszcze długo.
Z resztą zobaczymy, może jakaś nowa rewolucja urzędasów władzę ograniczy do minimum? – kto wie ? ;-)
pozdrowienia
PS – a pracę masz całkiem fajną o ile zdążyłem się zorientować . :-)
Jacek Ka. -- 20.12.2008 - 13:37Jacku
Skoro nie składałam żadnych zeznań w sprawie to zapewne dotarł i przeżył :)
Policjant bardzo podkreślał, że to ważne iżby włos z głowy nie spadł temu mężczyźnie przez dobę. Ja już nie wnikałam. Chciałam żeby ta parada psychiatryczna już się skończyła.
Proszę mi nie złowieszczyć Jacku, bo… No.
A pracę mam całkiem fajną, to fakt.
:)
Gretchen -- 20.12.2008 - 14:04Ale mimo wszystkich proceduralnych idiotyzmów...
chyba jednak o wszystkim decydują ludzie.
To czy im się chce chcieć, czy mają choć trochę empatii, czy mają odrobinę wyobraźni, czy potrafią zobaczyć absurd regulaminu i zarządzenia…
Bo nigdy jakieś tam uregulowania będą nieprzystające do dynamizmu naszego życia i tyle. Dlatego trzeba je naginać, omijać, brać w nawias i takie tam.
Pozdrawiam lubiących swoją pracę (to znane mi uczucie i całkiem dobre).
RafalB -- 20.12.2008 - 14:33Nielubiących też pozdrawiam (to uczucie też znam – w sumie uczucie, któe może być dobre).
Oczywiście,
że od ludzi. Od dobrej woli.
Tylu ludzi jednak lubi procedurki, boi się poza nie wyjść zupełnie jakby to miało być wyjście w huragan.
Ktoś może woli nic nie robić zamiast robić.
Uprawianie spychologii to chyba najpopularniejsza dyscyplina sportu u nas.
Gretchen -- 20.12.2008 - 14:44?
żeby przymusić człowieka (w tym kobietę) – winno być – żeby przymusić człowieka (a także kobietę)
Igła -- 20.12.2008 - 14:50Widzi Pan
Jak ja umiem Pana zwabić ?
:)
Gretchen -- 20.12.2008 - 14:52.
Piękne
Ma moc w sobie i to jaką.
Dziękuję.
Gretchen -- 20.12.2008 - 15:20>Gre
ale Ci Igła składa propozycje ... no no … a do tego jeszcze uważa, że nie jesteś człowiekiem ... bezcenne :P
no chyba, że ci Ukraincy to nie jest deklaracja ...
to masz i ode mnie
od czapy :P
Docent Stopczyk -- 20.12.2008 - 15:32Panno Gretchen,
zapowiedź tekstu w realu była atrakcyjna i owszem, ale wirtualna rzeczywistość przerosła moje oczekiwania.
Na antycypowany termin pierdolnięcia raczej bym nie liczył (co się będzie Renata cieszyć;-), a na konkurs Prezesa Sekcji Krakowskiej zgłaszam tytuł
Normalka
merlot -- 20.12.2008 - 15:47Stopczyku
No dajże spokój.
Ta muzyka jest dobra na takie okazje jak opisałam, bo niby podkręca, ale jakoś takoś fajnie.
Wymowę ideową chwilowo pomijam :)
Gretchen -- 20.12.2008 - 15:52no ja wiem
byłem na trzech koncertach the Ukrainians i to było szaleństwo :D
Docent Stopczyk -- 20.12.2008 - 15:58Panie Merlot
Jak napiszę, że merytoryczna zawartość Pańskiego komentarza mnie ucieszyła to jakoś to zabrzmi nie za bardzo.
Propozycja zgłoszona przyjęta. Normalka zdaje się być cokolwiek przerażająca, ale niech i tak będzie.
W takich sytuacjach mam pokusę, by zdobyć kamerę i robić wersje filmowe. Powstrzymam się jednak.
:)
Gretchen -- 20.12.2008 - 15:59Wiesz Stopczyku
wyobrażam sobie :)
Gretchen -- 20.12.2008 - 16:00Jak oswiadczyla Pani Gretchen
pierwsza propozycja zostala przyjęta do konkursu.
Ja natomiast w kwestii prezesa. Otóz my, tu w Krakowie, nie mamy prezesa, ale sekcję jak najbardziej. Niekiedy jest to sekcja zwlok historycznych – stąd i Instytut Pamięci Smoczej z Glównym Kustoszem, Panem Tarantulą. Tak że w tej kwestii to owa sekcja może byc pod wezwaniem Smoka W.
Ja w tej bandzie za Stanczyka mogę robić (z powodu, że wiek), zaś Pani Pino… Nooo, Pani Pino to w ogóle i et cetera.
Mamy takźe czlonków zagranicznych, m.in. w Hiszpanii, Brytanii zwanej Wielką. No i oczywiście we Widniu. Jest teź na specjalnych prawach Pan Igla jako byly mieszkaniec Dębnik.
Jak Pan więc widzi to konserwatywne ugrupowanie w Łonie Konfederackim jest dość demokratyczne, jako że wszelka hierarchia jest tajna co najmniej od końca XIX w.
Pozdrawiam Pana serdecznie
Lorenzo -- 20.12.2008 - 16:15Panie Lorenzo przeskromny,
Ja to mam zakodowane, że Starszych Braci Od Stolicy zawsze lepiej tytułować, bo nigdy nic nie wiadomo;-)
Nie to żebym miał coś przeciw – nic by tak dobrze Warszawie nie zrobiło, jak z dziesięć lat bycia prowincją. Będę w tym kierunku lobbował.
Jak już Maciejewski spełni swoje groźby…
merlot -- 20.12.2008 - 16:19Gretchen
Ja Cię podziwiam, że w czasie akcji u Ciebie było tylko “aaaaaa” i “uuhhh” , u mnie byłoby conajmniej tak często “K…” jak u “dzielnych” policjantów…
AnnaP -- 20.12.2008 - 16:20A swoją drogą przypomniała mi się “Akademia Policyjna”, z której zaśmiewałam się jako dziecko. Tam policjant ściągał obywatelce spanikowanego kota z drzewa, ale no tak, akcja działa się w US.
Dwa lata? pozdrawiam optymistycznie :)
Gretchen
początkowo przygnieciony acz niepowalony dotarłem do końca tekstu
otrzepuję kurz:)
kurde, no nieźle
prezes,traktor,redaktor
max -- 20.12.2008 - 16:49Aniu
Trochę szczęścia to miał ten z Warszawy pinć, że tak daleko siedział. Czułam jak puszczają mi jakieś wewnętrzne hamulce.
Opanowałam się, ale to raczej dlatego, że nie ma co się rzucać pozbawiając energii na próżno.
Dziękuję za wizytę :)
Gretchen -- 20.12.2008 - 16:28Chiba Dębników
?
Igła -- 20.12.2008 - 16:43Max
Prawda?
Było co najmniej ciekawie. Co najmniej.
Zabawne, bo co ten policjant mówi kurwa to mi w głowie pardą .
Musiałam się bardziej koncentrować.
Gretchen -- 20.12.2008 - 16:43No i popatrz
jakie to pardą praktyczne:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 20.12.2008 - 16:55Akurat!
Odciąga uwagę i dekoncentruje.
Żesz…
Gretchen -- 20.12.2008 - 16:59Gretchen
ten mężczyzna nie zamarzłby, bo aktualnie nie ma mrozu. Jak mogłaś wprowadzić w błąd służby porządku publicznego?!!
Dymitr Bagiński -- 20.12.2008 - 21:27Dymitrze
To nie ja, to szefowa.
I to ona podała, do służbowego notatnika funkcjonariusza, swoje dane. Ja bym się nie ośmieliła aż tak w błąd wprowadzać służby porządku, zwłaszcza publicznego. I to na terenie publicznej placówki opieki .
W życiu.
Gretchen -- 21.12.2008 - 01:27o żesz...
kobiety to jednak bywają zbyt delikatne wobec facetów, zwłaszcza tych umundurowanych.
Ciekawość, że sam bohater zdarzenia zdawał się ćwiczyć wszystkie możliwe w tej sytuacji cnoty chrześcijańskie, z całkiem dobrym skutkiem.
Niesłychane!
s e r g i u s z -- 21.12.2008 - 01:35Aaaa,
Gretchen, osobiście przyznam, że nie wylądowałam nigdy w żadnej Służbie pokroju Twojej, w celu innym, niż wypicie kawy z dodatkiem ciasteczka (a byłabym przypadkiem interesującym całkiem, przypuszczam nieskromnie) tylko dlatego, że wszelkie absurdy Wszechświata i ludzkości, nawet tak wkurwiające i żałosne, bawiły mnie zawsze do łez :D
We własnej zaś Służbie na trzydzieści parę postaci barwnych widzę jedną normalną Osobę i dwie, które są na dobrej do normalności drodze. Reszta – jak nie urok, to alkoholizm, jak nie borderline, to inny przemarsz wojsk.
Psychoterapia jest stanowczo niedoceniana w naszym kraju. A służby granatowe to najgorsza swołocz, jak wynika z moich licznych doświadczeń jednostkowych. Znacznie przyjemniej mi się gadało zwykle z wariatami, chuliganami, żebrakami i menelami nawet, o ile nie śmierdzieli. Coraz więcej takich czystych i trzeźwych jest, w Krakowie przynajmniej. Różne fundacje, np. ta Brata Alberta, odwalają kawał skutecznej roboty.
Pozdrawiam i podziwiam
Panie Sergiuszu
Pan myśi, że ja byłam delikatna? Można odnieść takie wrażenie przyznaję, o ile się mojego głosu nie słyszało wcześniej.
Powiem Panu w zaufaniu, że jednych rozprasza ten głos, a innych mrozi. To nie jest jakaś wielka historia, przecież zwyczajnie okoliczności się zmieniają to i on.
Ten z Warszawy pinć usłyszał wersję straszną. Poza tym ja lubię w sytuacjach ekstermalnych dojść do absurdu – ośmieszyć śmieszność rzeczowymi argumentami. Tak mam, bo zawsze wierzę w rozwiązanie. Śmieszni pozostaną śmiesznymi.
Sam zainteresowany miał ledwie trzy dni bez substancji rozmaitych, może mu to pomagało w ćwiczeniu cnót. Kto to może wiedzieć.
Wychodząc posłał mi buziaczka . Wzruszające prawda?
Musiałam dość abstrakcyjnie wyglądać z tą opalenizną i w czerwieniach, które kocham. Pewnie uznali, że to ja jestem obłąkana. Chętnie na to przystaję.
Gretchen -- 21.12.2008 - 01:48Pino
Dziękuję, za dobre dla psychoterapii, słowo. Jest rzeczywiście niedoceniana i obciążona fałszywymi wyobrażeniami.
Pewnie nie jestem obiektywna, jako ten rodzaj pomocy stosująca każdego dnia.
Zobacz, w gruncie rzeczy całą sprawę udało się szczęśliwie zakończyć dzięki wysiłkowi służby policyjnej. Ten kurwiący naprawdę nie chciał się poddać i rozumiał o co chodzi.
Mnie wariaci, chuligani, żebracy i menele kochają. A recydywiści to już szczególnie. I powiem Ci, że jak wiele lat temu wymysliłam co chciałabym robić, to bym sobie nawet nie była w stanie wyobrazić jak chętnie i na luzaczku będę z nimi rozmawiać.
Lubię już te ich testy na mnie.
Uczę się życia, z życia innych. Cudowne i niepowtarzalne doświadczenie.
Ludzie są piękni Pino. Wystarczy tylko cień światła.
Kieeeeedyś o tym napiszę.
Gretchen -- 21.12.2008 - 02:03Pani Gretchen,
no to całe szczęście, że było jak Pani mówi, bo przecież jak się trafi na tłuka w mundurze to trzeba mu natychmiast zrobić oficerski opierdol (pardą), i dopiero wtedy on zaczyna w ogóle funkcjonować umysłowo na poziomie powyżej zera reakcji.
Opalona, Lady In Red, do tego na urlopie, w akcji. Czyste wariactwo. Zaprawdę.
s e r g i u s z -- 21.12.2008 - 02:17Panie Sergiuszu
Nie zaraz kazden jeden. Może jednak ja nie potrafię oficerskiego opierdolu (pardą) zorganizować? Doświadczenie przedbuddujskie mogłoby uczyć, że umiem… Tera to nie wim.
Znaczy wim, ale się nie przyznam.
A że wariactwo to już pewnik. Całkowity i skończony.
He he, że tak powiem.
Gretchen -- 21.12.2008 - 02:24Pani Gretchen
oczywiście bardzo Pani, no i rzecz jasna szefowej , współczuję ale zazwyczaj, nie współczucia się ode mnie oczekuje, a rozwiązania problemu, dlatego tak sobie kombinuję co tu Pani na przyszłość podpowiedzieć...
Jak się w przyszłości taka historia powtórzy to proszę zaprosić jakiegoś księdza, a potem zadzwonić na policję, albo lepiej niech rzeczony ksiądz sam na tę policję zadzwoni. Zapewniam, że pacjent zniknie jakby go trąba powietrzna porwała, taki to oto autorytet ma Dobra Nowina wśród funkcjonariuszy publicznych. Wiem bo sam sprawdzałem.
P.S. Nie musi być oryginał.
pozdrawiam ak
Artur Kmieciak -- 21.12.2008 - 02:34Panie Arturze
Starałam się z zakamarków wiedzy i pamięci wyłowić konkret. Najbardziej to ja lubię jak ich wszystkich mój język formalny wbija w ziemię. To śmieszkowate jest. Raz tak miałam w sądzie. Adwokat popadł w zdziwienie. Żaden czas na marne nie idzie.
Muszę przyznać, że lubię ten element zaskoczenia tak wyraźny na twarzach rozmówców. W końcu to, że wybrało się inną drogę nie oznacza, że nauka w las poszła.
Mózg raz wyprany, na zawsze przetowrzonym jest.
Ostatecznie się dowiedziałam, że to zwyczaj jest taki, że policja czeka na doprowadzonego.
I jak się tu odwołać do zwyczaju, rozmawiając z Warszawą pinć?
Gretchen -- 21.12.2008 - 02:46że sie wtrącę,
bo własnie przecztałam.
To u Kanta było? Ze jak za wiele prawa – tutaj, powiedzmy prawka versus procedurki to znika odpowiedzialnosc. Rzeczywiscie znika. Człowiek bez poczucia odpowiedzialnosci, w ramach instytucji, która zapewne ma wszelkie ISO-certyfikaty działa jak nie-człowiek. Taka ludzka odpowiedź na to, ze mu inni – człowiekopodobni – zabrali mozliwosc korzystania z wlasnego człowieczeństwa.
Gdzies to juz pisałam, chociaz nie pamietam gdzie, że skoro na razie nie umiemy dokonac eksterminacji Systemu Procedur Wszechobejmujacych, to ptrzebna nam jeszcze jedna OberProcedura, wpisana w majestacie do konstytucji i może promowana wsród ludności w ramach jakiegos europejskiego grantu, rzecz jasna.
Że wobec jakichkolwiek watpliwosci co do stosowania procedur – najwazniejsze jest dobro i interes pojedyńczego człowieka.
No chyba ze odczekamy te dwa lata.
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 21.12.2008 - 10:56Pani Aniu
To byłoby bardzo pięknie. Bardzo. Wydaje się proste, ale…
Po tym ale pada cała lista racjonalnych argumentów dlaczego interes pojedyńczego człowieka nie może być decydujący. I tak w koło.
Pozdrawiam Panią dziękując za odwiedziny :)
Gretchen -- 21.12.2008 - 14:02a, to Pan Lorenzo
mnie tu sciągnał swoim komentarzem u mnie.
Wstyd mi co nieco, bo czas mi ostatnio robi wbrew i malo na TXT czytam.
Ale, ale , droga Gretchen: naprawdę długa jest ta lista racjonalnych argumentów przeciw OberProcedurze? Racjonalnych?
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 21.12.2008 - 14:12Pani Aniu
Takie listy są chitre i mają zdolność samoorozwijania się, a w momencie krytycznym mechanizm się zacina…
Może ujmę to tak: te argumenty nie są racjonalne, one są racjonalne .
Myślę, że to często jest taka zasłona dymna dla lenistwa czu strachu. Zresztą ta historia pokazuje bardzo wyraźnie to, o czym teraz rozmawiamy. Przecież koniec końców żadnej nowej procedury nie odkryto nagle doznawszy olśnienia. Ktoś w tym łańcuszku powiedział zaryzykujmy i zróbmy to . I tyle.
Warszawa pińć dała ciała. No cóż...
Najserdeczniejsze pozdrowienia :)
Gretchen -- 21.12.2008 - 14:25Mam wrażenie, Pani Gretchen, a także Pani Anno,
że feler tych procedur (zresztą nie tylko tych i nie tylko procedur) polega na tym, że nie zakładają one czegoś takiego, co się nazywa zdrowy rozsądek. Tenże jest bowiem koszmarem sennym wszelkich biurokratów. Jego wprowadzenie w życie likwidowałoby bowiem zasadność funkcjonowania wielu z nich.
Myślę ci ja sobie (to jest właśnie owo cijanie, o którym pisałem u Pana Yayco), że stan istniejący, co to go nazwać nie potrafię, musi być totalna opozycją wspomnianego zdrowego rozsądku. Jak widać – jestem już coraz bliżej poznania imienia tego zjawiska.
Pozdrawiam serdecznie
abwarten und Tee trinken
Lorenzo -- 21.12.2008 - 17:23Panie Lorenzo
Istotnie, przybliża się Pan do poznania imienia tego czegoś ...
O właśnie w moim telewizorze mówią, że niewidoma kobieta nie mogła wejść z psem przewodnikiem do supermarketu, bo do supermarketu z psem wejść nie można. Gdyż obiekt był do wporwadzenia psa nieprzygotowany.
Obiekt się dostosował po roku, i po przygotowaniu specjalnej procedury , już niewidome osoby z psem przewodnikiem mogą wejść i nawet kupić coś.
Nie ma więc zdrowego rozsądku Panie Lorenzo. Jest kolejna procedura.
CBDO
Pozdrawiam Pana niesłychanie.
Gretchen -- 21.12.2008 - 17:31Panie Lorenzo oraz Pani Gretchen
dopiero dzis, bo zatopiłam sie nieco w rozczynie drożdżowym do pasztecików – wedlug procedury mojej Babci.
Ja widze kłopot w jeszcze innym miejscu. Bo że biurokraci zawsze uznaja ludnosc za pozbawionych zdrowego rozsadku debili, to jest jasne.
Ale dlaczego owa ludnosc nie ma w sobie takiej siły, zeby sie biurokratom przeciwstawić? – to jest dla mnie pytanie. Dlaczego owa ludnosc godzi sie z tym potulnie, nie ciaga biurokratów po sądach, nie nagabuje upierdliwie rzeczników praw i innych takich? Co owej ludnosci sie stało? Co jej kto zrobił takiego, ze nie umie zadbac o swoja wygode, interes?
Ten policjant z tekstu Gretchen jest dla mnie jak zapowiedź oczekiwanej rebelii. Ale moze byc i tak, ze jeden policjant nie czyni wiosny. I wtedy – kicha.
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 22.12.2008 - 11:01Bo, Pani Anno miła,
biurokracja wywodzi sie przecież z ludności. A ta ludność tak podskórnie wie, że jak trzeba, to da się coś z tą biurokracją załatwić, zaś resztą można sobie głowy nie zawracać. To tak jak z mrozem albo z upałami – wszyscy wiedzą, że są i jakoś je trzeba przeżyć.
A biurokratom w to graj. I tak się to turla.
Pozdrawiam poniedziałkowo
abwarten und Tee trinken
Lorenzo -- 22.12.2008 - 11:26myślę, że
jest coś więcej na rzeczy.
Ale musze sie najpierw napić kawy, zeby pomysleć, bo ja kawowa jestem.
.zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 22.12.2008 - 11:39A pewnie, że jest coś więcej, Pani Anno.
Ludność generalnie chce mieć święty spokój, a ta biurokracja jej mówi, że jej wszystko (tej ludności) załatwi, tylko trzeba kilku przepisów przestrzegać.
Jakby dać tej biurokracji gwarancje, że jej się nie zlikwiduje, byle by nic nowego nie wymyślała, to ona by zasnęła snem sprawiedliwego. I spała by w ciszy. Zapewne, choć nie na pewno. Bo ambitnych na władzę wszędzie kilku się znajdzie.
I tak się ten glejak rozprzestrzenia glejowatość powszechną tworząc.
Dopiero jak się ludność zaczyna dusić z powodu braku dopływu powietrza, wtedy nadchodzi czas rabacji. Czasami, gdy glejowatość już wielka, reakcja bywa drastyczna. Uuuuch!
Pozdrawiam mimo to serdecznie kawy aromatycznej życząc
abwarten und Tee trinken
Lorenzo -- 22.12.2008 - 12:04Przyszło mi do głowy
kiedy tak się przysłuchuję, że ludność tych procedur nie zna w gruncie rzeczy. To niedobrze jest, bo wtedy machina może z ludnością różne rzeczy robić, których by zrobić nie mogła w sytuacji, gdyby ludność procedury znała. Znałaby też swoje prawa. Wiedziałaby kiedy, i jak reagować.
Inna sprawa, że machina się sama siebie boi. Z tego strachu bywa agresywna i się rzuca.
Policjant z żoliborskiego komisariatu pozwalał sobie na mnie pokrzykiwać. Panowie ze Straży Miejskiej też sobie pozwolili.
Później mój ulubiony policjant z historii wygłosił wiekopomne zdanie, cytuję:
bo to jest właśnie kurwa taka spychologia .
Tak mijały godziny, a mężczyzna na krześle siedział.
Gretchen -- 22.12.2008 - 12:54