Bezradnik: jak nie napisać notki blogowej, mimo że się człowiek stara

Na wstępie chciałbym wyjaśnić, że nie będzie to uporządkowany przepis. Gdybym wiedział jak to zrobić, to bym nie mógł tego napisać, albo w autoironicznej formie popełniłbym kolejny odcinek Nieporadnika. Nie, nie o to chodzi. Raczej o to, że od kilku dni, gnany nałogiem, staram się coś wymyślić i napisać. Tekst poważny, ale w dowcipnej formie. Jakiś ważny taki. O czymś. Nie o tym, co inni.

I co? Ano nic.

Przede wszystkim, nie mogłem sobie poradzić ze znalezieniem tematu. Kolejne nieporadniki, pokazały (co zresztą było do przewidzenia), że pisanie o pieniądzach, wtedy tylko ma sens, kiedy się pisze o ich braku. Test bojem zabił w zarodku jeden z najdawniejszych projektów: Jak wydając ciężką kasę, zmniejszyć stres zdolnego, acz nerwowego dziecka, w ostatniej klasie gimnazjum i doprowadzić je do wymarzonego liceum.
Nie napiszę tego tekstu. Nie dlatego, że to nieważne. Bynajmniej. Nie napiszę go, bo wiem jak daleki byłby on od codziennych doświadczeń ewentualnych czytelników. Nie napisze go także dlatego, że nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że pieniądze miały tu pierwszorzędne znaczeni. Wydaje mi się, że w rezultacie ktoś mógłby dojść do wniosku, że ostateczny sukces przypada w udziale komuś innemu niż dziecko, które ciężko pracowało przez cały rok, zdobyło dwa certyfikaty językowe i poza ogólnym egzaminem gimnazjalnym, zdało dwa odrębne egzaminy do przyzwoitych liceów, do których jednak nie poszło.

Skoro nie na ten temat, to może coś współczesnego?

Może o „potworze z Siemiatycz”? O tym, podejrzanym o skrajne zezwięrzęcenie ( no offence, drogie zwierzęta) osobniku, na TXT cicho. Nikt się nawet słowem nie zająknie. Nawet ci, którzy zaocznie powiesili pewnego Austriaka, siedzą cicho. Nawet ci, którzy bronią kobiet zawsze i do ostatka, nabrali wody w usta. Może dlatego, że w ogólnie patriotycznym nastroju nie wypada? Nie wiem.

Ale temat został ostatecznie zabity, nie przez patriotyzm, ale przez Prezesa Rady Ministrów, który zabrał w tej sprawie głos. Powiedział różne rzeczy, w tym nieadekwatnie użył słowa pedofil. Pomyślałem sobie, że teraz to na pewno ktoś o tym napisze. Ale w kontekście wymienionego Prezesa. Gdzieś zniknie ludzkie cierpienie, a na powierzchnię wypłyną wątki polityczne. Możliwe, że zanim ten tekst ukończę i opublikuję, już takie teksty będą. Co chyba nawet wolę od dyskusji na temat WZZ podejmowanej przez tych, którzy w najlepszym razie, w tamtym czasie, na cukierki mówili ciuciu.

Ale tak czy inaczej, nowy kontekst skreślił dla mnie temat. To nie dla mnie. Ja nie piszę o bieżącej polityce. Nudzi mnie.

A pisanie po raz kolejny o zakłamaniu, o podnoszeniu larum, kiedy nie da się zamieść pod dywan? A po co?

Jeszcze kilka wątków odpadło, bo albo już o tym pisałem, albo się na tym znam mało, a tematy wymagają pewnej wiedzy. A mnie się nie chce jej szukać i przyswajać.

Siedziałem ostatnio przez dni parę w historycznym problemie mundurków szkolnych i jestem może wystarczająco kompetentny, ale nie widzę sensu. Chwilowo mamy z tym pomysłem spokój. Wylano kąpiel, a spieranie się o to, czy w kąpieli było dziecko, czy tez może go nie było, ale zmarnowano energię na podgrzanie wody i zużyto detergenty na zrobienie piany?

Co prawda, jak zawsze po wakacjach, jestem bardzo przeciwko detergentom, co wynika z epatowania mnie w każdym hotelu zatrważającymi informacjami o tym, do czego prowadzi pranie ręczników. Jednak zanudzanie czytelników ręcznikami hotelowymi nie wydało mi się szczególnie dobrym pomysłem. Równie dobrze mógłbym (idąc za rosyjską anegdotą) zachęcać do ograniczenia jedzenia, bo każda zaoszczędzona rolka papieru toaletowego, to jedno uratowane drzewo. Albo jakoś tak.

Jaja z pogrzebu. Nie mam na to ochoty.

W kinie byłem ostatnio na filmach opartych, o (bo w tym przypadku, raczej nie na) komiksy. Jestem admiratorem komiksu, jako formy wyrazu artystycznego, ale nie zamierzam się o to spierać. Co prawda mógłbym się pomądrzyć o tym, jak Dark Knight wyrasta ponad komiksy (podobnie jak było z X-men). Mógłbym napisać też, że chciałbym, aby przyznano Nagrodę Akademii pośmiertnie.

Z drugiej strony, mógłbym napisać jak bardzo uproszczono historię Hellboya, czyniąc z jednego z najciekawszych literacko, graficznie i intelektualnie komiksów, niepretendujących do miana undergroundu, dobry film popularny. Ale film mi się podobał, uważam, co więcej, że był niegłupi, więc się czepiał nie będę. Jeszcze by mnie zniosło na refleksje o tym, czy to dobrze, że w moim ulubionym komiksie samurajskim, bohaterem jest królik. I wdałbym się w dywagacje o tym, jakie zwierze zasługuje na bycie Polakiem, albo też w takie, które zaprowadziłyby mnie na manowce rozważań, co by to było, gdyby ekologiczny do szpiku kości myśliwy napotkał w lesie Usagiego i posmakował jego katany. No, nonsensy jakieś. Myśl o pisaniu o komiksie i filmie odrzuciłem, jako beznadziejną.

Potem dotknął mnie Palec Boży i wymyśliłem tytuł doskonały. Na dodatek, wiedziałem, o czym to by mogło być.

Świnie i patrioty.

Dobry tytuł, bo przyciągający uwagę i oszukańczy. Wykorzystujący semiotyczne zrosty znaczeniowe i odwołujący się do stereotypów. Chociaż w tytule jest i, to i tak większość zamiast tego i, włożyłoby przeciwko. Prawda?

I nie czytając jeszcze tekstu, czytelnicy by wiedzieli, że oto znowu przeciwstawiam patriotów – świniom. Zapewne w kontekście pewnego scenariusza. Choć o scenariuszu już kiedyś pisałem… Zaś dyskusja o patriotyzmie opartą na sowieckich cliché, nie jest dla mnie pociągająca. Też o tym pisałem.

Ale, niezależnie od moich intencji, czytelnik niejeden by się zastanowił, kogo wyzwałem od świń i poleciał przyklasnąć, albo dać odpór.

A tekst miał być o polityce zagranicznej. Bo mnie ostatnio spytano, czy bym o tym czegoś nie chciał napisać. A ja się na tym nie znam. To podobno bez znaczenia. Nie jestem pewien…

Ale, kombinowałem, mimo, że może się nie znam, to może pora jest pora by wyraźnie napisać, że wolę zagrożenie z powodu obecności patriotów, od zagrożenia bez ich obecności?

Napisałbym parę dobrych słów o tarczy, akcentując kontekst polski. Nie amerykański i nie europejski. Także lokalny, zwracając uwagę na to jak kiepsko lokalni przeciwnicy tarczy nauczyli się swoich kwestii. Napisałbym, starając się nie przepisywać od pana Igły), że każdy kawałek nowoczesnego uzbrojenia oddala nas od wizji polski przedwrześniowej, w której dobre uzbrojenie raczej wyjeżdżało, niż przyjeżdżało.

A potem napisałbym o świniach. O wieprzowinie, znaczy. O tym, że wejście polski do wspólnego rynku mięsnego doprowadziło do najgłębszego świńskiego dołka , odkąd statystyki zbliżają się do prawdy. Być może zastanowiłbym się, czy to wzmacnia nasza pozycję w Unii, czy ją osłabia. No coś chciałem o tej wieprzowinie napisać. Bo ja jestem za wieprzowiną…

Niestety, nie napiszę tego tekstu. Z banalnego powodu. Tytuł byłby zapożyczeniem.

Gdzieś na początku 1980 roku, w podziemnym Głosie ukazał się felieton, zatytułowany: Świnie i tomahawki. Felieton poświęcony był sowieckiej agresji w Afganistanie i rozważaniom na temat bezpieczeństwa europejskiego, w kontekście instalowania amerykańskich rakiet nowej (natenczas) generacji. I w kontekście potrzeb aprowizacyjnych Imperium.

Problem w tym, że nie jestem tego pewien, bo nie znalazłem tego Głosu. Ani w domu, ani w sieci. Wiem, gdzie go mam, ale mógłbym go przywieść dopiero w niedzielę. A nie mogłem pozwolić sobie na trawestację tytułu bez podania źródła. I autora, co zwłaszcza w przypadku Głosu mogłoby dawać zabawny kontekst. I pouczający.

Ale nie mam tego pod ręką. I z tekstu nici.

Szukanie Głosu na puszczy, miało jeszcze jeden zły skutek. Otóż, przerzucając domowe archiwum bibuły , natrafiłem na numer specjalny Robotnika. Nr 35 z 1979 roku. A konkretnie na trzecie wydanie tego numeru, zawierające Kartę praw robotniczych, dokument napisany (co najmniej) z inicjatywy KOR-u, po to, aby podpisali się pod nim działacze robotniczej opozycji z całego kraju.

Przeczytałem listę sygnatariuszy. Rozszerzoną, bo od pierwszego wydania Karty (dostępnego w Sieci), przybyło tych podpisów bodaj 40. W sumie jest tych ludzi ponad setka.

Nazwiska większości z nich nic mi nie mówią. Inne pamiętam jak przez mglę. Inne dobrze. Jedne budzą moją sympatię, inne gniew, jeszcze inne żal i gorycz.

A niektórych nazwisk nie ma. Ani w Gdańsku, ani w Warszawie, ani nigdzie.

O tym też nie chciałem pisać. Więc nie napisałem.

I tak ze słomianego ognia zapału nic nie wyszło. Ot, po prostu czasem nie ma weny i już

[EDIT- 5 października 2008] Ta notka ukazała się w blogu sygnowanym przez niejakiego N. Projekt ten został jednak przeze mnie uznany za nonsensowny i w efekcie zaniechany, a w konsekwencji zamknięty.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Smutek

proszę szanownego Niejakiego mi się tu przebija.
I zniechęceniem wieje.

A gdzie te pola prowansalskie kwitnące lawendą?
Albo wpis o włoskiej czy greckiej oliwie?
Czy kto na tekstowisku wie jak rozróżnić dobrą oliwę od złej? I nie po cenie butelki?
Ja nie i na dodatek smalec lubię. Tyle, że z dodatkiem gęsiego i kaczego tłuszczu.

Albo o winie i winnicach, gdzie z jednego pola wino kosztuje 10 eu a z tego za murkiem 100eu?

No tak.
Nie warto.


Panie NN

Ależ Pan marudnyyyyy.

O tym nie, o tamtym nie.

To się nie sprzeda, to jest nudne, do tego nie mam źródeł.

I potem Pan Igła w tym marudzeniu głębszy sens dostrzega a to smutek, a to zniechęcenie.

No naprawdę...


Panie Igło,

smutek?

Nie wydaje mi się. Raczej przeczucie jesieni, czy coś takie…

Trochę chyba zmęczenie też.

A co do reszty, to się zobaczy. Jak te, jakimtam, jakimtam... No, te multiblogi nadejdą i sie dwa zejdą znów w jeden.

Jeden znajomek, co to Pan wie, ciągle coś w sprzęcie dłubie, certyfikaty aktualizuje, backupy robi i na klawiatury bluetoothowe psioczy. Jak przestanie, to może?

Co zaś do oliwy, to ja się słabo znam.

Mam zwykle oliwę w trzech sortach w domu, bo smakowo jestem nadwrażliwy.

Jedna najlepsza (to nie znaczy, że najdroższa) to jest łagodna ekstra dziewicza. Ta jest do sałaty i innych zimnych zastosowań.

Aktualnie hiszpańska, ale dawniej długo – grecka.

Druga, ostrzejsza w smaku jest do ciepłych dań stosowana. Do sosów i temuż podobnież. To jest taka, którą kupię, ale jak spróbuję, to mi się do sałaty nie spodoba. Też extra.

A trzecią, to ja mam taką z wytłoków oliwkowych. Ta jest najtańsza (choć niełatwa do kupienia), do zastosowań specjalnych. Do makaronu dodać w czasie gotowania, takie tam. Kiedyś, jak mnie przyprze, to o jednym takim daniu, z jej zastosowaniem napiszę.

Ale z zagranicznych krajów oliwy nie przywożę. Sama myśl, że mi się ścierwo rozleje i wszystko wokoło zapaskudzi, jest mi sprzeczna.

A smalec też lubię, ale jem tylko w restauracji, jak na główne czekam. Bo zasadniczo mam od lejkarzy zakazany.

Natomiast, co do wina, to jest tak, że p pierwsze, jak wyżej – najpierw się musi dokonać to, co ode mnie nie zależy.

Po drugie, jest też tak, że jeszcze nie skończyłem pić tego, co nawiozłem, a chciałbym bardziej całościowo.

I jeszcze muszę najpierw przećwiczyć, jak się domowym sposobem robi Wurstsalat nach Schweizer Art. Bo muszę to najpierw sam zrobić, żeby Panu Szanownemu, jako mięsolubcy, zadedykować.

Ale warto i zostanie napisane.

Pozdrawiam


Pani Gretchen,

pan Igła stara się człowieka w starszym wieku zrozumieć. Wedle mężczyźnianej miary ...

A co, ja mam dla życzenia Pani Dobrodziejki hopsasy wykonywać? Żeby mi żyłka pękła w światopoglądzie?

Niedoczekanie, obawiam się. Może jak się kolega z bluetoothami obrobi i wreszcie za robotę intelektualną weźmie, to jakoś Pani nastarczy. Ale to już nie wiem, bo to kolega musi sam.

Naprawdę...


A to dzięki..

rozumiem, że to nie ze Zwyczajnej ten Salat ale mam nadzieję, że znajdziesz pan jakąś polską, niezłą i naturalnie robioną?
Znaczy z mięsa.


Z mięsem nie ma kłopotu, Panie Igło.

Potrzebuję takiej z krwi. I szukam na razie. Ale tylko w wolnych chwilach

Pozdrawiam


to teraz poproszę o tutorial

“Jak nie przeczytać notki blogowej mimo szczerych chęci”.

:)

I zaczynamy od gis. Od gis? Tak, od gitary.


Panie Niejaki

A tak socjologicznie zagadnę.

Nie uważasz pan, że ten zawarty w dzisiejszym pańskim wpisie obgląd świata jest dość powszechny?
Trochę konserwatywny, z zabarwieniem religijnym, oparty o przebraną, lepszą popkulturę ( przynajmniej muzyczną ), etc,etc..

I dla takich, jak pan ( i ja też ) nasze państwo/społeczeństwo/ustrój polityczny/polityka stosowana nie proponuje nic?

Pozostaje ucieczka w prywatność, hobby, różne smaczki.

I, że wielu ludzi dlatego staje się takimi ćwierć-obywatelami, pół-polakami kwitującymi rzeczywistość wzruszeniem ramion?

Albo wściekłym atakiem, dość powszechnym na psychiatryku24, na rzeczywistość wedle nieustannie toczonej wojny niezależnie od czego i z czym?

I, że mnóstwo energii się marnuje?


Panie Docencie,

to już Pan musi sam.

Ja jak chcę to czytam.

A jak nie, to nie.

Z czytaniem nie mam problemów.

Pozdrawiam


A czym się, Drogi Panie NN,

różni Wurstsalat nach Schweizer Art od austriackiej, bo w przypadku tej ostatniej mogę pomóc? Nie chcę się rozpisywac bez uzgodnienia, więc…

Pozdrowienia z krainy austriackiego gadania czyli Krakowa


Panie Lorenzo

Krwisty wurst?

No kiszka albo salceson?
To tak.


Szanowny Panie N niejaki ;-)

Napisałbym parę dobrych słów o tarczy, akcentując kontekst polski. Nie amerykański i nie europejski. Także lokalny, zwracając uwagę na to jak kiepsko lokalni przeciwnicy tarczy nauczyli się swoich kwestii. Napisałbym, starając się nie przepisywać od pana Igły), że każdy kawałek nowoczesnego uzbrojenia oddala nas od wizji polski przedwrześniowej, w której dobre uzbrojenie raczej wyjeżdżało, niż przyjeżdżało.

Jeśli jednak efektem Pańskich starań miałaby być nowa notka to proszę rozważyć potrzebę napisania tych kilku zdań o tarczy bo trudno się z Panem nie zgodzić, że “że każdy kawałek nowoczesnego uzbrojenia oddala nas od wizji polski przedwrześniowej” to jednak uzbrojenie, o którym mowa wprawdzie do nas wjeżdża tylko nie jest to nasze uzbrojenie, a jeśli nawet z tarczą wjedzie jakiś kawałek nowoczesnego uzbrojenia dla nas to rzeczywiście będzie to kawałek


Rzecz w tym, Panie Igło,

że kiełbasy używane do Wurstsalad są w zasadzie niezbyt znane w Polszcze. To na przykład mortadela, gdzie – moim skromnym zdaniem – mięso (tak jak my je rozumiemy) występuje tylko z nazwy.

W podbramkowej sytuacji można używać grubych parówek albo parówkowej, zalewać zalewą octową z ogóreczkami cieniutko krojonymi w plasterki (tak żeby Kraków przez nie było widać); do tego cebulka cieniutko krojona, pieprz ziarnisty, papryka mielona, papryka czerwona w drobną kosteczkę pokrojona. Plus, jako kto lubi, zielony groszek.

Niezła jest wersja na zimno z dodatkiem ryżu (wymieszanego z Wustrsalad ) plus majonez, ewentualnie zamiast ryżu może być (teź na zimno) Kartoffelsalad (ale już bez majonezu).

Chyba czas na przekąskę. Do miłego


Panie Igło, co prawda prowokacją zalatuje od Pana na kilometr,

ale spróbuję odpowiedzieć

Czy, zatem, Pan nie uważa, że ja przedstawiłem jedynie światopogląd Niejakiego N.

Konserwatywny? Tak. Nieco religijny? Tak, co najmniej nieco. Choć gdzie Pan to znalazł religijność w moim tekście, to naprawdę nie wiem. Popkulturowy? No to już chyba nie. Co do moich gustów muzycznych, to chyba nic tu nie pisałem, ale pozwolę sobie nie nazywać ich popkulturowymi, choć popkultury ani się nie brzydzę, ani nie boję. Zresztą to już kwestia spojrzenia.

Dawno, dawno temu, Aleksander Bardini powiedział, że jak grupa Pink Floyd (a Bardini miał wtedy pod siedemdziesiątkę) nagrywa płytę, to jest to sztuka. A jak jakaś orkiestra symfoniczna pitoli bez sensu fugi Bacha, to sztuka nie jest, tylko chałtura. Co powtarzam, bo ja się na kulturze nie znam.

Że komiks i filmy takie?

Bo mi akurat podeszło. Zresztą mam kilkaset komiksów i kilka książek o komiksie. Takie hobby. Stare bardzo. Od Świata młodych się wywodzące. Powiedzmy, że jak ja idę do kina na Batmana, to śmieję się w innych miejscach. Co nie znaczy, że w tych co trzeba.
Rok temu byłem na występie kabaretowym dla kilkuset socjologów. To dopiero były jaja. Choć dość nieoczekiwane. Dla obydwu stron.

I nie, nie uważam, żeby mi nic nie proponowano. Niestety proponowano. Nawet się kilka razy zgodziłem, choć zazwyczaj odmawiam.

Mam wręcz wrażenie, że tych propozycji jest czasem za dużo. I dodam od razu, że pisze to z perspektywy Warszawy. Nie upieram się, że tak jest wszędzie, choć najpiękniejsze przypadki samoorganizacji społecznej widziałem daleko od tego miasta, choć w tym kraju. Pewnie jest tego za mało, ale co ja na to poradzę.

Nie uważam się za ćwierć obywatela, w każdym razie. Raczej za obywatela leniwego i przebiernego. Choć też takiego, co postawiony wobec dwóch bytów nieidealnych, stara się wybrać ten, który się jemu mniej niepodobna. To by było o polityce.

Pochlebiam sobie, nieco egoistycznie, że sam dokonuję niektórych wyborów. Często kierując się lenistwem.

A że pisząc uciekam w smaczki? Jasne, że tak. Robię to, bo mam na to ochotę. Podoba mi się taka zabawa i mam wrażenie, że nie tylko mnie. Jak mnie kiedyś zeprze, to może napisze coś poważniejszego. Zdarzało mi się. Z różnym skutkiem.

Jeśli chce Pan to nazwać pisaniem popkulturowym, to proszę bardzo. Mnie nie stanowi.

Ponadto uważam, że o codzienności politycznej mogą pisać inni. Skoro im zależy. Albo skoro coś mają do powiedzenia. Najbardziej lubię czytać o czymś, czego łatwo w swoich książkach nie znajdę. Bo kaszlę w bibliotekach.

Dla mnie to jest za trudne, żeby tak pisać poważnie o codzienności. Czasem wiem coś inaczej, a czasem (najczęściej) mam wątpliwości. Czy naprawdę Pan sądzi, że każdy zaraz się blokuje dlatego, że ma parę rzeczy zapamiętane, kilka książek na półce i (tytułem przykładu) zbiorek bibuły mający kilkaset pozycji?

To co Pan pisze, o polskim społeczeństwie, nie bierze się z wiedzy tych, do których Pan to odnosi. Raczej przeciwnie. A także z niechęci, żeby sprawdzić.

Także i na TXT mamy do czynienia z opiniami, które nic nie wnoszą. Spotykamy takich, którzy kończą swój trud intelektualny na stwierdzeniu, że się im nie podoba. Bez proponowania czegokolwiek.

Niezrozumienie świata faktycznie prowadzi niekiedy do tego, że albo się od świata ucieka w taką albo inną acedię, albo reaguje histeryczną agresją.

Może jednak prowadzić do poznawania, tego co nieznane i prób zrozumienia tego, co niezrozumiale.
Ja lubię takich, którzy nie wiedząc, zadają pytania. Tych, którzy nie wiedząc udzielają odpowiedzi – nie lubię.

Nie lubię też tych, którzy uważają, że wszyscy powinni myśleć tak jak oni. I korzystać z tych samych doświadczeń, jakie na nich spadły.

W konkluzji – nie zgadzam się z Panem. Uważam, że każda forma dialogu jest dobra. I każde działanie, nawet z najdrobniejszych działań poskładane jest dobre. Chyba to już czytałem, albo i pisałem.

A jak chce Pan socjologicznie, to dodam, że w każdej makrostrukturze dominują statystycznie konformiści. I jest to uważane za zdrowe dla zachowania tejże makrostruktury. Problem jest w tym jedynie, kto wyznacza wzorce zachowań, które konformiści będą naśladować. I jakie to będą wzorce.

Ja mówię tak: każdy może sam decydować o sobie. Jeśli nie we wszystkim, to na pewno może znaleźć taki kawałek świata, w którym to będzie możliwe. Opisuję swój świat. Nie dla naśladowania, a dla przykładu. Może ktoś też zechce spróbować. Byłoby miło. Albo może komuś pomoże to powiedzieć: Nie! Takim nie chcę być. To drugie miło. Bo świat ludzi do mnie podobnych byłby nudny. I wino by podrożało.

Ale i jedno, i drugie jest dobre, bo uwalnia od czekania na to, aż telewizor nam powie kim jesteśmy i czego chcemy.

Pozdrawiam


Panie Lorenzo,

tym się różni, że w Niemczech jadłem, w Szwajcarii jadłem, a w Austrii nie.

Będę wdzięczny za każdą wskazowkę.

Pozdrawiam


Kiedyś, Panie NN,

spotkałem się w jednym ze sklepów (ale w hipermarkecie, bodaj Almie, z okazji Dni Włoskich) z tzw. czarną mortadelą. Ale tylko raz, bo to przysmak (mortadela w ogóle) rzadko teraz u nas spotykany. Żle sie kojarzy. Widziałem też mortadelę szpikowaną słoninką – czarną mortadelę oczywiście.

Miłej przekąski życzę


Niestety, Panie Igło,

w kolejnych komentach wyjasniam o jaką kiełbasę idzie – mortadelę albo cos w tym stylu. Żadnych kawałeczków mięsa, tylko masa mięsna.

Pozdrawiam smacznie


Panie Lorenzo

Mortadel to taki kawałek kiełbasy, któren ja omijam łukiem i wcale nie dlatego, że un z wymion poczyniony.
Bo parówki, jak najbardziej. Znam 2 dobre gatunki. Jedne to tzw. berlinki a drugie to czasem w masarni na Żytniej kupuję, jak mi się zechce z trasy zboczyć.
Choć kiedyś były lepsze.
No ale to już, tak jak wszystko.
Było.


Panie Niejaki

Jak widzę pozwalasz sobie się ze mną nie zgodzić.
Co prawda nie wynika to ze wpisu ale oświadczenia.

Nich będzie.
Dzisiaj nie jestem kłótliwy.

W pańskiej niezgodzie pozwolę sobie ja zgodzić się z panem w 3 sprawach.
A mianowicie bynajmniej zreszto :).

Niezrozumienie świata faktycznie prowadzi niekiedy do tego, że albo się od świata ucieka w taką albo inną acedię, albo reaguje histeryczną agresją.

w każdej makrostrukturze dominują statystycznie konformiści. I jest to uważane za zdrowe dla zachowania tejże makrostruktury. Problem jest w tym jedynie, kto wyznacza wzorce zachowań, które konformiści będą naśladować. I jakie to będą wzorce.

Ja lubię takich, którzy nie wiedząc, zadają pytania. Tych, którzy nie wiedząc udzielają odpowiedzi – nie lubię.

No ale, żeby całkiem pomieszać to ja lubię telewizję, pewnie dlatego że mogę bezpiecznie nie zgadzać się z ekranem?

Acha, co do popkultury.
No nie ma się co obruszać. Kamanda Pinka Flojda, komiks z X-menem itd sa jej składnikami a że cycki Dody też?
Dlatego napisałem, że przebrane elementy.

P.S. A nie wiesz pan, gdzie niejaki Yayco przepadł?
Miał trochę w sprawach polsko-litewskiego sojuszu peregrynować. Może dzicy Żmudzini zrobili mu kęsim?


Ano, Panie NN,

bierzemy mortadelę (albo gruba parówkową, choć mnie ona krew w żyłach mrozi ze względu na dawne opowieści o brakach w papierze toaletowym na rynku, bo ją przemysł mięsny do swej produkcji zuźywał).

Mortadela może być różwa czyli jasna albo _czarna, choc droższa i rzadziej spotykana. Tniemy ową mortadelę na plastry grubości mniej więcej 6 mm, a je z kolei na paseczki. Tniemy również cebulę w plasterki, a te potem na pół (niekonieczne w kosteczkę, a nawet wcale). I ogórki szklarniowe (nie gruntowe, bo mają bardziej mocny zapach, a i smak nieco inny) do tego, tyle że w plasterkach cieniutkich, niemal przeźroczystych. Można w podobny sposób, jak kto lubi, jajka na twardo potraktować. I dodać.

Przygotować zalewę octową z wody, octu, oliwy pikantnej, soli, pieprzu niemielonego, odbrobiny cukru, tak by była umierkowanie kwaśna, a bardziej pikantna.

Zalać potem mortadelę + inne ingrediencje zalewą, ale żeby nie pływały, bardziej jako sosik. Wstawić nastepnie do zimnego i za pół godziny pojadać z białym pieczywem lub grahamem (wedle smaku).

Można też wymieszać z gotowanym ryżem, zaprawić majonezem i jadać na zimno. Pisałem o tym powyżej w komentarzu dla Pana Igły.

Do tego most wytrawny (z jabłek i gruszek), sam w sobie nieco kwaskowaty i cierpkawy.

Smacznego życzę


Panie Igło,

mnie po głowie chodzi taka kiszka, co ją dawnymi czasy czarnym nazywano. Na Mazowszu.

Ale za niepodległości, to ja jej nie widziałem…


Panie Arturze,

ja wolę cudzy karabin od naszej procy.

Ale mnie zasadniczo bardziej idzie o bezpieczeństwo chyba, niż o lokalność uzbrojenia. Ja to, proszę Pana, chciałbym, żeby Brytyjska Armia Renu, zmieniła nazwę na Brytyjską Armię Bugu. I miejsce stacjonowania też...

Pozdrawiam


Panie Lorenzo, w kwestii mortadeli

to się zgadzam z Pana stanowiskiem. Ale tu problemu nie mam, bo najwyżej się rzucę na dostępny, choć drogi, oryginalny produkt. Pan wie, że ja się w krakowskiej sieci zaopatruję, przecież...

Ale skąd ja wezmę dobrej kiszki krwawej?

Za przepis dziękuję, zbkiżony jest do moich wyobrażen bardzo. I czarnej mortadeli szukał będę. Ta szpikowana słoninką chyba nie pasuje, bo danie, o którym mówimy, wedle mojego rozeznania opiera się na cieniutkich i długich paseczkach wędlinowych.

Pozdrowienia konsekwentne


Panie Igło zgodliwy,

w kwestii telewizji, to mógłbym jedynie wymienić kilka seriali które oglądam, mając w poszanowaniu prawa autorskie.

Co do reszty nie wiem.

A w kwestii zgodliwości, to miłe nadzwyczaj Pana strony

Pozdrawiam istotnie


Heh

Toć krwawa kiszka to wedle mnie normalna, tradycyjna kiszka kaszana, czyli gryczana.
Dość często oszukiwana, bo z kaszą jęczmienną, co naturalny porządek rzeczy burzy.
I oszustwem jest.

I w grubym flaku winna być.
Trza szukać na bazarkach w małych stoiskach prywatnych masarni.
I o sprobowanie prosić.


Ale ta kiszka krwawa, Panie NN,

to chyba nie do Wurstsalad? Przecież się rozpłynie i _ciapa_się zrobi. A Wurstsalad jest sprężysta i jędrna przecież :-)

Tak trochę obok głównego tematu: natrafiłem ci ja kiedyś w owej sieci na kiełbaski typu białej, parzonej, ale na bazie wątroby, z kawałeczkami tejże nawet. Na ciepło niebo w gębie, zaś jako dodatek do rosołu wołowego bomba.

Tyle, że to było dawno i już chyba nieprawda.

A jak już hasło rosołek wołowy padło, to polecam dodawanie do tegoż łyżeczki świeżo utartego chrzanu. Oczywiście do talerza, a nie garnka. I to do świeżo nalanej zupy. Bulionik nabiera pikanterii, że łomatko :-))

Istnieje też wersja Huhnersuppe mit Sterzen, też z chrzanem.

Pozdrawiam harcerskim Mniam!


Panie Lorenzo

Chrzanu łyżeczka to żurku to jak najbardziej.
Ale do wołowego rosołu?
Panie, z tym idź pan do SW.
Już on panu powie.

A co do kiszki w Wurstsalat to się zgodzę.
Toć paciaja wyjdzie.

Tu trza szlachetniejszej wędliny.


To znaczy, Panie Igło, że Pan

niekumaty troszkie jest.

Onże czarny był robiony z kaszy mannej (jak mawiano). I najlepszy był ten, co go dziadek drogowiec, po objeździe powiatu, u chłopa kupował. W środku słoninka była nawkraiwana, ale tak sprytnie zrobiona, że za przeproszeniem al dente była.

A normalną kaszankę, to ja umiem kupić, a nawet usmażyć.

Pozdrawiam

PS Te kiełbaski, co je pan Lorenzo opisuje, żeby do rosołu, to dobre, ale to inna jest bajka całkiem


Też się najpierw, Panie Igło, zdziwiłem,

ale jak spróbowałem… mniam!

A rzeczony SW, to kto zacz?


Panie Niejaki

To ja tej odmiany faktycznie nie znam.
Albo nie pamiętam?
Wiadomo, wareckie, demencja, lumbago, wiek, żona na karku.
No i zbyt dużo czytam.

Pozdrawiam ciekawsko


Panie Lorenzo

Smoka nie znasz?
Czy co?


Ciekawość Pańska,

nic mi nie pomoże, Panie Igło.

Możebne, że top jakiś lokalny delikates był i sie w pomroce dziejow zagubił, jak sprzczny z higieną i dobrym obyczajem.

Dwa lata temu doniesiono mi, że jakoby czarny jest do nabycia w S., w sklepie przy Warszawskiej ulicy.

Ale zanim się zebrałem jechać tam w dzień powszedni, to już jego tam nie było, tylko dyskont odzieżowy.

Naród tamtejszy widać nie ciekaw tego co ja, wychodźca

Pozdrawiam


Panie Arturze Kmieciaku

Armia Renu ( nad Bugiem) to by była świetna tu odsłona.
Bo Jankesi w niejawnej części umowy NATO z Polską zastrzegli sobie, że w razie frontalnego ataku na Polskę pierwsze elementy ciężkich jednostek pojawią się u nas w ciągu 48 h.
Potem kombinowali jak się z tego wycofać.
I naciskali, że to niemożliwe jest, bo brak infrastruktury.
Lotnisk, portów, baz paliwowych i amunicyjnych.

No i one sie pobudowały, te bazy, w ciągu ostatnich paru lat.
Choć nadal zbyt mało ich jest.

Tyle, że Jankesi już nie chcą się wycofywać z umów tylko naciskają na budowę dalszych baz i mają stawiać swoje.
Ale my chcemy od nich już nie tylko oświadczeń i kilku baz ale i nowoczesnego uzbrojenia. Licznego w miliardach dolarów rocznie a nie w kilkudziesięciu samochodzikach dla szpanujących poruczników.

I tego się trzymajmy.

P.S. Pan Niejaki zapewne nawiązuje do tego ( z tym wychodzącym uzbrojeniem, przed wojną ), że np obrona przeciwlotnicza Gdyni i Helu oparta była na armatach Boforsa jakie WP przejęło ze składu celnego, gdzie czekały na eksport.
A lotnicy greccy mieli lepsze polskie samoloty myśliwskie w ’40r niż polscy w ’39.
Takich przykładów było wiele.


Panie Igło

Bardzo dziękuje za tak rzeczowe wyjaśnienie ale wszystko to co Pan napisał nie dotyczy tarczy.

Też wolałbym armię Bugu. Wtedy byłoby się w istocie z czego cieszyć.


To w ramach zgodliwości, Panie Igło

ja się tera chętnie zgodzę z, tym co Pan wyżej napisał. Nawet w kwestii tego, do czego nawiązuję, też się zgodzę.

Pozdrawiam


Panie Arturze

Nie dotyczy Tarczy?
OK.
To proszę zadać konkretne pytanie.
Ja się postaram odpowiedzieć ( ta jak umiem ) a i pan Niejaki zapewne też, oczywiście jak już krwawą kiszkę znajdzie?
Albo i wcześniej.

Przyzna pan, znalezienie rzeczonej jest sprawą co najmniej taktycznego rozwiązania domowych zagadek pana Niejakiego.
I proszę tego nie lekceważyć tylko rozpatrzyć to poprzez własne rozwiązania taktyczne.


Iglo wredny

O krwawej kiszce piszesz i nie masz litosci dla tych co na obczyznie nawet kaszanki nie tkna, “...bo by im psi nieprzyjacilomi byli…”. bo taka “dobra” jest.
Sadysta.


Panie Igło

już pytam.

Jakie znaczenie dla potencjału militarnego RP ma instalacja w Polsce tarczy antyrakietowej?

Czy jest to system wyłącznie defensywny czy może być zmodyfikowany jako broń także ofensywna?

Przeciwko komu może być wykorzystany?

Jaki będzie realny udział władz RP w decyzjach dotyczących jego użycia?

Czy nowa administracja amerykańska podejmie pracę nad systemem?

Na ile zasadne są zarzuty przeciwników tarczy, że jest to system “wirtualny” tzn. nie istniejący nawet jeszcze na etapie planowania?

To tyle na początek. Jeśli Pan taki miły…


Panu Kmieciakowi

adw.kmieciak

już pytam.

Jakie znaczenie dla potencjału militarnego RP ma instalacja w Polsce tarczy antyrakietowej?

Czy jest to system wyłącznie defensywny czy może być zmodyfikowany jako broń także ofensywna?

Przeciwko komu może być wykorzystany?

Jaki będzie realny udział władz RP w decyzjach dotyczących jego użycia?

Czy nowa administracja amerykańska podejmie pracę nad systemem?

Na ile zasadne są zarzuty przeciwników tarczy, że jest to system “wirtualny” tzn. nie istniejący nawet jeszcze na etapie planowania?

Chciałem odpowiedzieć, ale wychodzi mi na to, że warto napisać na ten temat nowych wpis.

To tyle na początek. Jeśli Pan taki miły…

Chciałem odpowiedzieć tutaj ale zrobię z tego oddzielny wpis.


Ja tylko w jednej kwestii Panie Arturze,

bo się za słabo znam na broni.

Proszę zauważyć, że ja się w tekście swoim nie wypowiadałem o Tarczy jako takiej, a jedynie o kiepskim przygotowaniu jej przeciwników. Jak Pan zobaczył coś więcej, to nic na to poradzić nie umiem.

Ale wie Pan, kilka lat temu byłem w Kalifornii i na własne oczy widziałem (podobnie jaki miliony ludzi, które wyległy, aby oglądać) jak wirtualny pocisk trafia w równie zapewne wirtualny cel. Humbug? Nie mam danych, żeby tak to oceniać.

Mam też wrażenie, że powinien się Pan zdecydować: albo się bać skutków instalacji w Polsce, albo się bać jej niezainstalowania z powodu zaniechania lub wirtualności. Bo banie się obu na raz, to moim zdaniem lekka przesada.

A co do innych pytań to, mając nadzieję, że pan Igła na nie odpowie, dołożę od siebie dwa własne. Dla Pana:

Pierwsze jest takie: czy realizacja tego projektu osłabi zdolność obronną Polski?

A drugie takie: czy zaniechanie tego projektu, przez Amerykanów, coś zmieni?

A jeśli Pan stawia na dobrą wolę Moskwy i boi się, żeśmy ją (znaczy Moskwę) niepotrzebnie poirytowali, to proszę sobie sprawdzić, jaki to układ zawarto w 1612 roku przy okazji opuszczania Kremla i jak się to skończyło dla polskiej piechoty.

Pozdrawiam


Tak mi się tylko ...

pod wąsem skojarzyło.
W sprawie wprowadzania i wyprowadzania.
Na ten przykład piechoty.

Jak taki jeden szwabski cysorz Henry mu było, czy jakoś tak z (anglo)saksońska, zażądał od obrońców Niemczy wyprowadzenia się, to niejaki Chrobry, zwany powszechnie Bolkiem ( ze słowiańska ), znany z upodobania do ganiania się za kobitkami oraz ówczesnych hamburgierów & hotdogów w try miga wprowadził do twierdzy 2 tys. ówczesnej ciężkiej piechoty.
Zwanej nomen omen Tarczownikami.
Pewnie przez zgagę i z powodu spożywania ówczesnego piwa LECH, bo wino to kwaśne było, w ów czas, ponad miarę, co p.Niejaki, być może potwierdzi?.

No i w efekcie onej zgagi Bolka, ten postępowy Henry, poszedł se precz i w niesławie.

I bardzo dobrze.
Że se poszedł.

Szkoda tylko, że se przyszedł.
A co to Gruzja tu jaka, czy co?


Panie N

świetnie napisane
czytałem z wzrastającą przyjemnością

pozdr


Panie Rafale

Nie wiem, jak gospodarz blaga ale ja bym prosił bez seksualności.
Bo się czerwienię.
Czytając.


Panie Igło

Ech Panu to się wszystko z jednym kojarzy… ;)

Ale do rzeczy, ja nie o tym chciałem. Pisze Pan:
“I dla takich, jak pan ( i ja też ) nasze państwo/społeczeństwo/ustrój polityczny/polityka stosowana nie proponuje nic?
Pozostaje ucieczka w prywatność, hobby, różne smaczki.
I, że wielu ludzi dlatego staje się takimi ćwierć-obywatelami, pół-polakami kwitującymi rzeczywistość wzruszeniem ramion?
Albo wściekłym atakiem, dość powszechnym na psychiatryku24, na rzeczywistość wedle nieustannie toczonej wojny niezależnie od czego i z czym?
I, że mnóstwo energii się marnuje?”

A ja się nie zgadzam i uważam, że możliwości są do tego, aby to nasze hobby, różne smaczki i inne taki w przestrzeni społecznej rozwijać, promować czy co tam jeszcze Pan chcesz.
Przestańmy już narzekać na to nasze Państwo, że nam nie daje, nie stwarza, nie umożliwia!
Może po prostu to my nie jesteśmy przygotowani do tego, żeby korzystać z tych mozliwości?

Pozdrawiam przechodząc nieopodal
ale wracając później…


Panie Rafale,

dziękuję.

Tym bardziej, że zgadzam się z tym, co napisał Pan temu panu Igle, co chodzi i zazdraszcza.

Dodam tylko, że ja jestem za tym, żeby tego państwa coraz mniej było i żeby ludzie sami sobie różne rzeczy organizowali. Albo z kolegami.

Pozdrawiam


Panie Igło,

jakby tu rzec?

Taki Bolko rzadko się trafia.

Szkoda.

Pozdrawiam


Szanowny niejaki Panie N

Ale wie Pan, kilka lat temu byłem w Kalifornii i na własne oczy widziałem (podobnie jaki miliony ludzi, które wyległy, aby oglądać) jak wirtualny pocisk trafia w równie zapewne wirtualny cel. Humbug? Nie mam danych, żeby tak to oceniać.

Podobno właśnie humburg. “Prezentacja multimedialna” wojskowych, którzy zdesperowani mają właśnie chwytać się takich sposobów aby przekonać do swoich pomysłów. Mieli posuwać się nawet do tego, że w obu rakietach – tej naprowadzanej i tej robiącej za cel umieszczali nadajniki aby mogły na siebie trafić.

Nie znam się podobnie jak i Pan na nowoczesnej systemach broni (jak zresztą na nienowoczesnych też) i zdaje się w tej mierze na zastrzeżenia ludzi znających się na rzeczy. Jak ten profesor z MIT, który cytowany w przedostatniej “Polityce” nie pozostawia na projekcie tarczy suchej nitki. Wbrew temu co Pan pisze to zwolennicy instalacji tarczy w Polsce nie odrobili swojego zadania domowego i nie potrafią poza tradycyjnym arsenałem banałów o wojnie z terroryzmem uzasadnić zasadności obecności systemu w Polsce.

A jest to system, którego przeznaczeniem jest z założenia obrona terytorium USA i tych miejsc na naszej planecie, które z sobie wiadomych powodów Amerykanie chcą bronić. Ja tylko chcę wiedzieć czy jest wśród nich i nasz kraj. Widzi Pan, bo mimo tego, że sprawą interesuje się od pewnego czasu, to do chwili obecnej nie znalazłem niczego takiego, co mogłoby mnie przekonać, że tarcza w jakikolwiek sposób chroni Polskę.

Wręcz przeciwnie – doskonale pamiętam wywiad D. Tuska, podczas zeszłorocznej kampanii wyborczej, w którym wytykał on Jarosławowi Kaczyńskiemu ignorancję w tej właśnie kwestii, że Kaczyński nie zna założeń tarczy skoro myśli o niej jako o systemie obronnym terytorium Polski. Na własne uszy słyszałem. A teraz okazuje się, że jednak broni.

Chociaż... tak prawdę mówiąc Tusk i teraz nie próbuje przekonywać, że tarcza ma nas przed czymkolwiek obronić tylko, że wynegocjonowana w ostatecznym kształcie umowa przewiduje instalacje obok tarczy także i systemów rakietowych mających chronić miejsce jej lokalizacji, czyli baterie rakiet “Patriot”.

Poza tym teraz ja pozwolę sobie zwrócić Panu uwagę na to, że nigdzie w moich komentarzach nie znajdzie Pan nic co mogłoby świadczyć o tym, że miałbym liczyć na dobrą wolę Moskwy. W tym miejscu to raczej Pan widzi w moich tekstach coś więcej niż one w rzeczywistości zawierają.

Otóż, nie liczę na dobrą wolę Moskwy, której nie ufam ani za grosz. Więcej, wierze gorąco w jej złą wolę

i dlatego, jeśli ona sama twierdzi, że skutkiem instalacji tarczy będzie rozmieszczenie w obwodzie kaliningradzkim rakiet średniego i (lub) krótkiego zasięgu to wierze w te zapewnienia bez zastrzeżeń. Wierze na słowo.

W ten sposób zresztą odpowiadam na pierwsze pańskie pytanie. Instalacja tarczy spotka się z militarną odpowiedzią Moskwy, a ta z pewnością stanowi dla nas zagrożenie czyli osłabia nasz potencjał obronny.

Co do pytania drugiego to trudno mi coś pewnego przewidywać może poza tym, Rosjanie spełnią swoją powyższą groźbę wcześniej, zanim Amerykanie odstąpią od swojego projektu.

Już kończąc – nie chodzi mi o samopoczucie Moskwy czy też obawy przed jej groźbami i rewanżami – chodzi o to czy instalacja tarczy jest ich warta. Czy to wszystko NAM się opłaca. Bo do tej chwili nie jestem przekonany. Może Pan Igła, który zna się na militariach mnie przekona, bo to nie jest tak, że nie można w mnie w tej kwestii przekonać.

Co do roku 1612 to od tego czasu wiele układów złamano, wiele sojuszy nie dotrzymano – jak ten z września 1939 r. Boje się, że nasi politycy nie odrobili lekcji z historii i tak jak we wrześniu tak i teraz obstawiają jedną jedyną opcję. Tym razem opcję amerykańską.


Widzi Pan Panie Arturze,

zaczyna Pan od słowa “podobno”. A następnie wyciąga z niego wnioski. Dość daleko idące.

Ja wyciągam inne. Choćby dlatego, że kilka równie spektakularnych prób skończyło się fiaskiem.

Wyciągam też inne wnioski z ogólnej oceny naszej kondycji obronnej.

Na przykład takie, że nasz potencjał obronny wobec Moskwy nie może być niższy niż jest teraz.

I jestem za wszystkim, co może go poprawić. Głownie dlatego, że nie widzę innych zagrożeń. Militarnych, żeby była jasność.

Obawiam się, że się w tych kwestiach nie zgodzimy.

Pozdrawiam serdecznie


Szanowny niejaki Panie N

Na przykład takie, że nasz potencjał obronny wobec Moskwy nie może być niższy niż jest teraz.
I jestem za wszystkim, co może go poprawić.

Ależ ja też jestem.

Problem w tym, że nie jestem przekonany, że tarcza go poprawia.

Jak mnie ktoś przekona, że jednak poprawia to się być może zgodzimy. Póki co, pozostajemy przy swoim, no bo przecież nie chodzi o to aby się we wszystkim zgadzać.
(A tak poza protokołem to dużo u mnie zwyczajnej przekory, która może i nie pomoże ale też nie powinna nikomu i niczemu zaszkodzić.)

również pozdrawiam serdecznie


Panie N

najpierw pominąłem wszystkie komentarze ze słowem na M (wg.licznika 13 z czego celował w tym Lorenzo)

póxniej chciałem napisać jakis limeryk albo haiku o M, ale wyszło że pretensjonalne to utwory wychodzą i nie ze schematem np. haiku

Wczesną jesienią
liście i grzyby nie sypią
mortadela absmakiem

dlatego dałem sobie na wstrzymanie,

później pobiegałem po róznych dobrych postach przy których nie wpisałem nic bo nie przeczytałem na tyle uważnie żeby autora nie urazić własnym ograniczeniem w rzeczonych tematach

wyszło na to że niejaki N możliwe że się nie obrazi za wtrącenie M (pisane małą)
obiecuję neverever

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Panie Arturze,

mam wrażenie, że inaczej definiujemy “zero”. Dla Pana jest to punkt na skali, “poniżej” którego są wartości ujemne.

Dla mnie jest to zero bezwzględne. Ruszyć się można tylko w jedną stronę.

I przecież nikt nie ma do Pana pretensji, że ma Pan inne zdanie. OK, z tym nikt to trochę przesadziłem. Ja nie mam.

Pozdrawiam


Panie Maxie,

proszę takich rzeczy nie robić. Pan pisze jakiś dziwne rzeczy, wskutek których mój mózg z a rana wyprodukował takie o:

Maksymilian raz, z Podkarpacia,
Na pole, ciut świt, wyszedł w gaciach.
Gdy wrócił, powiedział: „Jemiole,
w Krakowie wychodzą „na pole”,
a ja jestem wszak z Podkarpacia”

Za co przepraszając – pozdrawiam


Panie NN

Ja wczoraj z trudem zrozumiałam komentarz Maxa.

Dzisiaj Pan, Panie NN od świtu wierszem mówi.

Dziwne rzeczy się dzieją, bardzo dziwne.

Już nie wspomnę o tym, że wstałam o jakiejś pogańskiej godzinie.

Ale, bo to piszący wierszem mężczyźni się nad kobietą użalą?

Pozdrawiam Pana z pochmurnego Poznania.


Panie N

się ubawiłem:))

przekażę jak spotkam wielce ukontentowany

prezes,traktor,redaktor


Pani Gretchen,

czy zauważyła Pani, że Poznań, to słowiańskie miasto z pruskim zamkiem, jest niedoreprezentowany na TXT?

No!

Więc proszę nie marudzić, że pochmurnie, tylko się przyczynić.

A limeryków proszę się nie czepiać, bo i o Pani jakiś napiszę, a Pani szanowna jest z Ochoty, co daje pretekst do zabawnych rymów

Pozdrawiam ostrzegawczo i idę krzywdzić bliźnich za pienądze


Na zdrowie Panie Maxie,

no!


Hm,

z chęcią bym poczytał jakiś jeszcze limeryk, może być o Gretchen np.

Jakby co to składam zamówienie.

pzdr


grześ

chyba czas notkę rozpocząć:)

prezes,traktor,redaktor


Obawiam się,

Panie Grzesiu, że jak pan sam sobie nie napisze, to Pan nie będzie miał.

Ze względu na rubaszność formy, o kobietach pisał nie będę

Pozdrawiam


No proszę

To ja tu sztuczną reprezentację tworzę, a za moimi plecami proszę co się dzieje!

Poza tym o tej porze to ja marudzę już na inny temat.

Lecz jednak pewną ulgę poczułam, że mimo gróźb Pan jednak nie będzie o mnie rymował ...

Pozdrawiam zmęczona cokolwiek, zastanawiając się...

A! Nieważne.


No niestety, obiecałem,

że o kobietach pisał nie będę. Ale przecież w każdym dobrym limeryku musi być kobieta. Więc jeśli założymy, że limeryk musi być o kimś z TXT, to w zasadzie o kobietach pojawiających się mimo można pisać.

Jakoś wybrnę.

Ale proszę się nie bać. O Pani Szanownej pisał nie będę.


Panie NN

Ależ ja się nie boję. Czego miałabym się bać?

Ja mam proszę Pana taką karmę, że…

No nieważne.


Karma karmą,

a limeryk limerykiem.

To co? Mam spróbować?


Panie NN

Pan się skonsultuje z Panem Y.

Ja wiem, że On zajęty jest i walczy ze sprzętem rozmaitej maści, ale może coś jednak powie?

Niech Pan spróbuje, najwyżej odniosę się w formie phi!

Pozdrawiam Pana wieczornie, rozmawiając z koleżanką o tym jakie absurdy w naszym pięknym kraju miejsce mają


Coś napisałem nawet, ale głupie,

a Pani niech za dużo o absurdach nie rozmawia, bo potem człowieka głowa boli.

Jak ostatnio tak w Poznaniu gadałem, to jeszcze wieczorem następnego dnia bylem jak kołowaty.

Pozdrawiam


Słówko o kobietach i internecie

Darmowy Hosting na Zdjęcia Fotki i Obrazki

albo nawet tysiąc słów

prezes,traktor,redaktor


Panie Maksie,

ja ja miewałem dziewczyny, to internetu wcale nie było…

Pozdrawiam


Panie NN

Nie rozmawiam o absurdach…

Albo inaczej.

Rozmawiam, ale dzięki temu obie leczymy się z własnej choroby, choroby którą się ma niby na własne życzenie, ale konsekwencje sa już nie do policzenia, nie do zważenia, nie do ocenienia.

Może być, że z tego będzie tekst. Może.

Bo może mi przejdzie.

Miejmy nadzieję, że tak.


Pani Gretchen,

przepraszam. Wydawało mi się, że Pani rozmawiają o naszym kochanym kraju realnego surrealizmu. Stąd moje niewczesne żarty.

Pozdrawiam, dobrej życząc nocy


Panie NN

Trochę racji Pan ma.

Początkowo tak było, ale oszczędzę Panu szczegółów.

Dopiero za chwilę zeszłyśmy na to, o czym pisałam powyżej.

Dobrej nocy Panie NN, dobrej nocy.


Subskrybuj zawartość