Na scenie i na widowni

Pan Y bawi się ostatnio formą. Oczywiście, że zawsze się nią bawił, ale ostatni bawi się bardziej niż kiedykolwiek.
Pan Y się bawi, ale czytelnicy to pewnie różnie. Jedni bardziej, bo akurat lubią taką manierę, a inni mniej, bo rozmaite stylizacje są rozpowszechnione i trochę opatrzone. Ale Pan Y chciał dzisiaj o czymś innym…

Pan Y jest alter ego. Ten nieco schizofreniczny status jest dla niego tym bardziej interesujący, że tak często nie jest do końca rozumiany przez odbiorców. Mylą go z N, a przecież N nie jest prawdziwym człowiekiem. Co najwyżej jest jedynie jaźnią fasadową. Czy jaźń fasadowa może mieć alter ego?

Pewnie, że może.

Jakiś starszy facet (Pana Y bawi, że akurat ten niezaprzeczalny fakt, jest tez najczęściej poddawany w wątpliwość), stara się szalenie, aby zrobić dobre wrażenie na czytelnikach i czytelniczkach. Oczywiście, na dłuższą metę, N, jako jaźń fasadowa byłby nudny. Wszelkie kreacje tego typu, są nudne i w społecznej komunikacji narażone na ujawnienie i kompromitację. Dlatego narratorem jest pan Y, któremu wolno znacznie więcej i którego zawsze można się wyprzeć. Zwłaszcza jak się w pośpiechu i bezmyślnie napisze, że w średniowieczu używano koni w rolnictwie.

Zabawne, że tak wielu czytelników bierze struktury narracyjne wprost. N opowiadał, że już w szkole średniej zdarzyło mu się napisać parodię monologu na Mont Blanc, w której to parodii pojawiała się karykaturalna postać ucznia szkoły średniej. Była wzorowana na szczególnie przez N nielubianym koledze, ale i tak nauczycielka uznała, że jest sam N i nawet polemizowała z poglądami, które on sam uznawał za śmieszne.

Także tutaj czasami ma kłopot, kiedy ktoś bierze jego pisaninę zbyt dosłownie. Dziś zorientował się, że kiedyś napisał, że N miał zaparowane okulary, a innym razem, że cieszy się nadprzyrodzonym wzrokiem. Jak widać, nawet jaźń fasadowa może być niedopracowana. Zwykle taka właśnie jest.

Ludzie szukają w twórczości odbicia rzeczywistości. W historii szukają nauki na przyszłość. W awatarach szukają prawdziwych ludzi. Zakochują się w bytach istniejących tylko w Internecie. Zmyślone historie czytają tak, aby odnaleźć w nich ślady rzeczywistości. Sprytni autorzy wrzucają w zmyśloną historię jeden, albo dwa elementy prawdziwe, a publiczność już widzi trzecie dna i w przemilczeniach szuka informacji. Bo każdy szuka siebie, swoich bliskich i swojego świata, opowiedzianego innym językiem.

Oczywiście, każda forma twórczości odbija rzeczywistość, odbijając pokręcone umysły swych twórców. Pan Y zastanawia się, jak wielu czytelników (jeśli w ogóle zdarzyli się jacyś czytelnicy) zastanowiło się, dlaczego ten banalny tekst znalazł się w dziale Polityka i gospodarka, skoro jego miejsce jest raczej w Prywatnie i osobiście, a i to jedynie dlatego, że dział Dewiacje i wyrzekania nie został uruchomiony. Ale może nie mają do końca racji.

Tekst ten powstał po lekturze i wysłuchaniu (ani N, ani Pan Y nie maja cierpliwości do dziennikarzy telewizyjnych) relacji z wizyty Premiera Rzeczypospolitej w Moskwie. Pan Y ma głębokie przeświadczenie, że był (jak zwykle) świadkiem wydarzenia artystycznego, bo przecież to, co myśleli sobie panowie Putin i Tusk nie dość, że jest niewiadome, ale i nikogo nie obchodzi.

Oceniamy przecież nie żywych ludzi, ale ich wszechmocne alter idem. Słuchamy tekstów doskonale wyuczonych na pamięć. Przyglądamy się dekoracjom i słuchamy skomponowanej do spektaklu muzyki.
I myślimy sobie, że oto Rosja spotyka się z Polską, mimo że po krótkim zastanowieniu musimy dojść do wniosku, że to w zasadzie pic na wodę i fotomontaż. Że decyzje ucierają się i zapadają gdzie indziej i kiedy indziej. A dziś po prostu odbyło się przedstawienie.

Pan Y nie wie, jakie będą skutki wizyty Premiera Rzeczypospolitej w Moskwie. Nie jest tak rusożerczy jak N, ale uważa, że obydwaj nie dożyją chwili, gdy Rosja będzie znowu na tyle silna, żeby być prawdziwie groźną i nie zamierza się tym przejmować. Chciałby korzyści gospodarczych, ale wie, że relacje gospodarcze powinny się układać same przez się. Dlatego jedyną wartość tej wizyty widzi we wprowadzeniu do scenariusza kilku zdań o otwarciu.

Z artystycznego punktu widzenia, wydaje się, że występy gościnne Premiera Rzeczpospolitej na scenach Moskiewskich należy uznać za udane. Jakie będą skutki dowiemy się za jakiś czas.

Pan Y trochę zazdrości pani Tuskowej tego, że kiedy już kurtyna zapadnie, a pan Tusk zmyje sceniczny makijaż, będzie mogła zadać proste pytanie: -No i jak było?

I być może otrzyma nawet odpowiedź.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Szanowny Panie Y (ukłony dla N też)

nieskromnie napomkne że mój pierwszy tekst polityczny na txt był o wrażeniach nt. ministrów i po tej Twojej notce uważam że tak ze dwa, (czy)trzy lata tak bedę miał- no chyba że zaleje nas jakiś bezmiar faktów z których się cieżko będzie opędzić bo na każdym blogu będzie jakiś chory njus, ale ma podobnie jak Ty nadzieję że nie dożyję tej chwili przed 90 urodzinami:)

słuchałem dzisiaj w Trójce jak gadali sobie były wice min. i poseł, patrzę sobie w tivi w domu a tam ci sami ludzie i gadają o tym samym, po każdym programi klepią się po plecach i piją tanie winka- jak ludzie, z krwi i kości, a sprawy załatwiają się gdzie indziej…

p.s przypomina mi się świetny tekst Lorenzo (jeszcze świeży) o dziennikarzach i politykach ZZDiP i to mnie już autentycznie smuci

pozdrawiam

Prezes , Traktor, Redaktor


Panie Maxie,

mnie to nie smuci.

Spektakle są ludziom autentycznie potrzebne.

Pamiętam, jak w 1956 ludzie gromadzili się wzdłuż trasy kolejowej, którą Gomułka jechał do Moskwy na rozmowy. Ci ludzie chcieli oglądać spektakl suwerenności. Podobnie niewierzący chodzili na msze papieskie w PRL, aby uczestniczyć w seansach wolności. Wcale im nie mam tego za złe.

Czasem tylko się boję, że sam w ten spektakl uwierzę i potraktuję swoją kartkę wyborczą, jak coś więcej niż bilet do teatru.

A tak, to zawsze jest ta odrobina suspensu: kupujesz do teatru, a na co ci sprzedadzą? Cyrk, kino, czy gabinet krzywych zwierciadeł…


...

...


Pani mnie z kimś myli

ustawicznie, Pani Magio.

Ja na Pani obecność i gadulstwo nigdy nie narzekam. Wprost przeciwnie. Łaknę jak kania dżdżu.

Poza tym, jeżeli akurat nie zapieni się Pani ze względów światopoglądowych, zawsze można liczyć na bystrość Paninego intelektu. Któż trafniej niż Pani utrafiłby w obydwie warstwy powyższego drobiazgu.

Co do polityki: to zawsze był spektakl i taki miał być. Majestat się tego domagał. Bez spektaklu zawsze ktoś mógłby zauważyć goliznę, prawda? To, na czym powinno nam zależeć, żeby artyści odgrywali z zaangażowaniem, bo mają płacone. I jak zamawiam clowna, to nie życzę sobie, żeby żałobny dziad mi odwalał Króla Leara. I vice versa...

A nasze internetowe alter idem? To zawsze jest bomba z opóźnionym zapłonem. Podziwiam tych, co pokazują swoje zdjęcia i podpisują tak jak w dowodzie. I już nawet nie pamiętam, dlaczego tak nie robię. Ale prawda o nas i tak się sączy po marginesach. Kiedyś w Usenecie miałem taką praktykę, że jak ktoś do mnie napisał na priv, to potem odpowiadałem, jako ja.

Ale jakoś mi przeszło i to chyba skutkiem cudzych, nie moich doświadczeń. Jedyne co mogę powiedzieć dobrego o sobie, w tym kontekście, to tylko to chyba, ze powstrzymałem się tym razem przed odmładzaniem się, choć to tak korci…


Szanowny Panie Yayco

Tym razem zawiodłeś mnie Pan przeokropnie.
Z nadzieją wtargnąłem na tekst Pański,licząc że wywoła on uśmiech na mym dostojnie zoranym zmarszczkami licu.

Po przesylabizowaniu wstępu szybko,żeś Pan moją nadzieję obrócił w matkę głupich.
A ja, proszę Pana,wyznaję,że “...nadzieja umiera ostatnia.

Może po głębszym namyśle wybaczyłbym Panu ten nietakt grubaśny.
Pan jednak okazałeś się modnisiem w polityce,szukając poklasku.
Czyżbyś Pan na widownię tu narzekać miał?

Gdybyś Pan dojrzalszym był w politycznych przepychankach,telewizornię ogladał i radia abonamentowego słuchał,wiedziałbyś Pan,że ta wizyta to
...nieprzemyślana i szkodliwa jest...
Tak powiedział pan prezes przy wtórze fałszywych patriotów.

Nie rozumiem,co Pan chcesz otumanionemu ludowi przekazać,robiąc z wizyty jakieś pseudo dramatyczne hocki klocki.

Na dodatek Pan uprawiasz tu jakieś podrywy niewiast szanownych.Coś Pan taki łasy i pazerny na wdzięki płci zmiennej,czyli odmiennej.

Ostrzegam Pana;trzymaj Pan fason i po krzakach,lub jaimś innym zbożu nie buszuj.

Pozdrawiam


Przykro mi Panie Zenku, że tak Pan to zrozumiał.

Nie jestem pewien, czy zgodnie z moją intencję, ale to już wina piszącego jak rozumiany nie jest adekwatnie.

Z tego co pan Pisze wynika, moim zdaniem, tylko, że sama idea wystawienia przedstawienia Wizyta w Moskwie nie wszystkim się spodobała. Nie dziwi mnie to. Ze sztuką już tak jest.

W kwestii niewiast, to chyba nie wiem o co Panu chodzi. A nawet nie chcę.

Za ostrzeżenie dziękuję, ale proszę nazbyt nie liczyć na to, że moje pisanie zawsze się będzie wszystkim podobać. Także Panu.

Przyznam, że byłbym zadowolony, gdyby się podobało samemu autorowi, a i to wydaje się mało prawdopodobne.

Pozdrawiam i ja Pana


...

...


To, że trudno

powiedzieć, że politycy bawią nas formą a nawet swoją obecnością czy działaniem jak nietrudno zgadnąć, niewielu zauważa.
Raczej żałość wzbudzają.
Nieco filozoficznie podchodząc, to myślę, że im bardziej żałośni tym państwo i Polacy maja sie lepiej.
Bo Polska jest jak internetowy byt wymienny. Jest fasada po której skaczą politycy nie dostrzegając, że jest to ściana ogrodzenia w ZOO a oni robią za pawiany pokazujące goły tyłek. Wokół nich uwijają się medialne szympansy i paliwody.
Za tą fasadą dość sprawnie działa prawdziwe Państwo Polskie i Społeczeństwo. Życie się toczy, jedni sie rodzą drudzy umierają, jedni zdobywają fortuny, drudzy je tracą, taksówki kursują, chleb jest w piekarniach a krowy na pastwiskach, gdzie indziej złodziejaszek odjeżdża na skradzionym rowerze, nawet PKP ma rozkład jazdy.
Jakoś to działa, przeważnie do momentu aż przychodzi jakiś rusek albo niemiec i dotknięciem palca obala fasadę.
Niedobitki pawianów i szympansów odnajdują się potem razem z ich kochankami i wyciągami ze szwajcarskich kont na zaleszczyckiej szosie a “obcemu” odsłania się pulsujące mrowisko w którym może grzebać kijem.

Po jakimś czasie i w sprzyjających okolicznościach, mrówki wkurzone na kij zaczynają wznosić kolejna fasadę na której o dziwo bardzo szybko rozmnażają się pawiany i szympansy.

Ale teraz fasada kruszeje nie na skutek “obcego” tylko za przyczyna internetu, który jest jak powój wciskający się w każdą szparę i łapiący pawiany i szympansy za nogi.
A one strasznie się burzą, no bo jak to, ktoś be z twarzy, nazwiska, nie istniejący w rzeczywistości, nie dysponujący rakietami ani czołgami zabawia się w sąd, prokuraturę a nawet wymierza kary więzienia lub ośmieszając obala?

Oni nie chcą się tak bawić i wypuszczają do ataku różnych paliwodów a ci w naiwności swojej sądzą, że robią na kimś wielkie wrażenie.

Nie robią, bo przychodzi jakiś Yayco albo jakiś Jarecki i zaczynają kręcić korbą internetowej kataryny, doskonaląc co?
Ano formę.
Która może działać czasem jak pułk czołgów a czasem jak beczka pełna śmiechu.

P.S.Tak właściwie to pewnie nie na temat napisałem? Text czytałem wczoraj a komenta napisałem dzisiaj ale jak się wyspałem, to właśnie takie skojarzenie przyszło mi do głowy. A skojarzenia bywają groźne, także dla piszącego. Albo śmieszne.

Igła


Pani Magio,

proszę pamiętać, że poza ograniczeniami technicznymi, istotną rolę odgrywają oczekiwania widowni.

Wystarczy porównać środki wyrazu, którymi posługują się bohaterki i bohaterowie rozmaitych novelas z tymi, które przynależą awangardowemu teatrowi.

Na przykład, ci pierwsi wcale nie przeklinają , a ci drudzy wyłącznie. W oczywisty sposób nie świadczy to przecież o wychowaniu i kulturze aktorów, ale o oczekiwaniach widowni.

Tak jest i u nas. Zarówno na scenie politycznej, jak i blogowej.
Jak Ktoś czeka na Kościuszkę pod Racławicami, to nie znajdzie satysfakcji na Nocy listopadowej. I vice versa.

A artysta się miota, w bezsensownym i pozbawionym szans na sukces, usiłowaniu spodobania się wszystkim.

PS Niepokoi mnie odkrywanie przez Panią źródeł moich inspiracji twórczych.
Zawsze byłem admiratorem Tarzana i pisząc, co poniektóre historie, odwołuję się do najwcześniejszych, niemych właśnie, ekranizacji. Ot choćby postać naszego niestrudzonego badacza kultury Bola:

darmowy hosting obrazków


Dlaczego nie na temat? Na temat?

Bo przecież to w końcu publiczność wybiera sobie spectaclum, a nie odwrotnie.

Internet tworzy nową publiczność, ułatwia weryfikowanie informacji, a przez (pozorną) anonimowość wzmaga odwagę.

Jak publika idzie do innego teatru, to teatr plajtuje. Oczywiście, pod warunkiem, że nie żyje z samej tylko dotacji.


...

...


Ja, Pani Magio,

tylko tak zgaduję...


Panie Yayco

czytelnik w mojej osobie niezwykle dobrze się bawi dzięki tej formie, w jaką Pan ubiera swoje myśli.

Niestety, to znaczy moim zdaniem niestety, są tacy co całe życie muszą na scenie a zmywanie jednego makijażu odsłania jego kolejną warstwę jedynie.
Oczywiście każdy z nas musi na różnych scenach wystepować. Zdrowo jest wtedy, kiedy wiemy że to tylko scena, i mamy świadomość kiedy należy z niej zejść bo przedstawienie się skończyło.
O granice mi chodzi.
Jeśli Pan Premier odpowiedziałby żonie jak Putinowi to już przecież o czymś niedobrym by świadczyło.


Pani Gretchen

Pani to musi, że się jakiegoś Goffmana naczytała zanadto.

Ale może to i prawda, skoro niektóry warszawski artysta, to musi obskoczyć ze trzy teatry, a taki znowu “ekspert”, to w pięciu telewizjach jednego wieczora, to samo trzy po trzy musi powiedzieć.

Coś tu jest na rzeczy, bo to faktycznie śmiesznie, jak gość się tylko lekko obmyje i mu spod ledwie wytartego hamleta Papkin prześwituje, albo za przeproszeniem Felicjan Dulski, mój mistrz i nauczyciel.

A jak ktoś nad granicami nie panuje, to powinien pracę zmienić.

A na koniec, to chciałem zapytać, kto to jest ten czytelnik w Pani osobie? Ale może nie zapytam, bo to jakoś nie uchodzi.


Panie Yayco

Oczywiście, że nie uchodzi więc udam ślepą i zmilczę!

Miło to zawsze, że choć w cząstce się Pan ze mną zgadza :)


Hi hi

jak w temacie


Subskrybuj zawartość