Konformiści. Nauczyciele i uczniowie

Jakiś czas temu pozwoliłem sobie przypomnieć opinię Roberta K. Mertona, chwalącą konformistów. Ktoś się wzburzył.

Ale ja nie jestem od tego, żeby w blogu tłumaczyć zawiłości koncepcji anomicznych zaburzeń ładu społecznego. Naprawdę.

Potem z pewnym zdziwieniem obserwowałem dyskusję o plotce, dotyczącej nagrody dla wybitnego astronoma, a zarazem SBeckiego podręcznego. Najbardziej dziwiło mnie to, że plotka może być traktowana, jako źródło sporu o pryncypia. Plotka o nagrodzie miała zmienić prawdę o człowieku i drogach jego dochodzenia do sukcesu. Zabawne. Dziwny to kraj, gdzie ludzie mając do czynienia z prawdziwymi problemami wymyślają sobie nieprawdziwe. Naprawdę.

Kiedy indziej wywodzono, że generał podporządkowanej sowietom armii, Minister Obrony Narodowej, premier rządu marionetkowego państwa, przewodniczący niekonstytucyjnej junty i szef lokalnej kompartii nie może być oceniany, bo to nie on podejmował decyzje? Zabawne. Bardzo zabawne. Naprawdę.

Jakoś to się zbiegło dzisiaj z dwoma wydarzeniami. Zacznę od późniejszego.
Wczesnym popołudniem, kiedy szukałem czegoś na półce z bibułą wpadła mi w oczy jedna z książek Aleksandra Zinowiewa – Świetlana przyszłość.

Zmarły dwa i pół roku temu Zinowiew jest w Polsce praktycznie nieznany. Niektórzy może wiedzą, że to on ukuł termin homo sovieticus. Naprawdę.

Postać ciekawa. Po studiach wskutek donosu był aresztowany, ale uniknął zsyłki lub tego gorszego, co wtedy nazywano karą 10 lat obozu poprawczego, bez prawa korespondencji, a co oznaczało po prostu dziurę w tyle głowy. Na ochotnika wstąpił do Armii Czerwonej, był kawalerzystą, czołgistą i lotnikiem w czasie wojny. Naprawdę.

Po wojnie zrobił karierę naukową. Uznany filozof i logik. Pisarz. Opublikowanie Przepastnych wyżyn (po polsku książka nigdy nie ukazała się w całości, ale obszerny wybór fragmentów można znaleźć w Internecie) w emigracyjnym wydawnictwie spowodowało zwykłe konsekwencje – pozbawienie wszystkich tytułów naukowych, odebranie orderów (w tym wojennej Czerwonej Gwiazdy) i usunięcie: najpierw z kompartii, a potem z pracy (kierował katedrą logiki na MGU). W zamian za to otrzymał paszport i wyjechał za granicę (co ciekawe – wcześniej wielokrotnie zapraszany na konferencje naukowe za granicę, nigdy na żadnej nie był). Mieszkał w Monachium i trochę w Finlandii, wykładał logikę, pisał eseje polityczne i powieści. Wrócił do Rosji w latach dziewięćdziesiątych i… krytykował nową Rosję, chwaląc porządek breżniewowski.

Dziwny facet. Naprawdę.

Leży przede mną Świetlana przyszłość, wydana przez NOWą w 1986 roku. Mam wrażenie (może mylne) że nie wydawano go w Polsce po 1989 roku. Szkoda.

Nie będę streszczał powieści. Dobra jest. Kopnęła mną tak, że chodziłem długo jak kołowaty. Inaczej niż Przepastne wyżyny, albo Dom wariatów ( Желтый дом, którego fragmenty wydało wydawnictwo Wola jako Apologię praktycznego nierozumu), jest to powieść mało śmieszna i bardzo intymna. I przerażająca. Naprawdę.

Bohaterem i narratorem jest dobrze ustawiony, choć może mało kreatywny pracownik sowieckiej nauki. Konformista w randze profesora. Taki, który dba o to, żeby iść z prądem, a partia mu za to szczodrze płaci. Ma rodzinę i przyjaciela – Antona. Anton (oczywiste alter ego Zinowiewa) ma genialny umysł, ale miał pecha, ktoś na niego doniósł. Łagry, kompania karna. Zmarnowane życie poddanego szóstej kategorii. Takie te.

Anton nie jest konformistą. Mówi co myśli i pisze książkę o tym jak jest naprawdę. Nie ma stopni naukowych i funkcjonuje głównie dlatego, że narrator mu pomaga. Materialnie. Załatwiając jakąś nisko płatną pracę w Instytucie jakim kieruje. Takie tam. Trochę korzystając z jego pomysłów. Pozwala mu redagować swoje prace. Dzieci narratora mówią do Antona – wujku.

Nie będę streszczał tej książki. Nawet jakbym miał czas i miejsce, to nie będę jej streszczał, bo ona mnie wciąż, po latach trzyma za gardło. Naprawdę.

Rzecz się kończy tragicznie. Córka narratora dowiaduje się, że to on, jej ojciec, doniósł na Antona. Nie może się z tym pogodzić i popełnia samobójstwo. W powieści poświęcono temu tak ze trzy akapity. Narrator trafia do szpitala, ale wraca do zdrowia i do walki ideologicznej.

Są tam też inne wątki, ale to już trzeba samemu.

Czytałem tę historię z narastającym przerażeniem. Przeczuwałem konkluzję i balem się o niej pomyśleć. Narrator, jak to narrator przedstawia swoje racje. Broni konformizmu. Mówi o rodzinie, nauce, potrzebie pracy dla dobra socjalistycznej ojczyzny. Uważa się za krytyka status quo. Ma w pogardzie głupców i sługusów. Jest lepszy od nich. Naprawdę.

Czytelnika dziwi, bo ma dziwić, to, że wszystko wskazuje na to, że Anton mu wybaczył. Pogodził się z tym, że go zdradził przyjaciel. Pogodził się nawet z tym, że odebrał mu kobietę, którą Anton kochał. Kobietę co prawda odzyskuje i razem z nią odwiedza narratora w szpitalu, pomaga wrócić do rzeczywistości.

Ale czytelnik nie wybacza. Ja nie wybaczyłem. Gryzie mnie ta spowiedź konformisty, którego konformizm zbudowany jest na zdradzie i cudzym zmarnowanym życiu. Obwiniam go za śmierć córki.

Słowa mają wiele znaczeń. Znaczenia słów mają kontekst historyczny i społeczny. Nasze oceny mają też nasz prywatny kontekst: doświadczenia i wartości, które deklarujemy. Jak dobrze pójdzie, to także wartości, które wpływają na nasze zachowania. Naprawdę.

Łatwo jest mówić o tym, że konformista zapewnia trwałość ładu społecznego. W ogólnym planie społecznym. Trudniej mówić o pojedynczym konformiście. Zwłaszcza takim, którego konformizm można powiązać z krzywdą innych. Takim jak Wolszczan. Takim jak Jaruzelski.

Czym innym jest ocena uogólniona, czym innym oceny subiektywne. A jak wyzwolić się z subiektywizmu, oceniając własne życie i tych, którzy je psuli?

Nie potępiam konformizmu jako takiego. Łatwo znajdę u siebie przykłady zachowań konformistycznych, choć, na szczęście w innej skali i w innym wymiarze niż wu tych dwóch panów. Nie należałem, nie odbywałem, nie byłem. Złożyłem stosowne oświadczenie i nie widziałem w tym nic złego. Naprawdę.

Wątpliwości przychodzą do mnie, jeśli ktoś uzasadnia swój udział w Wielkiej Zbrodni (a za taką mam dyktaturę komunistyczną, winną śmierci wielu i zniszczenia życia innych, jeszcze liczniejszych). Czy mogę zaakceptować takie wytłumaczenie?

Znajduję wytłumaczenie dla konformistów, którzy wstępowali do partii, żeby mieć łatwiej. Dla tych co chodzili na pochody (co prawda tylko w podstawówce, ale też chodziłem, bo mi kazali). Dla tych, którzy ukrywali swoją wiarę, aby awansować. Dla tych, którzy woleli cicho siedzieć, zamiast zaprotestować. Wiem, że nie musieli tak robić, bo wielu wybrało trudniejszą drogę. Ale nie oskarżam ich.

Znajduję zrozumienie nawet dla tych co podpisali, ale nie bali się do tego potem przyznać. Nie bali się przeprosić. Pozwolili obiektywnie ocenić zło, w którym uczestniczyli. Nie będą już moimi przyjaciółmi, ale umiem im wybaczyć. Zgodnie z nakazem Wiary.

Nie znajduję wytłumaczenia dla działaczy systemu komunistycznego. Nie znajduję dla generałów. Nie znajduję dla donosicieli. Nawet jeśli nie oni podejmowali najważniejsze decyzje, to dzięki takim jak oni, były one realizowane. Nie przekonuje mnie argument, że gdyby nie oni, to przyszli by gorsi. Nie można tego dowieść. Nie odmawiam im nagród, do których doszli inną drogą. Ale żadna nagroda, najbardziej nawet zasłużona, nie zmieni mojej o nich opinii.

Nie mogę pojąc tych, którzy uważają, że talent, zasługi (często subiektywnie widziane) albo ogólne uwarunkowania usprawiedliwiają działania przeciwko innym ludziom.

Nie akceptuję pogardy dla ofiar, uzasadnianej tym, że sprawcy mieli większy talent.

Naprawdę.

Dlaczego o tym dziś piszę?

Chyba dlatego, że odwiedziłem dziś rano Pałac Kazimierzowski. W Pałacu Kazimierzowskim (Rektoracie Uniwersytetu Warszawskiego) można obejrzeć wystawę, poświęconą historii najstarszego z wydziałów UW. Starszego niż UW. Jednym z eksponatów są agenturalne sprawozdania, przedstawiające wypowiedzi profesorów, przykładowo pochwalających to co kompartia robiła na uczelni w marcu 1968 roku i później. Ciekawy dokument. Naprawdę.

Początkowo wywieszono fotokopie protokółów. Ale ktoś doszedł do wniosku, że to niedobrze. Nazwiska zostały zamazane.

Nie wiem, kto to zrobił i nie wiem jak to uzasadniał.

Mam dziwne wrażenie, że tym, iż poza tym byli to wybitni uczeni. Może nawet nauczyciele tych, którzy teraz mogą wymazywać nazwiska.

Nauka nie poszła w las.

Naprawdę?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Szanowny Panie Y.

Wymagamy od ludzi zbyt wiele. Żeby byli przyzwoici. Żeby umieli przyznać się do błędu. Żeby nie brnęli w kolejne kłamstwa.

Mamy też irracjonalne odczucie, że od kwiatu polskiej inteligencji, środowiska naukowego, należy wymagać więcej.

Niestety, rzeczywistość jest inna. Środowisko naukowe, jeśli rzecz jasna wolno mi uogólniać, nie wyróżnia się na korzyść od reszty społeczeństwa. A, mam wrażenie, wyróżnia się na niekorzyść skłonnością do bagatelizowania własnych, niezbyt etycznych, postępków w przeszłości.


Panie Oszuście,

ja bym nie uogólniał.

Już o tym kiedyś pisałem. Ja w ogóle nie widzę tutaj jednolitego środowiska.

Ale w tym Pan ma rację, że jak się chce innych pouczać, toby warto było od siebie zacząć.

A, że kwiat nauki polskiej boi się rozliczeń, to oczywista jest oczywistość.Wystarczyło popatrzeć jakiego ogniopióru dostali co poniektórzy, kiedy w ubiegłym roku ogłoszono powszechną lustrację. Potem ustawę zmieniono i lustracja objęła zaledwie kilka procent tego środowiska (jeśli uznamy, że takowe istnieje, choćby jako demograficznie wyodrębnialna populacja).

Pozdrawiam serdecznie


>Panie Yayco

Przed trzema dniami otrzymałam od Pana list, w którym przeprosił mnie Pan za „opieszałość w dochodzeniu do elementarnych wniosków”. Zamieścił Pan również stosowny komentarz w poprzedniej notce na swoim blogu.

Niezorientowanym pragnę wytłumaczyć, że owa opieszałość polegała na całkowitej ignorancji i braku jakiejkolwiek odpowiedzi na moje przeprosiny, które swego czasu do Pana skierowałam.

Pańska eufemistycznie rzecz ujmując „opieszałość” trwała około sześciu miesięcy.

Właściwie mogłam skwitować Pańską niewczesną skruchę słowami „lepiej późno niż wcale” i zakończyć tę przykrą ( w każdym razie dla mnie przykrą) sprawę wzajemnym przekazaniem sobie znaku pokoju.

Mogłam… i szczerze mówiąc chciałabym aby tak się to skończyło.

Niestety Panie Yayco, w kontekście Pańskich ostatnich działań i wypowiedzi na TXT szczerość Pańskich intencji jest bardzo wątpliwa, jeśli w ogóle można tu mówić o jakiejkolwiek szczerości.

Tak naprawdę to przypuszczam, że owe przeprosiny wcale nie były skierowane do mnie, lecz miały jedynie na celu udowodnienie tekstowiskowej publice jakim to szlachetnym i wspaniałomyślnym Pan jest czlowiekiem. W przeciwieństwie do niektórych blogerów, którym słowo „przepraszam” nie chce przejść przez klawiaturę, Pan jawić się miał jako chlubny wyjątek, prawdziwy arbiter elegancji i kultury.

Za jednym zamachem przeciągnąłby Pan na swoja stronę starego wroga i pognębił nowych przeciwników. Machiavelli by się nie powstydził.

Przykro mi Panie Yayco, tym razem się nie udało.

Mam wrażenie, że zgubił Pana zbytni pośpiech. Nie mam oczywiście na myśli półrocznego zwlekania z jakąkolwiek reakcją na mój SZCZERY list ;)

Rzecz w tym, że Pańskie przeprosiny miały miejsce w czasie, gdy zaangażował się Pan w spór o całkiem inne przeprosiny, które według Pana należą się jednej z blogerek.

Czy zdaje Pan sobie sprawę z tego, jak groteskowo brzmią przeprosiny kierowane do mnie, podczas gdy kilkanaście wersów powyżej wyraża Pan swoje święte oburzenie przywołując jednoznacznie przypadek sprzed półrocza gdy to rzekomo Pana obraziłam?

Czy ma Pan świadomość jaką obłudą jest domaganie się przeprosin w sytuacji, gdy samemu totalnie ignoruje się cudze przeprosiny? No ale przecież Pan w końcu nie zignorował, Pan doszedł do “elementarnych wniosków” w stosownym momencie !

I tylko nie przewidział Pan jednego – tego mianowicie że Delilah bardzo szybko zorientuje się jakie są Pana prawdziwe intencje i nie zgodzi się aby traktować ją instrumentalnie i rozgrywać niczym pionek na towarzyskiej szachownicy.

W aktualnej notce pisze Pan, że umie Pan wybaczyć, zgodnie z nakazem wiary. Jest Pan pewien Panie Yayco?

Napisał Pan również: „Nie mogę pojąc tych, którzy uważają, że talent, zasługi (często subiektywnie widziane) albo ogólne uwarunkowania usprawiedliwiają działania przeciwko innym ludziom.”

Pan daruje, ale o ile w kwestii umiejętności wybaczania ma Pan poważne braki, to akurat powyższe słowa nie powinny Panu nastręczać problemów ze zrozumieniem. Wiem to z autopsji. Podejrzewam ze nie tylko ja.

Przypuszczam, że najpierw bardzo się Pan zdziwi pojawieniem się mojego komentarza na swoim blogu, natomiast obawiam się, że po jego lekturze znów wybierze Pan ucieczkę w obrażanie się. A ja nie mam najmniejszego zamiaru Pana obrażac, chcę tylko coś Panu uświadomić.

Chcę rownież aby Pan wiedział, że jeśli o mnie chodzi, to nie mam problemów ani z przepraszaniem, ani z wybaczaniem, choć często mam problem z nakazami wiary.

Przepraszać i wybaczać potrafię jednakowoż bez żadnych nakazów.
Przepraszam wtedy gdy uznaję że zawiniłam, a wybaczam wtedy gdy ktoś zawinił wobec mnie i SZCZERZE tego żałuje. To przecież takie Proste, panie Yayco…

I tylko dziw bierze, że istnieją ludzie znajdujący upodobanie w komplikowaniu najprostszych spraw sobie i innym.


Szanowna Pani Delilah,

Cóż ja mogę powiedzieć?
Mógłbym uciec w złośliwości i stwierdzić , że ignorować, to nie to samo co wykazać się ignorancją. Ale to byłoby głupie i niesprawiedliwe wobec Pani.

Nie zamierzam też Pani przekonywać, że moje przeprosiny za zignorowanie przeprosin były szczere, i że nastąpiły w związku z tym co się działo na TXT, ale nie po to, aby to do czegokolwiek wykorzystać. Obawiam się, że Pani nie przekonam.

Co więcej nie zamierzam się obrażać, bo już mi przeszło obrażanie się na Panią.

Do co się stało na TXT właśnie pokazało mi, że to obrażanie się było głupie. I tyle.

Nie mam żadnych środków, aby przekonać Panią do szczerości moich intencji. Brałem to pod uwagę.

Ponieważ zdecydowała się Pani pisać o prywatnej korespondencji, pozwolę sobie powtórzyć w tym miejscu, to co napisałem prywatnie:

„Jeśli zechce Pani uznać, że moje przeprosiny są wystarczające,
będzie mi miło.

Jeśli nie, zrozumiem, proszę jednak w takim razie jeszcze przyjąć
wyrazy ubolewania z mojej strony i moje stanowcze oświadczenie, że nie
żywię już do Pani urazy.”

I tyle Proszę Pani. Jak rozumiem właśnie tak się stało. Czemuż miałbym się obrażać? Moje słowa wiążą mnie i już.

Powtórzę raz jeszcze: nie mam środków, ani narzędzi, aby przekonać Panią do szczerości moich intencji.

Dziękuję, że Pani zajrzała, pozdrowienia załączam


I jeszcze jeden drobiazg, Pani Delilah,

w tej notce napisałem o tym, że czasem nie umiem wybaczyć. To wydawało mi się ważniejsze.

Pozdrawiam raz jeszcze


-->Yayco

Panie Yayco,

proszę wybaczyć nieoczekiwane pojawienie, raczej spontaniczne, ale chciałbym złożyć Panu wyrazy poparcia i uznania za tę notkę. Napisał Pan o rzeczy tak pierwotnej i elementarnej, że byłoby dobrze, gdyby Pan wiedział, że na świecie są inni ludzie, którzy myślą podobnie, i jakby co – potwierdzą logikę Pana wywodu. Wspomniana “rzecz” jest na tyle pierwotna i elementarna, że pisanie o niej niekiedy trudno wybaczyć. Raz jeszcze – szacunek.

referent Bulzacki

PS. Wspomniał Pan o wystawie na “moim” Wydziale, rzeczywiście starszym od Uniwersytetu, która jest kroplą w morzu potrzeb. Gdybym był optymistą, powiedziałbym – dobre i to, ale nie jestem optymistą. Pozdrawiam.


Wszelki Duch... Panie Referencie!

Trochę mnie zatkało, bo już naprawdę nie wiem czego się pod tą notką mogę spodziewać!

I dzięki za słowa wsparcia, jakkolwiek w tym przypadku nie jestem optymistą, podobnie jak Pan. Powiem nawet tak, że w świetle tego, co opisałem, jestem w mniejszym jeszcze stopniu optymistą, niż bylem wczoraj.

Pozdrowienia serdeczne


>Panie Yayco

Zna Pan zapewne powiedzenie: “Nie wierzcie Grekom, choćby przynosili dary?”
Ono całkiem dobrze oddaje mój aktualny stosunek do Pana. I proszę sobie wyobrazić, że ma to miejsce całkowicie poza kontekstem własnych doświadczeń.

Czy to się zmieni i czy uwierzę w szczerość Pańskich intencji zależne jest tylko i wyłącznie od Pana i bynajmniej nie będą miały na to wpływu tekstowskowe relacje między Panem i mną. Te (o ile będą miały miejsce) potrafię wziąć w nawias.

Co do jednego zgadzam się z Panem całkowicie: obrażanie się nie tylko jak Pan napisał było, ale i jest głupie. Zwłaszcza obrażanie się jednego internetowego awatara na drugi. A skoro obrażanie się jest głupie, to i wybaczaniu trudno mówić w potocznym tego słowa znaczeniu.

Wspomniał Pan, że czasem nie umie Pan wybaczyć. Czasem nikt nie umie i nie ma w tym nic dziwnego. Ale to “czasem” przywodzi na myśl sytuacje zgoła odmienne od blogowych przepychanek. Tu wystarczy wykazać się jedynie większym dystansem wobec własnego awatara.

Życzę więcej dystanu i …. optymizmu Panie Yayco. To z reguły bardzo w życiu pomaga. W życiu blogowym również.

Ukłony


Pani Delilah,

ja nic Pani nie oferuję. Żadnych darów.

Ujmijmy to tak: starałem się posprzątać. Jak się okazało przedwcześnie. Mniejsza z tym.

Proszę też przyjąć (co nie znaczy uwierzyć), że to czy Pani uwierzy w szczerość moich (a lbo jeśli Pani tak woli – mojego awatara) jest dla mnie drugorzędnej wagi. Bez urazy.

To co zrobiłem nie miało na celu wywołania jakichkowlwiek Pani zachowań, ani zaniechań. Zrobiłem to z czysto egoistycznych pobudek – chciałem mieć o jedną rzecz na sumieniu mniej. I proszę sobie wyobrazić – mam. Niezależnie od tego, jakie jest w tej kwestii zdanie Pani.

W jednej kwestii się z Panią zgodzić nie mogę. Bp zgadzam się, że obrażanie się jest głupie. Zgadzam się, że wybaczanie (w tym kontekście) nie znaczy tego, co w realnym życiu.

Ale pozwoli Pani, że będę się trzymał mojego dość świeżego odkrycia,że przepraszanie jest w świecie awatarow dowodem odwagi. Może nawet bardziej niż w realnym życiu, a to ze względu na to w czym się z Paną właśnie zgodziłem.

I nie o moim przepraszaniu mówię, bo co to za przepraszanie za zignorowanie przeprosin? Żadnej to, jak sama Pani zauważa, odwagi to nie wymaga. Głupota jakaś.

Odważne jest przeproszenie za coś, co się samemu uważa za zło, wyrządzone innemu człowiekowi.

Nie o sobie mówię, a o Pani. I może sobie Pani uważać, że to nieszczere, instrumentalne, albo co tam jeszcze, ale będę się opierał, że jeśli ktoś, kto nie miał odwagi przeprosić, chowa się za Pani plecy, bo miała Pani odwagę mnie obsobaczyć (mniejsza czy sprawiedliwie) to coś jest w tym osobliwego.

A co mojego dystansu, do awatara… No cóż... Nie narzekam, Droga Pani, naprawdę.

Zaś co do pesymizmu, to wyraziłem go nie globalnie, tylko w pewnej kwestii szczegółowej, w której moja opinia spotkała się z opinią pana Referenta.

Zasadniczo jestem optymistą. Mam tak od kilku miesięcy. Powoli się z tą postawą godzę.

Niech Pani spojrzy: tak czy inaczej udało nam się, po pół roku, porozmawiać ze sobą.

Czyż to nie jest optymistyczne?

Pozdrawiam


Panie Yayco

są takie notki kiedy nie bardzo jest coś więcej dodać, by nie narazić się na śmieszność wywodu,

ten post ma znaczenie

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie,

widzi Pan – nie wiem.

Jeżeli przyjąć tezę, uprawdopodobnioną powyżej, że ja wszystko robię z rozmysłem, to ten tekst musi być potraktowany jako moja kolejna manipulacja.

Cieszą mnie Pana słowa, jak i Referenta, ale wie Pan (i nie tylko Pan), że miałem kłopot z kolejnym tekstem. Nie pisałem tego publicznie, ale dla kilku co najmniej osób nie jest tajemnicą, że uważałem, że swoim poprzednim tekstem i komentarzami postawiłem się poza nawiasem TXT.

Ale szlag mnie dzisiaj na tej wystawie trafił. i nie potrafiłem się powstrzymać.

Teraz sprawiedliwie zbieram za to baty.

Ale dzięki, tak czy inaczej


Hm,

“Nie pisałem tego publicznie, ale dla kilku co najmniej osób nie jest tajemnicą, że uważałem, że swoim poprzednim tekstem i komentarzami postawiłem się poza nawiasem TXT.”

Hm, a moge wyrazić swoje zdania, że uważam, że niesłusznie pan uważał, że się pan postawił poza nawias jakikolwiek?
Znaczy wg mnie.

Pozdrawiam.
I znikam.


Dzięki Panie Grzesiu,

ale łatwo dostrzec, że opinie są podzielone w tej kwestii i nie ma co szklić, że jest inaczej.

Pozdrowienia


Ciekawe

aż nie wierzę że z grzesiem się zgadzam

więcej optymizmu, znaczy jeszcze więcej

prezes,traktor,redaktor


Przyjdzie mi, Panie Yayco,

opowiedzieć Panu pewną przypowieść, mniej lub bardziej dotyczącą tematu. Zależy jak na to spojrzeć.

Oto w pobliżu miejscowości X. żylo dwóch sprawiedliwych A. i B. W dwóch rożnych przysiólkach. Jeden z nich – A – staral sie pomagac wszystkim, lagodnie strofując grzeszących. Drugi – B – pomagal tylko tym, którym, jak uważal, pomóc jeszcze bylo można.

Miejscowa ludność zachowywala się i żyla normalnie: na zewnątrz czcila bogów oraz przestrzegala praw przez nich wyznaczonych, a wewnatrz swojej spoleczności popelniala zwykle grzechy i występki: byly to klamstwa, kradzieże, wiarolomstwo, drobne oszustwa etc., aczkolwiek zdarzalo się, że ktoś kogos zabil. Tyle, że wiedza o tych wszystkich występkach i przestępstwach pozostawala jak zwykle wśród swoich.

Pewnego dnia A doszedl do wniosku, że trzeba ludności przemówić do sumienia, że dość tej hipokryzji. Wybral się więc na rynek w X i otwarcie zacząl krytykować grzechy, a przy tym i wspomnianą hipokryzję.

Jego kazanie wywarlo odpowiedni i pożądany przezeń skutek, choc nie jestem pewien, czy akurat w takim wymiarze. Oto bowiem ludność miejscowa postanowila zrzucić maski hipokryzji i zaczęla dzialać z otwartą przylbicą, czyniąc publicznie to, co do tej pory robila w ukryciu, zachowując te dzialania w tajemnicy. Choćby i poliszynela.

Pierwszą rzeczą, jaką obywatele miejscowości X uczynili, bylo ukamienowanie sprawiedliwego A. Kiedy B, dowiedziawszy się o tragedii A wyslal swych slużących do X, ci nie znależli już w tej miejscowości nikogo żywego.

Pozdrawiam Pana, Panie Yayco, nieco smutny z powodu opowiedzianej historii


Ja jestem optymistą Panie Maxie,

no.

I bardzo proszę Panów, żeby mi tu nie powoływać do życia grupy wsparcia. Nie ma potrzeby.

Ja zdaję sobie sprawę z tego, że to co robiłem przez ostatni tydzień było kontrowersyjne.

Ale nie zamierzam się wycofać z żadnego słowa jakie wyszło spod mojej klawiatury.

Osobiście uważam,że parę rzeczy się wyprostowało, jakkolwiek uważam też, że (tu po raz kolejny trzeba przyznać rację pani Delilah) mój kapitał tutejszy się wypłukał i muszę sobie zapracować na nowy. Jeśli dam radę.

Nie tylko mój, mam wrażenie, bo nie wszystko się wyprostowało.

Pozdrawiam


Panie Lorenzo,

co Pan mi za horrory opowiadasz?

Same trupy, cholera!

Mam dziwne wrażenie, że robię teraz za wesołka na stypie. Na dodatek, co pogarsza moją sytuację, mam wrażenie, że stypa jest bezpośredenio związana z moją osobą.

A ja będę się upierał, że wszystko jest OK. Co prawda (jako autor) wolałbym, aby ten wątek był czemu innemu poświęcony, ale trudno. Nie mam na nazwisko Dyndała, ale mam za swoje.

Osobiście wolę, jeśli ktoś, kto ma do mnie cokolwiek, przyjdzie i to powie.

Nawet jeśli się nie wybronię (a czasem nie mam szans, bo jak ktoś zakłada, że łżę, to go w żaden sposób nie przekonam), to przynajmniej mogę mu odpowiedzieć, co mam do powiedzenia.

To jest rozmowa.

Ja nie czuję przymusu, żebym zawsze i z każdej rozmowy wychodził jako zwycięzca.

I się uśmiecham. Bez przymusu.

Pan się też uśmiechnie, Panie Lorenzo…

Pozdrowienia


Jutro, Panie Yayco,

jutro się usmiechnę, gdy opowiem Panu historię o pewnym wilku. Ale ponieważ to będzie dluższa historia, musze napisac odrębny tekscik.

Poza tym, późny wieczór jest dla horrorów porą jak najbardziej odpowiednią

Uklony


O wilku, Pan powiadasz?

Niech będzie o wilku. Lubię wilki, więc już zaczynam czekać.

Wyrazy najlepsze załączam


Minęło półtorej godziny

odkąd przeczytałam tekst i komentarze pod nim…

Co chwilę chcę coś napisać i co chwilę, daję sobie chwilę na otrząśnięcie się.

Więc muszę mieć jeszcze chwilę.

Przepraszam.

Wrócę zaraz.


Pani Gretchen,

czy mógłbym sugerować skupienie się na tekście?

Pozdrawiam


Panie Yayco

może Pan sugerować, ale ja i tak napiszę co mi się wyklaruje.

Natomiast do tekstu odniosę się z pewnością, bo jest on znakomity i tak jak napisał referent dotyka spraw podstawowych. Porządkuje. Pozwala wrócić do podstaw w miejsce relatywizowania.


Panie Yayco

padła mi siec a taki sprytny komentarz maiłem,

napisałem w nim że czasem trzeba dac każdemu szansę , także sobie bo nigdy nie wiadomo kiedy możemy stanąć w sytuacji pracowników winnicy z przypowieści.

I każdemu dać szansę przepracować za uczciwe wynarodzenie choćby

i w ostatnią godzinę winobrania

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Ma Pani rację,

mogę jedynie sugerować.

Za opinię o tekście dziękuję, bo trochę żałuję, że się on schował za sprawami ważnymi, ale nie związanymi z nim bezpośrednio.

Pozdrawiam


Każdemu po denarze, Panie Maxie?

Może i tak.

Ale proszę zauważyć, że to wcale nie każdemu.

Denara dostali tylko ci, którzy stawili się do pracy w winnicy.

To dobre porównanie, moim zdaniem

Pozdrawiam


Oczywiście

pozdrawiam i miłej nocy

prezes,traktor,redaktor


Panie Yayco

Pański tekst jest tak naprawdę tekstem o zasadach.

Pan dzisiaj akurat o konformiźmie, ale mnie to skłania to myśli natury bardziej ogólnej, co zapewne bierze się stąd, że konformizm to nie jest moje drugie imię.

Coraz mniej ludzi coś takiego jak zasady ma, a jeszcze mniej szanuje że inni mają.

Już mi się trochę niedobrze robi od słuchania tych cynicznych i szyderczych głosów, że stanął Pan po stronie blogerki.

Nawet Delilah, z którą nigdy nie wymieniłam jednego nieżyczliwego słowa mówi o mnie jedna z blogerek .

No stanął Pan to prawda. I teraz ma się Pan zawstydzić? Albo ja się mam zawstydzić?

Sobie tak pomyślałam, że Pan i ja to akurat rozmawiamy ze sobą raczej mniej awatarowo niż inni, niektórzy. Pan nie jest awatarem dla mnie, a ja dla Pana.

I dla nikogo tutaj nie jest to tajemnicą: Pan mnie tu zaprosił. To Pan akurat wie dlaczego miałam pewne obawy.

I Pan wie z jakiego powodu one były jakie były.

Ten świat zmierza w przepaść jeśli przestajemy szanować, że można za kimś stanąć, że zobowiązania zobowiązują, że można stanąć po stronie pewnych zasad przeciwstawiając się ich łamaniu.

O tym też jest Pański tekst, o ile dobrze go zrozumiałam…

Delilah dołączyła do niego coś jeszcze pisząc, tak dla mnie wstrząsający komentarz.

Bo ja sobie przypominam jak to było. I pamiętam co powiedziała Delilah, i pamiętam kto i jak na to zareagował. I pamiętam, że nie tak zaraz każdy się pokusił o przepraszam w Jej kierunku, a wybaczone mu zostało.

I słabo mi się robi, kiedy widzę jak ten mechanizm cudownie działa.

Najpierw ktoś kogoś obraża, potem jest zamieszanie, a potem już na sam koniec ten co obraził sam się obraża i to on się staje najbardziej pokrzywdzoną osobą.

Ten pierwszy sam sobie jest winien: trzeba było się w grubszą skórę uzbroić. Trzeba było… Trzeba było…

To tak jak z powieścią, o której Pan napisał.

Najsmutniejszy wniosek jest taki, że Antonowie wybaczają, a Narratorzy nigdy nie zrozumieją.

Ja się od tego uśmiechać nie umiem.

Pozdrawiam Pana pogrążona w smutku z dużą domieszką zniechęcenia do świata


Pani Gretchen,

mam trzy uwagi tylko.

Pierwsza jest taka, że stanąłem, jak najbardziej i nie zamierzam się tego wstydzić. Tak jak nie wstydzę się, że kiedyś stnąlem po stronie Odysa, choć go nie znam wcale. I byłbym świnia wobec niego, gdybym się wstydził.

Druga jest taka,że ja mam bardzo grubą skórę. I jeżeli się komuś udaje mnie obrazić, to powinien być dumny. Jeżeli ktoś potrafi być dumny z tego, że obraża innych.

A trzecia jest taka, że jeśli trzeba pisać takie komentarze jak ten Pani, to ja się zastanawiam czy w ogóle warto pisać. Przecież to bez sensu jest. Kilku osób, dokładnie wiadomo których, nie musi Pani o niczym przekonywać. Innych Pani nie przekona, bo nie.

Dobranoc, Pani Gretchen


Panie Referencie,

to tak jakby nagle dostrzec na ulicy w Limie, starego znajomego z kraju:).

Mimo całej niezręczności sytuacji, nie mogę się oprzeć i muszę podejść by się przywitać:
Bardzo się cieszę ze spotkania.:)

A mówiąc szeptem:); Gdyby się czytało więcej takich tekstów to i optymizm by wrócił.
I już głośniej; Jeśli chowają twarze to nie jest tak źle. Bo wszak o sprawę chodzi.
Imiona-choć na ogół je znamy- są mniej istotne.

Pozdrawiam serdecznie, uchylając nieznacznie kapelusza przed autorem:)


Panie Yayco

Odniosę się jedynie do trzeciej kwestii.

I odpowiem w Pańskim stylu: to zależy.

Mianowicie zależy od tego po co i dla kogo się pisze.

Tydzień temu zadawałam sobie to samo pytanie. Pomyślałam o tych kilku osobach co ich przekonywać nie trzeba, i o tych iluś tam co to są czytelnikami niepoznanymi.

Mam wielki dług wobec osób, które czytają moje teksty. Bez czytelnika pisanie traci sens. Bez odbiorcy to jest miałkie.

O nich myślę.

Z drugiej strony to miejsce to jest nieduża miejscowość. Sympatie i antypatie na pstrym koniu jeżdżą. Dziś mnie kochasz, jutro nienawidzisz

Tak sobie myślę, że ja za cieniutka na to wszystko jestem.

Ja już byłam pedofilem, diagnostą, hipokrytką, melodyjną panienką, psycholożką-non violence…

Gdyby te określenia pojawiły się w ramach jakiegoś bezpośredniego sporu o rzeczy istotne, żebym mogła sobie powiedzieć: Dobra Gretchen, kogoś poniosło

Ale nie.

Obrywam proszę Pana, bo tak komuś w duszy zagra.

Może trzeba pisać o sprawach podstawowych?

Może właśnie, to zmierzanie w przepaść, tego wymaga?

Sama nie wiem.

Wiem jedno, że jak siedzę tu dużą ilość miesięcy, nie mówiąc już o tym, że nie siedzę żeby siedzieć, to nikogo nie obraziłam.

Nikt nie został przeze mnie uznany za przedmiot drwin.

Nikogo kijem nie okładałam.

Znowu myślałam, że to wystarczy.

A teraz śmiać mi się chce z siebie samej.


Panie Yasso,

dziękuję za grzeczny gest.


Pani Gretchen,

to nie tylko od tego zależy, dla kogo się pisze. Także w jakiej atmosferze i w jakim otoczeniu.

Ja, jakby na to nie patrzeć przyzwyczajony jestem do sporu w którym nie ma miejsca na zmyślenia i przytyki osobiste. Prawdopodobnie Internet nie jest dla mnie.

Okazuje się, ze nawet na niewielkiej przestrzeni nic się nie da zrobić. Tekst powyższy jest o tym, ze nie ma równych miar.

Nie i już.

I ze nie należy zamieniać miejscami kata i ofiary. Bo to jest złe.

A Pani trafnie zauważyła, ze tutaj bardzo często obrażonemu każą się tłumaczyć z tego, że go obrażono. I mają doi niego pretensje, że się obraził. Głupi jakiś.

I nie sadzę, żeby to była kwestia emocji i uczuć. To raczej kwestia… No nie, nie pojadę Herbertem… Kwestia stylu.

Dziwi się Pani, że mimo, że nikogo nie obraża jest obrażana. Niesłusznie. Pani postawa jest odbierana jako słabość i wykorzystywana. Sama Pani jest sobie winna.

A wracając do meritum, to z całym dla moich czytelników szacunkiem, trudno mi wyobrazić sobie dzisiaj napisanie kolejnego tekstu.

Najtrudniej uwolnić się od zarzutu kłamstwa.

Pozdrawiam


>Panie Yayco

Jak widzę stracił Pan ochotę na zabawę w udawanie reinkarnacji Mahatmy Gandhiego i powrócił do swojego zwykłego stylu. Bardzo słusznie, zdecydowanie jest to znacznie bardziej korzystne dla Pańskiej wiarygodności.

Przyznaję, że w swoim drugim skierowanym do mnie komentarzu jest Pan na tyle przekonujący, że chyba zrewiduję trochę swoją opinię na Pana temat.

Faktycznie Panie Yayco, zagalopowałam się co nieco myśląc, że przeprosiny w Pana wykonaniu można uznać za dar, bądź coś co poprzez swój pozytywny przekaz mogłoby być z darem kojarzone.

Przekonał mnie Pan, że był to li tylko pusty, zdawkowy gest, który miał na celu jedynie uspokojenie Pańskiego sumienia.

Jeśli udała się Panu ta sztuka to szczerze Pana podziwiam, ja tak nie potrafię.

A może wbrew temu co sugerowałam Panu wcześniej, to ja a nie Pan mam problem ze zbyt poważnym traktowaniem swojej osoby czy awataru? Nie wykluczam takiej ewentualności.

Panie Yayco, skąd wziął się Panu pomysł, że za moimi plecami może się ktokolwiek ukrywać? Naprawdę uwierzył Pan w swoje własne wymysły jakobym posiadała tak obfite kształty?

Do tej pory nie czułam potrzeby wyprowadzania Pana z błędu w tej sprawie, nie chciałabym jednak aby Pańska rozbuchana wyobraźnia kreowała aż tak fantastyczne obrazy. Już mniejsza z tym, że krzywdzące dla mnie, ale po co przy okazji krzywdzić innych?

Zatem Panie Yayco, aczkolwiek trudno byłoby mnie nazwać “malutką i szczuplutką” to już “niewysoką i szczupłą” jak najbardziej. Rozmiar 38, w porywach 40 jakby co. Może małe dziecko mogłoby się za mną schować, ale z tego co mi wiadomo obecności dzieci na TXT dotąd nie odnotowano.

Ja Panie Yayco jestem solistką i kto jak kto ale Pan powinien o tym świetnie wiedzieć. Nie wspieram nikogo i nie zwykłam oczekiwać wsparcia od innych, aczkolwiek nie przeczę że to częstokroć pomaga w osiągnięciu celu.

W tym momencie muszę niestety przerwać swoją notkę, choć nie napisałam jeszcze wszystkiego co chciałam Panu przekazać. Może później uda mi się dokończyć.

Ukłony


Jeszcze słówko do Gretchen

Piszac o Tobie jako o “jednej z blogerek” zrobiłam to celowo i świadomie.

Nie chciałam wywoływać Cię personalnie, ponieważ nie widziałam związku między Tobą a moją dyskusją z Panem Yayco i nie chciałam Cię w nią mieszać.

Wyciągnęłam odpowiednie wnioski z przeszłości, gdy to w utarczkę między mną a Panem Yayco zaangażowało się nadspodziewanie wiele osób.

Tamta sprawa pokazała, że kibice nie zawsze mają korzystny wpływ na przestrzeganie reguł fair play.

Jak słusznie zauważyłaś nie zamieniłyśmy ze sobą jednego nieżyczliwego słowa i chciałabym aby tak zostało. Ucieszyłoby mnie, gdybyś uważała podobnie.

Pozdrawiam


Pani Delilah,

mnie również cieszy Pani powrót do zwykłego zjadliwego stylu. I proszę nie traktować tego jako zlośliwości, a raczej jak radość z upewnienia się, ze rozmawiam z tą samą osobą.

Czy nie sądzi łaskawa Pani, że to co czynimy innym, czynimy przede wszystkim sobie? Ja tak sądzę. Niezależnie od Pani interpretacji.

Tak jak pisałem, to co robiłem nie było namierzone na Pani działania i zaniechania. Pisałem o tym wprost także do Pani. Proszę się tak nie dziwić. W tym sensie, Pani, będąc adresatem mojego działania (bo w tym wypadku nie mogło być inaczej), nie była zasadniczym punktem odniesienia. Zrobiłem to, co uważałem za właściwe. Licząc się z tym, że Pani to zrozumie inaczej. I nie przeliczyłem się.

Co do chowania, to nie chodzi mi o to, że działą Pani z jakieś inspiracji. Bynajmniej. Spiskowe teorie nie znajdują u mnie zbyt silnego oparcia.

Ot, po prostu, kątem oka zarejestrowalem radość, jaką Pani reprymenda pod moim adresem wywołała. I pozwoliłem sobie na szytą grubymi nićmi aluzję. Bo uważam, że jak ktoś ma mi coś do powiedzenia, to może to powiedzieć sam. Tak jak Pani to robi.

Co zaś do kwestii budowy Pani Szanownej, to naprawdę chyba Pani nieco przecenia moje możliwości w zakresie postrzegania świata, w całej jego rozmaitości. Faktem jest, że pewne zdjęcie, opublikowane kiedyś na TXT można powiązać z pewnymi złośliwymi zapewne (to już kwestia indywidualnego odbioru) wtrąceniami, tagami itp. jakimi się posłużyłem.

Ale nigdy nie łączylem tego awatarowego zdjęcia z Panią . Znów mi Pani nie uwierzy. Zdarza się. Ale jeśli to co Pani pisze o swoich wymiarach jest prawdą (a nie mam podstaw wątpić) to mam nadzieję, że moje nietrafione kpiny z awataru jedynie Panią rozbawiły.

Ale jak Pani chce, to może Pani sobie przejrzeć ilustracje pomieszczone pod poprzednim moim wątkiem. Zdradzę Pani, że jedna z ilustracji jest baaardzo zmanipulowana. Znaczy zdjęcie jest prawdziwe, ale nie ja je robiłem. Może sobie Pani na nim poużywać. Zwłaszcza w kwestii niski i szczuplutki.

Skąd niby mam wiedzieć, że Pani jest solistką i to na dodatek świetnie? Tu już naprawdę nie mam co napisać, bo się tylko dziwię. Przecenia Pani moją wiedzę, co być może wiązać należy z przekonaniem, że moja działąlność jest zamierzoną manipulacją. Albo też z wyobrażeniem, że zwracam na niektóre rzeczy większą uwagę niż zwracam. Ale przyjmuję to oświadczeniae z dobrodziejstwem inwentarza i zapamiętam na przyszlość.

To prawda, że nie oczekuje Pani wsparcia, więcej nawet, przekonałem się kiedyś, że wspieranie Pani może się przykro skończyć dla wspierającego. Może Pani pamięta, a może nie.

Mam jednak nadzieję, że dopuszcza Pani, że nie każdy ma w tej kwestii identyczne stanowisko.

Z narastającą ciekawością czekam na ciąg dalszy.

Pozdrawiam też


Panie Yayco

Trudno skupić sie na tekscie, po przeczytaniu komentarzy. Ale skupić się należy. W sumie – podpisuje się pod każdym akapitem tekstu. Podpisałbym sie pod nim bez względu, kto by go napisał, bo takie teksty chyba odrywają się od autora.

Kluczowa jest chyba w tym wszystkim zajmowana pozycja. Jaruzelskiemu wybaczyć nie potrafie. Ludziom, takim jak Narrator też bym nie potrafil. Ale już trochę niżej, zaczyna się problem. Problem z hipokryzją. Bo czy nie jest tak, że po głębszym spojrzeniu w lustro, nagle okazuje sie, że widać nasze zachowania, które jednocześnie budzą wzburzenie gdy przyglądamy się innym?
O ile śmiech budzi obrona sowieckiego namiestnika: “niech pierwszy niewinny rzuci kamień”, to w odniesieniu do wielu otaczających nas konformistów już taka obrona staje się skuteczna. Ale o tym też Pan napisał w swoim tekscie, więc nie mam o czym dyskutować. Po prostu się zgadzam.

O ile zdystansowałem się osobiście od Pańskiego ostatniego tekstu (określania się poza nawiasem TXT), bowiem powodów nie znałem i znać chyba nie chcę, to ten tekst uważam za bardzo ważny i ewidentnie mieszczący się w ramach, nawiasach (czy czym tam jeszcze) TXT.

Pozdrawiam, wpatrzony w konformistyczne lusto i nie do końca zadowolony z tego, co tam widzę.


Panie Griszqu,

dziękuję, że sie Pan odniósł do tekstu.

Różne są konformizmy i w różnych sie ujawniają sferach.

Ja (jako posiadacz lustra) napisałem o konformistach i konformistycznych usprawiedliwieniach w jednej tylko sferze.

To jest tekst o braku równej miary wobec róznych konformizmów.

Ale to nie jest tekst o wszystkich konformistach i wszelkich konformizmach.

Bo przyznam szczerze, mało mnie obchodzi, że taki, na przykład Mieczysław Moczar, był prywatnie skromnym człowiekiem, dobrym mężem i sąsiadem. Tak o nim mówiono.

Ale ja nie byłem jego sąsiadem. Na szczęście.

Pozdrawiam


Panie Yayco

Zorientowałam się już, że sama sobie jestem winna.

Ubolewam nad tym.

Jakoś tak w życiu bywa, że wszystko naraz się zbiega. U mnie właśnie się zbiega.

Zaczynam mieć powyżej różnych rzeczy i spraw. Męczę się.

I wściekam.

Nie rozumiem tego świata. I już.

Siebie chyba też nie rozumiem za bardzo.

Idę zanim zacznę marudzić w stopniu beznadziejnym, pod tak znakomitym tekstem.

Pozdrawiam pana


Delilah

Dzięki za wyjaśnienie.

Pozwól, że odrobinę się wtrącę, bo pisałam wczoraj, ale nie bezpośrednio do Ciebie.

Wtedy to był taki czas, że ja byłam tutaj jak jakiś kubuś szczerotka , myślałam że rzeczy są takimi jakie się wydają. Tak nie było, o czym przekonałam się jakiś czas później.

Pojechałaś strasznie mocno w tej rozmowie, od której się zaczęło.Mówiąc po prostu obraziłaś Pana Yayco.

I dla mnie to jest piękne, że przeprosiłaś.

I obrzydliwe to, co Ciebie spotkało. Sama sobie nie wierzę w to, co zaraz napiszę, ale kontekst pewnych metafor dotarł do mnie z takim opóźnieniem, że do dzisiaj zastanawiam się czy sama nie mam jakichś zapóźnień.

Rozumiem, że przeprosiny w drugą stronę przyszły późno.

Być może kibice przeprosili Cię wcześniej. Nie wiem.

Ale Twój komentarz jest dla mnie wstrząsający.

Widzisz, ja jednak naiwna jestem i nie wierzę w aż tak złą ludzką wolę. Co więcej wiem, że się mylisz w swoim oglądzie sytuacji tym razem.

Nie chcę wchodzić w nie swoje sprawy.

Od kilku dni tylko staram się ogarnąć różne ważne dla mnie kwestie. Przywrócić im proporcje.

Postawić swój świat z głowy na nogi.


Panie Yayco

No ja to wiem, a dokladniej to też uważam, że nie należy stosować równej miary. Tak się zlożyło, że w odniesieniu do samego tekstu, to uważam dokładnie jak Pan, więc nie byłoby o czym dyskutować, gdym sie skupił na meritum.

Ten tekst ma jednak to do siebie – a to pewnie poprzez wspomnienie o “Swietlanej przyszlości” – że odrywa sie od jądra treści i stawia czytelnika (świadomego) właśnie przed lustrem. No a w lustrze, to ja do czynienia nie mam z konformizmem w skali Jaruzela czy Moczara. I otaczający mnie ludzie, to także nie tak klasa konformistow. Stąd to moje rozszerzenie w komentarzu na konformizm w skali “ludycznej”.

Tu powinienem się odnieść do Pana wskazania niegdysiejszego, że ludzi o innych poglądach należy uważnie słuchać i pytać. No i ja znowu muszę powiedzieć, że tych takich co tłumaczą Moczara albo zabraniają mi sadzić i oceniać Jaruzela to ja nie potrafię słuchać. Nie potrafię w sobie znalezć pokory, która nakazywałaby mi zapoznać się z ich argumentami. No ale to znowu nie na temat.

Pozdrawiam Pana cicho.


>Panie Yayco

Proszę wybaczyć, lecz wciąż nie za bardzo mam możliwość by odnieść się kompletnie do Pańskich odpowiedzi (mam ten sam problem czasowy co Mad Dod), pozwoli Pan więc, że choć fragmentarycznie uczynię zadość Pańskiej ciekawości.
Biorąc pod uwagę, że owe cząstkowe odpowiedzi wpłyną dodatnio na ilość komentarzy pod Pana notką, niechcący oddam Panu nawet drobną przysługę.

Właściwie to w tej chwili sama nie rozumiem dlaczego tak długo trwaliśmy w stanie wojny. Czy się to Panu podoba czy nie, jest Pan dla mnie źródłem nieustającej radości, nawet pomijając kwestie Pańskiej humorystycznej interpretacji rozmaitych fotek:)

Teraz tez bawi mnie Pan niesłychanie, bądź dopatrując się kogoś ukrytego za moimi plecami, bądź też podejrzewając, że mogę działać z czyjejś inspiracji.

Panie Yayco, zapewniam Pana, że jeśli ktoś mnie zainspirował do popełnienia tych komentarzy, to tylko i wyłącznie Pan we własnej awatarowej osobie.

Zjadliwość? Pan daruje, ale pod tym względem wyprzedza mnie Pan o kilka długości. Pozostaje mi tylko podziwiać Pański kunszt w tym zakresie. Nie tylko zresztą w tym.

Wiem co mówię, a raczej o czym piszę. Przed laty pracowałam jakiś czas w agencji reklamowej i nieobce mi są pojęcia z zakresu promocji, marketingu a nawet socjologii, obiło mi się o uszy na czym polega budowanie wizerunku, siła pozytywnych skojarzeń tworzonych za pomocą słów i obrazów, działania podprogowe, słyszałam też to i owo o sztuce manipulacji i wywierania wpływu. Oczywiście wiedza o istnieniu takich tam , a nawet podstawowe rozumienie mechanizmów działania to kompletnie nie to samo co umiejętność stosowania ich w praktyce.
Tu przyznaję brak mi doświadczenia, a co gorsza podniesienie kwalifikacji w tym zakresie budzi we mnie mieszne uczucia.

Całkowicie satysfakcjonujące jest to, że dość dobrze potrafię wyłapywać różne tego typu sztuczki służące do otumaniania ludzi, a co znacznie bardziej przydatne nauczyłam się im nie ulegać.

Proszę więc chociaż w rozmowie ze mną schować głęboko do kieszeni te znaczone karty, którymi przywykł Pan pogrywać. Mogę o to prosić, Panie Yayco?

Cd(może)n…


>Gretchen

Doprawdy nie dopatruję się w swoim blogowym postepowaniu niczego nadzwyczajnego, ani tym bardziej pięknego. Twoje słowa wprawiają mnie w zakłopotanie…
Mamy również nieco odmienne zdanie w ocenie tego co mnie spotkało, zapewniam Cię Gretchen, że nie było w tym nic szczególnego, a już zwłaszcza żadne obrzydliwstwo mi się nie przytrafiło:)

Co prawda część osób natychmiast zmieniło swój stosunek wobec mnie na zdecydowanie wrogi, ale za to inna część nie szczędziła starań aby dać mi do zrozumienia że w tym sporze racja jest po mojej stronie. I żeby tak trzymać i broń Boże nie odpuszczać:)
W sumie normalna sytuacja:)

Pozdrawiam


Pani Delilah,

ja się bardzo cieszę.

Zarówno z Pani oceny mojej zjadliwości, jak i z tego, że Panią bawię. Śmiech to zdrowie.

A najbardziej to ja się cieszę z Pani wykształcenia (zwłaszcza w zakresie socjologii) i umiejętności odkrywania ukrytych gier i sztuczek.

Byłoby jeszcze fajniej, gdyby Pani umiała czytać, bo wtedy by Pani przeczytała, że NIE twierdzę, że Pani działa z czyjejś inspiracji. I że NIE twierdzę, że ktoś się za Panią ukrywa. Po prostu napisałem skąd sie wzięła ta aluzja.

Byłbym też wdzięczny gdyby wyjaśniła mi Pani, jaki ogólny zamysł przyświeca mojemu szczwanemu postepowaniu?

Po co mi wiele komentarzy?

Po co budowałem wizerunek?

Czemu tumanię niewinnych?

W końcu: czy pół roku temu to ja obraziłem Pania, czy Pani mnie? Bo sie pogubiłem.

A jeżeli ja Panią, to dlaczego mnie Pani SZCZERZE jak Pani pisze, przepraszała? I za co?

Nie wiem jakimi gra Pani kartami, Pani Delilah, ale obawiam się, że w inną grę.

Pozdrawiam


Panie Griszqu,

pokora towar deficytowy. Mnie sie kończy.

Pozdrawiam


>Panie Yayco

No i po co Pan to robi, Panie Yayco? Przecież uprzedzałam że nie warto…

Proszę mi wskazać fragment, w którym wypowiadałam się na temat swojego wyksztalcenia, Panie Czytajacy Ze Zrozumieniem I Nie Mający Nic Wspólnego Z Manipulacją.

A później proszę mi odpowiedzeć na pytanie czemu zarzuca Pan innym to, w czym doszedł Pan do perfekcji, czyli wmawianie innym tego czego nie popełnili?

Przykro mi że się Pan pogubił. Naprawdę.
Byłam pewna, że to kiedyś nastąpi :)


Panie Yayco

Cóż mam powiedzieć. Chyba stracimy ten tekst jako konfederaci… Szkoda. Mi osobiście szkoda, bo on się dla mnie wpisywał w pewien ciąg dyskusji na TXT, dotyczącej stanu wojennego, wejścia do Czechosłowacji w 1968, ocen Jaruzala, ocen Ryszarda Siwca… Dla mnie ten niekończący się wątek poszukiwań tożsamości nas – Polaków, jest kluczowy w ogóle w skali całego TXT, co zwykłem powtarzać przy każdej okazji.
Dlatego piszę (tylko we właśnym imieniu): szkoda.

Komentarze jednak tak juz odbiegły od idei wpisu, że chyba wlasnie z pokorą przyjdzie nam poczekać na kolejny.

Pozdrawiam.


Ech...

Czy ja mogę zaprostestować przeciwko utracie tego tekstu?

Bo to jest znakomity tekst.

Znakomity.

Protestuję.


Hm,

ja bym powiedział, że tekst stracony nie został bo jest przecież.

Trochę moim zdaniem stracone zostało miejsce pod tekstem.

Choć nie przeczę, że wpisy obojga przeciwników czyta się ciekawie.
Acz co nie znaczy że temat ich jest ciekawy właściwie.

Pozdrawiam wszystkich, tych, co traca i co zyskują:)


Szanowni Państwo,

powstrzymywałem się, ale jednak to powiem: pozwalanie na takie przejęcie wątku przez dyskusje zupełnie offtopic jest nie fair, nie fair wobec tematu. Nie fair i ze strony inicjatorów i Gospodarza.

Ja dziś mam do siebie żal, że nie napadłem komentarza Gretchen u Maxa w osobnej notce, tylko przyłożyłem rękę/paszczę do absurdalnej pyskówki, w jaką tamten wątek się rozwinął, przez co sam sobie odebrałem rację, której wyraz chciałem dać, a która streszcza się w tym, że moim zdaniem na cmentarzu nie prowadzi się sporów o sens lub bezsens śmierci spoczywających tamże. Tylko oddaje się cześć, albo przynajmniej milczy.

Mam więc pretensje do siebie samego, a teraz do Delilah i p. Yayco. Sami to robicie. Dewastujecie temat, którego nie wolno dewastować. Tak, jakby nie można było sobie wygarnąć co tam kto uważa, przy innej okazji, jak to dziś zrobił podręcznikowo p. Lorenzo. Na przykład.

Żałuję, że sam nie dałem dobrego przykładu, ale przynajmniej napisałem co myślę.

Pozdrowienia


Panie Delilah,

a czego Pani nie popełniła?

Nie obraziła mnie Pani?

Co zaś do mojego pogubienia się, to napisała Pani:
“Wiem co mówię, a raczej o czym piszę. Przed laty pracowałam jakiś czas w agencji reklamowej i nieobce mi są pojęcia z zakresu promocji, marketingu a nawet socjologii,”

Nazwałem to “wykształceniem”. To istotnie nadużycie. Przepraszam, że przesadziłem.

Przykro m, że nie potrafię tak często używać wielkich liter i w związku z tym uznaję swoją porażkę.

Już nie musi Pani odpowiadać na żadne z moich pytań i może Pani chodzić w glorii. Mam nadzieję, że stosowny dyplom sama sobie Pani wydrukuje.

Cieszę się Pani radością i pozdrawiam


kto gdzie jak?

no gdzież? tracić tekst?

absolutnie!

prezes,traktor,redaktor


Pani Gretchen, Panowie Griszqu i Grzesiu,

ten tekst nie miał żadnych szans.

I zresztą przecież o to szło.

Pani Delilah mogła ze mną porozmawiać pod poprzednim tekstem, zwłąszcza, że tam była mowa i o przedmiocie naszej rozmowy i o moich spóźnionych przeprosinach.

Uznała za stosowne wybrać inne miejsce.

Zapewne ma satysfakcję z tego, co Państwa martwi.

Przynajmniej jedna osoba jest zadowolona.

Biorąc pod uwagę mój ogólnie zły zamysł i skłonność do manipulacji, można w zasadzie mojej adwersarce (muszę się zastanowić, czy znów się nie pogubiłem) być wdzięcznym, bo uniemożliwiła mi moją złowrogą działalność.

A mówiąc poważnie, to jest to sytuacja, o której pisałem wczoraj, a Pan Grześ oprotestował moje stanowisko.

To co zrobiłem w zeszły piątek i to jakie wyciągnąłem z tego konsekwencje, spowodowało, że moje pisanie na TXT straciło sens.

Co bym nie napisał, wszystko będzie przez kogoś sprowadzone do tego co się wydarzyło.

Pisałem o tym do kilku Konfederatów i do jednego z Administratorów, który zachęcał mnie do napisania poważnego tekstu ( uszanowanie Panie Igło) już kilka dni temu.

Nie cieszy mnie to, że wyszło na moje, ale myśle, że ucieszy więcej niż jedną osobę. Ogólny bilans radości będzie zatem pozytywny.

Pozdrawiam


Panie Sergiuszu,

czy mógłby mi Pan wytłumaczyć, w jaki sposób ja dewastuję swój własny tekst?

Czy ma Pan na myśli to, że staram się spokojnie odpowiadać na to co Pani Delilah pisze?

Mogła napisać gdzie indziej, ale nie moją rolą jest podpowiadanie jej, gdzie ma pisać. Nawet taki manipulator jak ja nie może się do tego posunąc, tym bardziej, że zaszkodziłoby to mojemu wizerunkowi.

Ja odpowiadam, skoro się ktoś do mnie zwraca. Czy widzi Pan w tym coś złego?

Jeśli Panu się temat podoba, to proszę na ten temat napisać własny tekst i zadbać, aby nikt go Panu nie zdemolował.

Pozdrawiam


Panie Yayco,

nie widzę potrzeby tłumaczenia spraw widocznych gołym okiem.
Ale skoro Pan widzi co innego oraz inaczej, to ja mogę wycofać swoją troskę.
Nie mam w zwyczaju się narzucać.

Pozdrawiam


Panie Maxie,

nie ma co rąk załamywać.

Konfrontacja tekstu i dyskusji doskonale pokazuje, czym dziś jest Tekstowisko.

Jestem gotów robić za kozła ofiarnego i przyjąć na siebie odpowiedzialność za taki stan rzeczy.

Jak słusznie zwraca uwagę pani Delilah, o to mi od początku chodziło

Dokładnie o to, żeby napisać dla TXT taki włąsnie tekst, o tak ważnych sprawach, a potem, żeby go zdemolować, jak trafnie oceniła moje działanie włądza zwierzchnia w osobie pana Sergiusza.

Sprawa wydaje się wyjaśniona.

Pozdrawiam serdecznie


nie zgadzam się z ta diagnozą

ale o tym późnym wieczorem

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Panie Yayco

Pana pisanie na TXT sensu nie straciło. Zawieruchy zrywaja dachy po to, by klasc dachy nowe, a nie by emigrować.

Wszystkim się dostalo, tym razem Panu bardziej – ale jak sam Pan pisał kiedyś, tak to w zyciu bywa, ze nie wszystko wychodzi, jak byśmy chcieli.

Wyszło jak wyszło, nie powiększajmy jednak strat. Sypię popiół na głowę, bo sam z brzytwą latałem – tak bywa, każdy ma małego trolla w sobie. Ale weekend przed nami, każdy może zrobić, co tam lubi robić. Aby nabrac tego, no – dystansu i nie miec dysonansu.

Tekstu mi szkoda. Ale mam nadzieję na następne. Po to przecież tu zaglądamy – z nadzieją na nowe teksty albo ciekawe komentarze.

Pozdrawiam Pana z dzbankiem oliwy w dłoni.


Nie wiem, czy to na miejscu, Panie Yayco,

ale chciałbym zaapelować do PT Użytkownikow o zakończenie tego pospolitego kanibalizmu i przejście do filantropii, oczywiście na płaszczyźnie intelektualnej czyli textowiskowej.

W ten sposób odejść możemy od ciemnych zabobonów polegających za zabijaniu i zjadaniu prawdziwych lub domniemanych wrogów na rzecz głębokiego wczucia się w istotę wybrańców i pozbycia się ciemnych przesądów związanych z kanibalizmem.

Pozdrawiam Pana serdecznie tym samym kończąc ten szmirowaty wtręt


Panie Sergiuszu,

a czy zamiast wycofywania troski, mógłby Pan odpowiedzieć na pytanie?

Nie dla każdego to samo jest jasne i łatwe do zauważenia.

Dla mnie na przykład nie jest jasne to, jak mógłbym inaczej reagować na to, że ktoś się do mnie zwraca na moim blogu, stawiając szereg ciekawych zarzutów.

Zwracam też uwagę, że bardzo chętnie porozmawiałbym o tym tekście. Nawet do tego zachęcałem. Cóż mogłem zrobić więcej?

Pozdrawiam


Szanowny Panie Y.

Tekst nie został wcale stracony. Został lekko zamglony potyczkami pod kreską.

Nie wiem, czy ktoś po tych dyskusjach nie na temat czuje się odrobinę mądrzejszy/lepszy/dowartościowany (niepotrzebne skreślić). Ja nie.

Mam nadzieję, że pomimo owego zamglenia znajdą się chętni gotowi odnieść się do tekstu, a nie takich czy innych, mniej lub bardziej wyimaginowanych, cech charakteru Autora.

Pozdrawiam z lekka skonfundowany


Panie Maxie,

stawię się, choć zapewne późno, bo wbrew wyrażanym tu i ówdzie poglądom mam dużo roboty.

Pozdrowienia


Panie Griszku,

dzięki za wsparcie, ale wbrew temu co można przeczytać, nie zależy mi na demolowaniu TXT . Jak ktoś nie wierzy, to niech przeczyta moich 111 tekstów.

Ale jest zdaje się tak, że każdy tekst jaki napiszę, zostanie poczytany zły.

Dyskusje takie jak powyższa, źle służą tekstowisku.

To nawet ja widzę, choć jakoś nie widzę, czym się do takiego biegu dyskusji przyczyniłem.

Poza tym, że zbyt długo czekałem z przyjęciem przeprosin od kogoś kto mnie nazwał patronem gwałcicieli.

Ale OK. Mea culpa.

Gdybym tekstu nie napisał, takich dyskusji by nie było.

Ergo nie należy pisać tekstów.

Q.E.D.

Pozdrowienia


Panie Lorenzo,

obawiam się, że Pana głos będzie głosem wołającego na puszczy.

Pragnę zauważyć, że Szanowna Administracja wielokrotnie ingerowała w tego typu dyskusje, wycinając fragmenty, które jej zdaniem nie prowadziły do niczego dobrego.

Tym razem jak się zdaje nic w tym złego nie widziała, poza tym, że ja zdemolowałem ważny temat. Niech tak zostanie.

Ja ze swej strony nie chcę, z przyczyn oczywistych usuwać wpisów pani Delilah. Ujmijmy to egoistycznie: ona by się ucieszyła, a mój wizerunek by ucierpiał. Po co mi to?

Pozdrawiam serdecznie


Panie Oszuście,

jedno tylko mogło by uratować ten tekst: opublikowanie go gdzie indziej.

Ale tak się składa,że to TXT powołało do życia blogera o nicku yayco.

I tutaj też zakończy on swój efemeryczny byt.

Pozdrawiam


>Panie Yayco

Miałam zamiar wesprzeć Pańskie wysiłki wydobycia się z zagubienia, widzę jednak że to byłby zły pomysł. Podobnie jak złym pomysłem było wdawanie się z Panem w dyskusję. Powinnam poprzestać na pierwszym komentarzu.
Nie dla tego bynajmniej abym nie doceniała Pana jako rozmówcy, gdzież tam, obcowanie z Pańskim talentem erystycznym pozostawia po sobie niezapomniane wrażenia ;) Naprawdę.

Jesli moge miec do Pana jakakolwiek prośbę, to ponawiam swój wcześniejszy apel o więcej dystansu i optymizmu, bo mam nieodparte wrażenie, że zaczął się Pan nad sobą i swoim zdemolowanym tekstem rozczulać.

O ile Pana znam popełni Pan jeszcze wiele tekstów, ja zaś ze swej strony mogę Pana zapewnić że raczej nie będę brać udziału w dyskusjach pod nimi. Aczkolwiek doceniam również Pańskie talenty literackie, to jednak jak dla mnie pisze Pan o oczywistych oczywistościach .

Jeśli mogłabym zaś czegoś Panu i innym Tekstowiczanom życzyć, to tego, aby o tych oczywistych oczywistościach nie tylko pisać, lecz również stosować się w swoim codziennym postepowaniu do zawartych w nich idei. Z tym niestety bywa różnie.

W zasadzie to wszystko Panie Yayco.
Teraz Pan również może się cieszyć :)

Powodzenia.


Pani Delilah,

Pani wrażenia są błędne, ale wiedząc, że się Pani z taką tezą nie zgodzi, przyjmuję je z pokorą do wiadomości.

Życzę Pani interesujących tekstów, prawdziwie kontrowersyjnych


Panie Yayco

yayco

Najtrudniej uwolnić się od zarzutu kłamstwa.

Tak.


Dokładnie,

Panie Odysie.

Dzięki, że Pan wpadł


Zawsze tu wpadam

Choć czesem nie od razu — brak czasu.

Dziękuję za tekst. W sumie, nie bardzo mam jak skomentować. Napisałem wszak już wcześniej u siebie na ten temat, choć w nieco innym ujęciu.

Tekst dobity został nie tylko upartą dyskusją osobistą (ten wątek pominę). Raczej głównie nieobecnością głosów polemicznych. Choć może to i lepiej.

Niestety, kwestie najbardziej elementarne stały się u nas polityczne. Nie można już w żaden sposób normalnie podyskutować na temat postaw moralnych ludzi umoczonych w totalitaryzm, przynajmniej w ten znany.
Zawsze wywoła to wojnę, a na wojnie przecież nie chodzi o ty, by drugą stronę zrozumieć — lecz by zniszczyć.

Chyba jedyną szansą jest wypróbowane w czasach słusznie minionych opisywanie rzeczywistości odległych geograficznie i historycznie, licząc na wyłapanie aluzji przez inteligentniejszych czytelników.

Przy czym, jeśli aluzje będą zbyt czytelne, karą nie będzie wycięcie tekstu przez cenzurę. Konsekwencje są znacznie poważniejsze. Odbiorcy tekstu pominą w całości jego wymiar uniwersalny i wypiszą go sobie na szturmówkach doraźnych manifestacji partyjnych.

Pewnie, że nie wszyscy.
ale wystarczająco wielu, by śpiewak także był sam.

Mimo wszystko, warto takie teksty pisać. Warto, by szanowny Referent, a choćby i ja, mógł przeczytać, pokiwać głową, i pocieszyć się, że choć per saldo nie jest optymistą, to przynajmniej nie jest jedyny.

I, by się nie wstydzić przed wnukami.

Tak to tłumaczę, choć pisać mi się nie chce.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Odysie,

jak się chce to się pisze, a jak nie to niekoniecznie.

Ale ja w ogólności, jak zaznaczałem jestem optymistą.

Nawet jak się poniesie klęskę, to warto sobie móc powiedzieć,że się przesunęło jakąś granicę.

Trudniej będzie wrócić do tego co było przedtem.

Bo to co się napisało – jest. I jeśli nie zostanie wycięte – będzie ciągłą polemiką z tymi, co mówią, że tego nie ma.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość