Nie dziwuję się Pani wcale, że bliżej Pani do Nicponia. Gdybym był na pani miejscu, też bliżej mi byłoby do flinty i kapelusza…
Ja tam na praprzyczynach, czy innych arche się nie znam, to nie bedę się naprężał...
Jakoś tak czytając, końcówkę szczególnie Pani wpisu, przylazł mi przed stare ślepia taki obrazek: – Najstarsze teksty pochodzące z Mezopotamii, z okresu ponad dwóch tysięcy lat p.n.e., tłumaczyły chorobę wolą bogów i demonów. Bogowie zabawiali się, nie bardzo wiadomo dlaczego, w zsyłaniu na ludzi dopustów, trzeba było zatem zjednać ich sobie. Zapobieganie oparte było wyłącznie na magii. W epoce archaicznej przywiązywano dużą wagę do najrozmaitszych znaków. Na przykład czerwone plamy na skórze dziecka były niczym innym jak śladami pazurów demona Lamashtu.
W późniejszym okresie, w II tysiącleciu p.n.e. pojawia się świadomość moralna: sprawiedliwi bogowie nie „zabawiają się” już kosztem niewinnych, lecz karzą wyłącznie tych, którzy na to zasłużyli – naruszyli obowiązujące tabu, pogwałcili święte miejsce bądź nie przestrzegali rytuałów, dopuścili się kazirodztwa, świętokradztwa lub bezbożnego czynu… A więc, żeby walczyć z chorobą, trzeba najpierw ustalić winę, ukarać, a dopiero potem leczyć.
Pani Delilah,
Nie dziwuję się Pani wcale, że bliżej Pani do Nicponia. Gdybym był na pani miejscu, też bliżej mi byłoby do flinty i kapelusza…
Ja tam na praprzyczynach, czy innych arche się nie znam, to nie bedę się naprężał...
Jakoś tak czytając, końcówkę szczególnie Pani wpisu, przylazł mi przed stare ślepia taki obrazek: – Najstarsze teksty pochodzące z Mezopotamii, z okresu ponad dwóch tysięcy lat p.n.e., tłumaczyły chorobę wolą bogów i demonów. Bogowie zabawiali się, nie bardzo wiadomo dlaczego, w zsyłaniu na ludzi dopustów, trzeba było zatem zjednać ich sobie. Zapobieganie oparte było wyłącznie na magii. W epoce archaicznej przywiązywano dużą wagę do najrozmaitszych znaków. Na przykład czerwone plamy na skórze dziecka były niczym innym jak śladami pazurów demona Lamashtu.
W późniejszym okresie, w II tysiącleciu p.n.e. pojawia się świadomość moralna: sprawiedliwi bogowie nie „zabawiają się” już kosztem niewinnych, lecz karzą wyłącznie tych, którzy na to zasłużyli – naruszyli obowiązujące tabu, pogwałcili święte miejsce bądź nie przestrzegali rytuałów, dopuścili się kazirodztwa, świętokradztwa lub bezbożnego czynu… A więc, żeby walczyć z chorobą, trzeba najpierw ustalić winę, ukarać, a dopiero potem leczyć.
A u Pani: – rozmemłaństwo. Tfu… na psa urok…
Pozdrawiam niezależnie…
Andrzej F. Kleina -- 29.05.2008 - 21:16