Poldku powtórzę, bo zdaje się nie zauważyłeś:
“Dobro to coś, co jest dobrem dla wielu ludzi i co nie czyni zła dla innych ludzi – dobro sprawia, że ludziom robi się przyjemnie, zło, że cierpią – może być taka uproszczona definicja “na szybko”?/”
Wydaje mi się, że granica jest tu jasna, choć zdaję sobie sprawę, że może mi się tylko tak wydawać ...
Niekoniecznie. Postudiować wystarczy naszych -Katolków starszych braci Żydów – a okaże się, że to, co opisuje Biblia o Bogu Abrachama, Jakuba, Mojżesza, Dawida, Jezusa nijak się ma do tego co piszesz, że niby dobro to kwestia umowna. Wystarczy poczytać o prorokach których mordowano gdyż mówili o Dobru które bużyło mały i ciasny światek ówczesnych. To samo dotyczy smierci Jezusa – ot Dobro i Dobry o którym zaswiadczył Jezus, wywaracał wygodny świat kilku “dobrych inaczej” . A Ewangelia której personalizacją jest Jezus nie jest kwestią umowną zatwierdzoną przez większość ale jest czymś co się można przyjąć luib odrzucić. Ewangelia mówi o Dobrym i o Dobru.
Ty sugerujesz, że coś takiego jak Ewangelia = opowieść o Dobru powstaje gdy grupka się spotka i napisze kodeks… . Gdy tymczasem jest inaczej.
Co do wątku związanego z rozwojem moralnym i tym , że kiedyś ludzie nie byli na coś przygotowani a teraz niby są, to Ci tylko napiszę, że jednak pozostanę przy swoim i że co innego jest jajkiem a co innego kurą...
Ja piszę w odniesieniu do nie do jajka czy kury lecz do konkretnej historii opisanej na kartach Biblii – skonfrontowanej zresztą z historią powszechną Izralela.
Dodatkowo to nie człowiek decyduje o tym, ale ludzie to stwarzają na zasadzie relacji wzajemnych, rozwoju, w pewnym sensie wypracowywania co jest takie a co inne… Jeden człowiek, to sobie może. No chyba że jest Chrystusem albo jakimś innym człowiekiem o bardzo dużym wpływie na świadomość innych istniejących. Nie zmienia to jednak faktu, że żadnego Boga tu z mojej perspektywy nie widać.
Po co ma widać. Wystarczy, że są jakieś zasady, subiejtywne dobro które nigdy dobrem nie będzie. I to nie jest kwestią umowną, gdyż gdyby było umowną nie byłoby sensu sądzić zbrodniaży w Norymberdze. Dlaczego dobro kogoś innego ma być wyższe od dobra “kogoś innego”. Przecież nie zawsze większość ma rację. A wielośc nie przechodzi w jakość. Można więszkością przegłosować, że wiosny w tym roku nie będzie.. . Ale po co, wiekszość nie ma władzy absolutnej.
Jeśli chodzi o zabijanie wśród Chrześcijan, to jednak mam zdanie odmienne. :-)
Bo jakby było to złem w świadomości ludzi wtedy, gdyby to się działo, to za takie by było uwazane, a nie było. A to, że JPII nazwał to złem nie ma zadnego znaczenia, wtedy to dla Papieży złem nie było. Ludzi, niebliźnich można było mordować do woli. I to często z imieniem Boga na ustach…
A dla mnie ma, gdyż potwierdził, że zbrodnia jest zbrodnią a zło jest złem niezależnie kto je czyni. Gdyby iść Twoją logiką subiektywnego dobra Jan Paweł II powinien uznać, że grzechy sług Koscioła były dobre dla tych którzy je popełniali i nic mu do tego aby je oceniać. Jednak JP II, swoimi przeprosinami “powiedział co innego”.
A jak za 400 lat jakiś Papież będzie przepraszał za jakieś rzeczy, które obecnie są dla Kościoła normalne i Kościół je robi, to co z tym zrobić? Przyznam się, że Twoje tłumaczenie jakieś takie niejasne mi się wydaje…
Proponuję się oprzeć nie na tym czego nie znamy – co będzie lub nie za 400 lat, ale na tym co się wydarzyło i można się do tego odnieść.
Pozdr.
************************
“SZUKAĆ! To rzucić się w głąb samego siebie, zanurzyć się w poszukiwanie Boga;
wynurzyć się,
by szukać człowieka.”
Jacek
Poldku powtórzę, bo zdaje się nie zauważyłeś:
“Dobro to coś, co jest dobrem dla wielu ludzi i co nie czyni zła dla innych ludzi – dobro sprawia, że ludziom robi się przyjemnie, zło, że cierpią – może być taka uproszczona definicja “na szybko”?/”
Wydaje mi się, że granica jest tu jasna, choć zdaję sobie sprawę, że może mi się tylko tak wydawać ...
Niekoniecznie. Postudiować wystarczy naszych -Katolków starszych braci Żydów – a okaże się, że to, co opisuje Biblia o Bogu Abrachama, Jakuba, Mojżesza, Dawida, Jezusa nijak się ma do tego co piszesz, że niby dobro to kwestia umowna. Wystarczy poczytać o prorokach których mordowano gdyż mówili o Dobru które bużyło mały i ciasny światek ówczesnych. To samo dotyczy smierci Jezusa – ot Dobro i Dobry o którym zaswiadczył Jezus, wywaracał wygodny świat kilku “dobrych inaczej” . A Ewangelia której personalizacją jest Jezus nie jest kwestią umowną zatwierdzoną przez większość ale jest czymś co się można przyjąć luib odrzucić. Ewangelia mówi o Dobrym i o Dobru.
Ty sugerujesz, że coś takiego jak Ewangelia = opowieść o Dobru powstaje gdy grupka się spotka i napisze kodeks… . Gdy tymczasem jest inaczej.
Co do wątku związanego z rozwojem moralnym i tym , że kiedyś ludzie nie byli na coś przygotowani a teraz niby są, to Ci tylko napiszę, że jednak pozostanę przy swoim i że co innego jest jajkiem a co innego kurą...
Ja piszę w odniesieniu do nie do jajka czy kury lecz do konkretnej historii opisanej na kartach Biblii – skonfrontowanej zresztą z historią powszechną Izralela.
Dodatkowo to nie człowiek decyduje o tym, ale ludzie to stwarzają na zasadzie relacji wzajemnych, rozwoju, w pewnym sensie wypracowywania co jest takie a co inne… Jeden człowiek, to sobie może. No chyba że jest Chrystusem albo jakimś innym człowiekiem o bardzo dużym wpływie na świadomość innych istniejących. Nie zmienia to jednak faktu, że żadnego Boga tu z mojej perspektywy nie widać.
Po co ma widać. Wystarczy, że są jakieś zasady, subiejtywne dobro które nigdy dobrem nie będzie. I to nie jest kwestią umowną, gdyż gdyby było umowną nie byłoby sensu sądzić zbrodniaży w Norymberdze. Dlaczego dobro kogoś innego ma być wyższe od dobra “kogoś innego”. Przecież nie zawsze większość ma rację. A wielośc nie przechodzi w jakość. Można więszkością przegłosować, że wiosny w tym roku nie będzie.. . Ale po co, wiekszość nie ma władzy absolutnej.
Jeśli chodzi o zabijanie wśród Chrześcijan, to jednak mam zdanie odmienne. :-)
Bo jakby było to złem w świadomości ludzi wtedy, gdyby to się działo, to za takie by było uwazane, a nie było. A to, że JPII nazwał to złem nie ma zadnego znaczenia, wtedy to dla Papieży złem nie było. Ludzi, niebliźnich można było mordować do woli. I to często z imieniem Boga na ustach…
A dla mnie ma, gdyż potwierdził, że zbrodnia jest zbrodnią a zło jest złem niezależnie kto je czyni. Gdyby iść Twoją logiką subiektywnego dobra Jan Paweł II powinien uznać, że grzechy sług Koscioła były dobre dla tych którzy je popełniali i nic mu do tego aby je oceniać. Jednak JP II, swoimi przeprosinami “powiedział co innego”.
A jak za 400 lat jakiś Papież będzie przepraszał za jakieś rzeczy, które obecnie są dla Kościoła normalne i Kościół je robi, to co z tym zrobić? Przyznam się, że Twoje tłumaczenie jakieś takie niejasne mi się wydaje…
Proponuję się oprzeć nie na tym czego nie znamy – co będzie lub nie za 400 lat, ale na tym co się wydarzyło i można się do tego odnieść.
Pozdr.
************************
poldek34 -- 13.04.2009 - 22:24“SZUKAĆ! To rzucić się w głąb samego siebie, zanurzyć się w poszukiwanie Boga;
wynurzyć się,
by szukać człowieka.”