Widzę, że z tym poszukiwaniem normalności to trochę jak z poszukiwaniem świętego Graala.
Nie jest to problem odnalezienia jakiegokolwiek odniesienia geograficznego czy historycznego.
Poldek chciałby znaleźć go gdzieś w naszych dziejach. Trudna sprawa.
Pan Lorenzo- mniemam euroentuzjasta wskazuje inny trop –jakiś model rozwiniętej demokracji europejskiej.
Ale który?
Każdy wyrósł ze swej tradycji i historii. Mimo iż wszystkie są podobne, to różnicuje je historia i geografia. I nie znajdziemy kraju normalnego, którego wzorzec będzie nam odpowiadał, bo jesteśmy inni. Inaczej ukształtowani.
A na całkowitą uniformizację musimy jednak jeszcze poczekać.
I nie ma to nic do rzeczy poziom cywilizacyjny. I nie ma tu nic do rzeczy znalezienie jakiegoś oryginalnego lub optymalnego rozwiązania ustrojowego. Takiego nie ma. To, co funkcjonuje u nas, funkcjonuje też gdzie indziej.
A każdy kraj ma swoje problemy.
To tak jak z powiedzeniem o dzieciach: większe dzieci, większe problemy;)
Zaprawdę powiadam wam święty Graal nie istnieje:)
I rozumiem pojawiające się hasło: powrót do normalności. I tęsknotę za nią
Powtarzam, co pisałem już wcześniej, normalnie było i za Milera i za Buzka i za innych premierów, w tej krainie geograficznej i w tych granicach państwowych.
I nie znaczy, ze ja to akceptowałem i nie znaczy, że ja usatysfakcjonowany byłem poziomem rozwoju.
Bo na ogół nie byłem. Ale nie histeryzowałem, tak jak i inni nie histeryzowali.
Wówczas poziom emocji publicznej był niski.
Nikt nikomu nie wmawiał, że to Armagedon: walka na śmierć .
Totalna walka totalnego dobra z totalnym złem
Nie utwierdzaliśmy się nawzajem w tym przeświadczeniu.
Bo scena polityczna była normalna. Skomponowana tak jak sceny polityczne w całej Europie.
Czyli była jakaś tam lewica, jakieś tam centrum i jakaś tam prawica.
Po całkowitej kompromitacji lewicy nastąpiła homogenizacji sfery publicznej.
Praktycznie istnieje tylko prawa strona, która zasadniczo niczym się od siebie nie różni.
I stąd to ciągłe stymulowanie publiczności do akcji. Akcji nie mającej nic wspólnego z normalną konkurencją polityczną- konfrontacją programową.
Walczymy o konkretne twarze mniej lub bardziej estetyczne. O formę nie o treść. Odpowiednio stymulowani angażujemy się ponad zdrowy rozsądek
Nie będzie utraconej normalności dopóki nie przywrócimy tej normalności sami w sobie. I nie damy sobie wmawiać, że walczymy o coś. Bo w rzeczywistości walczymy o kogoś.
Amen
Panie Poldku i Panie Lorenzo,
Widzę, że z tym poszukiwaniem normalności to trochę jak z poszukiwaniem świętego Graala.
Nie jest to problem odnalezienia jakiegokolwiek odniesienia geograficznego czy historycznego.
Poldek chciałby znaleźć go gdzieś w naszych dziejach. Trudna sprawa.
Pan Lorenzo- mniemam euroentuzjasta wskazuje inny trop –jakiś model rozwiniętej demokracji europejskiej.
Ale który?
Każdy wyrósł ze swej tradycji i historii. Mimo iż wszystkie są podobne, to różnicuje je historia i geografia. I nie znajdziemy kraju normalnego, którego wzorzec będzie nam odpowiadał, bo jesteśmy inni. Inaczej ukształtowani.
A na całkowitą uniformizację musimy jednak jeszcze poczekać.
I nie ma to nic do rzeczy poziom cywilizacyjny. I nie ma tu nic do rzeczy znalezienie jakiegoś oryginalnego lub optymalnego rozwiązania ustrojowego. Takiego nie ma. To, co funkcjonuje u nas, funkcjonuje też gdzie indziej.
A każdy kraj ma swoje problemy.
To tak jak z powiedzeniem o dzieciach: większe dzieci, większe problemy;)
Zaprawdę powiadam wam święty Graal nie istnieje:)
I rozumiem pojawiające się hasło: powrót do normalności. I tęsknotę za nią
Powtarzam, co pisałem już wcześniej, normalnie było i za Milera i za Buzka i za innych premierów, w tej krainie geograficznej i w tych granicach państwowych.
I nie znaczy, ze ja to akceptowałem i nie znaczy, że ja usatysfakcjonowany byłem poziomem rozwoju.
Bo na ogół nie byłem. Ale nie histeryzowałem, tak jak i inni nie histeryzowali.
Wówczas poziom emocji publicznej był niski.
Nikt nikomu nie wmawiał, że to Armagedon: walka na śmierć .
Totalna walka totalnego dobra z totalnym złem
Nie utwierdzaliśmy się nawzajem w tym przeświadczeniu.
Bo scena polityczna była normalna. Skomponowana tak jak sceny polityczne w całej Europie.
Czyli była jakaś tam lewica, jakieś tam centrum i jakaś tam prawica.
Po całkowitej kompromitacji lewicy nastąpiła homogenizacji sfery publicznej.
Praktycznie istnieje tylko prawa strona, która zasadniczo niczym się od siebie nie różni.
I stąd to ciągłe stymulowanie publiczności do akcji. Akcji nie mającej nic wspólnego z normalną konkurencją polityczną- konfrontacją programową.
Walczymy o konkretne twarze mniej lub bardziej estetyczne. O formę nie o treść. Odpowiednio stymulowani angażujemy się ponad zdrowy rozsądek
Nie będzie utraconej normalności dopóki nie przywrócimy tej normalności sami w sobie. I nie damy sobie wmawiać, że walczymy o coś. Bo w rzeczywistości walczymy o kogoś.
Amen
Pozdrawiam Panów
yassa -- 15.05.2008 - 17:52