Jako starszy stopniem, zezwalam Panu na percepcję ze zrozumieniem poniższego tekściku na spocznij…
- “Napinanie się przez laika, wcześniej czy później kończy się kompromitacją, bo tak to już jest na świcie, że wszystkiego umieć nie można”.
Odpowiem Majorowi, a zawsze poprosić może kogoś inteligentnego z najbliższego otoczenia o pomoc w zrozumieniu, słowami KTT:
- „Felieton jest, jak wiadomo (okazuje się, że Majorowi niestety nie, taki to typ urody), sztuka niefrasobliwą, swawolną, beztroską. Można sobie w felietonie pogadać, pogaworzyć a nawet i pobredzić, wiedząc doskonale, że jeśli ktoś spośród tych nie obowiązujących myśli coś dla siebie wybierze i potraktuje je na serio, to dobra nasza, a jeśli będą nas łapać za słowo, można przecież zawsze się wykręcić, że to były felietonowe figle. Mimo jednak tych cudownych zalet felietonu także i tutaj, jak wszędzie, istnieje cieniuteńka linia, której przekraczać się nie zaleca (…). Poza bowiem tą granicą zaczyna się coś, co z felietonem niewiele ma wspólnego, natomiast zaczyna się kojarzyć z bałamuctwem”.
Pańska pierwsza notka, ta, na którą zareagowałem, jak i Pańska odpowiedź pod moim tekstem powinny być analizowane przez studentów pierwszego roku kierunków humanistycznych, ze szczególnym uwzględnieniem prawa. Takie słowa może wypowiedzieć tylko prawnik – niedouk, w najlepszym przypadku pracujący w banku.
Próbuje się Pan teraz wyłgać z odpowiedzialności za słowo punktując niejako probabilistyczny model swej wypowiedzi. Odkrywa Pan na nowo słówko „jeżeli”, zapominając, a mógłby Pan jeszcze przywołać choćby (…) „Textowisko miało być wspólnym przedsięwzięciem (…).
Ratuje się pan jak topielec, nie chcąc zdaje się wiedzieć, że tekst to nie tylko pojedyńcze słowa, z którymi po wyrwaniu z kontekstu można robić co się zechce, to pewien system relacji, klimat, a nawet przesłanie. Pańskim przesłaniem wyrażonym w tekście była negatywna ocena pp Igły i Sergiusza.
Dla własnego dobrostanu emocjonalnego nazywa mnie Pan laikiem który się skompromitował. Ma pan do tego bezwzględne prawo. Pan tego nie dowodzi jednak, a powinien Pan wiedzieć, że zgodnie z art.. 6 kc kc „Ciężar udowodnienia faktu spoczywa na osobie, która z faktu tego wywodzi skutki prawne” (w tym przypadku chodzi o skutki, co naturalne, polemiczno – logiczne, wszak jeśli p to q).
Powiada Pan także: – “Wychodzi więc na to, że o ile ja warunkowo napisałem o spółce, o tyle Pan, Panie Kleina, wsadził mi w usta słowa, których nie powiedziałem , czyli potocznie mówiąc, po prostu Pan kłamał. Tak więc dosyć szybko może Pan sobie swoje łgarstwa zinterpretować czy to zgodnie z kodeksem karnym czy to cywilnym”.
Czy Pan naprawdę nie kontroluje tego co pisze? Jeżeli zawodzą mechanizmy kontroli wewnętrznej, może warto pomyśleć o kontroli zewnętrznej? Jakie ja łgarstwo popełniłem, jakie słowa nie Pańskie wsadziłem Panu ponownie w usta…?
Czy pisanie jest na pewno tym, co powinien Pan robić w godzinach pracy…?
Panie Majorze!
Jako starszy stopniem, zezwalam Panu na percepcję ze zrozumieniem poniższego tekściku na spocznij…
- “Napinanie się przez laika, wcześniej czy później kończy się kompromitacją, bo tak to już jest na świcie, że wszystkiego umieć nie można”.
Odpowiem Majorowi, a zawsze poprosić może kogoś inteligentnego z najbliższego otoczenia o pomoc w zrozumieniu, słowami KTT:
- „Felieton jest, jak wiadomo (okazuje się, że Majorowi niestety nie, taki to typ urody), sztuka niefrasobliwą, swawolną, beztroską. Można sobie w felietonie pogadać, pogaworzyć a nawet i pobredzić, wiedząc doskonale, że jeśli ktoś spośród tych nie obowiązujących myśli coś dla siebie wybierze i potraktuje je na serio, to dobra nasza, a jeśli będą nas łapać za słowo, można przecież zawsze się wykręcić, że to były felietonowe figle. Mimo jednak tych cudownych zalet felietonu także i tutaj, jak wszędzie, istnieje cieniuteńka linia, której przekraczać się nie zaleca (…). Poza bowiem tą granicą zaczyna się coś, co z felietonem niewiele ma wspólnego, natomiast zaczyna się kojarzyć z bałamuctwem”.
Pańska pierwsza notka, ta, na którą zareagowałem, jak i Pańska odpowiedź pod moim tekstem powinny być analizowane przez studentów pierwszego roku kierunków humanistycznych, ze szczególnym uwzględnieniem prawa. Takie słowa może wypowiedzieć tylko prawnik – niedouk, w najlepszym przypadku pracujący w banku.
Próbuje się Pan teraz wyłgać z odpowiedzialności za słowo punktując niejako probabilistyczny model swej wypowiedzi. Odkrywa Pan na nowo słówko „jeżeli”, zapominając, a mógłby Pan jeszcze przywołać choćby (…) „Textowisko miało być wspólnym przedsięwzięciem (…).
Ratuje się pan jak topielec, nie chcąc zdaje się wiedzieć, że tekst to nie tylko pojedyńcze słowa, z którymi po wyrwaniu z kontekstu można robić co się zechce, to pewien system relacji, klimat, a nawet przesłanie. Pańskim przesłaniem wyrażonym w tekście była negatywna ocena pp Igły i Sergiusza.
Dla własnego dobrostanu emocjonalnego nazywa mnie Pan laikiem który się skompromitował. Ma pan do tego bezwzględne prawo. Pan tego nie dowodzi jednak, a powinien Pan wiedzieć, że zgodnie z art.. 6 kc kc „Ciężar udowodnienia faktu spoczywa na osobie, która z faktu tego wywodzi skutki prawne” (w tym przypadku chodzi o skutki, co naturalne, polemiczno – logiczne, wszak jeśli p to q).
Powiada Pan także: – “Wychodzi więc na to, że o ile ja warunkowo napisałem o spółce, o tyle Pan, Panie Kleina, wsadził mi w usta słowa, których nie powiedziałem , czyli potocznie mówiąc, po prostu Pan kłamał. Tak więc dosyć szybko może Pan sobie swoje łgarstwa zinterpretować czy to zgodnie z kodeksem karnym czy to cywilnym”.
Czy Pan naprawdę nie kontroluje tego co pisze? Jeżeli zawodzą mechanizmy kontroli wewnętrznej, może warto pomyśleć o kontroli zewnętrznej? Jakie ja łgarstwo popełniłem, jakie słowa nie Pańskie wsadziłem Panu ponownie w usta…?
Czy pisanie jest na pewno tym, co powinien Pan robić w godzinach pracy…?
Pozdrawiam troskliwie…
Andrzej F. Kleina -- 02.04.2008 - 06:16