Znowu spóźniony komentarz. Ja się kiedyś na swój własny pogrzeb spóźnię, mówię Pani. :)
Ale do rzeczy.
Tekst Pani jest emocjonalny, przynajmniej ja go tak odbieram. Ale to chyba dobrze. W końcu gdyby nie nasze emocje i uczucia względem czegoś lub kogoś nie różnilibyśmy się niczym od robotów.
Oryginalny nie będę, bo jak zaznaczył to już Pan Yayco, problem jest tak stary jak świat. Zawsze istniał. Teraz (tzn. ileś tam lat temu) został wyciągnięty na scenę i zaczął być dyskutowany. I te rozmowy o tabu zaburzają porządek, rytm, u wielu. Nie tylko mężczyzn zresztą.
Być może to, co zaraz napiszę, nie spotka się ze zrozumieniem ale trudno.
Owszem dostrzegam nierównowagę w agresji seksualnej, tzn. dalej jest jej więcej w stosunku do kobiet. Z drugiej strony, zdarzyło mi się oglądać podobne zjawisko, w miejscu pracy, z wektorem skierowanym w przeciwną stronę.
Spotkałem się z kobietami, które nie grzesząc wiedzą zawodową (nazywając rzecz eufemistycznie), awansowały dzięki hmm… atrybutom fizycznym. I robiły to z pełną premedytacją, kosząc rywali do awansu zawodowego z uśmiechem na ustach, dużym dekoltem i długimi, pięknymi nogami.
Kiedy któryś z kolegów (mnie też się zdarzyło) mówił takiej pani wprost: głupia jesteś kobieto, nic nie umiesz poza eksponowaniem swoich wdzięków, natychmiast zostawał ochrzczony chamem, gburem, męską szowinistyczną świnią a pani biegła się poskarżyć.
I to też jest problem, przynajmniej dla mnie. Czy rycerskość, szarmanckość wobec kobiet ma być zupełnie bezwarunkowa? Czy w dyskusji merytorycznej, zawodowej mężczyzna zawsze powinien ustępować pola kobiecie tylko dlatego, że jest kobietą? Czy potem przez kobietę, której ustąpił i pozwolił zgarnąć całą pulę nie zostanie nazwany “kijanką”? Czym w końcu jest to “równouprawnienie”? A może – czym powinno być?
Tak się zastanawiam, jak to “mężczyzna – kijanka”.
Pani Gretchen
Znowu spóźniony komentarz. Ja się kiedyś na swój własny pogrzeb spóźnię, mówię Pani. :)
Ale do rzeczy.
Tekst Pani jest emocjonalny, przynajmniej ja go tak odbieram. Ale to chyba dobrze. W końcu gdyby nie nasze emocje i uczucia względem czegoś lub kogoś nie różnilibyśmy się niczym od robotów.
Oryginalny nie będę, bo jak zaznaczył to już Pan Yayco, problem jest tak stary jak świat. Zawsze istniał. Teraz (tzn. ileś tam lat temu) został wyciągnięty na scenę i zaczął być dyskutowany. I te rozmowy o tabu zaburzają porządek, rytm, u wielu. Nie tylko mężczyzn zresztą.
Być może to, co zaraz napiszę, nie spotka się ze zrozumieniem ale trudno.
Owszem dostrzegam nierównowagę w agresji seksualnej, tzn. dalej jest jej więcej w stosunku do kobiet. Z drugiej strony, zdarzyło mi się oglądać podobne zjawisko, w miejscu pracy, z wektorem skierowanym w przeciwną stronę.
Spotkałem się z kobietami, które nie grzesząc wiedzą zawodową (nazywając rzecz eufemistycznie), awansowały dzięki hmm… atrybutom fizycznym. I robiły to z pełną premedytacją, kosząc rywali do awansu zawodowego z uśmiechem na ustach, dużym dekoltem i długimi, pięknymi nogami.
Kiedy któryś z kolegów (mnie też się zdarzyło) mówił takiej pani wprost: głupia jesteś kobieto, nic nie umiesz poza eksponowaniem swoich wdzięków, natychmiast zostawał ochrzczony chamem, gburem, męską szowinistyczną świnią a pani biegła się poskarżyć.
I to też jest problem, przynajmniej dla mnie. Czy rycerskość, szarmanckość wobec kobiet ma być zupełnie bezwarunkowa? Czy w dyskusji merytorycznej, zawodowej mężczyzna zawsze powinien ustępować pola kobiecie tylko dlatego, że jest kobietą? Czy potem przez kobietę, której ustąpił i pozwolił zgarnąć całą pulę nie zostanie nazwany “kijanką”? Czym w końcu jest to “równouprawnienie”? A może – czym powinno być?
Tak się zastanawiam, jak to “mężczyzna – kijanka”.
I pozdrawiam, jakżeby inaczej. :)
Kazik -- 25.11.2008 - 11:22