W latach 1977-1990, będąc jak i dziś ledwie letnim katolikiem, czułem się członkiem wspaniałej wspólnoty.
Teraz odnoszę wrażenie, że część ludzi tę wspólnotę tworzących postanowiła nadać jej inny, w ich pojęciu lepszy charakter, zniechęcając do udziału w niej wszystkich, którzy nie spełniają wyśrubowanych, zdefiniowanych przez nich standardów. Piszę “zdefiniowanych przez nich”, świadomy, że z oburzeniem zaprzeczą, zasypując mnie informacjami o prawdziwych autorach owych definicji, dokładnie tak, jak Ty postąpiłeś w dyskusji na swoim blogu.
Czytają ten akapit ma wrażenie jakbyś warunkował swoją wiarę i identyfikację z Kościołem wspaniałością wspólnoty. Czyli tym – jacy są inni, ta wspaniała lub teraz mało_wspaniała Wspólnota.
Zacznijmy od początku. Przynależność do Kościoła zaczyna się Chrztem: który oznacza wyrzeczenie się zła i przyjęcia Jezusa Chrystusa jako swojego OSOBISTEGO także nie tylko wspólnotowego(Kościelnego) Pana. Podczas chrztu każdy otrzymuje niezatarte znamię na duszy co oznacza szczególną łaczność z Bogiem i kanał przepływu Łaski. Który to kanał ma Kranik tylko ze strony ochrzczonego.
Problem często nijakości ludzi będących na świeczniku zniechęca, i osobom nieugruntowanym w wierze i osobistej relacji z Bogiem jest trudno akceptować taką przynależnoć “urzędową” do Kościoła. Nie pisze tego aby Cię oceniać – nie znam Cię przecież i nie mam ani podstaw ani wiedzy by to czynić.
Piszę o pewnym zjawisku jakie postrzegam, jakie rownież kiedyś i mnie dotknęło i spowodowało, że nie rozumiałem Kościoła.
Ma to dla mnie niewielkie znaczenie, ponieważ to oni (i Ty wśród nich) egzekwowania owych “nieprzemijających” standardów się domagają, a wątpiącym lub poszukującym proponują przejście do malutkiego, trzecioligowego klubu.
Napisałem tekst na ten temat i ja postrzegam kiepskie świadectwo kudzi na świeczniku jak znaki drogowe które wskazują drogę do miasta. Sami nie idą ale pokazuję... . To, że “te znaki” są czasami denerwujące, niedoskonałe.. , nie znaczy, że droga ktorą wskazują jest ślepa…. .
Stąd postanowiłem nie czekać aż oni pójdą “do miasta” ale sam się udałem w tę podróż... .
Widzisz Staszku, dla mnie ta wspólnota, to nie tylko Kościół Rzymsko-Katolicki w swoim nienaruszalnym majestacie. To przede wszystkim Naród (lub Społeczeństwo w terminologii liberalnej) w dziewięćdziesięciu kilku procentach do katolicyzmu się przyznający.
No to masz bardzo szerokie rozumienie Kościoła. Ja tej definicji nie przyjmuję gdyż Ktoś kto podziela jakąś część nauki Kościoła nie oznacza, że jest Kościołem -> człowiekiem żyjącym w osobistej relacji z Jezusem Eucharystycznym, żyjącym i ożywiającym ten Kościół.
Eucharystia to jak Krew która krąży w krwioobiegu Kościoła. Ten kto spożywa…. – jest w Krwioobiegu a więc jest W Kościele.
Jednak inni, podzielający pewną część idei, prawd, tradycji nie mogą mówić w sensie ścisłym o Kościele. Są bardziej jego może sympatykami w pewnych dziedzinach a w innych są nawet jego kontestatorami. Gdyż to oni tworzą swój prywatny obraz Kościoła, który z Tym co Zbudował Jezus na Fundamencie Apostołów nie ma wiele wspólnego… . Pamiętasz takie zdanie JEzusa skierowane do Apostołów: – “Kto Wami gardzi Mną gardzi. Kto Was Słucha, Mnie słucha…”.
Więc w moim przypadku daję sobie spokój za “tropieniem” grzechów kapłanów, proboszczów, biskupów ale Trwam przy Źródle na które wskazują i z którego rozdają Kapłani na Eucharystii innych sakramentach.
[qupte]To ludzie wszelkich zawodów i różnych poglądów politycznych; lepiej i gorzej wykształceni, inteligentni i bystrzy inaczej, bardziej lub mniej grzeszni itd. itd.
Tym wszystkim ludziom z takim samym przejęciem i wzruszeniem podaję rekę przekazując Znak Pokoju, gdy tylko moje lepsze ja zaciągnie mnie wreszcie do kościoła (rzadko, za rzadko…).
Ale jedno drugiemu nie przeczy. To, że jestem W KOściele z przekonania i wiem w co Wierzę, wiem także, że ktoś kto mówi, że Jest w Kościele ale wybiera sobie tylko to co mu odpowiada mogę mu podać znak pokoju ale nie będę udawał, że wszystko jest w porządku. Powiem mu, że Jego trwanie w Kościele jest złudzeniem .. . Możemy się nawet pokłócić. Ale sobie dobrze życzyć i żyć w przyjaźni. Jednak pewne rzeczy muszą być powiedziane. Taką mam naturę... .
Ty na to mówisz albo-albo. Ja uważam takie podejście za niesłuszne, a jego zbyt gorliwąe egzekwowanie za wyjaławiające. I Naród/Społeczeństwo, i Kościół, i Polskę...
Ja nie mówię “albo-albo” ale mówię, że nie można się oszukiwać. Wspólnota narodowa, patriotyczna, poczucie wspólnoty wynikające ze wspólnej historii, wspólnych ideałów to coś innego niż Wspólnota Kościoła a więc życie w Zjednoczeniu z Bogiem w Kościele. Źle mnie zrozumiałeś.
Ja warunkuję przynależność do Kościoła nie po deklaracjach i metryce chrztu ale w codziennym życiu -> żyjąc wg Nauki Kościoła a nie wg swoich poglądów na naukę Kościoła.
Gwoli sprawiedliwości, winą za zerwanie tych więzi wspólnotowych do których tęsknię, obarczam również inne siły i grupy społeczne. Z nimi nie mam problemu. Ich dobro wspólne nie interesuje zupełnie, a ja, podając im rękę, jeżeli jakikolwiek dreszcz odczuwam, to raczej obrzydzenia.
Z Tobą, Terlikowskim i wieloma innymi problem i owszem, mam.
Napiszę jak ja to “czuję”.
Fundamentem i korzeniem na którym opiera się Identyfikacja w Kosciele nie jest relacja do Mnie – grzesznego, Terlikowskiego – grzesznego, biskupa – grzesznego, Tomka(Merlota) – grzesznego ale poprzez relację z Jezusem Zmartwychwstałym.
To On jest pryzmatem przez który trzeba( i nie można inaczej wg mnie) patrzeć na siebie, Terlikowskiego, Poldka, i tych których widzisz w tym ogonku.
Jeśli popatrzysz na siebie innych prze pryzmat nie Jezusowy – wszystko traci sens. Grzechy lidzi wychodzą “jak szczury” z każdego kąta i człowiek traci resztki wiary.
Stąd – może to ktoś uważa za głupstwo przed którym się niepotrzebnie klęka – nie jest mozliwe (wg mnie) bycie autentyczne w Kościele bez relacji z Jezusem.
ta relacja porządkuje nie tylko moje, Twoje, ale każde życie oraz relacje z Kościołem jako Wspólnotą tu na ziemi a także Kościołem niebiańskim – tych którzy odeszli już.
Nie znam innego sposobu Tomku na to aby utrzymać się w Kościele “na dobre i na złe” niezależnie od “wspaniałości tej wspólnoty”.
Nie wiem czy komunikatywnie mi się udało – bo mi ostatnio wielu pisze, że piszę dziwnym językiem. Starałem się.
Z przynależnością do Koscioła to jak z Samochodem. Jak wyrzucisz silnik, samochód do niczego się nie nadaje. Silnikiem jest Osobista, szczera i prawdziwa relacja z Bogiem który jest Bijącym Sercem Kościoła.
Innej możliwości trwania w Kościele bez tej relacji dla mnie nie ma. Nie zagrzałbym ani minuty w tej wspólnocie bez tej relacji.
Pozdrawiam serdecznie!
p.s.
Tego “doświadczenia” każdemu szczerze życzę. Należałoby zadać pytanie jak tego dokonać. Ale to może temat na kolejny wpis… ? :-)))
Nie wiem czy są chętni i odważni, :-)))
Tomku
W latach 1977-1990, będąc jak i dziś ledwie letnim katolikiem, czułem się członkiem wspaniałej wspólnoty.
Teraz odnoszę wrażenie, że część ludzi tę wspólnotę tworzących postanowiła nadać jej inny, w ich pojęciu lepszy charakter, zniechęcając do udziału w niej wszystkich, którzy nie spełniają wyśrubowanych, zdefiniowanych przez nich standardów. Piszę “zdefiniowanych przez nich”, świadomy, że z oburzeniem zaprzeczą, zasypując mnie informacjami o prawdziwych autorach owych definicji, dokładnie tak, jak Ty postąpiłeś w dyskusji na swoim blogu.
Czytają ten akapit ma wrażenie jakbyś warunkował swoją wiarę i identyfikację z Kościołem wspaniałością wspólnoty. Czyli tym – jacy są inni, ta wspaniała lub teraz mało_wspaniała Wspólnota.
Zacznijmy od początku. Przynależność do Kościoła zaczyna się Chrztem: który oznacza wyrzeczenie się zła i przyjęcia Jezusa Chrystusa jako swojego OSOBISTEGO także nie tylko wspólnotowego(Kościelnego) Pana. Podczas chrztu każdy otrzymuje niezatarte znamię na duszy co oznacza szczególną łaczność z Bogiem i kanał przepływu Łaski. Który to kanał ma Kranik tylko ze strony ochrzczonego.
Problem często nijakości ludzi będących na świeczniku zniechęca, i osobom nieugruntowanym w wierze i osobistej relacji z Bogiem jest trudno akceptować taką przynależnoć “urzędową” do Kościoła. Nie pisze tego aby Cię oceniać – nie znam Cię przecież i nie mam ani podstaw ani wiedzy by to czynić.
Piszę o pewnym zjawisku jakie postrzegam, jakie rownież kiedyś i mnie dotknęło i spowodowało, że nie rozumiałem Kościoła.
Ma to dla mnie niewielkie znaczenie, ponieważ to oni (i Ty wśród nich) egzekwowania owych “nieprzemijających” standardów się domagają, a wątpiącym lub poszukującym proponują przejście do malutkiego, trzecioligowego klubu.
Napisałem tekst na ten temat i ja postrzegam kiepskie świadectwo kudzi na świeczniku jak znaki drogowe które wskazują drogę do miasta. Sami nie idą ale pokazuję... . To, że “te znaki” są czasami denerwujące, niedoskonałe.. , nie znaczy, że droga ktorą wskazują jest ślepa…. .
Stąd postanowiłem nie czekać aż oni pójdą “do miasta” ale sam się udałem w tę podróż... .
Widzisz Staszku, dla mnie ta wspólnota, to nie tylko Kościół Rzymsko-Katolicki w swoim nienaruszalnym majestacie. To przede wszystkim Naród (lub Społeczeństwo w terminologii liberalnej) w dziewięćdziesięciu kilku procentach do katolicyzmu się przyznający.
No to masz bardzo szerokie rozumienie Kościoła. Ja tej definicji nie przyjmuję gdyż Ktoś kto podziela jakąś część nauki Kościoła nie oznacza, że jest Kościołem -> człowiekiem żyjącym w osobistej relacji z Jezusem Eucharystycznym, żyjącym i ożywiającym ten Kościół.
Eucharystia to jak Krew która krąży w krwioobiegu Kościoła. Ten kto spożywa…. – jest w Krwioobiegu a więc jest W Kościele.
Jednak inni, podzielający pewną część idei, prawd, tradycji nie mogą mówić w sensie ścisłym o Kościele. Są bardziej jego może sympatykami w pewnych dziedzinach a w innych są nawet jego kontestatorami. Gdyż to oni tworzą swój prywatny obraz Kościoła, który z Tym co Zbudował Jezus na Fundamencie Apostołów nie ma wiele wspólnego… . Pamiętasz takie zdanie JEzusa skierowane do Apostołów: – “Kto Wami gardzi Mną gardzi. Kto Was Słucha, Mnie słucha…”.
Więc w moim przypadku daję sobie spokój za “tropieniem” grzechów kapłanów, proboszczów, biskupów ale Trwam przy Źródle na które wskazują i z którego rozdają Kapłani na Eucharystii innych sakramentach.
[qupte]To ludzie wszelkich zawodów i różnych poglądów politycznych; lepiej i gorzej wykształceni, inteligentni i bystrzy inaczej, bardziej lub mniej grzeszni itd. itd.
Tym wszystkim ludziom z takim samym przejęciem i wzruszeniem podaję rekę przekazując Znak Pokoju, gdy tylko moje lepsze ja zaciągnie mnie wreszcie do kościoła (rzadko, za rzadko…).
Ale jedno drugiemu nie przeczy. To, że jestem W KOściele z przekonania i wiem w co Wierzę, wiem także, że ktoś kto mówi, że Jest w Kościele ale wybiera sobie tylko to co mu odpowiada mogę mu podać znak pokoju ale nie będę udawał, że wszystko jest w porządku. Powiem mu, że Jego trwanie w Kościele jest złudzeniem .. . Możemy się nawet pokłócić. Ale sobie dobrze życzyć i żyć w przyjaźni. Jednak pewne rzeczy muszą być powiedziane. Taką mam naturę... .
Ty na to mówisz albo-albo. Ja uważam takie podejście za niesłuszne, a jego zbyt gorliwąe egzekwowanie za wyjaławiające. I Naród/Społeczeństwo, i Kościół, i Polskę...
Ja nie mówię “albo-albo” ale mówię, że nie można się oszukiwać. Wspólnota narodowa, patriotyczna, poczucie wspólnoty wynikające ze wspólnej historii, wspólnych ideałów to coś innego niż Wspólnota Kościoła a więc życie w Zjednoczeniu z Bogiem w Kościele. Źle mnie zrozumiałeś.
Ja warunkuję przynależność do Kościoła nie po deklaracjach i metryce chrztu ale w codziennym życiu -> żyjąc wg Nauki Kościoła a nie wg swoich poglądów na naukę Kościoła.
Gwoli sprawiedliwości, winą za zerwanie tych więzi wspólnotowych do których tęsknię, obarczam również inne siły i grupy społeczne. Z nimi nie mam problemu. Ich dobro wspólne nie interesuje zupełnie, a ja, podając im rękę, jeżeli jakikolwiek dreszcz odczuwam, to raczej obrzydzenia.
Z Tobą, Terlikowskim i wieloma innymi problem i owszem, mam.
Napiszę jak ja to “czuję”.
Fundamentem i korzeniem na którym opiera się Identyfikacja w Kosciele nie jest relacja do Mnie – grzesznego, Terlikowskiego – grzesznego, biskupa – grzesznego, Tomka(Merlota) – grzesznego ale poprzez relację z Jezusem Zmartwychwstałym.
To On jest pryzmatem przez który trzeba( i nie można inaczej wg mnie) patrzeć na siebie, Terlikowskiego, Poldka, i tych których widzisz w tym ogonku.
Jeśli popatrzysz na siebie innych prze pryzmat nie Jezusowy – wszystko traci sens. Grzechy lidzi wychodzą “jak szczury” z każdego kąta i człowiek traci resztki wiary.
Stąd – może to ktoś uważa za głupstwo przed którym się niepotrzebnie klęka – nie jest mozliwe (wg mnie) bycie autentyczne w Kościele bez relacji z Jezusem.
ta relacja porządkuje nie tylko moje, Twoje, ale każde życie oraz relacje z Kościołem jako Wspólnotą tu na ziemi a także Kościołem niebiańskim – tych którzy odeszli już.
Nie znam innego sposobu Tomku na to aby utrzymać się w Kościele “na dobre i na złe” niezależnie od “wspaniałości tej wspólnoty”.
Nie wiem czy komunikatywnie mi się udało – bo mi ostatnio wielu pisze, że piszę dziwnym językiem. Starałem się.
Z przynależnością do Koscioła to jak z Samochodem. Jak wyrzucisz silnik, samochód do niczego się nie nadaje. Silnikiem jest Osobista, szczera i prawdziwa relacja z Bogiem który jest Bijącym Sercem Kościoła.
Innej możliwości trwania w Kościele bez tej relacji dla mnie nie ma. Nie zagrzałbym ani minuty w tej wspólnocie bez tej relacji.
Pozdrawiam serdecznie!
p.s.
Tego “doświadczenia” każdemu szczerze życzę. Należałoby zadać pytanie jak tego dokonać. Ale to może temat na kolejny wpis… ? :-)))
Nie wiem czy są chętni i odważni, :-)))
************************
poldek34 -- 28.03.2008 - 19:43“Kto pyta nie błądzi…”