Wiek chrztu człowieka jest kwestią umowną i określoną. Nie rozumiem, z jakiego powodu należałoby chrzcić dziecko przed urodzeniem.
1. Wiek człowieka w chwili chrztu.
2. Z dzieckiem nie da się nic zrobić przed urodzeniem, bo wtedy mamy do czynienia z płodem. Co więcej, do XX wieku nikomu nie przychodziło do głowy nazywać płodu dzieckiem, a związku dwóch panów małżeństwem. Takie zabawy językiem nie służą porozumieniu.
Stąd też w rodzinach chrześcijańskich chrzci się dzieci w wieku niemowlęcym.
Lepiej powiedzieć „…chrzci się niemowlęta”.
Fakt zaś zaistnienia człowieka nie jest faktem religijnym ale fizycznym. Wiec nie rozumiem dlaczego Pan próbuje dezawuować ochronę życia ludzkiego w pierwszej fazie życia próbując udawać, że nie jest to życie ludzkie.
Ja nie walczę z nazywaniem przerwania ciąży błędem. nie twierdzę, że to dobre rozwiązanie, czy też środek antykoncepcyjny. Ja walczę z poglądem, że kobieta musi donosić ciążę wbrew swojej woli. To jest zupełnie inne zagadnienie. Tyle, że Pan nie widzi w kobiecie człowieka, chyba, że jest płodem. Potem ma Pan do czynienia z inkubatorem bez wolnej woli.
Życie ludzkie ma charakter ciągły a nie skokowy.
Narodziny są skokiem jakościowym, bo z fazy płodowej (niezdolnej do samodzielnego życia) przechodzi organizm do fazy ludzkiej (zdolnej do życia poza organizmem kobiety).
Przerywając życie na każdym etapie od poczęcia do naturalnej śmierci skutek jest ten sam.
Bój się Pan Boga z tą naturalną śmiercią. Jaki gatunek w naturze ginie ze starości? Przecież Pański postulat, to prośba o watahy wilków na ulicach i kto przeżyje ten szczęśliwy. No i oczywiście likwidujemy medycynę poza technikami alternatywnymi, bo to też sprzeczne z naturą! Ta naturalna śmierć, to taka sama propaganda jak nienarodzone dzieci. Termin, którego należy unikać.
jjmaciejowski
O ile mnie pamięć nie myli, to jest takie zdanie „po owocach je/ich poznacie”. Nie jest ważne czy ksiądz pościł w piątek, czy wierzy w Boga, czy co Pan uważa za ważne. Natomiast ważne jest czy człowiek (również ksiądz) służy dobru. To co Pan przedstawia jako kościół, nie służy dobru i moim skromnym zdaniem oddala ludzi od Boga. To tyle wyjaśnień.
poldek34
Wiara w Kościele nie jest wiarą w Księdza ale w Boga. A sakramenty działają „ex opere operatis” – a więc jest to moc Boża a nie kapłana.
Wiara w Boga nie wymaga przynależności do jakiegokolwiek kościoła. A sakramenty może działają, a może nie działają. Znam wiele sytuacji, gdy człowiek wierzy w sakrament, a mimo to wpływ sakramentu na jego życie i zachowanie jest żaden. Gdzie jest popełniony błąd? Założenie, że sakramenty Pańskiego kościoła są czymś specjalnym dla Boga, świadczy o pysze. Pysze tych, którym się wydaje, że mają monopol na reprezentowanie Boga. Pycha jest grzechem ciężkim. Nieprawdaż?
Łaska sakramentu więc nie zależy od Kapłana. I gdyby nawet udzielał rozgrzeszenia – czyni to Mocą Boga, i władzą daną Kościołowi a nie swoją.
Na czym Pan opiera swoje przekonanie, o boskiej mocy danej kościołowi i kapłanowi? Ma Pan na to jakąś podkładkę? Nie chodzi mi o zaświadczenie z kurii biskupiej czy kółka różańcowego, tylko jakiś dowód wybrania Kościoła Rzymsko-Katolickiego. A dlaczego Bóg miałby wybrać akurat to wyznanie? Bo Pańskie? To słaby argument…
A więc należy oddzielić w Kościele to co ludzkie od tego co Boskie i nie łączyć w jedno.
Przecież to Pan miesza Boga do spraw kościoła, a kościół do spraw Boga. A wszelkie związki między nimi istnieją tylko w świecie wiary tego kościoła. Każdy inny kościół twierdzi, że to on ma wyłączność na kontakt z Bogiem, że Bóg przemawia przez nich. Dlatego świadectwo wiernego czy kapłana jest kiepskim dowodem relacji Bóg – kościół. Może Pan postara się o jakiś cud?
jjmaciejowski
Bardzo proszę nie powoływać się na Jana Pawła II, bo nawet jeśli obaj wymienieni przeze mnie panowie mają Jego błogosławieństwo, a Pan ma certyfikat słuszności swoich poglądów, to pogarda bijąca z Pana tekstów mówi sama za siebie.
poldek34
Używa Pan szczególnego rodzaju argumentów, gdyż wbrew Pana stwierdzeniu sugeruje Pan, że wspomniani nie mają certyfikatu ale Pan go ma, skoro o certyfikacie wspomina. Na jakiej podstawie i na czym pan opiera swoje przekonania?
Nie mam żadnego certyfikatu na świętość. Co więcej nie zamierzam starać się o taki. Nie widzę potrzeby. Natomiast darzę szacunkiem Karola Wojtyłę, pomimo że nie zgadzam się z jego poglądami na temat diabła. Natomiast wielu ludzi zionących nienawiścią lubi podpierać się cytatem z Papieża. Uważam to za zwykły brak szacunku i dlatego prosiłem o nie sięganie po ten środek w dyskusji. Jedyny organ stwierdzający słuszność czy niesłuszność czegoś, w moim przypadku, to mój intelekt. Sprawność moich procesów przetwarzania informacji jest tak wysoka, że nie muszę odwoływać się do autorytetów zewnętrznych. Jeśli analiza faktów pozwala coś stwierdzić, to to robię. Nawet, jeśli wszyscy dookoła wylewają na mnie pomyje i chwalą się jak bardzo mnie nie rozumieją. (Proszę sobie poczytać dyskusję pod notką pani Renaty o wojsku komputowym.)
Jeśli wypowiadam się na jakiś temat pokazuję z jakich przesłanek wyciągam wnioski. Pan chciałby abym zapomniał o wszystkim co wiemy dotąd o życiu człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci i opierał swoje sądy o własne domysły.
Po raz drugi pisze Pan o „naturalnej śmierci” co jest cytatem z Romana Giertycha bodajże i nie świadczy pozytywnie o Pańskim myśleniu. Tak! Ja oczekuję od ludzi używania głowy nie tylko do noszenia czapki, ale także do myślenia. Wiara, że to co Panu ktoś kiedyś powiedział jest „szczyrą prawdą”, jest wiarą. Ma Pan do niej prawo, ale niech Pan nie wymaga ode mnie abym tę wiarę podzielał. Dla mnie może to być „tyż prawda” lub „gó…no prawda”. Niestety mogę mieć rację…
Panie Staszku!
Wiek chrztu człowieka jest kwestią umowną i określoną. Nie rozumiem, z jakiego powodu należałoby chrzcić dziecko przed urodzeniem.
1. Wiek człowieka w chwili chrztu.
2. Z dzieckiem nie da się nic zrobić przed urodzeniem, bo wtedy mamy do czynienia z płodem. Co więcej, do XX wieku nikomu nie przychodziło do głowy nazywać płodu dzieckiem, a związku dwóch panów małżeństwem. Takie zabawy językiem nie służą porozumieniu.
Stąd też w rodzinach chrześcijańskich chrzci się dzieci w wieku niemowlęcym.
Lepiej powiedzieć „…chrzci się niemowlęta”.
Fakt zaś zaistnienia człowieka nie jest faktem religijnym ale fizycznym. Wiec nie rozumiem dlaczego Pan próbuje dezawuować ochronę życia ludzkiego w pierwszej fazie życia próbując udawać, że nie jest to życie ludzkie.
Ja nie walczę z nazywaniem przerwania ciąży błędem. nie twierdzę, że to dobre rozwiązanie, czy też środek antykoncepcyjny. Ja walczę z poglądem, że kobieta musi donosić ciążę wbrew swojej woli. To jest zupełnie inne zagadnienie. Tyle, że Pan nie widzi w kobiecie człowieka, chyba, że jest płodem. Potem ma Pan do czynienia z inkubatorem bez wolnej woli.
Życie ludzkie ma charakter ciągły a nie skokowy.
Narodziny są skokiem jakościowym, bo z fazy płodowej (niezdolnej do samodzielnego życia) przechodzi organizm do fazy ludzkiej (zdolnej do życia poza organizmem kobiety).
Przerywając życie na każdym etapie od poczęcia do naturalnej śmierci skutek jest ten sam.
Bój się Pan Boga z tą naturalną śmiercią. Jaki gatunek w naturze ginie ze starości? Przecież Pański postulat, to prośba o watahy wilków na ulicach i kto przeżyje ten szczęśliwy. No i oczywiście likwidujemy medycynę poza technikami alternatywnymi, bo to też sprzeczne z naturą! Ta naturalna śmierć, to taka sama propaganda jak nienarodzone dzieci. Termin, którego należy unikać.
O ile mnie pamięć nie myli, to jest takie zdanie „po owocach je/ich poznacie”. Nie jest ważne czy ksiądz pościł w piątek, czy wierzy w Boga, czy co Pan uważa za ważne. Natomiast ważne jest czy człowiek (również ksiądz) służy dobru. To co Pan przedstawia jako kościół, nie służy dobru i moim skromnym zdaniem oddala ludzi od Boga. To tyle wyjaśnień.
Wiara w Kościele nie jest wiarą w Księdza ale w Boga. A sakramenty działają „ex opere operatis” – a więc jest to moc Boża a nie kapłana.
Wiara w Boga nie wymaga przynależności do jakiegokolwiek kościoła. A sakramenty może działają, a może nie działają. Znam wiele sytuacji, gdy człowiek wierzy w sakrament, a mimo to wpływ sakramentu na jego życie i zachowanie jest żaden. Gdzie jest popełniony błąd? Założenie, że sakramenty Pańskiego kościoła są czymś specjalnym dla Boga, świadczy o pysze. Pysze tych, którym się wydaje, że mają monopol na reprezentowanie Boga. Pycha jest grzechem ciężkim. Nieprawdaż?
Łaska sakramentu więc nie zależy od Kapłana. I gdyby nawet udzielał rozgrzeszenia – czyni to Mocą Boga, i władzą daną Kościołowi a nie swoją.
Na czym Pan opiera swoje przekonanie, o boskiej mocy danej kościołowi i kapłanowi? Ma Pan na to jakąś podkładkę? Nie chodzi mi o zaświadczenie z kurii biskupiej czy kółka różańcowego, tylko jakiś dowód wybrania Kościoła Rzymsko-Katolickiego. A dlaczego Bóg miałby wybrać akurat to wyznanie? Bo Pańskie? To słaby argument…
A więc należy oddzielić w Kościele to co ludzkie od tego co Boskie i nie łączyć w jedno.
Przecież to Pan miesza Boga do spraw kościoła, a kościół do spraw Boga. A wszelkie związki między nimi istnieją tylko w świecie wiary tego kościoła. Każdy inny kościół twierdzi, że to on ma wyłączność na kontakt z Bogiem, że Bóg przemawia przez nich. Dlatego świadectwo wiernego czy kapłana jest kiepskim dowodem relacji Bóg – kościół. Może Pan postara się o jakiś cud?
Bardzo proszę nie powoływać się na Jana Pawła II, bo nawet jeśli obaj wymienieni przeze mnie panowie mają Jego błogosławieństwo, a Pan ma certyfikat słuszności swoich poglądów, to pogarda bijąca z Pana tekstów mówi sama za siebie.
Używa Pan szczególnego rodzaju argumentów, gdyż wbrew Pana stwierdzeniu sugeruje Pan, że wspomniani nie mają certyfikatu ale Pan go ma, skoro o certyfikacie wspomina. Na jakiej podstawie i na czym pan opiera swoje przekonania?
Nie mam żadnego certyfikatu na świętość. Co więcej nie zamierzam starać się o taki. Nie widzę potrzeby. Natomiast darzę szacunkiem Karola Wojtyłę, pomimo że nie zgadzam się z jego poglądami na temat diabła. Natomiast wielu ludzi zionących nienawiścią lubi podpierać się cytatem z Papieża. Uważam to za zwykły brak szacunku i dlatego prosiłem o nie sięganie po ten środek w dyskusji. Jedyny organ stwierdzający słuszność czy niesłuszność czegoś, w moim przypadku, to mój intelekt. Sprawność moich procesów przetwarzania informacji jest tak wysoka, że nie muszę odwoływać się do autorytetów zewnętrznych. Jeśli analiza faktów pozwala coś stwierdzić, to to robię. Nawet, jeśli wszyscy dookoła wylewają na mnie pomyje i chwalą się jak bardzo mnie nie rozumieją. (Proszę sobie poczytać dyskusję pod notką pani Renaty o wojsku komputowym.)
Jeśli wypowiadam się na jakiś temat pokazuję z jakich przesłanek wyciągam wnioski. Pan chciałby abym zapomniał o wszystkim co wiemy dotąd o życiu człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci i opierał swoje sądy o własne domysły.
Po raz drugi pisze Pan o „naturalnej śmierci” co jest cytatem z Romana Giertycha bodajże i nie świadczy pozytywnie o Pańskim myśleniu. Tak! Ja oczekuję od ludzi używania głowy nie tylko do noszenia czapki, ale także do myślenia. Wiara, że to co Panu ktoś kiedyś powiedział jest „szczyrą prawdą”, jest wiarą. Ma Pan do niej prawo, ale niech Pan nie wymaga ode mnie abym tę wiarę podzielał. Dla mnie może to być „tyż prawda” lub „gó…no prawda”. Niestety mogę mieć rację…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 05.04.2008 - 16:43