w temacie lokalnego patriotyzmu, więc się wypowiem na temat (o tyle, o ile…), zwłaszcza, że w tekście jest tam coś i o mnie.
Wypowiem się krótko i treściwie (no proszę, czekamy, czekamy…), albowiem dałem sobie surowy zakaz otwierania gęby aż do końca grudnia i niniejszym go łamię. Dałem go zaś sobie dlatego, ze zajmuję się intensywnie tym, czym prawdziwy mężczyzna winien sie zajmować, czyli zarabianiem pieniędzy. Tu muszę uczynić w swoim klasycznie dygresyjnym stylu przypis: zawsze marzyłem o kondycji housewifie, oczywiście z 500 gwineami dochodu rocznego i z własnym pokojem, jakiś majordomus i gromadka służby obojga płci też nie do pogardzenia, no i house...
Otóż, ja się marnie nadaję do uogólnienia. Ja jestem doświadczeniem jednostkowym. Ja w przeciwieństwie do mecenasa chciałem zawsze mieć córkę. Bo mężczyźni w zasadzie mnie nudzą. Szczególnie nudzą mnie prawdziwi mężczyźni, a na tych najszczególniejszych mam objawiającą sie nudnościami alergię. Może dlatego, że w miarę nieźle znam swoje lęki, wielkie obsesje i malutkie natręctwa, przez co stosunkowo trudno przychodzi im mnie zaskoczyć. Przynajmniej strategicznie, bo co do taktycznego, to nie, owszem, zdarzało się. A ja lubię być zaskakiwany. Poza tym ci prawdziwi mają zwykle uszkodzony aparat nadawczo-odbiorczy, zafiksowany zwykle na nadawanie.
Wszystkich Panów zdolnych do tego drugiego zaskoczenia (chyba trochę ich tutaj…) serdecznie przepraszam za wysoce niesprawiedliwe uogólnienie.
Niestety, za sprawą sił wyższych (a może niższych, cholera wie…) nie będę mógł się włączyć do ewentualnej debaty. Udaję się w tundrę polować na mamuty.
PS. A tego Pana, co on chyba nie jest Chrystus, choć jest katolik i ma karabin – nie czytałem. Jest tak prawdziwy, że aż poraża swoją prawdą. No po prostu nie mogie, wybaczenia proszę.
Widzę, że dyskusja grzęźnie z wolna
w temacie lokalnego patriotyzmu, więc się wypowiem na temat (o tyle, o ile…), zwłaszcza, że w tekście jest tam coś i o mnie.
Wypowiem się krótko i treściwie (no proszę, czekamy, czekamy…), albowiem dałem sobie surowy zakaz otwierania gęby aż do końca grudnia i niniejszym go łamię. Dałem go zaś sobie dlatego, ze zajmuję się intensywnie tym, czym prawdziwy mężczyzna winien sie zajmować, czyli zarabianiem pieniędzy. Tu muszę uczynić w swoim klasycznie dygresyjnym stylu przypis: zawsze marzyłem o kondycji housewifie, oczywiście z 500 gwineami dochodu rocznego i z własnym pokojem, jakiś majordomus i gromadka służby obojga płci też nie do pogardzenia, no i house...
Otóż, ja się marnie nadaję do uogólnienia. Ja jestem doświadczeniem jednostkowym. Ja w przeciwieństwie do mecenasa chciałem zawsze mieć córkę. Bo mężczyźni w zasadzie mnie nudzą. Szczególnie nudzą mnie prawdziwi mężczyźni, a na tych najszczególniejszych mam objawiającą sie nudnościami alergię. Może dlatego, że w miarę nieźle znam swoje lęki, wielkie obsesje i malutkie natręctwa, przez co stosunkowo trudno przychodzi im mnie zaskoczyć. Przynajmniej strategicznie, bo co do taktycznego, to nie, owszem, zdarzało się. A ja lubię być zaskakiwany. Poza tym ci prawdziwi mają zwykle uszkodzony aparat nadawczo-odbiorczy, zafiksowany zwykle na nadawanie.
Wszystkich Panów zdolnych do tego drugiego zaskoczenia (chyba trochę ich tutaj…) serdecznie przepraszam za wysoce niesprawiedliwe uogólnienie.
Niestety, za sprawą sił wyższych (a może niższych, cholera wie…) nie będę mógł się włączyć do ewentualnej debaty. Udaję się w tundrę polować na mamuty.
PS. A tego Pana, co on chyba nie jest Chrystus, choć jest katolik i ma karabin – nie czytałem. Jest tak prawdziwy, że aż poraża swoją prawdą. No po prostu nie mogie, wybaczenia proszę.
Czczajnik -- 22.11.2008 - 11:09