Wystarczająco dużo Pani powiedziała, więc może się czuć Pani zwolniona z tego, że ośmieliłem się Wywołać Ją wraz z innymi do odpowiedzi :)
A propos Witwickiego… Dzieciństwo przyszłego tłumacza Dobrej Nowiny wypełniały praktyki religijne. Matka marzyła by został arcybiskupem. Oto co pisał sam Witwicki:
„...roraty, nieszpory, gorzkie żale, wotywy, sumy, błogosławieństwa, kazania, odpusty, pokutujące duchy i straszące, czterdziestogodzinne nabożeństwa, spowiedzie, komunie, różańce, msze za dusze zmarłych — Boże Wielki — ten straszny kram — upiorny zupełnie! Wieczny strach niesamowity, wieczny grzech i obawa i ciągłe rachunki sumienia i daremne postanowienia poprawy i przewlekłe modlitwy — zawsze też daremne, i ascetyczne lektury, i powołanie do stanu duchownego, pęknięcie przy nauce dogmatyki i katechizmu. To było obłąkane wszystko. I prowadziło do psychozy. Przecież ja to brałem zupełnie serio wszystko. Jak naukę, jak prawdę, jak fakty. Nie wiedziałem, że ludzie zdrowi biorą to na niby — jak poezję, jak teatr, jak kino, jak powieść, jak zabawę towarzyską, jak obrzęd, jak obyczaj, jak imieniny, ukłony, uroczyste listy, polonezy itp. Dobrze, że to przeszło. To zmora mojego życia. Jak zły sen — długoletni”.
defendo!
Wystarczająco dużo Pani powiedziała, więc może się czuć Pani zwolniona z tego, że ośmieliłem się Wywołać Ją wraz z innymi do odpowiedzi :)
A propos Witwickiego… Dzieciństwo przyszłego tłumacza Dobrej Nowiny wypełniały praktyki religijne. Matka marzyła by został arcybiskupem. Oto co pisał sam Witwicki:
„...roraty, nieszpory, gorzkie żale, wotywy, sumy, błogosławieństwa, kazania, odpusty, pokutujące duchy i straszące, czterdziestogodzinne nabożeństwa, spowiedzie, komunie, różańce, msze za dusze zmarłych — Boże Wielki — ten straszny kram — upiorny zupełnie! Wieczny strach niesamowity, wieczny grzech i obawa i ciągłe rachunki sumienia i daremne postanowienia poprawy i przewlekłe modlitwy — zawsze też daremne, i ascetyczne lektury, i powołanie do stanu duchownego, pęknięcie przy nauce dogmatyki i katechizmu. To było obłąkane wszystko. I prowadziło do psychozy. Przecież ja to brałem zupełnie serio wszystko. Jak naukę, jak prawdę, jak fakty. Nie wiedziałem, że ludzie zdrowi biorą to na niby — jak poezję, jak teatr, jak kino, jak powieść, jak zabawę towarzyską, jak obrzęd, jak obyczaj, jak imieniny, ukłony, uroczyste listy, polonezy itp. Dobrze, że to przeszło. To zmora mojego życia. Jak zły sen — długoletni”.
Pozdrawiam…
Andrzej F. Kleina -- 11.04.2008 - 08:28